Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

35. Pocałuj mnie.

W domu Benzemy byli wszyscy. WSZYSCY. Począwszy od piłkarzy pierwszego składu, poprzez Castillę, koszykarzy, modelki, aktorki... Bóg raczy wiedzieć kto jeszcze się załapał.
Willa, która wydawała mi się zawsze ogromna i za duża dla jednej osoby teraz była malutka. Musiałam nieźle lawirować, żeby przemieszczać się w tłumie na tych szpileczkach. W rękach trzymałam ogromne pudło z prezentem i rozglądałam się w poszukiwaniu Jese. Pole widzenia zasłaniały mi moje własne włosy, które układały się w piękne loki, które zrobił mi Mesut (!), bo wcześniejsza fryzura mu się nie podobała.
-Rodriguez! - wrzasnęłam i złapałam Jese za bluzkę na piersi. - Nie ruszaj się, gnido! - wysyczałam. - Wszystkiego najlepszego! Obyś jak najdłużej robił co kochasz... i nie wpadł, bo nie wyobrażam sobie ciebie w roli ojca. Na razie - dodałam widząc laskę, która dyndała mu się na ramieniu. - Proszę - podałam mu prezent. W środku była ogromna ilość gier na konsolę. Kupiłam wszystko co wpadło mi w ręce. Będzie miał chłopak zajęcie. Lepsze gry niż rozmnażanie.
-Dzięki. Zdrówko! - podał mu butelkę wódki, sam upił porządnego łyka z drugiej. Czuję, że ta impreza skończy się... interesująco?
Pociągnęłam zdrowo i ruszyłam w tłum.
Zrobiło mi się gorąco od środka, trunek grzał mnie przyjemnie i sprawił, że na twarzy pojawił mi się uśmiech.
-Unice! - zaświergotał Karim i pociągnął mnie na kanapę.
Kilka kolejek potem świat był o niebo weselszy. Wszyscy się śmiali, cieszyli.
Wstałam i dosyć chwiejnym krokiem udałam się na piętro. W sumie nie wiem po co, ale poszłam.
-Nadgarstek tak! - słyszałam dobrze znany głos. - Nie tak, ofiaro!
-A jak? - sapnął drugi ktoś. Wdrapałam się wyżej po schodach w tych przeklętych szpilkach. Morata stał z rakietą do tenisa w ręku i instruował Derika. Mało by mnie to obeszło gdyby nie fakt, że obaj mieli zdrowo w czubie i celowali w szklane okna na balkon. Nie wiem jak tenisowy poziom Derika, ale Morata grał całkiem nieźle.
-Tak! - warknął Ally i nim zdążyłam się odezwać podrzucił żółtą piłkę, odbił i... brzęk. Szyby nie ma. - Oj... - mruknął.
-Złożymy na Jese - machnął ręką Derik.
-Spoko, tylko on nie wie, którą stroną trzyma się rakietę! - sapnął i podrapał się po głowie robiąc na niej niesamowity bałagan. Biała koszula wystawała mu ze spodni, więc fryzura dopełniała tylko wizerunku człowieka, który dobrze się bawi na urodzinach kumpla.
-Myślę, że dziś będzie tak narąbany, że nawet nie ogarnie - odezwałam się i oparłam o ścianę.
-Unice! - uśmiechnął się Derik.
-Kociaku - zamruczał Ally. - Gówniarz puścił cię wolno? - zachichotał.
-Gówniarz to nie twoja sprawa - odparowałam.
-Oczywiście - rzucił rakietę na podłogę i podszedł do mnie. - Pytanie czy wyzwanie? - szepnął.
-Pytanie - odważnie spojrzałam w jego czekoladowe oczy. Nic się w tej chwili nie liczyło. Patrzył na mnie facet mojego życia, człowiek, który sprawiał, że codziennie chciało mi się wstawać z łóżka. Straciłam to, że był teraz przede mną i  tylko to było ważne.
-Kochasz mnie?
-Wyzwanie! - zmieniłam zdanie. Roześmiał się wesoło.
-Pocałuj mnie - zbliżył swoją twarz do mojej.
-Poproszę inny zestaw - uśmiechnęłam się.
-Wybacz, Królewno. Nie dysponuję takim - wpił się w moje usta. Świat zawirował i to nie bynajmniej od alkoholu, który w siebie wlałam.
-Wybacz, kociaku, ale jestem zajęta - odsunęłam się od niego i ruszyłam w kierunku drzwi wiodących do pokoju, gdzie zazwyczaj spałam, gdy byłam u Karima. O ile dobrze pamiętam tu też było sporo moich ubrań... I Moraty, bo miałam zwyczaj chodzić w nich jak w swoich. Nie myślałam o Lucasie. Nie liczył się, gdy Ally był obok... Poprawka, nie liczyło się absolutnie nic!
-Wiesz, gdzie ja mam Piazona? - warknął i wziął mnie na ręce.
-Mówiąc, że jestem zajęta nie miałam na myśli swojego statusu na facebooku - zachichotałam w jego szyję.
-A czym jesteś zajęta? - Otworzył drzwi i wszedł do środka nie zapalając światła. Przekręcił klucz w zamku i położył mnie na łóżku.
-Hmm... Tobą? - Zsunęłam buty z nóg i pogłaskałam go po policzku.
-Zostaw to wszystko w cholerę, Torres. Wróć do Madrytu, tu jest twoje miejsce a nie gdzieś w Londynie. Może Nando to rajcuje, ale ciebie? Frajdę sprawia ci picie piwa z Benzemą i Ozilem po ligowych meczach na Bernabeu. Wkurzanie się na Cellejona, gdy wygada coś czego nie powinien czy przekomarzanie się z Ramosem na każdy temat. Uwielbiasz intrygi z Mou, wygłupy z Jese. Nawet zakupy z Ronaldo - uśmiechnął się pod nosem. To tu jest wszystko co kochasz - pocałował mnie delikatnie. - Nie ważne kto z kim zerwał, zapomnij o tym - syknął. - Wymażmy z pamięci te trzy miesiące.
-Czekaj - położyłam mu ręce na ramiona i zmusiłam, żeby się odsunął. - Ty coś wiesz, bo jakoś tak dziwnie na mnie patrzysz. Mów!
-To zakrawa o ironię, ale dwa dni temu wszystko pomógł mi rozwikłać Vazquez, który ponoć wcześniej gadał z tobą. Tak naprawdę ani ty nie zerwałaś ze mną, ani ja z tobą. Carla zrobiła coś z moim telefonem i przez to zrobiła coś z twoim. Wykorzystała to, że jej zaufałem, bo chodziła z Nacho - nawijał szybko.
-Chodziła? - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Wkurzył się i kazał jej iść do diabła.
-Jakim cudem dowiedziałeś się o mojej rozmowie z Vazquezem? - spytałam.
-Calleti! - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
-Oczywiście! - sapnęłam.
-Zostawiłem telefon w pokoju i Carla napisała wiadomość niby ode mnie do ciebie. Potem poprzestawiała coś z połączeniami. Nie znam się na tym. W każdym razie oboje stwierdziliśmy, że jak nie to nie. Tym sposobem rozwalając swoje życie - westchnął ciężko.
-Czyli mogę w końcu wrócić do domu, Realu, pracy... Ciebie? - ostatnie słowo wyszeptałam.
-Tak - pokiwał głową. - Kocham cię.
-Ja ciebie mocniej, Ally - przytuliłam się do niego. - Chciałabym nigdy nie poznać Vazqueza w tamtym klubie. To przez niego wszystko poszło nie tak! Ty potem poznałeś Carlę i samo już poszło! Normalnie jak bohaterowie z tragedii antycznej! - przewróciłam oczami.
-Teraz będzie już dobrze - potarł swoim nosem o mój.
-Tak - pokiwałam głową.
Mój najgorszy koszmar właśnie dobiegał końca.


 


Otworzyłam gwałtownie oczy. Byłam cała mokra! Oddychałam szybko, prawie się dusiłam. Boże, ale miałam koszmar! Vazquez, zdradzanie Moraty, Londyn, Lucas... Jakiś odlot!
Skierowałam swój wzrok na sufit i nieco się uspokoiłam widząc herb Realu. Otarłam spocone czoło i sięgnęłam do włącznika lampki. Gdy go nacisnęłam pokój zalało błękitne światło.
Zerknęłam w lewo i dopiero wtedy się uspokoiłam. Obok mnie smacznie spał Ally. Oddychał powoli, rytmicznie. Jego naga klatka piersiowa unosiła się i opadała. Zegarek na jego ręku wskazywał czwartą rano. Przytuliłam się do niego mocno i pocałowałam w szyję.
Właśnie zaczął się drugi listopada, nigdy nie poznałam Alvaro Vazqueza, Carli czy Lucasa Piazona. Nie mieszkałam w Londynie i nie pracowałam w ChelseaTV.
Zaraz, zaraz, zaraz... Skoro jest czwarta rano i dziś jest drugi listopada to wszystko przede mną!
-Ally! - szturchnęłam bruneta za rękę.
-Królewno, błagam - jęknął, przekręcił się na bok i wtulił twarz w moje piersi. Miałam na sobie jakąś jego koszulkę i majtki z logo Supermena.
-Morata! Musisz iść ze mną dzisiaj do klubu! - zażądałam.
-Teraz? - syknął. - Już?
-Wieczorem! - zniecierpliwiłam się.
-Unice! - wyprostował się i otworzył oczy.
-Miałam proroczy sen! Alvaro Vazquez zniszczy nam związek! Będę mieszkać z Oriolem i chodzić z Lucasem Piazonem... - rozpłakałam się.
-Kochanie - przygarnął mnie do siebie i uspokojająco głaskał po plecach. - Ty nawet nie znasz Vazqueza!
-Ale dziś w tym klubie poznam! - zaszlochałam.
-Unice, koniec tego. Nigdy więcej nie pójdziesz nigdzie beze mnie! Jedynie uchylam zakaz na mini imprezki z Mesutem i Benzą po meczach ligowych w Madrycie. I masz nie oglądac więcej horrorów z Callejonem! - zdenerwował się. - Potem takie są efekty.
-Kochasz mnie? - szepnęłam.
-Nad życie. Śpij - pocałował mnie czule.





Historia zbliża się ku końcowi i będzie miała szczęśliwe zakończenie ;)

4 komentarze:

  1. AAAAAAAAAAAA przypomniałam sobie, że to miał być sen! :D Czasem zdecydowanie za dużo wiem ... ale mi to nie przeszkadza! Jak dobrze, że wszystko powoli wraca do normy ach <3 Znaczy ... wróciło :D Ale wyobrażenia Mesuta z lokówką nigdy nie zapomnę!

    Co do gifu ... Arbeloa jeszcze wówczas nie wiedział, że wyleci z boiska i za kare dostanie kijem od miotły od królowej Carloty młahahahaha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Jestem zaskoczona. Myślałam, że to się dzieje naprawdę, a to jest tylko sen! W sumie nie sen, a prawdziwy koszmar! Czyli Unice, a Morata nigdy się nie pokłócili i nadal są razem! Cieszę się z takiego obrotu sprawy! Szkoda, że blog zmierza ku końcowi! Ale na pewno stworzysz równie coś interesującego, jak to opowiadanie! Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. wow no to mnie zaskoczyłaś :) czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam w ogromnym szoku.. Jeszcze trawie,że to wszystko to był tylko sen.. ;p

    OdpowiedzUsuń