Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

31. Wróć, wróć...

Benzema postawił mnie, gdy weszliśmy do sali vipowskiej.
-Nie musisz dziękować - poprawił bluzkę.
-Karim - usiadłam na najbliższej kanapie. Było mi słabo. Nie tylko od widoku, dotyku czy zapachu Moraty, ale od tego co powiedział.
-Dobrze się czujesz? - doskoczył do mnie Mesut.
-On powiedział, że to ja go rzuciłam - wyszeptałam. - Ale przecież to nie ja, sami widzieliście - jęknęłam.
-Za dużo wypił i mu się powaliło coś w bańce - zawyrokował Benzema.
-Dziwne - mruknął Ozil, który totalnie olał wypowiedź kumpla.
-Chcę już stąd wyjść - wstałam.
-Ale zaraz północ! - zawołał Francuz. - Idziemy na dach! - złapał mnie za rękę i wepchnął do windy. W środku nałożył na mnie swoją skórzaną kurtkę i wyszliśmy na zewnątrz. Było zimno jak diabli, ale co miałam zrobić? Nie da się wyrwać Karmowi, próbowałam nieraz.
Byli tu chyba wszyscy ludzie z klubu.
-Unice, Unice, Unice! - Jese z Derikiem zaczęli wokół mnie skakać, a może raczej śpiewać i tańczyć do tylko sobie znanej melodii.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam im bić brawo.
-Proszę - Mesut podał mi kieliszek szampana.
-10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1... HAPPY NEW YEAR! - ryknęło towarzystwo. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona, odwraca o sto osiemdziesiąt stopni i naciera swoimi ustami na moje. W pierwszej chwili się wystraszyłam, ale potem mój mózg stracił panowanie nad ciałem, stery przejęło serce... Jest tylko jeden osobnik o tak pomarańczowym zapachu i tak słodkich wargach. Oddałam pocałunek z pasją o jaką bym się nawet nie podejrzewała. Rzuciłam kieliszek gdzieś w bok i zarzuciłam mu ręce na szyję. Serce waliło mi jak po najszybszym sprincie, nogi miałam jak z waty, a w brzuchu brykała sobie banda motyli.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Królewno - szepnął Ally, gdy na chwilę się ode mnie oderwał, żeby zaczerpnąć powietrza.
-Szczęśliwego - wyszeptałam, ale nie otwierałam oczu. Przesunęłam ręce na jego tors i prawą dłoń położyłam mu na sercu. Waliło jak szalone, w tym samym rytmie co moje.
A potem w torebce rozdzwonił mi się telefon. Wyłuskałam go i oboje spojrzeliśmy na wyświetlacz: LUCAS ;).
-Teraz jestem tym drugim? - uśmiechnął się delikatnie.
-Właśnie zrobiłam mu to samo co tobie - przygryzłam wargę.
-Mnie to zrobiłaś kilka razy, więc jemu też możesz - zignorował połączenie, ujął moją twarz w dłonie i znowu pocałował. - Spałaś z nim?
-Pojebało cię, Morata?! - prychnęłam, a jego oczy zalśniły radośnie. Jeżeli chłopcy mówili, że moje spojrzenie było jak u nieboszczyka, to Ally miał identyczne. Do tej chwili, bo teraz błyszczały jak dawniej.
-Wróć do Madrytu - poprosił. - Zapłacę każdego funta za zerwanie umowy, ale wróć - pogłaskałam go po policzku, bo w pierwszej chwili mnie rozczulił, ale potem się we mnie zagotowało. Po raz pierwszy od miesiąca poczułam jak moje wnętrzności rozpala ogień gniewu.
-Teraz wróć, co? - syknęłam. - Najpierw się zastanów co robisz, a nie odpierdalasz takie cyrki! Do mnie się rzucałeś, że najpierw robię, a potem myślę! Sam nie jesteś lepszy - odepchnęłam go od siebie i wsiadłam do windy. Gdy byłam na dole zadzwoniłam do Lucasa, w końcu muszę mu pożyczyć wszystkiego najlepszego.


Leżałam na swoim łóżku i głaskałam za uchem Blanco.
-Mogę? - Do środka zapukał i zajrzał Lucas. Blanco warknął ostrzegawczo na co Brazylijczyk stanął jak wryty.
-Pewnie - skinęłam głową, ale Blanco warknął ponownie. - Uspokój się - powiedziałam do niego.
-Nigdy na mnie nie warczał - usiadł obok mnie, ale po przeciwnej stronie niż pies.
-Wiem - cmoknął mnie w usta, ale nie poczułam kompletnie nic. Pewnie jakby pocałował mnie Oriol przeszłoby przeze mnie więcej emocji.
-Jak Sylwester? - objął mnie ramieniem.
-Dobrze - mruknęłam, a na potwierdzenie moich słów telefon wściekle zawibrował.

BENZA: Ale się w siebie wessaliście!


Boże, czemu każesz mnie przyjaciółmi, którzy przypominają mi wszystko po miliard razy dopóki nie znajdą sobie nowego tematu?
-Karim Benzema? - upewnił się Lucas.
-Znasz francuski? - przycisnęłam telefon do piersi.
-Nie, a co? Karim nie mów po angielsku?
-Mówi - odetchnęłam z ulgą i mogłam spokojnie odpisać, bo Benza pisał do mnie wyłącznie w swoim ojczystym języku. Co się będzie wysilał jak i tak go rozumiem, nie?

UNICE: Odwal się, bambusie!
BENZA: Rzuć wszystko w cholerę i wracaj, ślimaku!
UNICE: A skąd wiesz, że chcę wracać?
BENZA: Zizu mówi, że kto raz był Królewski będzie nim do końca życia i zawsze będzie chciał wrócić. Stąd! Zresztą wiesz to lepiej ode mnie.
UNICE: Spadaj!
BENZA: Przecież go kochasz, a on kocha ciebie! Unice, jak mam się zakochać jak dajesz mi taki przykład?!
UNICE: Czy ja jestem Twoją Matką, że mam Ci dawać przykład?!
BENZA: Ale jesteś moją przyjaciółką!
UNICE: Zaraz dostaniesz.
BENZA: Czekam na to, ale musisz się pofatygować osobiście
.

Rzuciłam telefon na stolik i przytuliłam się do Lucasa.
-Zostań na noc, nie lubię spać sama - szepnęłam.
-Serio? - pogłaskał mnie po policzku.
-Serio - pokiwałam głową.
-Dobrze. Wiesz, patrząc na ciebie dochodzę do wniosku, że nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty - popatrzył na mój strój. Miałam na sobie niebieską bluzkę z herbem Realu, granatowe spodenki też z herbem i klubowe getry. Nie musiałam dziś iść do pracy.
-Jestem fenomenem na skalę międzynarodową - puściłam mu oczko.
-Wiesz - spojrzał na zegarek. - Muszę coś załatwić, ale wpadnę wieczorem - pocałował mnie i zeskoczył z łóżka. - Pa!
-Do zoba - mruknęłam i sięgnęłam po komputer. Zalogowałam się na facebooka i westchnęłam. Włączyłam informacje i jak zaczarowana wpatrywałam się w krótkie zdanie: Zakończenie związku z: Alvaro Morata.
Nie wiem ile bym tak patrzyła, gdy na ekranie wyskoczyło mi okienko z wiadomością.

Alvaro Morata
cały czas nie rozumiem co zrobiłem nie tak


Unice Torres
mogę powiedzieć to samo


Alvaro Morata
faktem jest, że nie mogę przestać o Tobie myśleć, chociaż byłem na etapie zapominania


Unice Torres
to wróć na ten etap


Alvaro Morata
myślisz, że tak łatwo zapomnieć Twoje truskawkowe usta? Te, które całowałem kiedy chciałem przez ponad cztery lata?


Unice Torres
wzajemnie, Morata! Tylko ja bym powiedziała, że mnie prześladuje pomarańcza


Alvaro Morata
tęsknię za Tobą


Unice Torres
przestań


Alvaro Morata
próbowałem! chciałem, ale mamy takich cudownych przyjaciół, że pomogli nam się spotkać!


Unice Torres
podziękuj im


Alvaro Morata
Unice...


Unice Torres
Ally, proszę Cię. Daj mi zapomnieć i żyć dalej. Nie mogę się ciagle odwracać za siebie i ciągnąć czegoś co powinno być przeszłością. Zdecydowałeś raz i niech tak będzie. Ponoszę pełną odpowiedzialność za to co zrobiłam. Cześć.


Szybko wyłączyłam facebooka i opadłam na poduszki.
Czemu to jest takie trudne?



Cristiano ;*
Kocham Cię, ziom! Zwłaszcza, że mój cudowny braciszek jest do niego podobny. Ten sam błysk w oku, uśmiech... buty :D


Buziole dla moich spostrzegawczych czytelników! Gdybym mogła dałabym Wam medal :D ale nie powiem komu, poza tym to nie koniec niespodzianek. Zaskoczy nas jeszcze zacny Vazquez, o Unice nie wspomnę :D


WESOŁYCH ŚWIĄT!

30. Próba zrozumienia.

Nie chciałem tego Sylwestra. Wolałbym pograć na konsoli, napić się piwa i olać głupią tradycję żegnania starego roku i witania nowego. Moje życie nie zmieni się przez inną cyferkę w dacie.
Jednak Jese był nieustępliwy. Jęczał, spał i dręczył mnie tak długo aż ustąpiłem. Swoje trzy gorsze dołożyła Marta, która uważała, że nie powinienem siedzieć sam.
Pomyślałem, że skoro Jese chce jechać do Paryża w ślad za Benzemą i Ozilem spotkam tam Unice, ale kilka dni po świętach na jej facebooku pojawiła się informacja, że chodzi z Lucasem Piazonem... Przecież to logiczne, że Sylwka spędza się ze swoim chłopakiem, nie?
Otóż dla Unice nic nie jest logiczne, moja wina, przeoczyłem to. Zaskakujące jak szybko można przegapić coś co jeszcze nie tak dawno było dla mnie oczywiste jak to, że niebo jest niebieskie.
Patrzyłem teraz na kobietę swojego życia jak rozmawia z Rodriguezem i nie mogłem zrobić nawet kroku.
Moja Unice, piękna jak zawsze. Biała sukienka, szpilki, rozpuszczone włosy... Tylko ona wiedziała jak uwielbiam ją w takich strojach.
-Ally? - Carla pogłaskała mnie po ramieniu. - Wszystko dobrze?
-Tak - pokiwałem głową i usiadłem przy naszym stoliku. Wypiłem szybko drinka, którego mi podała i westchnąłem ciężko. - Unice tu jest.
-Unice Torres? - upewniła się. Na końcu języka miałem ciętą odpowiedź, ale się opanowałem i zamiast tego pokiwałem głową. - Można się było domyślić, że gdzie Benz z Ozilem tam i ona - warknęła. - Możemy już iść do hotelu.
-Chciałbym z nią porozmawiać - ciągle patrzyłem na plecy Jese, bo wiedziałem że Ona stoi przed nim.
-O czym, Ally? - spytała miękko Carla.
-Dlaczego mnie zostawiła? Skoro mówiła, że mnie kocha, że tak jej zależy... Nie zdążyłem spytać jak była ostatni raz w Valdebebas, potem pojechała do Londynu, nie odbiera moich telefonów, a teraz ten Piazon - zacisnąłem dłoń w pięść.
-Nie możesz sobie darować? Zostawiła cię i koniec. Uszanuj jej decyzję. Sam mówiłeś, że...
-Wiem! - przerwałem jej. - Wiem co mówiłem. Unice mogła się ze mną droczyć, ale gdy mówiła koniec to zawsze znaczyło koniec. Tylko ja chcę zrozumieć! - uderzyłem w stół.
-I co? Myślisz, że do ciebie wróci? Da ci buzi i będzie dobrze? - syknęła.
-Kocham ją, Carla - szepnąłem.
-Ale ona ciebie nie skoro ma już nowego chłopaka.
-Nic mnie to nie obchodzi - wstałem i ruszyłem w kierunku Jese, ale on zarywał już do jakiejś murzynki. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie widziałem jasnych kosmyków i białej sukienki. Gdzie ona jest?
Podszedłem do ściany i się o nią oparłem. Mimowolnie moje myśli powędrowały do tego nieszczęsnego 21 listopada.

Siedziałem z Alexem, Jese i Carlą, i oglądaliśmy mecz Realu z City. Alex miał za zadanie pilnować dziewczyny brata, kiedy ten święci tryumfy w Manchesterze. Gdy pokazywali na ławce Unice to zawsze się uśmiechałem. Machała, gestykulowała, coś mówiła to do Mesuta to do Callejona. Potem usiadł z nią Benzema i śmiała się jeszcze bardziej. Mecz się skończył i później jej nie widziałem. Kamera nie interesowała się ławką rezerwowych Realu i brykającą siostrą Fernando Torresa.
Napisałem sobie smsa, którego miałem zamiar wysłać jej później, ale najpierw musiałem skoczyć po kilka rzeczy na dół.

ALLY: Zapomnijmy o wszystkim. Nie chcę Cię stracić, bo kocham Cię najmocniej na świecie ;*

Wyszedłem do łazienki, a potem poszedłem na dół po kanapki, które zrobiła nam moja mama. Pogadałem z ojcem o wyniku i wróciłem na górę.
Carla siedziała na kręconym krześle przy biurku i przeglądała jakiś magazyn. Alex z Jese włączyli już konsolę i zaciekle naciskali pady. Usadowiłem się obok nich i w tej samej chwili dostałem smsa.

UNICE <3 : ally, to nie ma sensu. zdradzilam cie i nic juz nie bedzie takie jak bylo. uloz sobie zycie z kims innym, ja pojde swoja droga.

Wpatrywałem się w ekran z niedowierzaniem. Pogrzało ją? Przecież wyraźnie dałem jej do zrozumienia, że będzie dobrze!

ALLY: Kociaku? O czym Ty mówisz?! Wszystko jest OK! Dowaliłem Vazquezowi, wyżyłem się i już. Skarbie?
UNICE <3 : nie. to koniec. zapomnij o mnie! nie zblizaj sie do mnie, nie odzywaj, nie gadaj i nie dzown. najlepiej skasuj moj numer. zapomnij, ze sie kiedys poznalismy.
ALLY: Skończ te durne żarty! To nie jest zabawne, Torres!


Czekałem chwilę, a gdy się nie doczekałem odpowiedzi próbowałem dzwonić, ale nie odbierała.
-Kurwa - powiedziałem na głos.
-Co się stało? - zainteresowała się Carla.
-Unice mnie zostawiła - szepnąłem.
-Przejdzie jej - machnął ręką Alex.
-Pokaż - brunetka wzięła ode mnie telefon i przeczytała wiadomości. - Chyba jednak nie - zrobiła smutną minę.
-Fuck, fuck, fuck! - waliłem pięścią w podłogę.
-Nie martw się - pogłaskała mnie po plecach.
-Kurwa! - zacisnąłem zęby. - Kurwa!


Westchnąłem ciężko po raz kolejny i podrapałem po głowie. Ten miesiąc był najcięższym jaki przeżyłem. Przy życiu trzymała mnie jedynie piłka i kumple. Carla też była bardzo pomocna. Wspierała mnie od czasu zerwania i poświęcała dużo czasu chociaż chodziła z Nacho. Nie mogła mi jednak zastąpić Unice, nawet tego nie chciałem. Wolałem być sam niż z kimkolwiek.
Dostrzegłem jak Unice wychodzi z łazienki.
-Zatańczymy? - Carla wzięła mnie za rękę i w tym samym momencie Unice się odwróciła i spojrzała wprost na nas.
Mógłbym przysiąść, że widziałem w jej oczach łzy.
-Teraz nie mogę - wyrwałem się jej i popędziłem w kierunku blondynki. - Cześć! - stanąłem przed nią. Drgnęła przestraszona i założyła kosmyk włosów za ucho.
-Cześć - odpowiedziała.
-Jak się bawisz? - spytałem. Serce waliło mi jak szalone. Stała tu! Przede mną!
-Dobrze. Przed chwilą gadałam z Jese. Myślałam, że trochę wydoroślał a nadal ma głupkowate pomysły - uśmiechnęła się delikatnie.
-Minął tylko miesiąc od twoje wyjazdu - zauważyłem.
-A mnie wydaje się, że kilka lat - szepnęła.
-Unice - wziąłem ją za rękę.
-Muszę iść - wyrwała ją. - Jak zostanę zrobię coś czego mogę żałować, a nie chcę skrzywdzić Lucasa tak jak skrzywdziłam ciebie - dodała.
-Poczekaj, proszę - ująłem jej brodę w dwa palce i popatrzyłem w oczy. W pierwszej chwili aż się przestraszyłem. Jej szare oczy, które zawsze błyszczały figlarnie teraz były puste i smutne. - Muszę z tobą porozmawiać.
-Ally, nie mamy o czym rozmawiać. Proszę, daj mi spokój. Nawet nie wiesz ile wysiłku wkładam w to, żeby codziennie wstać i po prostu żyć.
-To czemu Lucas, czemu? - warknąłem.
-Klin klinem, Morata - odtrąciła mnie. - Ale zawsze zostaniesz tym pierwszym i marzeniem o tym, że będziesz ostatni - przejechała palcem po materiale moich jeansów dokładnie tam, gdzie znajdował się tatuaż z jej imieniem.
-Nie rozumiem! - warknąłem. - Najpierw mnie rzucasz a teraz mówisz, że jestem marzeniem o tym, że będę ostatni? - fuknąłem. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia i przez bardzo krótką chwilę błysnął w nich dawny blask.
-Co? - szepnęła. - Przecież to nie ja, to ty...
-Wódka! - zawołał Benzema, złapał ją w pasie niczym worek z piłkami i sobie odszedł. Tak mnie zaskoczył, że nawet nie zareagowałem.
Nie ona tylko ja? Jak to?
Niczego nie pojmowałem.
Chciałem ją złapać i wyjaśnić wszystko, ale nigdzie jej nie było. Benza rozpłynął się w powietrzu, z Unice pod pachą. Standard!



Tak się kocha Real, właśnie tak! :D

Może i dla mnie mój wspaniały Real Madryt nabierze nowego znaczenia? ;) oby!



Święta! Znajcie litość pana! I co? Namącił Morata, nie? hahah :D

29. Paryski Sylwester.

Sylwester. Ta noc miała być chociaż podobna do tego co miałam dotychczas. Co roku piłam z ziomami i chłopakiem. Przejście do 2013 roku skrócę nieco i zapiję japę z kumplami.
Wpakowałam kilka ciuchów do torebki i wyszłam z mieszkania. Udałam się na King Cross i wsiadłam w pociąg jadący do Paryża.
Napisałam też wiadomość do Lucasa.

UNICE : Wyruszyłam. Odezwę się jak będę na miejscu ;p
LUCAS ;) : OK, bardzo chciałbym poznać twoich przyjaciół ;]
UNICE: Poznasz, poznasz :P będziesz jeszcze miał ich dość :P
LUCAS ;) : Nie będę. Nie można mieć dość kogoś kogo ty lubisz ;]


-Zobaczymy - powiedziałam sama do siebie.

 

W stolicy Francji czekali oczywiście na mnie moi ukochani kumple: Mesut i Karim!
-Unice! - Benz przytulił mnie do siebie tak mocno, że zabrakło mi tchu.
-Hej - Ozil zaserwował mi mokrego cmoka w środek czoła.
-I co? - Benzema szturchnął Niemca. Popatrzyli na mnie bardzo uważnie.
-Ciuchy te same... - szepnął Mesut. - Buty też.
-Co to? - Karim błyskawicznie złapał mnie za rękę i wskazał zawieszkę, która machała się przy zegarku. - Co tu się tak dynda? - spytał.
-To prezent - wyjaśniłam.
-Kurwa, nie wpadłbym na to sam - warknął Francuz. - Od kogo?
-Chłopaki... - wyrwałam rękę. - Muszę wam coś powiedzieć.
-No, nie - jęknął Mesut i przekręcił oczami.
-Słuchamy, dziecko - Karim pokiwał głową.
-Chodzę z Lucasem Piazonem... - zapanowała cisza. Nikt nie drgnął, nie sapnął, nawet nie mrugnął. A potem się zaczęło...
-CO?! - wysapał się Benzema. - Pogrzało cię już kompletnie! Szare komórki ci zaparowały i nie potrafisz ich użyć?! - popukał mnie w czoło.
-Ała! - jęknęłam i się odsunęłam trąc bolące miejsce.
-Torres - powiedział groźnie Mesut. - Nie wiem jakie masz na to wytłumaczenie, ale zapewne będzie chore. Przecież kochasz Moratę! - skrzywiłam się jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. - Kochasz go, a ten młody to co? Zabaweczka?!
-Wcale nie zabaweczka! Lucas jest inny niż Ally... - urwałam, bo na tym moja wypowiedź się kończyła. Brazylijczyk był inny, ale nie lepszy.
-Czekaj, czekaj - olśniło Benza. - On jest od ciebie młodszy dwa lata! - warknął.
-Ally też był młodszy - przypomniałam mu.
-Pół roku, a nie dwa lata! - jęknął Mesut.
-Nie chcę o tym rozmawiać - założyłam ręce na piersi.
-Patrz - Ozil złapał mnie pod brodę i trzymał, żeby Karim mógł się przyjrzeć. - Widzisz oczy?
-Widzę - pokiwał głową. - Gęba może ci się szczerzyć, ale ślepia masz puste jak nieboszczyk - powiedział dobitnie. - Nie oszukasz nas - pokręcił mi paluchem przed nosem.



Wieczorem puściliśmy w niepamięć naszą wojenkę i ruszyliśmy do klubu. Wbiłam się w kremową sukienkę i wcisnęłam na nogi szpilki. Ten zestaw pierwotnie miał mi służyć na imprezę z zarządem Realu, na którą miał mnie zaprosić Morata... Jednak Morata mnie już nigdzie nie zaprosi.
Wirowałam po parkiecie prowadzona przez Karima. Byliśmy po kilku mocniejszych trunkach. Mesut właśnie ruszył na podryw, tylko patrzeć ja Benza mnie oleje i pójdzie w jego ślady.
-Unice? - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i na mojej twarzy pojawił się radosny uśmiech. Nie ten prawdziwy, ale zbliżony.
-Jese! - zapiszczałam i rzuciłam się w ramiona Kanaryjczyka. - Co tu robisz?
-Podsłuchałem gdzie będzie balował Benzema i przyjechaliśmy. Tam gdzie realowe dziewięć i dziesięć, tam najlepsza biba! - zatarł ręce. - I najwięcej cudownych dupeczek - puścił mi oczko. Jednak dawno olałam jego wypowiedź, mój mózg zatrzymał się na słowie "przyjechaliśmy". MY!
-A z kim tu jesteś? - zaciekawiłam się.
-Derik wyrwał już jakiegoś lachona, Alex ruszył na łowy, ale tamci się czają. Nie wiem - rozłożył ręce. - Jakby jeden nie mógł pilnować miednicy.
-Czego? - nie załapałam.
-Miednicy, czyli miski, czyli naszej boskiej miss Hiszpanii 2011 - zironizował.
Carla też tu jest.
-Kto jej pilnuje? - szepnęłam.
-Morata i Nacho - odparł lekko. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Ally tu jest! Z Carlą, ale jednak!
-Nawet Sylwestra nie mogę spędzić bez ciebie - burknęłam z udawanym oburzeniem.
-Przeznaczenie - poruszył zabawnie brwiami. - Słuchaj! Pod koniec lutego robię imprezę urodzinową! Chuj mnie obchodzi co będziesz robić, ale masz być! Nie będę miał już nigdy więcej dwudziestu lat!
-Pomyślę - roześmiałam się.
-Laseczka - okręcił mnie wokół mojej osi. - Wyglądasz zjawiskowo! Jakbym cię nie znał to bym zarywał! - zagwizdał.
-Jakbym cie nie znała to zgwałciłabym cię w kiblu - odparowałam.
-Jese jestem, a ty? - wyciągnął dłoń, a oczy mu rozbłysły.
-Wybacz - pogłaskałam go po policzku. W tym momencie przeszedł obok nas Nacho. Skinął mi głową ale patrzył na mnie tak wrogo, że aż mi się zrobiło zimno. W tym zatłoczonym klubie, pełnym parujących ciał, przeszedł po mnie lodowaty dreszcz! - Co w domu? - spytałam.
-Nudy - skrzywił się. - Wywiady dla RealMadridTV są nudne jak flaki z olejem bez ciebie! Ej... - mruknął i zmrużył groźnie oczy. - Nikt ci się ostatnio nie włamał na fejsa?
-Nie, czemu pytasz? - mruknęłam, bo doskonale wiedziałam czemu.
-Bo mało nie padłem, gdy wyświetliło mi się, że Unice Torres jest w związku z użytkownikiem Lucas Piazon! - sapnął. - Na początku myślałem, że to jakiś żart, a potem mnie olśniło, że wiem kto to jest... Naprawdę z nim jesteś? - szepnął.
-Naprawdę - pokiwałam głową. - Od kilku dni.
-Czemu? - zadał pytanie, które prawie zwaliło mnie z nóg. - Rozstaliście się z Moratą miesiąc temu i już masz nowego?
-Tak bywa, Jese - mruknęłam. - Im szybciej zapomnę tym lepiej.
Odsunęłam się od niego i poszłam do łazienki. Usiadłam na ławeczce w środku i westchnęłam ciężko. Klin klinem, co?

Drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i zimne powietrze wpadło do środka.
-Morata! - wrzasnęłam na całe gardło. Siedziałam na dywanie w salonie i próbowałam rozplątać światełka, które planowałam powiesić na choince.
-Wesołych Świąt! - zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział. Tato drzemał w kuchni na bujanym fotelu, a mama była w piwnicy i znosiła ogromne ilości jakiś słoiczków. - Jak ci idzie? - zdjął buty, kurtkę rzucił na schody i kucnął obok mnie.
-Jak po grudzie - westchnęłam. Rozejrzał się, ale nikogo nie było w pobliżu. Na jego słodkiej buźce pojawił się szeroki uśmiech. Pochylił się do mnie i złożył na moich ustach pocałunek. Zostawiłam światełka i objęłam go rękami za szyję. W tej samej chwili
rozlęgł się brzęk tłuczonego szkła, ale nawet nie zareagowaliśmy. Zerknęłam na Blanco, który leżał pod choinką i zdusił łapą kolejną czerwono-niebieską bombkę. Sarabia uparcie tłumaczył mi, że nie powinnam takich kupować, bo psu kojarzy się to z Barcą, a on był przecież Królewski. Na popracie swojej teorii pokazywał mi pełen komplet bąbek białych, które nie interesowały Blanco. Może coś w tym było?
-Sprzątnę! - zaoferował się Ally i podskoczył jak oparzony. Po chwili pomagał już mamie nosić jej słoiczki, a potem odśnieżył z ojcem podjazd. Na koniec, jakby tego było mało, zawiesił z Israelem światełka przed domem. Morata kocha święta, wspominałam?
-Jestem twoim prezencikiem - zakomunikował, gdy w końcu usiadł obok mnie. We włosy wplątał sobie uroczą czerwoną kokardkę i uśmiechał się do mnie uroczo.
-Fajny ten prezencik - pochyliłam się do niego i cmoknęłam go w usta.
-Jakbyś w ogóle miała jakieś wątpliwości - przekręcił oczami i szybko zawiesił rozplątane przeze mnie świecidełka. - Sylwester mamy zaplanowany?
-Sarabia mówił, że możemy iść do klubu - objęłam go rękami w pasie.
-Mam dla ciebie inną propozycję - uśmiechnął się diabelnie.
-Jaką? - zaciekawiłam się.
-Bal! - wziął mnie na ręce i okręcił wokół własnej osi. - Bal! Chcę czerwoną sukienkę, szpilki i loczki! - rozmarzył się.
-Nie wątpię, że będzie ci pasować - zachichotałam.


Wybudziłam się ze wspomnień i podeszłam do lustra. Nie będzie już balu z Moratą, teraz będzie Piazon.



rozpływajcie się ze mną!

Canalesik ;*

A w następnym odcinku... Pałeczkę przekazujemy Moracie, który nieźle namąci w głowach :D

28. Żyć dalej.

Pierwsze dni w nowej pracy nie były takie straszne, powiedziałabym, że znośne. Jeśli nie liczyć szwendającego się za mną Fernando jęczącego, że powinnam zamieszkać z nim.
-Nando! - warknęłam, gdy wyszłam już ze stadionu.
-Tak? - spojrzał mi w oczy.
-Wyprowadziłeś się z domu, gdy miałam piętnaście lat! Moją największą życiową aspiracją wtedy było wypicie kilku litrów coli, zjedzenie kilku kilogramów żelek i jak największa ilość gol strzelonych Ikerowi. Jest o pięć lat za późno na wspólne dzielenie domu, brat - wysiliłam się na spokój. - Teraz w litrach to ja piję alkohol, w kilogramach pożeram ananasy, a gole strzela mi chłopak - warknęłam i poczułam ogromny ból w sercu. - Strzelał - poprawiłam szeptem. - Nie wytrzymam patrząc na ciebie i Oli.
-Spróbuj o nim zapomnieć, co? - otoczył mnie ramieniem.
-Spróbuj, spróbuj... - syknęłam.
-Spałaś dziś coś? Masz straszne oczy - przyjrzał mi się uważnie.
-To nie jest najlepszy okres w moim życiu i jakoś sen nie jest moim najlepszym przyjacielem - wysiliłam się na zabawny ton, ale wyszedł żałosny.
-To minie - pogłaskał mnie po plecach.
-Skąd wiesz? Ciebie nigdy nikt nie rzucił - burknęłam. - Dam sobie radę - machnęłam na taksówkę i wsiadłam do pierwszej, która się zatrzymała.
Miałam dość zatroskanej miny Nando, dzikiego spojrzenia Oriola czy tych przenikliwych oczu Maty. Jedynie Oscar nie wyrażał swojego zdania... I Lucas.
Lucas. Patrząc na niego chwilami widziałam Moratę. Gdy ból niemal rozrywał mi wnętrzności miałam wrażenie, że patrzy na mnie Ally. To nic, że mówił po angielsku z portugalskim akcentem.
Piazon był mniejszą, chuderlawszą i bardziej pryszczatą wersją mojego chłopaka, byłego chłopaka.
Wysiadłam pod naszym blokiem i skierowałam się w kierunku wejścia.
-Hej! - nagle przede mną pojawił się Lucas, a ja prawie dostałam zawału.
-Czemu mnie straszysz? - szepnęłam i otarłam pot z czoła. Tak, miałam głupią nadzieję, że to Ally.
-Zapraszam na obiad! - uśmiechnął się.
-Nie jestem głodna, ale jak chcesz to zapraszam na górę - wskazałam mu drzwi. - Skoro ty tu jesteś chłopcy tez powinni już być.
-Chętnie - pokiwał głową. - A co zjemy? - ruszył za mną. Zjemy... Tak prozaiczne czynności jak jedzenie, spanie czy nawet mruganie wydawało mi się nieistotne. Wszystko mi się zawaliło, a ten mi o jedzeniu?
-Co zechcesz, a raczej co mają w lodówce - mruknęłam i weszliśmy na górę.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg okazało się, że w mieszkaniu jest jedynie Oscar.
-Mam coś dla ciebie - zwrócił się do mnie. - Zabijacz myśli - powiedział cicho, ale zrozumiałam od razu.
-Co to? - zainteresowałam się po raz pierwszy od tej nieszczęsnej środy.
-Horrory - wskazał na ławę w salonie. Leżało tam kilka płyt. - Oderwiesz się.
-Dawaj - westchnęłam i wskoczyłam na kanapę. Zrobię wszystko, żeby zapomnieć chociaż na chwilę, wszystko.



Moje dni w Londynie były do siebie podobne. Rano do pracy, czasem na trening pierwszego zespołu, potem do domu i horror. Książka albo film. Oscar siedział wiernie obok mnie. Czasem oglądał czasem spał. Moim nieodzownym towarzyszem stał się też Lucas. Chodził za mną wszędzie. Olewałam go, ale chyba nie był tym zrażony.
Nie mogłam powiedzieć, że żyję, bo nie żyłam, egzystowałam. Z minuty na minutę, z godziny na godzinę, z dnia na dzień... Aż minął miesiąc.
Święta.
Co roku spędzałam je z Moratą. Zjeżdżała się cała rodzina. Jeden dzień siedzieliśmy u mnie, drugi i niego.
W tym roku miało być inaczej, przede wszystkim miało nie być Madrytu. Ubłagałam rodziców i rodzeństwo, żeby przyjechali do Londynu i... zgodzili się. Nie wiem ile w tym zasługi Fernando, ale udało się.
Z dala od ukochanego miasta byłam inna, ale zaczynałam budzić się do życia. Żartowałam, śmiałam się, wygłupiałam z dzieciakami, a nawet standardowo pokłóciłam z Israelem o Pepsi.
-Unice, pod domem masz gościa - oznajmił mi Nando, gdy siedziałam z mamą i opowiadałam jej o tym jak to z Oriolem ubieraliśmy choinkę w naszym mieszkaniu. W sumie to były zielone butelki po piwie, a za pseudo czubek robiła butelka po wódce. Na to zawinęliśmy światełka i cieszyliśmy się jak debile.
-Ja? - zdziwiłam się, ale wyszłam. Z racji, że było już po świętach, kilka dni przed Sylwestrem, mogłam ubrać się jak chciałam, czyli w dres Realu. Pod spodem miałam czerwoną koszulkę z poprzedniego sezonu (osobista własność Karima Benzemy) i białą klubową kurtkę. Kilku rzeczy nie potrafiłam zostawić w domu. Byłam Los Blancos do śmierci.
-Cześć, Unice - powitał mnie Lucas Piazon. On w przeciwieństwie do mnie miał na sobie jeansy, zielony szalik i czarną kurtkę.
-Hej - uśmiechnęłam się. - Co tam? Nie powinieneś być w Brazylii?
-Rodzina zjawiła się w Londynie, ale tak mnie cisnęli, że dopiero dziś dałem radę wpaść do ciebie - wypalił. Trochę zbił mnie z tropu.
-Wejdziesz? Mamy pyszne ciasto! - zachwaliłam wypiek Mari-Paz.
-Dziękuję, ale nie. Mam coś dla ciebie - wyjął z kieszeni maleńkie pudełeczko. Serce załomotało mi w piersi. Ostatnio śniło mi się podobne z pierścionkiem w środku... I klęczącym przede mną Moratą. Muszę zrobić coś, żeby o nim zapomnieć!
-Ale ja nic nie mam... - jęknęłam.
-Nie trzeba, Unice - otworzył je, a moim oczom ukazała się śliczna zawieszka w kształcie piłki nożnej.
-Lucas - sapnęłam i wzięłam ja do ręki. - Dziękuję - szybko przypięłam ją do zegarka. - Dzięki - objęłam go za szyję i cmoknęłam w policzek. Gdy chciałam się odsunąć jego ramiona mocnej zacisnęły się na moich plecach. Patrzyłam mu w oczy z odległości kilku centymetrów.
-To ja dziękuję - szepnął i delikatnie mnie pocałował. Gdzieś z tyłu głowy odbiły mi się słowa Israela, które powtarzał mi całe święta: klin klinem, czym zachorowałaś tym się lecz. Chłopak za chłopaka...
Oddałam pocałunek i uśmiechnęłam się słabo.
-Trochę się boję - mruknęłam patrząc mu w oczy.
-Sprawię, że przestaniesz i zapomnisz - pogłaskał mnie po policzku. - Pozwolisz mi na to?
-Tak - pokiwałam głową. - Wejdziesz? - odsunęłam się i chwyciłam go za rękę.
Spróbuję, muszę żyć dalej. Dwudziestego pierwszego listopada świat się nie zatrzymał.


Leżałam na łóżku w koronkowej bieliźnie. Jednym światłem w ciemnym pokoju były zapalone świece. Wokół mnie roztaczał się cudowny pomarańczowy aromat.
Przeciągnęłam się leniwie i uśmiechnęłam szelmowsko. Czułam w podbrzuszu żar podniecenia.
Przy ścianie stał odwrócony do mnie chłopak i majstrował coś przy odtwarzaczu płyt. Szerokie barki, wąskie biodra i te mięśnie. Brązowe włosy w tym świetle były hebanowe.
Na stoliku obok mnie leżały niewielkie kawałki ananasa. Zachichotałam cicho.
Chłopak się odwrócił i błyskawicznie znalazł się obok mnie. Zaczął całować mnie po szyi, dekolcie, rozpiął stanik i zajął się piersiami. Jęczałam cicho błądząc rękami po jego nagim torsie.
-Jesteś niesamowita - powiedział, a ja roześmiałam się radośnie.
-Wzajemnie - pocałowałam go namiętnie. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, co nie umknęło jego uwadze.
-Chciałbym spędzić z tobą całą wieczność - zsunął trochę materiał moich stringów i przejechał palcem po tatuażu.
-Nie wzbraniam się przed tym - spojrzałam mu w oczy. Głęboka czekolada, tylko moja.
-Wyjdziesz za mnie? - szepnął.
-Tak - pokiwałam głową. - Oczywiście, Ally.


 

Usiadłam na łóżku cała zlana potem.
Znowu śnił mi się Morata! Czy ja nie mogę pójść spokojnie spać, żeby o nim nie myśleć?!





Słodziak ;) i ma włosy.

W następnym odcinku... KARIM i MESUT powracają! :D

27. Londynie, witaj...

-Witaj w Londynie! - zapiał na mój widok Nando. Miałam ze sobą walizkę wypchaną po brzegi. Nie potrafiłam zdecydować się na to co mam zabrać a co zostawić. Fernando zapewniał mnie, że Chelsea dostarczy mi nowe ubrania, ale chciałam mieć ze sobą chociaż taką niewielką część domu. Nie jest łatwo wymazać tylu lat życia i zaczynać od nowa.
-Cześć - przytuliłam się do niego, ale zamiast dostać soczystego buziaka mój braciszek zlustrował mnie spojrzeniem od góry do dołu. Miałam na sobie niebieskie adidasy, czarne dresy... koszulkę Moraty z długimi rękawami i jego granatową bluzę.
-Tak to ci nigdy nie przejdzie - wziął moją walizkę i ruszyliśmy do samochodu. Na smyczy prowadziłam Blanco. Nie wyobrażałam sobie zostawić go samego nawet pod doskonalą opieką rodziców!
-A skąd wiesz, że chcę, żeby mi przeszło? - szepnęłam i wsiadłam do auta. Zapięłam się pasem i westchnęłam cicho.
-Unice! - oburzył się.
-Torres, jak nie zamkniesz pyska to wysiadłam i nie będę z tobą mieszkać! - warknęłam.
-A niby z kim będziesz, co? - prychnął.
-Z Oriolem. Gadałam z nim wczoraj.
-Ty wiesz z kim on mieszka?! - zapowietrzył się.
-Wiem - pokiwałam. - Z Oscarem i Matą. Mają dla mnie pokój.
-Nie zgadzam się! - burknął.
-Nando, nie wkurwiaj mnie bo i tak od kilku dni chodzę jak bomba! - wysyczałam.
-Wahania nastrojów? Może jesteś w ciąży? Moracie się na koniec omsknęło! - fuknął. Policzyłam szybko w myślach.
-Nie ma opcji.
-Zabezpieczaliście się chociaż? - wystraszył się.
-Nie, liczyliśmy na to, że uda mu się wycofać. Liczyłam mu pchnięcia - zironizowałam, a on się uśmiechnął.
-Wraca moja sis - powiedział zadowolony.


Przywitałam się z maluchami, pogadałam chwilę z Olallą i z walizką w bagażniku nandowego samochodu udaliśmy się na Stamford Bridge - moje nowe miejsce pracy.
Podpisałam umowę. Kontrakt zobowiązywał mnie do płatnego, trzymiesięcznego stażu w ChelseaTV... Kwota była trzykrotnie wyższa niż ta, którą dostawałam od RealMadridTV i tam też byłam zatrudniona jako stażystka, bo studiowałam dziennie.
Po całej imprezce i zapoznaniu mnie z obowiązkami Fernando z kwaśną miną zawiózł mnie do mieszkania Oriola... Przepraszam, apartamentu.
Cztery sypialnie, ogromny salon, kuchnia, jadalnia, siłownia, sauna, sala kinowa. W dupach się poprzewracało od nadmiaru kasy.
-Lokum przeznaczone dla singli! - klasnął w dłonie Romeu.
-Dajemy tu czadu - dodał Juan, a Nando zmierzył go morderczym spojrzeniem. Postawił przy drzwiach moją walizkę i ogromną torbę z ciuchami do pracy.
-Dzwoń - cmoknął mnie w czoło i wyszedł.
-Jak tam? - zagadnął mnie Oscar. Spojrzałam na radosnego Brazylijczyka i wymusiłam uśmiech.
-Wybaczcie, ale muszę odpocząć - wepchnęłam swoje graty do swojego pokoju. - Zawołajcie mnie na kolację.
-Jaką kolację? - zdziwił się Romeu.
-Tą, którą idziesz robić na moje powitanie - posłałam mu całusa w powietrzu i zamknęłam za sobą drzwi.
Ściany były błękitne, meble miodowe, a łóżko granatowe. Blanco umościł się na jednej z poduszek i przymknął oczy. Zmęczył się podróżą, biedaczek.
Rozpakowałam się bardzo starannie i usiadłam na szerokim parapecie. Włączyłam laptopa i jęknęłam. Na tapecie znajdowało się zdjęcie Moraty w samych kąpielówkach. Rozkładał ramiona, a jego mina mówiła "wakacje, bejbe". Wakacje...
Szybko zmieniłam tapetę na logo Realu i zajęłam się przeglądaniem materiałów, które dostałam od nowego szefa. Muszę zabić myśli.


Morata wszedł do pokoju z różową płachtą matadora na ramieniu. Rzucił ją na fotel i usiadł obok mnie na łóżku.
-Pomacham tym jak Raul! - powiedział zadowolony i cmoknął mnie w policzek.
-Niby kiedy? Awansowaliście już do drugiej ligi, o pierwszej nie ma nawet mowy - zdziwiłam się. - Euro czy Mundial też nie wchodzą w grę. Gdzie chcesz tym machać?
-Jak ukatrupię Vazqueza to machnę nad jego ciałem - odparował. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Przecież Vazquez się nie liczy...
-Ale ośmielił się wystartować do konkursu - warknął. - Torres, powiedziałem ci, że nie oddaję tak łatwo tego co moje. Prawda? - potarł nosem moje ramię.
-Nie, nie oddajesz. Wypierdalasz przez okno, Morata! - warknęłam.
-Unice - pchnął mnie na łóżko i zawisł nade mną. - Powiedz to - szepnął.
-Co? - mruknęłam.
-Powiedź.
-Kocham cię.
-A to - gwałtownie zsunął ze mnie dresy i odsunął bokserki ze sporej części podbrzusza. - To - przejechał palcem po tatuażu, gdzie literki układały się w jego imię. - Ma ci przypominać, że jestem pierwszym i ostatnim. Najprościej mówiąc: jedynym w tym miejscu. Tak? - wsunął mi swoją dłoń między uda. Moje ciało błyskawicznie wygięło się w łuk, a z ust wydobył się jęk.
-Tak - przygryzłam wargę.
-Jakbyś kiedyś miała wątpliwości Torres: wrócę po ciebie. Możesz wyjechać do Kalifornii czy Australii, ale ja i tak po ciebie przyjadę.
-To czemu jeszcze nie przyjeżdżasz? - objęłam go ramionami za szyję.
-Nie mogę - pocałował mnie delikatnie. - Kocham cię, kociaku.
-Zabierz mnie stąd - wpiłam się zachłannie w jego usta, a nasze języki się połączyły.

 

-Unice! Kolacja gotowa! - Oriol załomotał w drzwi. Wystraszona mocniej przytuliłam do piersi poduszkę.
Nadal siedziałam na parapecie opierając twarz o szybę. Nawet nie wiem kiedy położyłam laptopa na podłodze.
To wszystko to był tylko sen? Głupi sen?
Odwinęłam spodnie i przejechałam palcami po tatuażu.
On nie wróci. Jak powiedział, że to koniec to nic nie zrobię. Ally świat postrzega prosto. Czarne jest czarne, białe białe, a koniec to koniec.
A ja będę do końca życia sama, bo nikogo nie pokocham jak jego. Nikogo.
Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Usiadłam przy stole i spojrzałam na chłopaka, który siedział naprzeciwko mnie.
Wytrzeszczyłam oczy i załapałam się za serce.
Ally!
Ally!
Ally!
Dopiero po chwili mój otumaniony bólem i tęsknotą rozum załapał, że to nie Morata, ale chłopak do niego podobny.
-Cześć, jestem Lucas - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Pikawa łomotała mi jak szalona. Jeszcze trochę to wyskoczyłaby mi gardłem.
-Unice - wysiliłam się na uśmiech.
-Nowa reporterka w ChelseaTV? Wiem, Oriol mi mówił. Opowiadał też, że znacie się od dziecka, bo jeździliście razem na obozy piłkarskie - nawijał. Zmierzyłam Romeu morderczym spojrzeniem. Opuściłam gadatliwego Callejona, wpadłam w łapska gadatliwego Oriola!
-Prywatnie siostra Fernando Torresa - dodałam. - Ale to pewnie już wiesz - przekręciłam oczami.
-I dziewczyna Alvaro Moraty - wypalił, a mnie zrobiło się zimno.
-Była - mruknęłam i wsadziłam sobie do ust kanapkę.



Dziś Nando. Tyle się zmienia, a ja nadal go kocham ;) Mój pierwszy piłkarz, a pierwszych razów ponoć się nie zapomina.

26. Bye, bye amore.

Bardzo lubię wyjazdy z chłopakami. Najpierw ganianie się po hotelu i wojna o pokoje, potem wojna o miejsce w autokarze, a na końcu wojna o wychodzenie na boisko.
Mou pozwolił mi usiąść na ławce. Miałam się tylko zachowywać. No problemo, Mister!
Usiadłam sobie z Callejonem i Ozilem i żywo komentowaliśmy. W końcu Calleti wskoczył na miejsce Modricia, a Benzema przeczłapał z bolącą nogą i golem na koncie.
-Zerwę z Moratą i znajdę sobie jakiegoś piłkarza, który lepiej rokuje na przyszłość - powiedziałam poważnie. Karim zakrztusił się wodą, którą pił.
-Teraz go rzucisz? To po co był ten ryk, że tak go kochasz? - warknął.
-Benza - westchnęłam z politowaniem. - Znamy się tyle lat, a ty nadal mi we wszystko wierzysz - zachichotałam.
-Widzę, że humor ci wrócił - uśmiechnął się Mesut.
-Mam nadzieję na lepsze jutro - puściłam mu oczko. - Czemu latacie w tych śmiesznych gatkach? Zimno wam w przyrodzenie? - spytałam. - Ally też w tym pomyka!
-On woli, żebyś ty mu jajka wytrzęsła - zarechotał Benzema. - Ciekawa sprawa, że ciągle je ananasy.
-Benza, jesteś zboczony! - zachichotałam.
-Ale to nie ja jem ananasy - przekręcił oczami.
-Może jakbyś zaczął to byś znalazł laskę?
-Ale ja tego nie lubię! - skrzywił się z obrzydzeniem.
-A kto powiedział, że Ally lubi? - poruszyłam sugestywnie brwiami.
-Oni lubi co innego - szturchnął mnie.
-Więc się poświęca i je co trzeba - pokazałam mu jęzor i poczułam jak telefon mi wibruje.

ALLY ;*** : przemyslalem to. nie chce tego ciagnac. to koniec. przegielas.

Przeczytałam i totalnie mnie przytkało. Chłopaki widząc moją winę jak na komendę zerknęli mi przez ramię.
-O kurwa! - wyrwało się Karimowi.
-Odpisz mu! - ponaglił mnie Mesut.

UNICE: Przecież mówiłeś, że... Miało być już dobrze!
ALLY ;*** : zmienilem zdanie. nie mam pewnosci, ze skoro zrobilas to raz nie zrobisz drugi. daj mi spokoj, nie pisz, nie dzwon, zapomnij o mnie. nie chce ryzykowac, ze sie puscisz.
UNICE: Morata! Zwariowałeś?!


-O fuck! - sapnęłam i aż mi się słabo zrobiło. Czekałam, ale nie odpisał. Jak zadzwoniłam to nie odbierał. - Jak to zapomnij? - jęknęłam.
-Puścisz? - szepnął Mesut.
-On w ogóle zna takie słowa? - warknął Karim.
Nacho patrzył na mnie dziwnie, ale nic nie mówił.
-Co? - warknęłam. - Fernandez, co się tak lampisz?
-Nic - pokręcił głową i w tym momencie mecz się skończył. Ledwo wstałam zaczął dzwonić mój telefon. Szybko odebrałam, ale spotkało mnie rozczarowanie.
~Morata cię zostawił? - spytał Nando.
-Co? - szepnęłam i usiadłam.
~Zmienił status na fejsie... Wiem, że to może słabe źródło informacji, ale wy nigdy nie bawiliście się w jakieś "to skomplikowane" czy tym podobne pierdoły.
-Zostawił mnie - jęknęłam. - Nando, jak ja mam żyć bez niego?! - zachlipałam. - Real i Madryt bez niego to nie to! - zawyłam.
~Wsiadaj w pociąg do Londynu i bierz ten staż w ChelseaTV - powiedział bardzo stanowczo.
-Nie - jęknęłam.
~A co będziesz robić? Patrzeć jak znajduje sobie nową laskę? Cierpieć? Unice, nie bądź głupia! Skoro cie zostawił to jest ostatnim frajerem! - wrzasnął, a sterczący obok mnie Benza pokiwał głową. - Przecież bez niego też da się żyć!
-Nie da - przytuliłam się do Francuza. - Nie da!
~Ale musisz! Świat się nie skończył! Ziemia nie przestała kręcić! Unice, weź się w garść!
-OK - szepnęłam i się rozłączyłam.
-Jedź - szepnął Mesut.
-Spróbuj od nowa - Karim pocałował mnie we włosy.
-Benza, czemu ty mnie nie rozkochałeś w sobie te trzy lata temu? - zaszlochałam.


Stałam przed stadionem Manchesteru City i nie mogłam się zdecydować. Do autokaru i do Madrytu, czy na pociąg i do Londynu.
Ally mnie zostawił.
Zostawił.
-Singielka - szepnęłam smakując nowego słowa. - Unice Torres, singielka - wzdrygnęłam się. Gdy dowiedziałam się, że istnieje słowo "singiel" od dawna byłam z Moratą.
Powinnam wrócić i jeszcze dopierdolić Vazquezowi za jego długi jęzor! I pogadać z Allym!
Ruszyłam do autokaru, a Benza na mój widok wyskoczył ze swojego siedzenia i wypchnął mnie za drzwi.
-Co ty wyprawiasz?! Zaraz odjeżdżamy! Londyn to w drugą stronę! - machnął ręką.
-Londyn nie zając, zaczeka - popchnęłam go. - Najpierw muszę wykastrować Vazqueza, a potem pogadać z Moratą.
-Jestem z ciebie dumny! - uścisnął mnie aż zabrakło mi tchu.
-Benzema! - zawołał Mou. - Zaraz jej oczy na wierz wyjdą. Siadaj i się uspokój!
Wykonaliśmy polecenie, zajęłam miejsce przy oknie i ciężko westchnęłam.
Rozjebałam sobie życie, bo mi się, kurwa, emocji chciało!


Po powrocie do Madrytu przenocowałam u Benzemy. Rano skoczyłam do domu, przebrałam się i pojechałam na trening Getafe. Nogi mu z dupy powyrywam, a język wrzucę do Atlantyku!
Wyglądałam jak żywcem wyciągnięta z treningu Realu (na który miałam rozkaz udać się potem). Mocniej nasunęłam na głowę czapkę, żeby nikt mnie nie rozpoznał. Wśród Królewskich jest wiele dziewczyn!
-Unice? - szepnął Pablo na mój widok.
-Gdzie on jest? - warknęłam.
-Kto? - patrzył na mnie przerażony.
-Zniszczę go w tym momencie - zakasałam rękawy.
-Torres, gdzie się wybierasz? - zawołał za mną Pedro Leon, ale go zignorowałam. W mojej głowie był tylko krwawy plan.
Vazquez stał z boku boiska i zawiązywał troczki przy spodenkach.
-Zadowolony jesteś?! - syknęłam i uderzyłam go dłonią w tors. Zaskoczony zrobił krok do tyłu.
-Unice? Cześć! - uśmiechnął się.
-Nienawidzę cię - szepnęłam. - Życzę ci wszystkiego co najgorsze, żeby piekło cię pochłonęło! Przeklinam dzień w którym zobaczyłam twoją obślizgłą mordę, przybłędo! - splunęłam.
-Jakbym chciał dawno byłabyś zaliczonym nazwiskiem na mojej liście - warknął.
-Nie jesteś jakimś Casanovą, Katalończyku! Już moja w tym głowa, żebyś szybko zniknął z Hiszpanii - fuknęłam.
-A co? Ally jednak ci nie przebaczył? Nie wystarczył buziaczek i słodkie przepraszam - zironizował. Zamachnęłam się i strzeliłam go po twarzy.
-Nie dorastasz mu do pięt - powiedziałam spokojnie. - Nigdy nie zdobędziesz serca dziewczyny wzbudzając w niej negatywne uczucia.
-Wolę kobiety oburzać niż nudzić do tego stopnia, że szukają wrażeń u innych - odparował bezczelnie.
-Obyś kiedyś cierpiał jak ja teraz - dodałam i odeszłam. Minęłam Pablo bez słowa i wsiadłam do karimowego samochodu.
Nie ulżyło mi.



Zaparkowałam pod Valdebebas i wysiadłam. Poprawiłam czapkę i raźnym krokiem ruszyłam ku furtce. Piłkarze właśnie kończyli trening i liczyłam, że złapię Moratę przed wejściem.
W połowie drogi zamarłam.
Na parking z gracją wtoczyło się nowe Audi należące do Moraty i wysiadła z niego... Carla!
Kurwa, no, mogłam się domyślić!
Oparła się o samochód i zajęła się swoim telefonem.
Podeszłam do niej i włożyłam ręce do kieszeni spodenek. Torba bujała mi się na ramieniu, a włosy związane w niedbalą kitkę rozwiewał lekki wietrzyk. Nie mogłam konkurować z jej kusą spódniczką i długimi nogami w cudownych szpilkach.
-Hej - powiedziałam. Spojrzała na mnie i zrobiła mine jakby dostrzegła ducha.
-Unice, cześć. Wystraszyłaś mnie - westchnęła.
-Nie planowałam tego - mruknęłam. - Czekasz na Nacho?
-Nie - pokręciła głową.
-... następnym razem spróbuję mocniej, ok? - dobiegł nas głos Moraty.
-Mocniej kopniesz, ja lepiej przymierzę i wygramy! - dołączył Callejon.
-Uważam, że pizza będzie lepsza! - wrzasnął gdzieś z tyłu Benzema.
-Szkoda, że ja tak nie uważam! - zbulwersował się Mesut.
-A może chińszczyzna? - zaproponował Ramos.
-Unice!- szepnął Ally, gdy mnie zobaczył. Carla pociągnęła go za rękaw, a on ucałował ją w policzek. Policzek! Tylko mnie całował w policzek! Normalnie wszystkich w dwa, a mnie w jeden! Żeby nikt nie powiedział, że jesteśmy obleśni jak całujemy się na oczach ludzi, ale żeby jednak jakaś słodkośc została.
-Hej - podrapałam się po głowie. - Spadam, chłopaki czekają. Nara - machnęłam ręką i odeszłam. Wsiadłam do samochodu Mesuta, a Benzemie rzuciłam kluczyki do jego auta.
-I co? - szepnął Ozil.
-Witaj, Londynie...



Cristiano też nie wie co powiedzieć o zaistniałej sytuacji.

Jak ktoś jeszcze nie zauważył to zapraszam na mojego nowego bloga!

25. Dasz radę!

Widziałam jak Ally odjeżdża, ale nie mogłam go w żaden sposób powstrzymać. Pierwszy raz w życiu byłam bezradna wobec tego wszystkiego co działo się wokół mnie.
Usiadłam na krawężniku i schowałam twarz w dłoniach.
Załatwiłam wszystko z Vazquezem, miał mi dać spokój, Ally miał się nie dowiedzieć, moja głupota miała pójść w zapomnienie, miałam mieć wszystko z bańki... Miał, miała, miałam... A teraz chuj!
Nie mogłam powstrzymać łez. Ostatni raz płakałam z radości, gdy Ally nosił mnie po boisku, bo Castilla awansowała do drugiej ligii. Tylko to było z radości, a ze smutku? Jak Bayern wyeliminował nas z Ligii Mistrzów... Wtedy tulił mnie mocno i powtarzał, że za rok wygramy.
Nie wiem ile tak siedziałam, ale w końcu poczułam jak ktoś mnie podnosi i wkłada do samochodu.
-Mesut? - szepnęłam.
-Będzie dobrze, mała - pocałował mnie we włosy. - Damy radę.
-Dziękuję - szepnęłam.


Obudziłam się, gdy ktoś głaskał mnie po policzku. Otworzyłam opuchnięte powieki i zobaczyłam Mesuta.
-Wstawaj, musisz to rozwiązać - szepnął.
-Dowiedział się - próbowałam powstrzymać łzy.
-No i się dowiedział, ale cie nie zostawił. Musisz z nim to wyjaśnić. Tu masz ciuchy, zabrałem wczoraj od ciebie z domu. Młoda, dasz radę. Jesteś Madridista! Twoja krew jest biała, a serce bije królewskim rytmem. Moraty też! - cmoknął mnie we włosy i wyszedł z pokoju. Usiadłam z trudem i przeczesałam włosy palcami.
Dam radę?
Spojrzałam na rzeczy, które zostawił mi Mesut i dostrzegłam nową torbę. Czarną z ogromnym złotym herbem Realu.
Dam!

Przez całą drogę do Valdebebas próbowałam dodzwonić się do Moraty. Najpierw odrzucał, potem wyłączył telefon.
Na żadnym z boisk treningowych go nie było!
Zrezygnowana usiadłam obok rozciągającego się Nacho.
-Gdzie Ally? - szepnęłam.
-Nie wiem - wzruszył ramionami.
-Torres, co się tam tak przewracasz?! - pociągnął mnie za nogę Jese Rodriguez. Super, jeszcze tej niedoruchanej ofiary mi brakuje!
-Spieprzaj! - chciałam się wyrwać, ale skończyło się na tym, że zabrał mi buta. - Jese! - wrzasnęłam i popędziłam za nim. Miał korki, był szybszy i śmigał jak szalony.
-Torres, kici, kici - machał moim butem jak zabawką.
-Rodriguez, to nie jest śmieszne! - wkurzyłam się i wpadłam za nim na siłownię, gdzie było kilku piłkarzy, ale nawet nie ogarnęłam kto. - Dawaj to, gamoniu jeden!
-Nie dam! Złap mnie! - rechotał w oddali.
-JESE! - warknął ktoś co sprawiło, że momentalnie oboje przystanęliśmy.
-Torres! Łap, bo twój Ally mnie zagryzie! - roześmiał się i rzucił mi buta. Oczywiście go nie złapałam, ale Morata tak. Jese się zmył, a my staliśmy naprzeciwko siebie.
Patrzyłam mu w oczy, a moje serce waliło jak szalone. Bałam się zrobić jakikolwiek ruch.
-Przepraszam - wyszeptałam.
-Proszę - podał mi adidasa. Złapałam go za sznurówkę i nerwowym ruchem otarłam łzę z policzka.
-Głupia byłam - dodałam i zagryzłam wargę. - Żałuję tego, Ally. Przepraszam, przepraszam, przepraszam... - łzy popłynęły rwącym strumieniem. Nawet nie miałam siły ich wycierać.
-Unice... - westchnął, ale nawet nie drgnął.
-To wcale nie jest tak jak myślisz... - zachlipałam.
-A skąd ty wiesz co ja myślę? - mruknął.
-To było kilka razy, ale potem kazałam mu spadać, a potem ty poszedłeś z Carlą i się wkurzyłam. Umówiłam z nim, ale wtedy nic nie było. Chciałam mieć w nim kolegę, ale on nie chciał i... - wyrzucałam z siebie słowa.
-Nie chcę o tym gadać - pokręcił głową. - Nie mogę tego zrozumieć.
-Byliśmy w dołku...
-I co z tego? Co, kurwa, z tego? - warknął, a mnie po plecach przeszedł dreszcz. Ally nie przeklina.
-Kocham cię - szepnęłam.
-Jak się z nim całowałaś to też mnie kochałaś? - popatrzył na mnie lodowato.
-Ally... - jęknęłam.
-Co "Ally"? Powiedz mi co ja mam teraz zrobić? Co? - zacisnął pięści. - Najchętniej to bym go stłukł i patrzył jak się zwija z bólu! - warknął. - Daj mi trochę czasu.
-Jutro jadę do Manchesteru z drużyną - powiedziałam cicho.
-Ja nie, bolą mnie mięśnie i Mou kazał mi zostać - zrobił krok w moją stronę i rękawem swojej bluzy otarł mi łzy. - Odpocznijmy trochę od siebie, muszę to sobie poukładać.
-Przepraszam - przytuliłam się do niego... Nie odsunął mnie, ale objął co wzięłam za dobry znak. - Napisz do mnie, dobrze? - zadarłam do góry głowę.
-Dobrze - schował twarz w moje włosy. - Jak mogłaś mi to zrobić? - szepnął, a ja zadrżałam.
-Nie myślałam, a potem samo poszło. Opamiętałam się, nie było nic więcej - powiedziałam szybko. - Nie powiedziałam ci, bo to nic dla mnie nie znaczyło nie chciałam, żebyś się zdenerwował taką głupotą. A z drugiej strony powinnam, bo tego wymaga szczerość - nadawałam jak opętana.
-Już - położył mi palec na ustach.
-Ally, myślałam, że umrę - wyszeptałam w jego klatkę piersiową.
-Nadal umierasz, bo ja nadal myślę - przypomniał mi. Zamarłam, ale jakoś było mi lżej czując na sobie jego ręce.
-Już nigdy nie pójdę nigdzie bez ciebie, obiecuje! - pokiwałam gorliwie głową.
-A gdzie dziś spałaś? - spytał.
-U Mesuta... Mesuta! - spojrzałam na niego. - Mesuta? - skrzywiłam się.
-Spoko - puścił mi oczko. - A teraz muszę wracać do ćwiczeń - spojrzał na jakąś maszynerię za mną.  - Dam ci znać, dobrze?
-Dobrze - zbladłam.
-Dobrze - pogłaskał mnie po policzku i delikatnie pocałował. - Pa - uśmiechnął się delikatnie.
-Do zoba - odsunęłam się i pomachałam mu butem. Wyszłam z siłowni, puściłam buta... A on wpadł wprost w łepetynę Jese, który skakał w pobliżu.
-Torres, uszkodzisz go! - zawołał Mou.
-Sorry, Mister! - zawołałam i podbiegłam do Mesuta. Tak, w jednym bucie, bo drugi przepadł razem z Jese.
-I jak? - spytał.
-Będzie dobrze! - przytuliłam się do niego. - A jutro podbijemy Manchester!
-Chciałaś powiedzieć: dobijemy City - poprawił Benzema.




Mam taką zagwozdkę... Morata zrobił sobie tatuaż, co mogliśmy zaobserwować w sobotnim klasyku jak się tam wyginał ---> klik
 Na początku myślałam, że to "29" co byłoby łatwo pojąć, bo taki ma numer... Teraz nie wiem co może oznaczać "XXII". Jakiś pomysł? Cokolwiek?
Mogłabym obstawiać jego debiut? 12-12-2010? W sensie, że strzelił sobie "X" jako rok, a potem "XII" jako miesiąc i dzień razem? To moja jedyna teoria ;)