-Pogadajmy - stanął nade mną Vazquez i zasłonił mi telewizor.
-Jesteś jakiś upośledzony - westchnęłam. - Mówię do ciebie po hiszpańsku: nie rozumiesz. Mówię po katalońsku: nie rozumiesz. Po jakiemu mam Ci to jeszcze zakomunikować? - warknęłam.
-Dasz mi się wytłumaczyć?
-Mam w dupie twoje tłumaczenie! - zerwałam się, a Blanco ostrzegawczo warknął. Chyba nie bez znaczenia pozostaje fakt, że miał na sobie czerwono-niebieską bluzę. Niby pies widzi na czarno-biało, ale mój chyba ma radar na barwy Barcy. Oczywiście bluza Vazqueza nie była sygnowana FC Barceloną, nawet nie była z Nike czy Adidasa.
-Pozwolisz? - syknął. - Twój pies mnie zje jeśli tylko zechce, ale daj mi powiedzieć co chcę i sobie pójdę. Wysłuchaj mnie, a więcej nie będę się do ciebie zbliżał.
-Dobra - usiadłam, a Blanco spoczął obok mnie. Chwila uwagi, a potem nara na zawsze.
-Przepraszam, że mu powiedziałem. Łudziłem się, że moja teoria o tym, że jesteś do niego przyzwyczajona jest prawdziwsza niż to, że go niby kochasz - podrapał się po głowie. - Jednak widziałem jego i widzę ciebie. Oboje przypominacie swoje własne cienie.
-Dziękuję za komplement - przewróciłam oczami.
-Jednak nie mogę zrozumieć jak taka wielka miłość nie poradziła sobie z czymś takim. Tylko się ze mną całowałaś - rozłożył ręce. - Jakbym był z laską przez cztery lata to bym jej coś takiego wybaczył! Chwilowa głupota!
-Jak widzisz nie wybaczył, potrafił tylko zerwać - szepnęłam.
-On? - zdziwił się.
-On - popatrzyłam na niego jak na wariata.
-Sarabia mi powiedział, że o ty z nim zerwałaś, ale on nie będzie o tym gadał, bo to moja wina, bo jesteście jego przyjaciółmi i w tym sporze chce być bezstronny - przekręcił oczami.
-Vazquez, pierdolisz od rzeczy. Morata mnie zostawił! - krzyknęłam a na potwierdzenie moich słów Blanco kłapnął zębami.
-Dziwne, po Madrycie krąży inna wersja.
-Kurwa - zadumałam się. - Coś mi tu nie pasuje.
-Mnie też nie - przyznał. - Zazwyczaj to powinno być tak, że laska twierdzi, że zerwała, a chłopak, że jednak on. Każdy ciągnie w swoją stronę. Wy pchacie to w drugą.
-Coś jest nie tak - wstałam i podeszłam do okna. Zapatrzyłam się w nocną panoramę Londynu i usilnie szukałam rozwiązania. Tylko nie rozumiałam co tu się właściwie dzieje.
-Jak Morata z tobą zerwał? - spytał Vazquez stojący obok.
-Wysłał mi smsa.
-Klasa - zacmokał.
-Próbowałam do niego dzwonić, ale nie odbierał. Następnego dnia ojebałam ciebie i pojechałam do Valdebebas, żeby pogadać z nim, ale on był z Carlą... - urwałam.
-Czy wiadomość od niego nie wydała ci się dziwna? - drążył.
-Była napisana... - próbowałam sobie przypomnieć. - Same małe litery i znaki interpunkcyjne. Ally pisał bardzo ładnie i poprawnie. Nawet na facebooku tak pisze teraz... - zerknęłam na Katalończyka.
-Dziwne - mruknął.
-Czemu to robisz? Czemu zasiewasz ziarno niepewności?
-Chcę się zrehabilitować - wzruszył ramionami. - Zrobiłem źle i głupio mi z tym.
-W porę i w czas - syknęłam.
Wyszłam z Blanco na spacer, musiałam wszystko przemyśleć. Nałożyłam swoją ukochaną kurtkę i wciągnęłam kaptur na głowę. W Londynie jest znacznie zimniej niż w Madrycie.
Vazquez zrobił coś czego nie powinien robić. Rozbudził we mnie nadzieję.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam zdjęcie Moraty. Uśmiechnęłam się delikatnie i nacisnęłam zielony przycisk. Czekałam na połączenie, ale nie odbierał. Spróbowałam ponownie i znowu to samo. Potem wyłączył telefon. Co jest? Mówi, że za mną tęskni, a teraz nie odbiera?
Zatrzymałam się przed jedną z wystaw i jak urzeczona wpatrywałam się w napis. Color of hope. Color esperanza. Kolor nadziei.
Jaki jest mój?
Przymknęłam oczy i widziałam zieloną murawę, niebieskie krzesełka, pomarańczowe przejścia, białe stroje... Tak bardzo chciałam być teraz w domu, wyjść na Bernabeu i cieszyć się tym co kocham. Czemu byłam taką frajerką i zepsułam wszystko jakby to był domek z kart?
-Sis? - obok mnie pojawił się Fernando. - Chcesz pogadać?
-Tak - przytuliłam się do niego i wtuliłam twarz w jego pierś. - Chcę do domu, Nando - wyszeptałam. - Nie chcę być w Londynie, nienawidzę tego miasta!
-Maleńka, wypełnij kontrakt. A jak nie chcesz to jutro jedziemy na stadion i zapłacę za zerwanie umowy, dobrze? - głaskał mnie po plecach.
-Nie - pokręciłam głową i się wyprostowałam. Nie uroniłam nawet jednej łzy, ale straszna obręcz otaczała moją pierś i zaciskała się przy każdym oddechu. - Po prostu powinnam przestać odzywać się do Vazqueza, nie odpisywać Moracie i skoncentrować się na Lucasie.
-Odzywać, odpisywać... Co zrobiłaś? - warknął.
-Potrafiłbyś żyć bez Olalli?
-Nie, oczywiście, że nie!
-A widzisz, ja bez Moraty też nie potrafię a muszę - oparłam czoło na jego piersi. - Fernando...
-Nie wiem co mam ci powiedzieć, mała. Sama naważyłaś piwa, sama je pij.
-Piję - sapnęłam.
-Nie pokochasz Lucasa, Unice - westchnął. - Próbowałem się oszukiwać, ale to nie ma sensu. Jesteś z nim i dajesz mu złudną nadzieję.
-Pokocham - powiedziałam twardo. - Zobaczysz. Będę z nim zajebiście szczęśliwa! Aż do porzygu!
-Unice - jęknął.
-Pa! - cmoknęłam go w policzek i odeszłam. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Lucasa.
~Cześć, kochanie! - powitał mnie radośnie.
-Mam ochotę na film. U mnie czy idziemy do kina?
~Zaraz będę i zdecydujemy, co?
-Dobrze - uśmiechnęłam się sama do siebie. - Czekam, pa!
Zapomnę o Moracie, Vazquezie i spróbuję w końcu żyć! Mam chłopaka, świetną robotę i mogę zacząć od nowa.
ORIOL: Vazquez wyprowadził się do hotelu. Co mu zrobiłaś?
UNICE: Wyjątkowo nic.
Chociaż jeden problem z głowy.
Nando strzelił w ostatnim meczu dwa gole! DWA!
I co? Łyso Wam, niedowiarki?
Poza tym Fer tak mi się niebezpiecznie tłucze w głowie... Dobrze, że mam do napisania dwie prace zaliczeniowe :)
W następnym odcinku... Wracamy do Madrytu!
Ferdziu by nie trafił? FERDZIU?! Człowiek w masce? No proszę Cię ... :D No ale! Vazquez trochę odkupuje swoje winy za co ma nareszcie plusa ode mnie. Niech ta Unice wraca do Madrytu i wszystko wyjaśnia, bo mimo iż lubię Londyn to trochę za zimno się już zrobiło nie uważasz bejbe? :D No to do następnego!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział! Choć ten jeden, jedyny raz Vazguez zrobił coś dobrego dla Unice. Nie tylko wyprowadził się z hotelu, ale podsunął bardzo interesujące spostrzeżenie dotyczące zerwania dziewczyny z Moratą. Nic dziwnego, że panna Torres tęskni za Madrytem. Szkoda tylko, że ona okłamuje się! Na pewno nie będzie szczęśliwa z Lucasem, skoro kocha swojego Alvaro. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńNareszcie powrót do Madrytu! :D Czyli nie Vazquez? To kto? Kurde, już nie mogę się doczekać następnego :D
OdpowiedzUsuńej, kolejny! ;c
OdpowiedzUsuń