Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

18. Uroczy Ally.

Unice zatrzymała samochód pod swoim domem i popatrzyła na mnie uważnie.
-Ally, czy ty jesteś w stanie dojechać do siebie? - spytała.
-Wolałbym nie być w stanie - pochyliłem się do niej i ją pocałowałem.
-Morata, uspokój się i popatrz na mnie! - ujęła moją twarz w dłonie. - Jak oceniasz swój stan upojenia alkoholowego?
-Słabo - westchnąłem. - Jakby był wyższy to spałabyś ze mną, a tak? Musze wracać do domu i wytłumaczyć się mamie, gdzie byłem jak mnie nie było.
-Masz - wcisnęła mi w dłoń kluczyki. - Uważaj na sobie i daj mi znać jak dojedziesz, dobrze?
-Jedź ze mną - jęknąłem.
-Oglądałam dziś Susanę przez kilka godzin. Nie dobijaj mnie - skrzywiła się.
-Kociaku - zamruczałem w jej szyję i odsunąłem bluzę. Moja ręka błyskawicznie znalazła się pod jej bluzką i...
-Te, Morata! - ktoś załomotał w szybę za mną. Odwróciłem się bardzo niechętnie i spojrzałem wprost na Israela Torresa. - Hajtnij się, młody. Same zyski. Zabierasz ją z domu, ja mam spokój, ty się bawisz ile chcesz - zachęcał.
-Won! - warknęła Unice.
-Ale to taka dobra propozycja! - zachwycał się Israel.
-Odwiozę cię! - zdecydowała błyskawicznie, włożyła kluczyki do stacyjki i ruszyła. - A potem ty odwieziesz mnie - pokiwała głową.
-I będziemy się tak wozić? - upewniłem się.
-A co? Wolisz dyskutować z tym lamusem?! Co on robi w środku nocy na ulicy, gdy w domu czeka żona i dzieci to wolę nie wiedzieć! - burknęła. - Znając życie zaraz opowie swoją ulubioną anegdotkę - skrzywiła się.
-Gdzie mało życia nie straciłem? - powiedziałem cicho.
-Dokładnie! A Morata to tak uciekał, że się we własne spodnie zaplątał i prawie zęby wybił - naśladowała brata, nie powiem, wyszło jej prawie idealnie.
-Mało zawału wtedy nie dostałem - zaśmiałem się.
-Ja prawie dostałam - uśmiechnęła się. - Boże, Ally... Ale to był wstyd - roześmiała się.
-Powinniśmy się cieszyć, że to był tylko Israel a nie twoi rodzice czy Nando - pokiwałem głową.
-Zachciało mi się seksu przed ślubem - westchnęła. - A teraz mam! - zacmokała. - Morata, powinnam być czyściutka do ślubu!
-A co to za różnica czy wezmę sobie ten twój wianuszek przed ślubem czy po? I tak będzie mój - wzruszyłem ramionami.
-A kto powiedział, że to ty będziesz moim ślubnym? - prychnęła.
-Zatrzymaj się - powiedziałem bardzo łagodnie. Zrobiła o co prosiłem i spojrzała na mnie zdumiona.
-Co? - rozejrzała się.
-Zapowiadam ci, Torres, nie po raz pierwszy już, że zostaniesz moja żoną - wpiłem się w jej usta.
-Uwielbiam twoje deklaracje, Ally - roześmiała się i ruszyła.
-Pojechałbym na wakacje - rozmarzyłem się. - Plaża, słońce, woda, ty nago - wyszczerzyłem zęby.
-Boże, Morata. Jeszcze jesteś zawiany! - sapnęła.
-Susana powie, że to twoja wina, Torres.
-Bo ja ci do gardła wlewałam! - fuknęła i zatrzymała się pod moim domem. Wpadła do środka i od razu udała się do kuchni. -To nie moja wina! - rzuciła na stół kluczyki. Stanąłem za nią opierając się o futrynę. Mama odłożyła książkę i najpierw popatrzyła na nią, potem na mnie.
-Ally, w tej chwili na górę - powiedziała spokojnie i wstała. - Dziękuję, że go przywiozłaś, Unice.
-Przecież dostałabym zawału jakby miał jechać sam - szepnęła.
-Chodź - wziąłem ją za rękę. - Benzema albo inny ktoś odwiezie cię do domu.
Mama przekręciła oczami i poszła do salonu, gdzie siedział tato.
-Dostaniesz za to, Morata - wysyczała Unice, ale poszła za mną. W pokoju zrzuciłem z siebie bluzę i wpakowałem się na łóżko.
-Chodź do mnie! - wyciągnąłem ręce. Burknęła coś pod nosem, ale przytuliła się do mnie. - Zostań u mnie na noc.
-Nie ma mowy. Nie będę potem patrzeć na skrzywioną Susanę - cmoknęła mnie w szyję. - Ty chodź do mnie.
-Nie mogę, muszę rano być na siłowni.
-Morata - popatrzyła na mnie z litością. - Wkręciłeś matkę, mnie też prawie. Przeszło ci, oszukańcu! - zaczęła mnie okładać pięściami i usiadła mi na brzuchu.
-No, może i mi przeszło - roześmiałem się i załapałem ją za nadgarstki. - Unice? - spoważniałem.
-Czego, oszukańcu? - burknęła.
-Kocham cię - uśmiechnąłem się.
-Ja ciebie też - pochyliła się i mnie pocałowała.
-Strzelę Vazquezowi w pysk jak jeszcze raz zobaczę go gdzieś koło ciebie - wyszeptałem w jej usta.
-Jaki groźny - zachichotała.
-Dobra, dam mu najpierw ostrzeżenie - zgodziłem się łaskawie. - Poza tym... - przekręciłem się, że teraz to ona leżała pode mną. - Czuję, że masz coś na sumieniu.
-Nie - odwróciła wzrok.
-Unice? - zmusiłem ją by popatrzyła na mnie.
-Ally, proszę cię - jęknęła. - To nic ważnego - objęła mnie ramionami za szyję. - Jakby to dla mnie coś znaczyło to byś wiedział.
-Ale się tym martwisz!
-Wcale nie - wpiła się w moje usta.
-Kto tu jest oszukańcem, co? - zacząłem ją łaskotać.
-Morata - zamarła nagle i zerknęła na moje kończyny. - Nie ogoliłeś nóg!
-Wiesz jak to zabrzmiało? - roześmiałem się.
-Wiem jak, ale najgorsze jest to, że łydy masz włochate niczym yeti a uda masz gładkie jak szklanka! - fuknęła.
-Pokazać? - poruszyłem zabawnie brwiami.
-Tylko powiedź, że mam racje - jęknęła.
-No, masz - pokiwałem głową. - Łydki mam w getrach, a uda widać, nie? Po prostu dbam o to, żeby nikt nie powiedział, że masz kudłatego chłopaka! Co jesteś taka markotna? - pogilgotałem ją pod brodą. - Rano byłaś jakaś bardziej radosna.
-Dostałam okresu - skrzywiła się.
-To chyba dobrze, co? - zmarszczyłem czoło.
-Dobrze i źle. Dobrze, bo nie umoczyliśmy...
-Mówisz jak Jese - przewróciłem oczami.
-Chyba jak Benzema, bo Jese zaczyna się do niego upodabniać.
-Dobrze, bo nie wpadliśmy, a źle, bo... - kontynuowałem jej myśl.
-Bo ze mnie leci. Co miesiąc jestem w stanie agonalnym. Faszeruje się prochami, zmieniam podpaski albo tampony - westchnęła.
-Kiedyś będziesz mieć spokój na dziewięć miesięcy - pogłaskałem ją po policzku.
-Mało to pocieszające, bo potem urodzi się wrzeszczący Morata i też będzie mnie gryzł po cyckach i chciał ciągle mojej uwagi - skrzywiła się.
-Będę ci pomagał jak się podzieli i będziemy gryźć razem - zaśmiałem się.
-Ally - wtuliła się we mnie.
-Co, kociaku?
-Dobrze mi z tobą, najlepiej...
-Mnie z tobą też, mała - pocałowałem ją w czoło.
-Zabije nasze własne dzieci jak nauczysz ich alergii na FC Barcelonę. Ostrzegam - syknęła. - Wystarczy, że mój pies jest anty.
-Marzy mi się, że nasi synowie będą stawać w swojej obronie jak Nacho staje w Alexa - rozmarzyłem się. - Będą obijać mordę jeden za drugiego.
-Ally! - jęknęła.
-Żartowałem - powiedziałem uspokajająco i pocałowałem ją w usta. Nie żartowałem. Mam nadzieje, że moje dzieci rozwalą Barcę w pył.




Pokażmy, kto jest najlepszy! Kto tu jest KRÓLEM!


17. Braterskie przeczucie.

Leżałam wtulona w ramiona Moraty, który nakręcał sobie na palec pukiel moich włosów i oglądał jakiś program w telewizji. Dochodziła czternasta, byliśmy już po kilku "nagrodach", do tego byłam kompletnie wyczerpana i nawet nie chciało mi się odczytywać smsów, które przychodziły na mój telefon.
-Pamiętaj co mi obiecałaś - mruknął.
-Pamiętam - westchnęłam. - Nie wiem tylko skąd ten pomysł.
-Moja mama cię widziała, narobiła rabanu, że mnie zdradzasz, bo nie byłaś z żadnym znanym jej piłkarzem - wyjaśnił. - Nie trudno było się domyślić, że to Vazquez.
-Ally... - szepnęłam i nagle nabrałam strasznej ochoty, żeby mu wszystko powiedzieć.
-Mam coś dla ciebie - zerwał się i wyciągnął coś z torby.
-Co to? - skrzywiłam się widząc biało-burą szmatę.
-Koszulka w której strzeliłem wczoraj gola. Przepraszam, że jest w takim stanie, ale masz przynajmniej pewność, że to oryginał - powiedział zadowolony. Wstałam i wzięłam ją do ręki.
-Dziękuję - szepnęłam i delikatnie go pocałowałam. - Ale wybacz, że nie zachowam jej w stanie nienaruszonym - wzruszyłam ramionami. Zgarnęłam wszystkie rzeczy z podłogi, biurka i fotela. - Wrzucę to do pralki - puściłam mu oczko i zeszłam na dół. Nastawiłam pranie i wróciłam do pokoju. Położyłam się obok niego i straciłam ochotę na szczerość. Dał mi koszulkę, w której strzelił pierwszego gola i to tak ważnego, a ja chcę mu wyskoczyć z czymś takim?
-Masz - podał mi telefon. Na wyświetlaczu pysznił się napis: "NANDO ;*". Tylko jego mi brakowało.
-Słucham? - burknęłam.
~ChelseaTV cie chce - zakomunikował na wstępie.
-Nando, ale ja nie mam zamiaru ruszać się z Madrytu. Dobrze o tym wiesz.
~Dają ci dwa razy więcej niż RealMadridTV.
-Nie chodzi o kwestie finansowe - zajęłam się oglądaniem swoich paznokci.
~Miałbym cię obok.
-Jakbyś nie poleciał do Liverpoolu to nadal byś miał. Nie będę zmieniać wszystkiego, żebyś ty miał mnie obok. Madryt to moje miasto, które kocham i są tu ludzie, który wypełniają moje życie - uśmiechnęłam się do Moraty, który uważnie przysłuchiwał się naszej wymianie zdań.
~Unice, czemu jesteś taka uparta? - warknął.
-Nando, o co ci chodzi? - westchnęłam. - Widujemy się prawie co tydzień.
~Moja braterska krew przeczuwa, że się w coś wpakujesz. Nie mów, że to bzdury, bo jak skasowałaś z Benzemą samochód to też mówiłem wcześniej, że się coś stanie!
-Brat, jest mi przykro. Najwyraźniej minąłeś się z powołaniem - zakpiłam. - Trzeba było zostać wróżką.
~Romeu jęczy, że mogłabyś pojechać z nimi na mecz towarzyski z Włochami. Reprezentacja U21.
-Wiem, gdzie gra Oriol - fuknęłam. - Pomyślę o tym, ale nic mu nie obiecuje.
~Pamiętaj o moim przeczuciu - ostrzegł.
-Lecz się - przekręciłam oczami i się rozłączyłam. - Ty też nic nie mów - syknęłam do bruneta, który tylko się roześmiał.
-Musisz mnie zawieźć do domu, tam się ogarnę i na mecz. Castilla gra - zrobił słodką minkę.
-Zamów taksówkę, namów kolegę, nie mam ochoty - westchnęłam teatralnie.
-Kociaku - zamruczał mi do ucha. - Pamiętaj o tym, że masz na sobie tylko koszulkę, a ja doskonale o tym wiem - szepnął, a przez ciało przeszedł mi dreszcz. - I dam ci Audi - dodał. Ten argument sprawił, że błyskawicznie wyskoczyłam z łóżka.
-Ubieraj się! - wyciągnęłam z szafy jakieś jego dresy. - Szybko!
-Jesteś niereformowalna - roześmiał się i wciągnął je na tyłek.
-Jakie jest prawdopodobieństwo, że spotkamy twoją mamę? - zawahałam się z ręką na bluzie.
-Ogromne - pokiwał głową.


Zawsze, gdy wchodziłam do domu Moraty podnosiło mi się ciśnienie. Zawsze.
-Cześć, Unice! - zawołał jego tato Alfonso, który w salonie na kanapie czytał gazetę.
-Witam, witam - ucałowałam go w dwa policzki. - Co tam? - zagadałam.
-Chyba tyle, że nas bohater dopiero wraca do domu - odezwał się mój najukochańszy głos. - Ciekawe gdzie się szlajałeś? - syknęła Susana Martin.
-Byłem u Unice - odpowiedział Ally i zaplątał sobie na szyi mój szalik. Nadal miał w czubie, co oczywiście nie mogło ujść uwadze jego mamusi.
-Piłeś! - warknęła.
-Świętowałem, mamo! - oburzył się.
-Alvaro, co ja mówiłam?! - wzięła się pod boki.
-Gdzie kluczyki do Audi? - olał ją i zaczął grzebać w szufladach komody w przedpokoju.
-Nie dostaniesz ich - założyła ręce na piersi.
-Mamusiu, mam kierowcę - wskazał na mnie.
-Nie możecie posiedzieć w domu? Obejrzeć filmu? Zjeść z nami obiadu? - spuściła nieco z tonu.
-Jest mecz Castilli - jęknął. - Mam swoje potrzeby! - zamachał łapami niczym wiatrak.
-Picie po meczach?! - warknęła. - A potem nocowanie nie wiadomo gdzie?
-Wiadomo, bo to logiczne, że taki duży chłopak potrzebuje dziewczyny - wtrąciłam.
-Masz jakieś problemy z moją wielkością? - wypalił Morata, a ja razem z jego ojcem wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Jak widać jego myśli dziś krążą wokół jednej kwestii.
-Ally! - oburzyła się Susana. Rzadko mówiła tak do swojego ukochanego syneczka. Zawsze to był Alvaro, a ja go zbałamuciłam i przechrzciłam inaczej! Szkoda tylko, że wszyscy mówią do niego Ally. Chociaż ostatnimi czasy zauważam, że częściej mówi po mojemu.  - Najpierw weźmiesz prysznic, zjecie obiad i dopiero możecie jechać - zarządziła i ku podała mi kluczyki. - Pilnuj go! - warknęła i zniknęła w kuchni.
-Jak do psa - szepnęłam. - Nie dość, że noszę koszulki z twoim nazwiskiem niczym breloczki u psiej obroży to jeszcze to! - przekręciłam oczami.
Poszliśmy do pokoju Moraty, znaczy się poszłam tam sama, bo mój chłopak udał się do łazienki.
Usiadłam na łóżku i odpaliłam konsolę.
Nie przepadałam za Susaną, zresztą z wzajemnością. Jednak rozumiałam ją. Kierowała nią zwykła troska o jedynego syna. Nie była moją mamą, zahartowaną w bojach. Moje rodzeństwo dało jej nieźle w kość, ja jestem tylko potwierdzeniem, że każdy Torres to niezłe ziółko. U Moraty tak nie jest. Ally jest... spokojny. Brzmi to strasznie, ale taka prawda. Udowadniam, że przeciwieństwa się przyciągają. Mam nasrane pod kopułą, bardzo często nie myślę (przykładem może być Vazquez), a Ally łagodzi mój wariacki charakter i gorącą głowę. Są chwilę kiedy to on jest chodzącym wulkanem, ale zazwyczaj jednak rolę tej temperamentnej odgrywam ja.
Myślę, że z Susaną dogadam się... nigdy. Zawsze będzie coś co nie będzie jej odpowiadać. Zdarza się nam zgadzać, szczególnie, gdy Ally postanawia dać czasu (na szczęście rzadko) i obie się o niego martwimy.
Za to Alfonso... Człowiek złoto! Można z nim pogadać, pożartować. Zupełnie jak z Martą. Jest starsza od swojego brata, ale uśmiech nie schodzi z jej ślicznej buzi. Uwielbiam ją.

 

Na mecz tak na prawdę poszłam nie po to, żeby obejrzeć Castillę... Szczerze mówiąc oglądam ich bardzo często, przez pierwsze lata pracy w RealMadridTV (czyli od sezonu 2009/2010) biegałam właśnie za drugą drużyną. Do pierwszej przesunięto mnie dopiero od sezonu 2010/2011 (długo przed Moratą za co czasem miał focha).
Weszłam do studia komentatorskiego i ucałowałam kumpla.
-Unice! - ucieszył się i wskazał miejsce obok siebie. - Co sprowadza cię na stare śmieci?
-Ally chciał iść na mecz, więc przyszłam z nim - wskazałam mu na jednym z ekranów monitorujących co dzieje się na trybunach.
-I pewnie jest jeszcze ciut wczorajszy? - domyślił się.
-Ciut - zachichotałam. - Może pobawię się z tobą? - zerknęłam w jego notatki.
-Zapraszam - ucieszył się.


Po meczu, gdy Morata już wyhasał się z kolegami, pogadał z trenerem,narobił zdjęć z fanami i nadzwonił do mnie podczas spotkania (opowiadał mi jakieś głupoty, a ja się tak śmiałam, że nie byłam w stanie nic zrobić) usiadł obok mnie na trybunach. Spokojnie patrzyliśmy jak ekipa zaczyna ogarniać murawę, a ostatni kibice opuszczają stadion.
-Unice? - Ally położył mi rękę na kolanie. - Pojedziesz na zgrupowanie U21? - spytał.
-Nie, wolę zostać w Madrycie zwłaszcza, że niewiele osób jedzie na reprezentacje. Czemu nagle ci się przypomniało? - zainteresowałam się.
-Vazquez jedzie - powiedział cicho.
-Ally - złapałam go za rękę. - Obiecałam, że się z nim nie spotkam, tak? - spojrzałam mu w oczy. - Doskonale wiesz, że dotrzymuje słowa.
-Ty obiecałaś, ale on nie...






Ach, moje rozrabiaki ;D


O 12:00 czeka mnie meczyk z Getafe (mam nadzieję, że Vazquez zagra, po cichu liczę też na Sarabię), o 17:00 z Barceloną B (tyle ciach, tyle ciach!!!). 
Dostałam na urodziny najnowszą książkę o Jose Mourinho... Stwierdzam, że jestem nie tylko madridistą, ale też mourinistą. Gdzie Mister tam i ja ;)
Dostałam też szalik Realu :D mało nie umarłam ze szczęścia, ponoć zrobiłam się czerwona i nie mogłam złapać oddechu jak po kilku mandarynkach (jestem uczulona), ale radość była.

Co do Moraty i Unice... Pocieszcie się tym szczęściem, pocieszcie, bo ja nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa hue, hue XD

16. Gol(e) Moraty.

Wieczorem moja tęsknota za Moratą była już nie do zniesienia. Tak strasznie mi się do niego chciało, że nie pojechałam do Karima sama. Przekombinowałam, że skoro będzie Sami Khedira ze swoją laską, to mnie wyjdzie przytulać się do Benzemy... Kocham go, ale nie tak jak Moratę. Do tego zdrad na obecną chwilę mam aż nadto.
Wzięłam ze sobą Blanco, który wydawał się bardzo zadowolony z wycieczki. Rzadko brałam go gdziekolwiek ze sobą. Nie chciałam go ciągać bez potrzeby, ale dziś potrzeba jest! Ogromna!
Jak zobaczyłam, że Sami obejmuje Lenę... Serce mi zadrżało i mocniej ścisnęłam w dłoni smycz. Muszę być twarda, twarda.
-WYGRAMY! - zaryczał Benzema i rzucił mi piwo. Blanco warknął cicho i położył się na kanapie. Usiadłam obok niego po turecku, ale piwo schowałam za poduszką. Wzięłam sobie Pepsi, a psu na szyi zawiązałam szalik Realu. Musi do mnie pasować.
-Wiecie... - mruknęłam patrząc na ogromny telewizor. - Nawierzchnia jest do dupy. Bardziej potrzebują płetw niż kor... KURWA! - wrzasnęłam. Na moich oczach Ronaldo został sfaulowany, a z rozciętego łuku brwiowego chlusnęła krew.
-Sami! - jęknęła Lena i schowała twarz w szyi narzeczonego. A gdzie mój?
-Zawilgotniał mu ten gwizdek czy jak?! - bulwersował się po chwili Benzema. - Złe podanie! Złe!
-Faul! - przekrzykiwał go Khedira i tak do momentu aż Cristiano strzelił gola. Potem wybuchła euforia. Nawet Blanco szczekał i wył.
W przerwie wybraliśmy numer Ozila.
~Kurwa, czego? - wysapał się na wstępie. - Ja tu gram!
-To graj lepiej, łajzo! - warknął Karim.
-Podajesz jak cipa! - zawtórował mu Sami.
-Zepnij parszywe dupsko! - dodałam.
~Jak się nie zamkniesz to dostaniesz na własność koszulkę, którą przed chwilą z siebie zdjęłam. Jest mokra, cała w błocie i śmierdząca. Zainteresowana, Unice? - syknął.
-To Karim! - powiedziałam szybko i się rozłączyłam.
Z lodówki wzięłam puszkę z ananasami i wróciłam do salonu. Jadłam je od trzech lat i traktowałam bardziej jak przyzwyczajenie niż przysmak.
Druga połowa była nie mniej interesująca.
-Unice? - szepnęła Lena.
-Co? - mruknęłam patrząc w telewizor.
-Nie jest ci ich szkoda?
-Niby czemu? - zdziwiłam się, ale na nią nie spojrzałam.
-Mokrzy, brudni i zmęczeni - pogłaskała Samiego po policzku.
-I co z tego? Sama tak grałam. Wybrali to na własne życzenie. FAUL! - podskoczyłam jak oparzona.- Kurwa, gol - opadłam na kanapę, bo zrobił się remis. - Zaraz robota Ronaldo pójdzie się jebać - sapnęłam.
-Remis to nie czas dla Moraty - mruknął Benzema.
-Mesut się opierdala! Chłopaki, powiedźcie mu coś telepatycznie! - warknęłam.
-Kaka za Arbeloe... - powiedział Sami i umilkł.
-Będę się do niego modlić jak pomoże - szepnęłam, a Benzema zarechotał z uciechy. - Calleti! - zapiszczałam, gdy sędzia odgwizdał jedenastkę. - Idziemy na piwo! PIWO!!!
Tak sobie komentowaliśmy, a Lena słuchała w milczeniu.
-Ale są uroczy, tacy rozczochrani - szepnęła do mnie.
-Kto? - zaczęłam obgryzać paznokcie.
-Chłopcy na boisku, nie?
-Nie! - powiedziałam głośno i pochyliłam się w jej stronę. - Taki Ally doprowadza mnie do obłędu - wyszeptałam, żeby Karim i Sami nie słyszeli. - Brałby - puściłam jej oczko.
-Albiol, ofiaro - jęknął Khedira.
-Mou nie wypuści Moraty, bo nie da ra... - zaczął Karim. - Unice, patrz! Patrz! - ryknął. - Nie wpierdalaj tych pazurów jak twój fagas wchodzi!!! - wpatrywałam się w telewizor z otwartą buzią. Schodził Mesut a na jego miejsce wskakiwał Ally.
Trzy minuty później patrzyłam jak śmiga przez boisko, bo właśnie strzelił swojego pierwszego gola w Realu Madryt. A mnie tam nie ma!
Cieszyłam się razem z nim, byłam bardzo dumna, ale chciałam po meczu być z nim jako pierwsza!
Szybko wyjęłam z kieszeni dresów telefon i napisałam mu wiadomość.


UNICE: Jesteś najlepszy! Kocham Cię ;* gratuluję, mój cracku ;)


Po meczu nie dałam się przekonać na imprezę (która bez wątpienia odbędzie się zaraz po powrocie piłkarzy z Walencji), tylko pojechałam do domu.
Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.
-Morata, czemu kłócimy się jak głupie bahory? - spytałam samą siebie i spojrzałam na nasze zdjęcie z wakacji, które wisiało na ścianie w jednej z granatowych ramek.
Jak mam odzyskać to szczęście?
Wzięłam prysznic i włożyłam swoje gatki z Elmo. Na górę wyjęłam z szafy bluzkę Moraty. Mówiąc szczerze, jedna trzecia tego co mam to jego ciuchy.
Wróciłam do łóżka i nakryłam się kołdrą. Nie doczekałam się od niego odpowiedz na smsa...



Śniło mi się, że Ally wchodzi do pokoju i delikatnie się zatacza. Impreza z kumplami, nie?
Ściąga klubową bluzę, koszulkę, rzuca w kąt torbę, siada na brzegu łóżka i z mozołem zdejmuje z siebie buty, skarpetki i spodnie. W samych bokserkach kładzie się obok mnie. Przytula do moich pleców, wsuwa mi ręce pod koszulkę, całuje w szyję i zasypia. Drapie mnie jego zarost, dłonie otaczają moje piersi, ale jest mi tak dobrze, że nie protestuje.
Fajny sen.



Obudziłam się, bo coś strasznie uwierało mnie w udo. Było gorące i jakby pulsowało?
Sapnęłam cicho i przekręciłam się na plecy. Udo było wolne. Podrapałam się po nosie i stwierdziłam, że coś jest nie tak. Tylko co?
Nie otwierałam oczu, ale podświadomie czułam, że coś w moim pokoju nie jest takie jak powinno. Zapach? Nie, był taki sam, może trącił czymś wilgotnym, ale to pewnie Blanco biegał po rosie, a teraz gnieździ się na podłodze. Wyraźnie czułam też pomarańcze, ale na to rozwiązanie było proste. Na wezgłowiu łóżka wisiała bluza Moraty, lubiłam się budzić i czuć jego zapach.
Otworzyłam oczy i aż się przeraziłam. Czy przez moje królestwo przeszedł jakiś kataklizm? Na biurku leżały granatowe dresy, w kącie jakaś torba, na podłodze coś białego i skarpety... Bynajmniej nie moje.
-Co jest? - usiadłam i wtedy spostrzegłam, że nie jestem w łóżku sama. Morata spał na brzuchu, głowę miał odwróconą w drugą stronę. Wiem co mnie uwierało w udo. Leżałam pod jego nogą, a on jak każdy facet rano miał... No miał TO. - Ally? - szturchnęłam go ramię.
-Kociaku, ciut, ciut - jęknął. - Nie mam treningu.
-Morata, co ty tu robisz? W ogóle jak się tu dostałeś? - szarpnęłam go porządnie.
-Potem - schował głowę pod poduszką.
-Teraz! - zabrałam mu ją i klęknęłam siadając na nogach. - Morata! - zaczęłam go łaskotać.
-Dobra! - podskoczył i złapał mnie w pasie. Położył na łóżku i wtulił twarz w moją szyję. - Twój tato mnie wpuścił, bo akurat wychodził do warsztatu.
-Morata! - sapnęłam ze złości. - Czy ty wyobrażasz sobie, żebym wpadła pijana do twojego domu, i żeby twój tato mnie wpuszczał?!
-Nie, bo ty jak się nawalisz to lądujesz u Benzemy - odparował. - A Benzema się cieszy, bo go rozśmieszasz.
-Ty jesteś jeszcze pijany - stwierdziłam.
-Tak - poruszył zabawnie brwiami. - Musiałem właściwie uczcić swój wczorajszy sukces, nie? - podciągnął moją bluzkę w górę. - A do ciebie przyszedłem po nagrodę. Chcę gole za gola.
-Nagrodę? Gole? - objęłam go za szyję i wsunęłam dłonie we włosy.
-Tak - pocałował mnie.
-Morata, weź - odsunęłam się. - Walisz wódką - przewróciłam oczami.
-Mam umyć zęby? - jęknął.
-Nie - wstałam. - Zaraz wracam - powiedziałam i zeszłam na dół. W kuchni obrałam pomarańczę, pokroiłam na kawałki i wróciłam na górę.
-Co masz? - mruknął i prawie spał.
-Otwórz buzię - poprosiłam i usiadłam mu na brzuchu. Posłusznie zrobił o co prosiłam i zjadł kawałek.
-Dobre - mlasnął. - W końcu jakiś inny owoc niż ananasy. Daj jeszcze.
-Proszę - podałam mu talerzyk i sama też zjadłam odrobinkę.
-Dobra, teraz jesteś moja! - zawołał i znów położył mnie obok siebie. - Chcę nagrodę! - uśmiechnął się lubieżnie.
-Znając życie zaraz ktoś nam przeszkodzi - mruknęłam i pozwoliłam mu zdjąć z siebie bluzkę.
-To się skończy jak ze mną zamieszkasz, a potem będziesz moją żoną i urodzisz mi ślicznych chłopczyków - powiedział z przekonaniem. Pogłaskałam go czule po policzku, zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Mój kochany.
-Może poczekasz z tą nagrodą aż wytrzeźwiejesz, co?
-Nie - pokręcił głową. - Alkohol nie psuje mi czucia, poza tym jak wytrzeźwieje to chce jeszcze raz - pocałował mnie.
Jego dłonie krążyły wokół moich piersi.
-Obiecaj mi coś - szepnął ujmując w palce moje brodawki i delikatnie je skręcając. Jęknęłam mimowolnie i przymknęłam oczy.
-Co? - sapnęłam i uniosłam głowę, żeby go pocałować, ale się odsunął.
-Nie umówisz się już z Vazquezem - powiedział i znowu skręcił brodawki. Zagryzłam wargę, żar w moim podbrzuszu wybuchł ze zdwojoną siłą.
-Musimy o tym gadać teraz? - sapnęłam, bo czułam, że zaraz eksploduję.
-Tak - zaczął kąsać jedną pierś, a wolna ręka ześliznęła się między moje nogi.
-Ally, błagam - wiłam się pod nim.
-Dostaniesz co zechcesz, ale obiecaj, że się z nim nie umówisz - powtórzył.
-Jesteś... - zaczęłam, ale urwałam, bo poczułam jak świat mi wiruje. - Obiecuje, obiecuje, obiecuje - jęknęłam.
-Grzeczna dziewczynka - uśmiechnął się zadowolony i wpił w moje usta.


ANIMO IKER!
Ciężki sezon, ale my się nie poddamy! Los Blancos się nie poddają!

!HALA MADRID!




 


Notka dla Tyśki! Zdrowiej!
Patrz, tylko Ty potrafisz sobie zażyczyć notki i trafia się akurat TAKA!

15. Nazwisko zobowiązuje.

W taksówce włączyłam telefon i szybko przejrzałam wiadomości, które dostałam.

CALLETI: Ale mamy wygodne łóżka! Można całą noc skakać i nic się nie stanie!
RAMOS: Wygramy jutro ten mecz, rozkurwimy Levante!
OZIL: Czemu ani Ty, ani Benzema nie odpisujecie?
OZIL: Unice!
OZIL: Czuję, że coś knujecie, oj pożałujecie, że mnie nie wtajemniczyliście!
CR7: Kasa jest na Twoim koncie, mam nadzieję, że polecasz swoje usługi na przyszłość ;)
RAMOS: Calleti mówi, że wytnie kawałek materaca i Ci przywiezie na próbkę.
CALLETI: Wziąłbym cały, ale Mister stwierdził, że sam będę płacił za nadbagaż.
NANDO ;* : Sis, jutro będę w Madrycie. Liczę na to, że jak rano wejdę do domu będziesz w swoim łóżku. Ile można błąkać się z Królewskimi?! 


Westchnęłam zrezygnowana i położyłam telefon na nodze. Materac, ale mi podnieta. Szkoda, że nie Ally.
Zabrzęczał telefon, ale nie dostałam wiadomośc od tego co chciałam.


CALLETI: Z której strony mam uciąć?


Wybrałam domowy numer Benzemy i czekałam aż łaskawie odbierze.
~Dom Karima Benzemy, słucham? - odebrał piskliwy głosik.
-To ja, skończ - burknęłam.
~Myślałem, że Ozil - odetchnął.
-Pisał do mnie, rzuciał się, że pożałujemy, że mu nie powiedzieliśmy.
~O czym? - zdziwił się.
-A skąd mam wiedzieć? Ty sie tłumaczysz. Zaraz będę - rozłączyłam się i wysiadłam wcześniej płacąc za przejazd.
Wpisałam kod i weszłam na teren okazałej willi. Drzwi otworzył mi pół nagi Benzema. Spojrzałam na niego od góry do dołu i poklepałam po klatce piersiowej.
-Stary, czemu ty mnie nie rozkochałeś w sobie trzy lata temu? - jęknęłam i wyciągnęłam z lodówki piwo.
-Po pierwsze byłaś za smarkata, a ja mam dość ciągania się po sądach za seks z gówniarami. Po drugie, nie wiedziałaś świata poza Moratą. A po trzecie i najważniejsze - uśmiechnął się głupkowato. - Pokochac zawsze się możemy.
-Ale ktoś ci w bańkę dziś przyjebał - przewróciłam oczami i rozwaliłam się na kanapie.
-Jak Vazquez? - rozsiadł się na drugiej.
-Spoko. Kino, czekolada i przyjechałam do ciebie. Celleti chce mi przywieźć kawałek materaca z Walencji - zachichotałam.
-Nie pierdol! - zarechotał.
-Serio. Moja mama jutro robi rodzinny obiad. Masz ochotę na furę domowego żarcia? - pociągnęłam spory łyk.
-Jedzenia Flori Sanz się nie odmawia! - krzyknął. - Pewnie.
-Nando będzie z Oli i dziećmi - dodałam, a z Karima zeszło powietrze.
-Przyszli recydywiści będą? - mruknął.
-Przecież cię nie dotykają, Benza! Taki duży, a boisz się maleńkich dzieci? - jęknęłam.
-Zobaczysz, jeszcze bedziecie przez nich płakać - stwierdził.
-Oni są dokładnie tacy jak my z Nando, Israelem czy Mari-Paz w ich wieku - westchnęłam. - U Torresów to genetyczne.
-Współczuje Moracie - opadł na poduszkę. - Chociaż może to się złagodzi, jego nazwisko będzie pierwsze.
-Czuje, że z Moratą to mój najwiekszy kryzys. Kto wie, może pierwszy i ostatni? - szepnęłam.
-Tak źle? - zmartwił się.
-Tragicznie - pokiwałam głową. - Napijmy się! Dziś się zmartwienia utopią.


 

Rano zaparkowałam karimowego Mercedesa pod domem. Dosłownie przede mną zatrzymał się Fernando. Rodzinkę pewnie zostawił w swojej willi, która jest na tym samym osiedlu co domiszcze Ronaldo.
-Mówiłem "nocuj w domu"? - syknął.
-Nie - zaprzeczyłam. - Nie parkuj tak blisko, bo obijesz! To nie moje! - fuknęłam.
-Domyślam się. Nawet Moraty nie stać na Mercedesa SL65. Benzema? - spytał.
-Tak, dostałam za upojną noc - uderzyłam w stary ton wypowiedzi.
-Unice - Nando pogroził mi palcem.
-Podobało mu się. Za kilka numerków kupi mi mieszkanie w centrum - weszłam do domu, a on za mną.
-Mamo, czy ona w ogóle nocuje w swoim łóżku?! - ryknął na wstępie.
-Tak, ale nigdy sama - puściłam mu oczko i śmiejąc się wesoło pobiegłam do siebie.

 

Po południu zjawił się Benzema. Standardowo rozwalił się na moim łóżku i włączył telewizor.
Stałam przed lustrem i zakładałam kolczyki "upiorne główki" jak mawiał na nie Morata.
-Co będzie do jedzenia? - zainteresował się Karim.
-Nie wiem, Mari-Paz pomaga mamie - otworzyłam drzwi. - Ruszaj dupę - zeszłam na dół, a on za mną. 

Na rodzinnym obiadku jak zwykle byli wszyscy. Moja najstarsza siostra Mari-Paz z mężem Casparem i dziesięcioletnią córką Palomą (spokojne dziecię, dlatego, że Torres to jej drugie nazwisko); mój najstarszy starszy brat Israel z żoną Margo, sześcioletnim Hugo i dwuletnią Seleną (dzieci rozbrykane, ale w miarę ogarnięte); no i Nando z Olallą, trzyletnią Norą i prawie dwuletnim Leo (diabły, inaczej się ich nie da scharakteryzować).
-Wcinajcie! - mama zaserwowała przepyszną zupę pomidorową. Benzema zajął się jedzeniem dzięki czemu nie gadał. Gadała za to siedząca obok mnie Nora.
-Czemu to czerwona woda? - spytała.
-Babcia nalała tu farby. Jak byłam mała to chciałam wypić ją nosem - powiedziałam do niej.
-Da się? - zdziwiła się i nim ktoś zdążył zareagować wsadziła twarz w talerz... Otworzyłam usta ze zdumienia, a młoda zaczęła się krztusić. Nando złapał ją za bluzkę na karku i pociągnął do góry. Poklepał po pleckach i wytarł usta.
-Ce! - krzyknął Leo i rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Najmłodsza duma Torresów chciała się napić wina z dziadkowego kieliszka, ale nie przemyślała jak się go trzyma.
Fernando wstał, pozbierał skorupki, wytarł Leo, zdjął mu mokrą bluzę i spojrzał groźnie.
Nikt oprócz Benzemy się nie przejął.
Podczas drugiego dania Hugo (syn Israela) stroił miny do Nory, która chciała zrobić z widelca katapultę dla oliwek, ale ciut jej nie wyszło i w kierunku smarkacza wystrzelił sam widelec. Nando złapał go w locie.
-Refleks, brat - pochwaliłam.
-Wprawa - uśmiechnął się, ale nie oddał go już Norze. Jadła palcami.
-Ce! - wrzasnął znowu Leo i wystartował na stół, ale tym razem Israel go powstrzymał.
-To boskie jedzenie jest tego warte - wyszeptał Benzema i z lękiem patrzył na Norę, która łyżeczką do kawy usiłowała zrobić dziurę w talerzu.
-Nora - skarciła ja Olalla, ale zdziałało to tyle, że Nora zaczęła budować zamek z ryżu... Na białym obrusie.
-Mogę? - spytała mnie i wzięła sobie kostkę po kurczaku, którą wbiła w środek konstrukcji.


 

Po obiedzie dziadek postanowił zabrać swoje wnuki do ogrodu. Rozsiadłam się z Benzemą przed telewizorem w salonie i włączyliśmy grę na konsoli. Z nami siedzieli moi bracia i szwagier. Do kuchni powędrowała mama, Mari-Paz i Olalla. Margo postanowiła wesprzeć teścia, bo bała się co jej dwójka może zdziałać, gdyby podjęli współpracę z pociechami Nando.
-Gorącej czekolady? - spytałam Karima i wstałam nie czekając na jego odpowiedź. Rzuciłam pada Fernando i poszłam.
-Co chcesz, kochanie? - spytała mama, która sączyła sobie kawę.
-Czekolady, ale spoko - zajęłam się przygotowaniem. - Sis - zwróciłam się do Mari-Paz patrząc w okno. - Twoja córka właśnie macha jakimś kijem.
-Oby nikt od niej nie dostał - zatroskała się mama.
-Oby nikt jej nie oddał - poprawiła Olalla, a ja wybuchłam śmiechem. - Gdzie Ally? - spytała mnie.
-W Walencji, mają dziś mecz - wyjęłam swoje dwa ulubione kubki.
-Benzema jest przerażony. Mesut już jakoś spokojniej reaguje na nasze dzieciaczki - uśmiechnęła się Mari-Paz.
-A Ramos z Callejonem nagrywają filmiki - westchnęła mama.
-Tylko Ally nie reaguje - zauważyła Olalla.
-Wprawia się - zachichotałam. - Patrzcie! - machnęłam ręką w kierunku okna. Nora jechała na brzuchu po trawie trzymając w rękach smycz. Blanco pędził co tchu za uciekającym Leo, który w ręku miał... kabanosa?
-Nando! - krzyknęła Oli.
-Gra - mruknęłam i wyszłam na taras. - Blanco, siad! - zawołałam, a biały owczarek niemiecki posłusznie wykonał polecenie. - Nora, puść smycz - poleciłam, a ona śmiejąc się przekręciła na plecy. Kiedyś niebieska koszulka teraz była zielona. - Blanco, noga! - pies podbiegł do mnie i wesoło zamerdał ogonem. - Mądra, bestia - pogłaskałam go po łbie.
-Oddaj mi go! - zapiszczała Nora.
-Twoja mama i tak ma w domu cyrk, po co jej kolejne zwierze? - zaśmiałam się i weszłam do domu prowadząc Blanco na smyczy.
-Siemka, sierściuch! - zawołał Benzema. - Unice, weź, bo Torres nie umie grać! - jęknął.
-Dawaj - odebrałam bratu pada, a Blanco rozsiadł się na dywanie obok mnie.
-LEO NA BOGA! - krzyknął tato z ogrodu. - FERNANDO!
-Co tym razem? Mały recydywista się topi? - szepnął Karim.
-LEO WPADŁ DO OCZKA WODNEGO! - dodał tato, a ja wybuchłam śmiechem.




Jeden z moich ulubionych odcinków :D
Gorąco pozdrawiam wszystkich studentów! Nie wiem jak Wy, ale ja od dwóch tygodni próbuje zaliczyć semestr ;) Litry kawy, tabletki magnezu i tabliczki czekolad liczone już w kilogramach... Nowości dodaje tylko dzięki swojemu zabezpieczeniu. Gdybym nie miała notek w zapasie nic nie napisałabym w obecnym czasie. Pomysły mam, czasu jakby mniej.

W następnym odcinku będzie już Ally!

14. Niebezpieczna ugoda.

W sobotę postanowiłam skorzystać z okazji, że Valdebebas jest puste. Piłkarze z racji meczu w Walencji musieli się tam stawić wcześniej, żeby być wypoczętymi.
Miałam wisielczy humor, a bluza z radosnym SpangBobem tylko kontrastowała.
Zmieniłam buty i zaczęłam kopać piłkę.
Było mi źle. Czułam się strasznie rozbita. Może to moja pokuta za Vazqueza?
Gdy zaczął dzwonić mój telefon miałam przebłysk kobiecej intuicji, że coś się wydarzy.
Westchnęłam i odebrałam.
-Tak, Benza? - usiadłam na murawie.
~Dokładniej śródstopiem - powiedział. Rozejrzałam się i zobaczyłam go na ławce.
-Dzięki za radę - rozłączyłam się i podszedł do mnie. Rozsiadł się obok i uśmiechnął.
-Zacna bluza - pociągnął za rękaw. - Pożyczysz?
-Nie powinieneś ćwiczyć?
-Ile można? Dobra - położył się. - Jestem facetem, wytrzymam wszystko. Dawaj, ślimak - zamknął oczy. Zerknęłam na niego, ale skoro sam na to pozwolił...
-Wkurwia mnie! - warknęłam i wstałam. - Wkurwia, że ja pierdole! - zaczęłam robić wokół niego kółka. -Co on sobie myśli? Kocham go, kocham najmocniej na świecie! Chce być z nim do końca świata, ale niech pogra tak dalej to pożałuje! Poszedł sobie z Carlą! Jakąś głupią miss! Założę się, że nawet jej nie powiedział, że jestem jego dziewczyną, bo patrzyła na mnie jak na psa! Wiesz... - zatrzymałam się gwałtownie. - Muszę się odegrać! Podniosę mu ciśnienie i wtedy zobaczy, gnida jedna! - wyciągnęłam telefon z kieszeni i błyskawicznie wystukałam smsa.


UNICE: Przepraszam za tamto. Może mogłabym się jakoś zrehabilitować?


-Co chcesz zrobić? - uniósł się na łokciu.
-Patrz - usiadłam przy nim i pokazałam mu telefon. Właśnie przyszła odpowiedz.


VAZQUEZ: Może byś mogła ;) Kino?
UNICE: Przyjedź po mnie o 20.


-Mesut mnie zabije, zabije jak psa za to, że na to pozwoliłem - sapnął i zakrył twarz dłońmi.
-Powiem, że cię wykorzystałam i nie ogarnąłeś akcji, co?
-OK. Tak czy siak zwalę na ciebie.



Wieczorem (dzięki chłopakom) miałam się w co ubrać. To jest straszne, ale ja nie mam eleganckich ciuchów! Wszystko jest sportowe.
Wystrojona czekałam w salonie na mojego... kolegę?
-Ally pojechał do Walencji? - spytał tato, który oglądał spotkanie Espanyolu z Osasuaną. Oczywiście Espanyol przegrywał.
-Jeśli teraz przegrają to już strefa spadkowa - spojrzałam na telewizor i się przysiadłam.
-Real od Levante różni ile oczek?
-Trzy - odpowiedziałam i wstałam.
-Gdzie się wybierasz? - zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. - Morata i reszta twoich znajomych jest w Walencji.
-Benza został - mruknęłam wyglądając przez okno.
-Jakbyś czekała na Karima to nie byłabyś tak wystrojona. Wasze spotkania to dresy i konsola. Ewentualnie jakiś alkohol. Unice? - syknął a w głosie miał jakąś ostrzegawczą nutę.
-Idę ze znajomym do kina. Czy to jakaś zbrodnia?
-Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
-Tak, Ally jest w Walencji - westchnęłam. - Pokłóciliśmy się - przysiadłam obok niego. - Ostatnio nie robimy nic innego tylko się kłócimy i przepraszamy - szepnęłam.
-Każdy związek ma kryzysy - powiedział i zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Ale nie każdy z nich wychodzi - mruknęłam i szybko poszłam otworzyć.
-Unice! - krzyknął za mną, ale już wyszłam.
-Cześć - uśmiechnął sie Vazquez. - Co tak uciekasz? Goni cię ktoś?
-Nie, nie - pokręciłam głową. - To chodźmy do tego kina - udałam się do znanego mi już BMW i usadowiłam się na miejscu pasażera. Zapięłam pas i czekałam aż ruszy. Nie zapinanie pasów jest zabawne tylko z Moratą.
-Masz jakieś życzenia? - spytał, gdy mknęliśmy ulicami Madrytu. Kierowała nas oczywiście nawigacja. Ally nie potrzebował pomocy. Oboje doskonale znamy swoje miasto.
-Nowy Bond? Nie miałam czasu zobaczyć.
-Swietnie, bo ja też nie - puścił mi oczko. - Jest jakiś powód dla którego postanowiłaś się ze mną umowić?
-Mówiłam ci, że mam więcej wrogów niż palców. Nie potrzebuję kolejnego - wzruszyłam ramionami i poczułam jak telefon wibruje mi w torebce.


BENZA: Ozil jeszcze nie wie. Wyłączę telefon, Tobie radzę zrobić to samo, bo wiesz... Ma ten swój super zmysł, który wyczuwa, gdy coś zmajstrujemy.
UNICE: OK. Jutro u Cb czy u mnie oglądamy mecz?
BENZA: U mnie. Khedira przyjdzie.
UNICE: Do zoba.


Wyłączyłam telefon i schowałam. Karim pisał prawdę, Mesut miał taki dziwny dryg, że zawsze wiedział, gdy coś zrobiliśmy. A, że czas spędzony z Benzemą zaburza moje poczucie właściwego zachowania często dostajemy burę od Ozila, który wcale nie jest od nas lepszy! Tylko my go nie ochrzaniamy.
-Morata? - Vazquez wskazał na mój telefon.
-Benzema. Ally jest w Walencji z chłopakami. Dziś trener zagoni ich wcześniej spać, a tak naprawdę będą siedzieć u kogoś i grać na konsoli - westchnęłam.
-Doskonale znasz piłkarzy - zaśmiał się.
-Bo ci to akurat moi piłkarze - odwzajemniłam uśmiech. - Wychowałam się przy nich, przy niektórych, jak Iker, dorosłam.
-Ciekawe czy mnie ktoś tak zna w Espanyolu - zamyślił się.
-Bankowo - pokiwałam głową i wysiadłam z samochodu, bo właśnie dojechaliśmy pod kino.
Film okazał się fajny, a nie dobierający się do mnie Vazquez bardzo sympatyczny.
-Jesteś dziś bardzo grzeczny. Chcesz koleżeński bonus? - poruszyłam zabawnie brwiami.
-Pewnie! - oczy mu zalśniły.
-Zrobię ci prawdziwą wycieczkę po Madrycie, chcesz? - wyjęłam mu kluczyki z ręki. - Wsiadaj.
-Ale... - zaząkał się.
-Prowadziłam już owo autko, nic nie bój - usiadłam za kierownicą i ruszyłam w miasto. Moje miasto.


 

Pół godziny później byliśmy na Plaza de Santa Ana, jednym z moich ulubionych miejsc w Madrycie.
-To jest prawdziwy Madryt - szepnęłam. - Zabrałabym cię do jednej z najwspanialszych knajpek, ale miejscówka zarezerwowana przez Moratę - rozłożyłam ręce. - Czekolada! Stawiam - złapałam go za rękę i pociągnęłam do niewielkiego lokalu. Złożyłam zamówienie i usiedliśmy na zewnątrz.
-Pycha - zachwycił się pijąc z ogromnego kubka gorący płyn.
-Wiem - uśmiechnęłam się. - To jest moje miasto, kocham je równie mocno jak rodzinę i klub - upiłam łyk. - To takie hiszpańskie, klub i rodzina - zaśmiałam się.
-Masz jakieś sprecyzowane plany na przyszłość? Oprócz Moraty - dodał, a ja się roześmiałam.
-Morata nie jest moim sprecyzowanym planem, to raczej moje marzenie - uśmiechnęłam się delikatnie. - Plan mam jedynie taki, że chcę skończyć studia, pracować w RMTV, może przenieść się do czegoś większego, ale chciałabym nadal współpracować z Realem.
-Inne miasto nie wchodzi w grę?
-Nie myślę o tym, ale Fernando odkąd zamieszkał w Londynie proponuje mi Chelsea TV. Tylko to nie wchodzi w grę ze względu na pracę w Madrycie.
-Chciałabyś? - popatrzył mi w oczy.
-Alvarito - oparłam się o oparcie i spojrzałam do góry. - Wszystko w Anglii jest inne. Nawet na niebie nie ma moich ulubionych gwiazd - mruknęłam.
-Gwiazdy na boisku też są inne - zauważył.
-Te przede wszystkim - puściłam mu oczko. - Twój Madryt jest inny niż mój, ale kocham go nade wszystko - spojrzałam na zegarek, a on zrobił to samo.
-Śpieszysz się? - spytał. Dochodziła północ.
-Nie. Nikt mnie w domu nie wygląda. Nawet nie wiem kiedy dostałam tak ogromną swobodę - zachichotałam. - Od liceum robię co chcę i wracam kiedy chcę. Rodzice się nie martwią, że nie nocuję w domu. Zazwyczaj śpię u któregoś piłkarza, albo szlajam się z nimi po mieście. Napiłabym się piwa - zmieniłam temat.
-Chodź do mnie. Napijemy się, przenocujesz a jak dojdziemy do siebie to cię odwiozę - wypalił.
-Alvaro - roześmiałam się wesoło.
-Jak radzisz sobie z tym, że z Moratą mamy to samo imię?
-Bardziej Arbeloa mi się może mylić. To wychowanek, znam go od bardzo dawna i to on zawsze był Alvaro. Jak poznałam Moratę to zaczął egzystować jako Morata, a potem jak spojrzałam na niego inaczej zaczęłam mówić do niego Ally i tak zostało. Jako Alvaro Morata istnieje jedynie oficjalnie. A doskonale wiem, że do ciebie mówią Alvarito. Nie pytaj skąd wiem, jestem dziennikarką, nie? - wyszczerzyłam zęby.
-Sądziłem, że z powodu imienia będę drugim Alvaro, ale po Moracie, a nie Arbeloi - pokręcił głową.
-Moje królewskie skojarzenia nie są takie proste jak sądzisz - zachichotałam.
-To co z tym piwem? - pochylił się do mnie.
-Nic. Odwiozę się twoim samochodem do domu i nara - pomachałam mu kluczykami do BMW.
-Zawsze jesteś taka niemożliwa?
-Zawsze - zajrzałam do torebki, ale przypomniałam sobie, że musiałam wyłączyć telefon. Może Ally coś napisał?
-Teraz będziemy przyjaciółmi? - spytał.
-Nie, Alvarito. Na razie znajomymi. Moi przyjaciele to niewielka i niezwykle hermetyczna grupa. Wiesz - spojrzałam na zegarek. - Czas na mnie - wstałam.
-Już? - miał zawiedzioną minę.
-Już - pokiwałam głową.
-A spotkasz się ze mną jeszcze?
-Może, na razie jesteś wzorowym ziomem - ruszyłam ulicą.
-Dziękuję - cmoknął mnie w policzek.
-Wiesz co... - zatrzymałam się nagle. - Dzięki za super wypad - podałam mu kluczyki. - Do zoba - machnęłam na taksówkę.
-Unice! - zbaraniał. - Odwiozę cię!
-Do Benzemy? Sama trafię. Pa! - pomachałam mu i wsiadłam. Jakoś nie chciałam, żeby mnie odwoził. Gdy wrócę rano autem Karima, albo z Karimem tato nic nie powie. Uzna, że kolega z którym pojechałam wieczorem jest faktycznie tylko kolegą. Bo jest kolegą, którego kilka razy całowałam zdradzając tym samym własnego chłopaka. Fuck.




Lew <3
Popisał się na 1/4 CdR, więc ląduje na gifie :D

Mam nadzieję, że się nie gniewacie, że notki pojawiają się tak często? :P

13. Nie myśl za dużo.

Siedziałam na zajęciach i myślałam o niebieskich migdałach, gdy dostałam smsa.

CR7: Torres, chcesz zarobić?
UNICE: Głupie pytanie, Aveiro. Piszesz przecież do studenta, niby jakiej odpowiedz się spodziewasz?
CR7: Cristianito, dziś, od 19 do nie wiem której. Chyba, że masz moratowe plany na wieczór to poszukam kogoś innego.
UNICE: Nie mam. Dasz mi się przejechać swoim nowiutkim i błyszczącym Audi R8, które dziś dostałeś?
CR7: Nie, bo właśnie jak zauważyłaś je dostałem! Ty zaraz go rozwalisz, a moje serce tego nie przezyje.
UNICE: Cristiano! No, nie bądź taki!
CR7: Niech Ci Morata da. Audi to Audi. Czemu nie przyszłaś na rozdawanie aut?
UNICE: Jestem na uczelni i nie pracuje w RMTV na całą dobę.
CR7: Jasne, tak sobie mów. To, co? 19?
UNICE: Będę, szefie.


Tylko odłożyłam telefon na blat i wyciągnęłam nogi znowu dostałam wiadomość.


ALLY ;*** : Przyjechać?
UNICE: Pociesz się nową furą z kumplami. Dam sobie radę.
ALLY ;*** : Dalej jesteś zła?
UNICE: Nie jestem zła, bo to w końcu nie ja wyleciałam oburzona z pokoju.
ALLY ;*** : Teraz będziesz mi to wypominać?
UNICE: Nic nie zamierzam Ci wypominać. Baw się dziś dobrze z "Carla GB", mam już plany na wieczór.
ALLY ;*** : Zajebiście.



Po zajęciach usiadłam na ławce przed uczelnią i ukryłam twarz w dłonie. Odkąd pojawił się Vazquez wszystko się pokomplikowało! Przecież kiedyś bez problemów puściłabym Moratę na każdą imprezę z przepiękną dziewczyną bez obaw. Ufam mu, ale sobie już nie.
Wstałam, ale momentalnie z wrażenia usiadłam. Złapałam się za serce i przeklęłam cicho pod nosem.
-Czego mnie straszysz, Ramos?! - fuknęłam.
-Morata mnie przysłał. Mam cię podrzucić do domu - zakomunikował.
-Poradzę sobie, już mu to mówiłam - warknęłam i wyszłam na ulicę.
-Unice? - powiedział, a ja się odwróciłam. W ręku trzymał kluczyki, które dyndały się zachęcająco.
-Dobra - przekręciłam oczami. - Nówka? - spytałam, a on tylko pokiwał głową. - Kocham cię! - puściłam mu oczko.
-Ale dajesz Moracie, ale mi miłość - prychnął.


 Wieczorem stałam pod domem Cristiano i tupałam w miejscu. Było mi trochę zimno, a ta lama nie otwierała furtki!
-Cześć - krzyknęła Irina spod drzwi i dopiero nieszczęsna bramka się otworzyła. - Przepraszam, ale Cristiano się kąpie i dopiero mi powiedział, że zajmiesz się małym.
-Spoko - weszłam za nią do domu i powiesiłam płaszcz w szafie. Czułam się tu bardzo swobodnie, często opiekowałam się przyszłą nadzieją futbolu. Uważam, że hiszpańską nadzieją, ale Ronaldo aż czerwienieje ze złości i wrzeszczy, że portugalską. Pożyjemy, zobaczymy.
-Uni! - zapiszczał maluch i wyciągnął do mnie ręce.
-Cześć, przystojniaku - pocałowałam go w policzek. - Co tam słychać? - pogilgotałam go pod brodą.
-Wszystko super - odpowiedział mi Cristiano, który właśnie schodził po schodach wystrojony w idealnie skrojony czarny garnitur. Pod szyją miał muchę, która dodawała mu szyku.
-Messi się może schować - powiedziałam z powagą. - Królewski druhu!
-Dokładnie - wypiął dumnie pierś.
-Będziesz wyrywał dupy? - spytałam cicho, bo Irina stała w salonie i rozmawiała przez telefon. - Widziałam co wyprawiałeś dziś na rozdaniu aut - zachichotałam. - Ile ty masz lat, durniu?
-Morata był jakiś niemrawy - powiedział z diabelnym błyskiem w oku i wpatrywał się we mnie intensywnie.
-Szkoda, że Benzema z Kaką go tam bardziej nie szturchali. Jeszcze trochę to Mesut z Samim by odlecieli z radości - fuknęłam. - Stawka jak zawsze? - zmieniłam temat i skinęłam głową na małego Ronaldo, który właśnie bawił się moimi włosami.
-Tak i dostaniesz coś ekstra za zatrudnienie w ostatniej chwili.
-Dzięki - uśmiechnęłam się. - W co się pobawimy? - zwróciłam się do smyka.
-W auta! - zatarł rączki.
-Oczywiście! - poszliśmy do pokoju, który ja nazywam pokojem gier (bo zawsze gramy tu na konsoli) i usiedliśmy na puszystym dywanie. Mały wyciągnął wszystkie samochodziki z pudełka i zaczął nimi jeździć.
-Zapraszam, wejdźcie! - nawijała Irina do kogoś. - Napijecie się czegoś? Może drinka? Cristiano zrobi - świergotała.
-Bardzo chętnie - odpowiedział jej damski głos. - Cieszę się, że jedziemy tam razem. Naprawdę, prawie nikogo tu nie znam!
-Proszę - Cristiano musiał przynieść owe drinki. Znajdowali się w salonie. - My się jeszcze nie znamy, więc jestem Cristiano.
-Carla - odparł damski głos.
-Wybaczcie moją niedyskrecję, ale które z was kogo zaprosiło? - wypalił Ronaldo. Jak zawsze ma wyczucie i wrodzony takt.
-Carla mnie - padła odpowiedź, a ja zamarłam.
Ally.
Wstałam i podeszłam do drzwi. Oparłam się plecami o ścianę i oddychałam szybko.
Poszedł z nią. Naprawdę z nią idzie!!!
Przymknęłam oczy i nie słyszałam o czym rozmawiali dalej, miałam to w dupie.
Bolało mnie serce. Kuło jak nigdy.
Morata się nie zgrywał!
-Unice - usłyszałam przed sobą i szybko otworzyłam oczy. Przede mną stał Ally. Ubrany w przepiękny czarny garnitur, białą koszulę i czarny krawat.
Dech mi zaparło.
-Kociaku? - szepnął.
-Miłej zabawy - warknęłam i chciałam go minąć, ale złapał mnie za ramię i z powrotem oparł o ścianę.
-Tak nie będziemy rozmawiać - syknął.
-Masz rację, wcale nie będziemy rozmawiać. Zostaw mnie - zerknęłam na rękę i dopiero mnie puścił.
-Myślałem, że...
-...że co? - weszłam mu w słowo. - Że jestem z Vazquezem? Patrz! Nie jestem - minęłam go i usiadłam na podłodze obok małego Cristianito, który nie zwracał uwagi na naszą wymianę zdań. 

-Pogadamy jutro - mruknął.
-Nie sądzę - zaczęłam oglądać jakiś samochodzik. - Jutro będziesz się koncentrował przed niedzielnym meczem, o ile w nim zagrasz.
-Myślałem, że wpadniesz do Valdebebas. Normalnie cię tam pełno - warknął. Spojrzałam na niego i tylko mi się ciśnienie podniosło. Za nim stała ta cała Carla. Ładna! Cholera jasna, ładna!
-Nie myśl za dużo - odpowiedziałam.
-Ally, możemy już iść? - spytała totalnie mnie olewając. Jasne, nie jestem miss.
-Nara, Ally - burknęłam i odwróciłam się do niego plecami.
-Nara - szepnął i wyszli.
-Kurwa - uderzyłam pięścią w dywan. Gdy zadźwięczał telefon szybko spojrzałam na wyświetlacz.


ALLY ;*** : Zobaczmy się jutro i pogadajmy na spokojnie.
UNICE: Baw się dobrze.
ALLY ;*** : Unice, proszę...
UNICE: Nie! Morata, nie! Myślałam, że z nią nie pójdziesz i tylko chcesz mnie zdenerwować swoją gadką tak jak ja zazwyczaj denerwuje Ciebie!

ALLY ;*** : Nie myśl za dużo.

Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ekran i opadłam plecami na dywan.

Mówiliśmy sobie niemiłe rzeczy podczas sprzeczek, ale nigdy nie były one przez dziewczyny... Przez chłopaków, tak, ale nie przez laski!
-Zabij mnie - szepnęłam i dokładnie w tym momencie młody przygrzmocił mi samochodem w czoło. - Dzięki - potarłam bolące miejsce. - Nawet ty!





Nie zabijajcie mnie :P obiecuje wzamian za to słodkiego Moratę po meczu :) ale najpierw będzie uroczy Vazquez i wystraszony Benzema hihih :D


Dla przypomnienia o co chodziło Unice z rozmowie z Cristiano.




Popijam mleko z kawą i czekam na cud. Może konspekt pracy rocznej z poetyki napisze się sam, tekst z socjolingwistyki sam się streści, a notatki z historii filozofii same wejdą do mojej głowy? Wtedy będę mogła obejrzeć El Internado! Polecam gorąco! Hiszpańskie seriale są najlepsze na świecie (nie mylić z hiszpańskojęzycznymi telenowelami)!

Zaczęłam się upodabniać jeszcze bardziej do swoich bohaterek co ogromnie mnie cieszy! Trzeba umieć powiedzieć co się nie podoba. W moim przypadku wszystko się zbiera, a potem następuje wybuch. Nie ważne czy chodzi o starostę roku, współlokatorki czy głupie wpisy w sieci. Mówię co mi się nie podoba i przynajmniej jest mi lżej na duszy. Nie liczę, że wszyscy będą mnie lubić, bo to jest niemożliwe. Akceptuję siebie, rodzice mnie kochają, mam przyjaciół i to najważniejsze.
Nasunęło mi się jeszcze jedno spostrzeżenie. Na twitterze dodaję informacje odnośnie nowych notek. Jednak gdybyście chcieli poznać mnie od innej strony to od wielu lat mam photobloga. Na bieżąco dodaję nowe wpisy. Posiadam opcję anonimowych komentarzy dla zainteresowanych 'fanów' ;D
 

 http://www.photoblog.pl/natus19/

12. Moratowy dylemat.

-Imponujące mięśnie? Niebieściutkie oczy? - burczałem pod nosem jadąc przez Madryt.
Boże, jak ta kobieta potrafi mi podnieść ciśnienie!
I jaka się nagle zazdrosna zrobiła! Jakbym ja był zazdrosny o każdego faceta z którym spędza czas... Nie wyszłaby z domu. Przysięgam, że by nie wyszła!
Jestem z nią cztery lata. Ilu to piłkarzy przewinęło się przez Madryt?! Kilku mogło mi namieszać, ale pilnowałem, na szczęście nic się nie stało.
2009 rok, czerwiec. Zadowolony świętowałem dziewięć miesięcy związku i co? Do Madrytu zawija Karim Benzema, a moja dziewczyna... Leci z piskiem, bo ona mu pomoże się zaaklimatyzować i podszkoli francuski na oryginalnym Francuzie! Serio tak powiedziała.
Ile on nocy nie spałem, zastanawiając się co ona wyprawia skoro mi nie odpisuje. Rano zazwyczaj okazywało się, że spała, a ja ją budzę nie wiadomo po co!
Odetchnąłem z ulgą, gdy okazało się, że Benzema to babiarz, a Unice jest dla niego mało interesującym obiektem seksualnym.
2010 rok, czerwiec. Myślałem, że skoro to już prawie dwa lata nic się nie stanie. O, święta naiwności. Pierwszego lipca Sergio Canales podpisał kontrakt. Uroczy blondynek, niebieskie oczka... Zagubiony. Kto postanowił go ratować! Oczywiście Unice! Tylko Canales miał dziewczynę.
Jednak w sierpniu przeszedł Mesut Ozil. Patrząc na niego podczas treningów nie mogłem pojąc co w nim może pociągać kobiety... Jednak moja dziewczyna "coś" w nim zobaczyła. Rad nie rad, musiałem zaakceptować jej kolejnego przyjaciela.
W 2011 myślałem, że szlag mnie trafi kilkukrotnie.
Maj - Callejon. Unice rozmiłowała się w pomaganiu nowym, więc i za tym latała. Różnica dla mnie była taka, że Calleti był ze mną w szkółce. Przemilczałem go, ma dziewczynę.
Czerwiec - Varane. Nowy, młody, pierwszy raz w Madrycie. Do tego Francuz! Jakby pobierała opłaty za lekcje hiszpańskiego to dziś byłaby milionerką, ale nie pobierała. To była inwestycja w Real, jak to się wyraziła.
Jednak Rafa szybko się nauczył i dała mu spokój. W tym roku Luca może by i ją zainteresował, ale jego żona wygląda nieco groźnie. Podejrzewam, że to ją zniechęciło.
A teraz ten cały Vazquez! Piłkarzyk z Barcelony, Katalończyk zasmarkany!
Nie jestem osobą wybuchową czy nerwową. W naszym związku to ja jestem głosem rozsądku. Zanim coś zrobię to pomyślę.
Miałem zamiar pomyśleć i dziś.
Skoro Unice ma focha za smsa nie odezwie się tak szybko. Z kolei ja mam bulwersa za przybłędę z Barcelony...



Usiadłem z Alexem i Jese na moim łóżku i włączyliśmy konsolę.
Po krótce opowiedziałem im o co biega i czekałem na "porady" ludzi "doświadczonych".
-Przeleć ją i jej przejdzie - mruknął Jese. - Lasce trzeba dogodzić, żeby nie marudziła.
-Gadałeś dziś z Benzemą? - skrzywiłem się.
-Tak, a co? - nie załapał.
-Nic - westchnąłem.
-A może zrób co chciała. Idź z Carlą - powiedział Alex.
-Zajebie go - Jese powiedział dokładnie to co pomyślałem.
-No, ale ziom - Alex odłożył pada. - Ile razy Unice bujała się po różnych imprezach z jakimiś kolesiami? Dlaczego ty chociaż raz nie możesz wybić na miasto z jakąś dupeczką?
-Tylko jej nie dymaj, bo wtedy Torres cię wykastruje na miejscu - dodał Jese, nie uściślając którego Torresa miał na myśli... W sumie za takie coś każde z nich mogło mnie zamordować i jeszcze wmówić światu, że to w obronie koniecznej.
-Dzięki za radę - burknąłem. Przetarłem oczy i westchnąłem ciężko.
-Z laską źle, bez laski jeszcze gorzej - szepnął Alex.
-Żebyś wiedział - zgodziłem się i opadłem na dywan.
Chociaż gdyby się tak zastanowić... Pomógłbym Carli z dobrego serca...
Wyjąłem telefon z kieszeni i jeszcze raz spojrzałem na smsa od niej.


CARLA GB: czesc, ally! wybacz, ze ci przeszkadzam, ale zastanawiam sie czy nie poszedlbys jutro ze mna na przyjecie charytatywne? nikogo tu nie znam, wiec pomyslalam o tobie. 

 
Jeden głos w mojej głowie mówi wyraźnie: Ally, nie rób tego! 

Za to drugi krzyczał: Morata, nie bądź pizda!

ALLY: Siemka! Pewnie, że pójdę ;) Będzie ktoś kogo ja mogę znać?
CARLA_GB: naprawde ze mna pojdziesz?! strasznie sie ciesze! slyszalam, ze irina z cristiano maja byc.
ALLY: Cristiano! No, to jakiś kompan! Jakieś wymagania co do stroju?
CARLA_GB: czarny garniutur, biala koszulka, krawat ;)
ALLY: Myślę, że podołam ;)
CARLA_GB: bardzo sie ciesze, ze ze mna pojdziesz! dzieki, dzieki, dzieki!
ALLY: Nie ma za co ;) mam jutro wolny wieczór, więc nie widzę żadnego problemu.
CARLA_GB: taki przystojniak ma wolny wieczor? az trudno uwierzyc!
ALLY: A jednak, tak jakoś wyszło.
CARLA_GB: czesto ci sie to zdarza? w razie nudy mozesz zglaszac sie do mnie ;)
ALLY: Dobra, zapamiętam i w razie czego jeszcze zapiszę ;) taka informacja od takiej dziewczyny może okazac się przydatna ;)
CARLA_GB: milo slyszec ;p
ALLY: Od razu zaznaczam, że nie lubię krawatów, więc jak się bedę krzywił to od tego ;) czuję się w nich jak na smyczy.
CARLA_GB: przykro mi, ale na ten bal musisz zalozyc krawat :) dasz rade!


-Chłopcy, chcecie jeść?! - krzyknęła z dołu mama.
-Tak! - odpowiedziałem nawet nie patrząc na kumpli. Przecież my zawsze jesteśmy głodni, po co takie głupie pytanie?


ALLY: Napisz gdzie mam po Ciebie przyjechać i wgl, udziel wszystkich niezbędnych informacji. Muszę się zwijać ;)
CARLA_GB: ok, pa ;*

 
Zeszliśmy na dół, Alex rzucił się na kanapki, Jese na sałatkę, a ja... Ugryzłem kawałek ananasa i jakoś mi nie smakował.
W sumie zazwyczaj mi nie smakował, ale dziś wyjątkowo.
Czułem, że robię źle, ale Unice notorycznie chodzi gdzieś z chłopakami! No, tylko ja nie jestem Unice... Mam kolegów, a nie koleżanki. Ona też ma kolegów i nie ma koleżanek. Jest specyficzna, ale doskonale wiedziałem na co się decyduję, a teraz ją kocham i akceptuję całą.






 Pamiętacie jak piłkarze odbierali nowe autka z Audi? Mogli sobie wtedy pośmigać na torze. Zwróćcie uwagę na gifa wyżej i porównajcie z tym niżej.




 
Kocham ich!
 
HALA MADRID!


Odcinek z perspektywy Moraty :P co szósta notka jest jego :D