Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

10. Niemcu, zamilcz!

Wybrałam się na te kręgle w stroju wybranym przez pół składu. Nie wiem co im odbiło, nigdy nie bawili się w projektantów mody, zwłaszcza ze mną jako modelką!
-Jestem w to najlepszy - powiedział Ally i zaczął zawiązywać buty.
-Chciałbyś - prychnął Jese. Usiadłam na kanapie i przyglądałam się im z uśmiechem. Nacho próbował włożył buty bez zawiązywania, ale jego brat nadepnął mu na sznurówki i runął jak długi.
-Alex, zdrajco! - fuknął.
-Zaczynam! - zdecydował błyskawicznie Sarabia i wpisał swoje imię jako pierwsze.
-Przynieś mi szczęście - szepnął Ally i cmoknął mnie w usta.
-Czekaj! - złapałam go za sznurek od bluzy. - Czemu mam ci przynieść szczęście?
-Bo założyłem się o twoją cnotę, że wygram - odparował.
-Zabawne, Morata! - prychnęłam i założyłam ręce na piersi.
-Bardzo - pochylił się i pocałował mnie czule. - Akurat to wygrałem już dawno temu - dodał.
-Wcale tak dawno to nie było, nie rób z nas takich starych dziadów - przekręciłam oczami.
-A kto jeszcze nie tak dawno mi wypominał, że jest ode mnie starszy aż o pół roku? - uniósł brwi do góry.
-Chciałam kierować - zaczęłam bawić się suwakiem od jego bluzy.
-Kierowałaś pół roku zanim zrobiłem prawko.
-Czym kierowałam?! Chyba ruchem na chodniku - fuknęłam. - Nikt nie miał samochodu, a ci którzy mieli nie chcieli mi swojego dać!
-Jesteś niesamowita, wiesz? - zaśmiał się i usiadł obok obejmując mnie ramieniem. - Wspaniała - odgarnął mi włosy z ramienia i zaczął całować po szyi.
-Wiesz co jest najgorsze? - szepnęłam i pogłaskałam go po policzku.
-Co? - spojrzał mi w oczy.
-Nikt poza tobą ze mną nie wytrzyma? Kumple to kumple, jak mają mnie dość to mają na mnie swoje sposoby, a ty...
-...akceptuję cię w całości, tak - powiedział bardzo zadowolony. - Myślę, że sekret tkwi w tym, że znaliśmy się i kolegowaliśmy zanim zostaliśmy parą. Cztery lata i to w okresie dojrzewania, kiedy się zmieniasz to bardzo dużo.
-Zaczęłam chodzić z Moratą równym ze mną, a teraz mam Moratę wyższego o głowę - wyszczerzyłam się.
-Magia - cmoknął mnie w usta i położył dłoń na moim udzie. - Wiesz, niedługo dostaniemy nowe auta z Audi...
-Wiem i co? - pogłaskałam go po policzku.
-Trzeba będzie go ochrzcić... A raczej zrobić mu chrzest - szepnął mi do ucha, a przez ciało przeszedł mi dreszcz.
-Ally - jęknęłam cichutko.
-Mniam - wpił się w moje usta.
-Wszystko! - zapiał Sarabia. - Zbiłem wszystko!
-Cholera! - syknął i tyle widziałam własnego chłopaka.
-I tak wygram ja, nie wiem czemu się tak sracie - westchnął Denis.
-Cheryshev, naiwniaku - Jese spojrzał na niego z politowaniem. - Jest spora różnica między tym co chcesz a co się stanie - wyszczerzył zęby.
-Dokładnie! To nie boisko, gdzie mnie sfaulujesz i zrobisz co zechcesz - dodał Nacho.
-Wygram ja i koniec dyskusji! - wrzasnął Alex.
Nie odzywałam się, bo pozbawione to było jakiegokolwiek sensu. Każdy miał wygrać, tyle załapałam.


BENZA: U mnie? W nocy?
UNICE: Jestem zajęta.
BENZA: Przecież nie mówię, że teraz tylko, że w nocy! Unice, czy Ty wiesz co to jest noc? Taka pora dnia, kiedy masz bara-bara z Moratą albo szlajasz się z nami! W nocy się nie śpi, szkoda czasu, ślimaku.
UNICE: Zaraz będziesz miał ślimaka, ty żabojadzie jeden! Która?
BENZA: 3? 4?
UNICE: Coś koło tego będę, tylko nie zaśnij, bo w nocy się nie śpi!
BENZA: Ozil też będzie.
UNICE: Dzięki Bogu.
BENZA: Będzie bara-bara? :P trójkącik i te sprawy? Nie powiem Moracie ;>
UNICE: Uspokój się, pacanie :P Muszę z Tobą pogadać.
BENZA: To po co Mesut?
UNICE: Jest mi niezbędny do życia.
BENZA: A ja? :)
UNICE: Też?
BENZA: Wahanie! O nie! Dostaniesz!


-Przegrywam - Ally opadł na kanapę obok mnie. Zerknął na wyświetlacz mojego telefonu, ale widząc, że piszę z Benzemą nie skomentował w ogóle. Benza to żadne zagrożenie.
-Jeszcze im pokażesz - pogłaskałam go po policzku i schowałam telefon do torebki.
-Wiem - objął mnie w pasie i pocałował w szyję.
-Piwo po wszystkim? - spytał Sarabia.
-Nie mogę - skrzywił się Ally. - Mama się przysapała, że ciągle się gdzieś szlajam, no i nie nocowałem w domu, a to przecież zbrodnia - warknął. - Mam obowiązkową rodzinną kolację, nawet Martę sterroryzowała i przyleci z Londynu.
-Współczuję - powiedziałam jednocześnie z Pablo. Aż nazbyt dobrze była nam znana postać Susany Martinez, która za nami nie przepadała. Według niej Ally powinien poświecić się piłce bez szaleństw z kolesiami czy na nie wiadomo co z dziewczyną. Czasem bywała sympatyczna, ale na ogół wolałam jej unikać.
-Sarabia, ale my pójdziemy - puściłam oczko do kumpla.
-Jasne - uśmiechnął się.


U Benzemy zjawiłam się w stanie wskazującym na spore spożycie alkoholu. W sumie zaczęłam mieć już czarne plamy i czasem nie wiedziałam czemu jestem w danym miejscu skoro przed chwilą byłam w innym.
Mesut spojrzał na mnie z politowaniem, a Benzema uśmiechnął się radośnie.
-Będzie wesoło - zatarł ręce.
-Po pierwsze - syknęłam. - Nie patrz na mnie jak na piłkę, z tym zboczonym błyskiem w oku, bo nigdzie nie mam odpowiedniego miejsca do kopnięcia! Chciałam też zaznaczyć, że zaszczyciłam was swoją obecnością nie bez przyczyny - pokiwałam głową.
-Albo walimy ja w wyrko albo dzwonimy po Moratę niech ją zabierze i walnie w wyrko - powiedział Mesut.
-Oj nie! - skrzywił się Francuz. - Pośmiejmy się z niej! Co chciałaś mi powiedzieć? - zwrócił się do mnie.
-Nie zasługujesz na krztę mojej uwagi, przebiegła francuska żabo! - machnęłam ręką. - Chciałam ci powiedzieć, że nastał dzień kiedy niestety moje słowa wcieliły się w czyn. Sądziłam, że żartowanie z tych spraw to dobry żart, denerwujący otoczenie, ale w tym przypadku będę się śmiać baranim głosem...Nie dosłownie, ale jednak i na tym teraz chwilę poubolewajmy. Proponuję minutę ciszy, żeby uczcić ten straszny incydent, a w sumie incydenty.
-Unice, bo zaraz wsadzę ci łeb pod zimny prysznic - zagroził Ozil.
-Niemcu, zamilcz! - położyłam palec na ustach.
-Co zrobiłaś? - dociekał Karim po minucie.
-Całowałam się z Alvaro - westchnęłam.
-Straszna zbrodnia! - złapał się za głowę.
-Vazquezem - dodałam, a Benzema zamarł.
-Moratą - powiedział i pokręcił głową.
-Vazquezem.
-Moratą.
-Vazquezem.
-Moratą!
-Vazquezem! Chyba wiem lepiej komu pchałam jęzor do gardła, co? - warknęłam, a Mesut się odwrócił i zaczął trząść. - Alvaro Vazquez, to nie mój Ally Morata. Nie ma ciemnych oczków, ciemnych włosków pachnących pomarańczkami, tylko ma woń mięty i niebieskie oka.
-A Morata? - Karim patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.

-Kocham go - sapnęłam.
-Widział?!
-No, nie widział - pokręciłam głową.
-Wie?
-Pewnie, że nie! Pojebało cię?! - prychnęłam. - Jeszcze mi tego brakowało.
-I co teraz?
-Benzema, głuchy jesteś jak mój dziadek - przekręciłam oczami. - Ally nie wie i się nie dowie. Nigdy. Kopnęłam go w jaja i koniec.
-Kogo? - wystraszył się.
-Vazqueza.
-Ufff... - odetchnął.
-I teraz się boi, że Vazquez może coś od niej chcieć - przyszedł mi z pomocą Mesut.
-Tak - pokiwałam głową.
-To mu się wpierdoli i zamknie jadaczkę - stwierdził Karim i dumnie wypiął pierś, bo właśnie rozwiązał problem.
-Kochany jesteś! - przytuliłam się do niego i zaraz szybko odsunęłam. - Ale nie wyobrażaj sobie za wiele. Morata to mój chłopak i sens mojego życia. Zbłądziłam, bije się w piersi! - Z całej siły rąbnęłam się w klatkę piersiową aż zaparło mi dech.
-Unice! - Mesut błyskawicznie znalazł się przy mnie. - Wariatko, ty - fuknął.
-Nic mi nie jest - sapnęłam i zaniosłam się kaszlem. - Dzięki - oparłam głowę na ramieniu Ozila i... zasnęłam.




 Nauczona doświadczeniem apeluję: nie próbujmy zrozumieć o co chodzi na powyższych gifach ;)  
to je Real, tego nie pokapujesz :P 
ich się kocha :D


9. Kociaku, cicho.

Gdy się rano obudziłam nie otworzyłam oczu. Wciągnęłam do nozdrzy cudowny zapach, który się wokół mnie roztaczał. Woń pomarańczy, Ally'ego...
Wyciągnęłam dłoń i przejechałam po jego nagiej klatce piersiowej. Spał na boku i dmuchał mi we włosy. Zachichotałam i zatoczyłam palcem kółko wokół jego sutka.
-Mmm... - jęknął i wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi. - Kociaku - pocałował mnie za uchem.
Na stoliku zabrzęczał mój telefon. Wyciągnęłam rękę i przeczytałam smsa.


OZIL: Spotkajmy się dziś.
UNICE: Stało się coś?
OZIL: Jeszcze nie.
UNICE: A stanie?
OZIL: U mnie! Po treningu!


-Alex chce iść dziś na kręgle - sapnął i przyciągnął mnie do siebie.
-To idź, Mesut coś ode mnie chce - odłożyłam telefon.
-Co? - zainteresował się.
-Nie mam bladego pojęcia - wzruszyłam ramionami.
-Zdejmij to. - Podciągnął moją koszulkę i przejechał dłonią po brzuchu, a następnie po plecach aż do łopatek. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
-Nie mam nic pod spodem.
-Wiem - wyszczerzył zęby. - Wiem też, że dochodzi dziewiąta i twoi rodzice od dawna są w pracy. Mam na ciebie ochotę.
-Gdzie zostawiłeś samochód? - tknęło mnie nagle.
-Pod domem, a co? - zaczął całował mnie po szyi.
-To co obchodzą cię rodzice skoro doskonale wiedzą, że tu jesteś? - przekręciłam oczami. - Nawet Blanco trzymają zdala, bo mama codziennie rano otwiera mu drzwi do mojego pokoju.
-Zdejmuj i nie dyskutuj, malutka - złapał za brzegi koszulki i pociągnął ją w górę.
-Wstydzę się - zamruczałam.
-Dobry żart - zaśmiał się i zdjął ze mnie swoją własność. - Unice - szepnął, ale było w jego głosie tyle zachwytu, radości... Ale najwspanialsze było, że od tylu lat jest tak samo.
-Tak, Ally? - zamrugałam zalotnie. Uśmiechnął się tylko i pochylił głowę. Jego usta schodziły z szyi w dół. - Och! - wyrwało mi się, gdy zaczął całować moje piersi. Jednak dłoń nadal zjeżdżała w dół aż znalazła się pod materiałem moich bokserek. - Morata, będziemy ledwo żywi przez cały dzień! Masz trening, ja mam tyle pracy - próbowałam go powstrzymać, ale tak naprawdę nie chciałam, żeby przestawał. Marzyłam o tym, żeby we mnie wszedł, żebym odleciała, rozpadła się na miliard kawałków, żebym była tylko jego.
-Unice, daruj sobie - wpił się w moje usta. - Kogo ty chcesz oszukać? - prychnął.
-Ally! - syknęłam ostrzegawczo.
-Tak, tak - złapał moje ręce i położył mi je nad głową przytrzymując swoją dłonią. - Kociaku, cicho. Ani słowa, tak? - potarł swoim nosem o mój.
-Mogę coś powiedzieć? - szepnęłam.
-Dawaj - zawisł nade mną w bezruchu.
-Kocham cię najbardziej na świecie.
-Z wzajemnością - pocałował mnie czule i zajął się mną troskliwie.
Morata może mnie wkurzać, czasem przynudzać, ale seks z nim... Poezja, to nigdy nie będzie w naszym związku rutyną. To przygoda, zabawa i podróż w najwspanialsze miejsca, chociaż nie wiem czy ziemia ma z tym coś wspólnego.


Gdy leżeliśmy już po wszystkim, wyczerpani, zmęczeni czułam jak błogie ciepło rozlewa się po moim ciele. Byłam przy tym, którym trzeba. Zbłądziłam na chwilę, ale chyba tylko po to, żeby zrozumieć, że Morata to ten jedyny, wyjątkowo i tylko mój.
-Kręgle o dwudziestej - mruknął i cmoknął mnie we włosy.
-Spoko. Prysznic? - zerknęłam na niego.
-Wiesz jak to się skończy? - uśmiechnął się lubieżnie.
-Wiem - wstałam i wyciągnęłam do niego rękę. - Ale co tam - puściłam mu oczko.



Stałam przed szafą w samej bieliźnie i próbowałam się w coś ubrać. Nie było to proste zadanie, bo za mną stał Ally obejmując mnie w pasie i całując po plecach, szyi, karku. Jego ręce błądziły po moim brzuchu, pośladkach. Nie mogłam się w ogóle skupić!
-Nałóż coś mojego jak już musisz - westchnął. - Uwielbiam gdy chodzisz w moich ciuchach, albo koszulkach z moim nazwiskiem na plecach - powiedział zadowolony.
-Tak, bo to jak breloczek u psa z nazwiskiem właściciela - warknęłam.
-To by się trochę zgadzało, bo jesteś moja! - zachichotał.
-Wszystko mam brudne - zaczęłam przeglądać ubrania.
-Wyjazdówka! - ściągnął z wieszaka zieloną bluzkę, którą zaraz założył na mnie. - Pięknie! O, a tu moja bluza! - wskazał na coś innego.
-Basta! - roześmiałam się. - Sama się ubiorę - cmoknęłam go w usta. Wybrałam czarne spodnie, conversy i szarą bluzę. - Możemy iść.
-Valdebebas czy Bernabeu? - spytał naciągając swoją granatową bluzę w której wczoraj chodziłam. Pod spodem miał czarną bluzkę, też swoją, którą znalazł w mojej szafie. Rzeczy w których chodził wczoraj, nie licząc dolnej części ubioru, już dawno smergnął do kosza z brudnymi ciuchami. Szarogęsi się u mnie jakby był u siebie!
-Valdebebas - zdecydowałam. - Załatwię tam swoje sprawy, a potem pojadę z Ozilem.
-Wieczorem kręgle - przypomniał mi.
-Pamiętam - wzięłam go za rękę i wyszliśmy.


Siedziałam sobie na skraju boiska i zapisywałam pytania, które miałam zadać w najbliższym wywiadze Casillasowi. Piłkarze brykali przede mną, a nad wszystkim panował Mou. Nawet nie przeczuwałam, że za chwilę spotka mnie taka tragedia.
-Unice! Litości! - kleknął przede mną Ramos. Popatrzyłam na niego zaskoczona.
-Masz jakieś problemy psychiczne? - mruknęłam.
-Jak ty, na Boga, wyglądasz?! - jęknął.
-Jak? - spojrzałam po sobie.
-No, nijak! - sapnął.
-Ramos, spierdalaj, zajęta jestem - warknęłam i znów spojrzałam w swoje notatki.
-Szare, zielone, sportowe - popatrzył na mnie z niechęcią. - Masz ciało modelki!
-Bujaj się!
-Morata cię rzuci - usiadł naprzeciwko.
-Phi - prychnęłam. - Ale wytoczyłeś argument. Morata ma w nosie to w czym chodzę, skoro zazwyczaj wszystko ze mnie zdejmuje. Sam twierdzi, że woli mnie bez niczego.

-Bez szczegółów, błagam - przekręcił oczami. - Daj się zabrać na zakupy! - zrobił minkę na szczeniaczka.
-Nigdy.
-Daj!
-Spierdalaj! - wysyczałam i wstałam.
-Unice! - złapał mnie za nogi.
-Ramos! - zdzieliłam go notatnikiem w głowę.
-Chodź! - Ozil chwycił mnie za rękę, a Sergio podskoczył i pobiegł za nami.


-Co się ma niby stać? - spytałam Niemca, gdy siedziałam w szatni i czekałam aż te dwie ofiary się ogarną.
-Wyglądasz jak szara mysz, a nie siostra piłkarza. Trzeba ci poprawić styl, kochana! - powiedział Mesut.
-Nie ma opcji! - zerwałam się i wystartowałam do drzwi, ale wpadłam na spoconego Ronaldo i wiedziałam, że przegrałam.
-Trzeba cię ogarnąć - powiedział z diabelnym błyskiem w oku.
-Nienawidzę was - warknęłam.


-Nienawidzę! - powtórzyłam kilka godzin później stojąc przed ogromnym lustrem w jednym z luksusowych butików w centrum Madrytu. Na kanapie naprzeciwko mnie siedziało trzech piłkarzy Realu Madryt i patrzyli na mnie krytycznie.
-Kręgle to poważna sprawa - mruknął Ronaldo.
-Zwłaszcza, że Morata lubi grać w kręgle - dodał Sergio.
-I robić zdjęcia - pokiwał głową Mesut.
-A nie można pograć w kręgle na konsoli? - spytał Karim, który siedział na pufie i pił Pepsi. Czułam, że tylko on mnie rozumie! A teraz przylazł tu dla beki!
-Podbijam! - zawołałam.
-Nie możesz wyglądać jak nastolatka, bo już nią nie jesteś! Wyglądałaś w sportowych ciuchach uroczo kilka lat temu, gdy jeszcze grałaś! - jęknął Ramos.
-Moje marzenie to Unice w sukience - uśmiechnął się Cristiano.
-Tak! - klasnął w dłonie Ozil.
-Nie! - zapiszczałam, a Karim wybuchł radosnym śmiechem.
Niestety mój sprzeciw nic nie dał i pół godziny później stałam przed swoją widownią w sukience, którą wybrał dla mnie Mesut.
-W sam raz na imprezę Realu - orzekł. - Biały to twój ulubiony kolor - przypomniał mi.
-Ulubiony, ale na was! - fuknęłam.
-Bierzemy wszystko! - zdecydował Ronaldo. - Ja stawiam!
-To wy ciuchy, a ja modelkę - puścił mi oczko Benzema.
-To ja - Ozil wepchnął mnie do przymierzalni i poczekał aż się przebiorę. Zabrał zakupy i wsiadłam do jego samochodu. - Co z Vazquezem? - spytał mnie.
-Mam nadzieję, że już nic - westchnęłam i zapięłam się pasem. - Kazałam mu wczoraj spadać.
-I? - wyczuł, że nie powiedziałam wszystkiego.
-Kopnęłam go w jaja, a potem napisał mi, że nie powinnam tego robić i zobaczymy kto tu będzie żałował - dokończyłam.
-Unice - westchnął.
-Mesut! - jęknęłam. - Zrobiłam straszną głupotę, wiem o tym! Wiem też, że kocham Moratę nad wszystko i nie pozwolę, żeby dowiedział się o mojej chwili zaćmienia umysłowego. Sama bym nie chciała wiedzieć, że mnie zdradził jeśli by to dla niego nic nie znaczyło. Niepotrzebne by mnie zranił.
-A może on chce wiedzieć? - zerknął na mnie.
-A ty byś chciał? Po czterech latach związku, kiedy wiesz o drugiej osobie wszystko, chciałbyś? - warknęłam.
-Nie - pokręcił głową. - Ale nie możemy lekceważyć Vazqueza. Kto wie co postanowi zrobić po tym jak uraziłaś jego męską dumę?
-Dzięki, Mesut - uśmiechnęłam się lekko.
-Spoko, przecież nie zostawię cię z tym samej - przekręcił oczami.
-Chyba muszę powiedzieć jeszcze Benzemie - mruknęłam.
-Powiedz, ale nie spodziewaj się, że zrozumie. Pojęcie wierności jeszcze nie rozwinęło się w jego mózgu i tylko się zdziwi, że nie przespałaś się z Vazquezem - zaśmiał się.
-Tobie też się nie rozwinęło, małpo zielona! - prychnęłam.
-Ale ja chociaż potrafię sobie wyobrazić wierność, a on raczej nie.
-Nie doceniasz go! - pokazałam mu język.




 Ally ;) Mecz Nadziei. Ku mojej ogromnej uciesze nie miał tych śmiesznych gatek pod spodenkami i mogę pooglądać jego uda ;D hihi

Taki świąteczny prezencik :)

8. Pożałujesz tego.

Kolejnego dnia wstałam z łóżka ledwo żywa. Położyłam się koło drugiej, a obudzić się musiałam o szóstej.
Wzięłam prysznic, ubrałam się w jeansy, wyjazdową koszulkę Realu, bluzę Moraty, trampki, na rękę założyłam zegarek, do torby wrzuciłam telefon i zeszłam na dół.
Blanco powitał mnie z pyskiem umorusanym na czarno. Mama się wścieknie, że znowu polował na kreta w ogrodzie.
Zjadłam płatki na mleku, kilka plastrów ananasa, wypiłam kawę i wyszłam. Autobus, metro i jestem na Bernabeu.
-Dobry wywiad z Callejonem - pochwalił mnie szef, gdy weszłam do jego biura. - To robota na ten tydzień - podał mi teczkę. - Chcesz pracować na meczu?
-Wywiady pomeczowe? - sprecyzowałam.
-Chyba, że wolisz wspierać kumpli. Decyduj... Co masz na koszulce? - zmienił temat, gdy zobaczył moją bluzkę.
-To co zawsze "Morata" - westchnęłam. - Nie chcę tych wywiadów. Do zoba - machnęłam teczką i wyszłam. Postanowiłam olać zajęcia na uczelni i pojechałam do Valdebebas.
Piłkarze z racji meczu mieli dziś lekkie zajęcia i odprawę. Siedzieli na murawie, a Mou coś im tłumaczył. Na mój widok się wyprostował i przestał gestykulować.
-Trening jest zamknięty dla prasy - powiedział spokojnie.
-Jestem prywatnie - podeszłam bliżej.
-Żony i dziewczyny piłkarzy są mile widziani na stadionie, a nie tu. Rozpraszasz ich.
-Mister! - fuknęłam.
-Żartuję, Torres - uśmiechnął się. - Tylko żadnego seksu - pogroził mi palcem.
-No, wie pan co? - wzięłam się pod boki.
-Nie za duża ta bluza? - spojrzał na moje wdzianko.
-To Moraty - wyjaśniłam i zerknęłam na swojego chłopaka.
-Zauważyłem - puścił mi oczko. - Chłopaki! - klasnął w dłonie. - Spiąć dupska i wygramy! Do szatni, prysznic, autobus, hotel i koncentracja! Pobudź go - szepnął do mnie i sobie poszedł.
-Hej - Ally cmoknął mnie w policzek i wziął mnie za rękę. - Wyglądasz na zmęczoną.
-Nie tylko ty pracujesz przed meczem.
-Pojedziesz z nami do hotelu? - spytał. Zerknęłam na Mourinho, który rozmawiał z Karanką i kiwnęłam głową.
-Zaraz wrócę - powiedział i pobiegł do szatni. Poszłam do autobusu i usiadłam na jednym z miejsc przy oknie. Wyjęłam telefon z torby i jęknęłam, bo na wyświetlaczu widniała informacja, że dostałam wiadomość od Vazqueza.


VAZQUEZ: Myślisz, że powinienem życzyć Twojemu chłopakowi powiedzenia na meczu?
UNICE: Myślę, że powinieneś spadać.
VAZQUEZ: Umów się ze mną.
UNICE: Nie.
VAZQUEZ: Umów. Co Ci szkoda? Zjem Cię? Nie zrobię niczego czego nie zechcesz. Jesteśmy przecież kumplami, nie? Odmówiłabyś Benzemie czy Ozilowi? Poza tym nie znam zbytnio Madrytu, mogłabyś polecić mi dobre knajpki i takie tam.


Westchnęłam ciężko, podszedł mnie. Lubiłam spędzać z nim czas, ale uwielbiałam pomagać nowym piłkarzom w aklimatyzowaniu się w Madrycie. Benzemy nie odstępowałam na krok przecież.

 
UNICE: OK, kiedy?
VAZQUEZ: Dziś? Po meczu?
UNICE: Zobaczę.
VAZQUEZ: ;)


-Jestem - Ally usadowił się obok mnie. - Słonko, co jest? - spojrzał mi w oczy. - Zachowujesz się jakoś dziwnie. Wszystko w porządku?
-Tak, to tylko zmęczenie - odwróciłam wzrok i wyjrzałam przez okno.
-Jakby się cos działo to byś mi powiedziała, prawda? - szepnął.
-Prawda - warknęłam.
-Unice? - wziął mnie za rękę i splótł nasze palce. Uwielbiałam, gdy to robił. Robiło mi się wtedy tak lekko na duszy, problemy znikały i czułam się taka bezpieczna. Oparłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam ciężko.
-Tak? - szepnęłam i popatrzyłam mu w oczy.
-Buzi, buzi, buzi!!! - zawył nad nami Marcelo. Tak oto siedział w domu i leczył kontuzję! Proszę bardzo!
-Wal się! - podskoczyłam i strzeliłam go ręką w środek czupryny.
-O, nie! - zawył. - Wojna, Torres! - rzucił we mnie czyjąś bluzą.
-Szmacairzu niegodziwy! - wyrwałam Pepe butelke i rzuciłam w Marcelo. Brazylijski kmiot się uchylił, Ronaldo akurat się przesunął, ale Arbeloa nie... Dostał w środek czoła. Boże, Mourinho mnie zabije! Ledwo wyleczył kontuzje nogi, a teraz ja go załatwiłam!
-TORRES! - zapiszczał.
-O fuck! - usiadłam i przytuliłam sie do ramienia Moraty, który śmiał się w najlepsze. - Fuck, fuck, fuck - szeptałam.
-Maleńka - chichotał Ally.
-Torres! Ta zniewaga krwi wymaga! - przed nami pojawił się Arbeloa. Z wrażenia zapomniałam jak się oddycha.
-Przepraszam to miało być w Marcelo! - powiedziałam szybko.
-Arbeloa, bo powiem twojej żonie, że latasz za inną! - zarechotał Ramos.
-Nie latam! - zaprotestował Alvaro.
-Latasz i prześladujesz! O to się ucieszy!
-Ramos! - oburzony Arbeloa poszedł wyjasnić sprawę, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Kocham cię - Ally cmoknął mnie w usta. - Wariatka. Zobaczymy się po meczu? O ile wiem sabaty z Benzemą obowiązują jedynie po meczach ligowych, a dziś Liga Mistrzów.
-Eee... - zająknęłam się. - Właściwie to...
-Morata! Po meczu widzimy sie u mnie! - krzyknął Ronaldo. - Wybacz, Torres, ale spotkanie wyłącznie w męskim gronie.
-OK! - zawołałam. - Już masz plany - wzruszyłam ramionami.
-Jutro? - drążył.
-Nie wiem, bo mam teczkę materiałów i muszę to zrobić do końca tygodnia.
-Przenocujesz u mnie - wyszeptał mi wprost do ucha i delikatnie je przygryzł. Jęknęłam cicho i wsunęłam dłoń w jego włosy.
-Torres! Do mnie! - zawołał Mourinho.
-Ally - odsunęłam go niechętnie i wstałam. - Tak, Mister? - stanęłam przed Mou.
-Siadaj - wskazał miejsce obok siebie. - Zabiję cię jak psa jak jeszcze raz rzucisz czymś w któregoś piłkarza to po pierwsze - powiedział, ale w oczach miał szelmowskie błyski czyli nic mi nie grozi.
-Spoko. To o co mam nie pytać piłkarzy podczas wywiadów? - uśmiechnęłam się.
-Ech, Torres... Aniele... Patrz - wskazał mi na kartkę.


Usiadłam na ławce pod blokiem Vazqueza i założyłam kaptur na głowę. Wszystko sobie przemyślałam.
-Unice? - usiadł obok mnie. - Czemu nie chcesz wejść na górę?
-Bo tak - syknęłam i wstałam. - Koniec tego cyrku, Vazquez - warknęłam. - Mam chłopaka i od tej chwili masz mi dać święty spokój, czaisz baze? Kocham go i nie chcę go krzwdzić.
-Unice - też wstał i złapał mnie za ramiona. - A co ze mną?
-A co mnie to obchodzi? - wyrwałam się. - Zgłupiałam, ale tylko na chwilę. Koniec z tym!
-Nie poddam się tak łatwo - syknął i zbliżył się. Ja zrobiłam krok do tyłu w efekcie oparłam sie plecami o ścianę.
-Nie chcę cię! - powiedziałam z mocą.
-Ale ja ciebie tak - ujął moją twarz w dłonie.
-Pożałujesz tego - ostrzegłam.
-Tak? - poruszył brwiami.
-Tak! - Bez wahania kopnęłam go w czuły punkt. Zaklął i się skulił, a w efekcie mnie puścił. - Wal się, cwelu! - warknęłam i odeszłam.
Wsiadłam w taksówkę, ale nadal cała drżałam.


VAZQUEZ: Nie powinnaś tego robić, Torres.
UNICE: Spierdalaj.
VAZQUEZ: Nie ładnie, nie ładnie... Zobaczymy kto tu będzie żałował.


Skasowalam od niego wszystkie wiadomości i cicho westchnełam. Mogę żałować, zwłaszcza jak powie Moracie. Szybko wystukałam smsa do swojego chłopaka.


UNICE: Przyjedz do mnie na noc. Proszę.
ALLY ;*** : Będę za godzinę ;)
UNICE: ;*



Gdy tylko weszłam do domu skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, nałożyłam swoja piżamę czyli po prostu śmieszne bokserki i koszulkę Moraty, którą kiedyś zostawił, a ja mu jej nie oddałam. Narzuciłam na grzbiet jego bluzę i czekałam.


ALLY ;*** : Jestem, otwórz, bo Blanco drapie w drzwi!


Zeszłam szybko na dół i złapałam psa za łeb.
-Cicho, uciekaj stąd - poklepałam go delikatnie po grzbiecie i posłusznie odbiegł na swoje ledowisko do kuchni, a ja otworzyłam.
-Hej - Ally pocałował mnie czule. Bez słowa mocno sie do niego przytuliłam. Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Położył na łóżku i szybko zdjął buty, spodnie i skarpety. Mocował się chwilę z bluzą, ale i ona wylądowała na fotelu. - Unice? - szepnął i położył się obok mnnie. Przygarnął mnie do siebie i cmoknął w czoło.
-To też - mruknęłam i pozbawiłam go bluzki. - Przepraszam - pocałowałam go w szyję.
-Za co? - zdziwił się.
-Ally - pociągnęłam nosem.
-Kochanie? - wystraszył się.
-Przytul mnie, po prostu - przylgnęłam do niego i zamknęłam oczy. - Kocham cię, kocham - pogłaskałam go po nagim torsie.
-Ja ciebie też, słonko - uśmiechnął się.
-Dziękuję, że przyjechałeś... - zamknęłam oczy i położyłam dłoń na jego brzuchu, a stamtąd zjechałam na prawą stronę podbrzusza pod materiał bokserek. Delikatnie przejechałam palcem po skórze i uśmiechnęłam się. Znajdował się tam tatuaż, jedyny jaki posiadał, chociaż o jego istneniu wiedziałam tylko ja, bo litery układały się w jedno słowo: Unice. Miałam prawie identyczny, w dokładnie tym samym miejscu, ale mój zawierał napis: Ally. Zrobiliśmy je w dniu jego osiemnastych urodzin. Nie wiem jak potoczy mi się życie, ale nigdy nie zmieni się fakt, że Ally był pierwszym chłopakiem, któremu oddałam serce i nie tylko to.
-Na twój rozkaz, o pani - pocałował mnie w czubek nosa. - Dobranoc?
-Tak - mruknęłam i wtulona w jego bezpieczne ramiona powoli zapadałam w sen. Jak mogłam w ogóle zbliżyć się do innego mając tak wspaniałego chłopaka? Najgorsze jest to, że mam świadomość, że moja znajomość z Vazquezem i tak się wyda. Tylko kwestia czasu kiedy. 






Chyba mogę się pochwalić, że skończyłam to opowiadanie ;) Zostało mi kilka notek do napisania, ale mam już gotowy plan, więc to jedynie kwestia przestukania wszystkiego do komputera.
Jeśli jesteście ciekawi co będzie dalej zapraszam >> tu <<  
W Święta dodam odcinek, ale i tak życzę wszystkim Wesołych Świąt!

A tak jeszcze wyjaśnię pewną kwestię. Jeśli kiedyś gdzieś napisałam, że nie wyobrażam sobie życia bez piłki nożnej i podałam do tego nazwy klubów i w wyliczance pojawił się Real Madryt i FC Barcelona to wcale nie wycofuję się z tego co powiedziałam. Pragnę podkreślić to na co zawsze zwracałam uwagę: lubię piłkarzy FCB pod warunkiem, że są Hiszpanami i grają w reprezentacji. Zaczęłam swoją pisarsko-piłkarską przygodę przez reprezentację Hiszpanii, dopiero potem przyszła miłość do Realu Madryt. Kocham swój klub, ale nie zapominam o reprezentacji. Co prawda moja miłość do la Furia Roja podczas sezonu jest znikoma, to podczas międzynarodowych turniejów kibicuję właśnie im. Nie zapominajmy też o tym, że gdyby nie było FCB nie byłoby też takiego Realu Madryt. 

HALA MADRID!

7. Komplikuje się.

Następnego dnia wlokłam się z zajęć na zajęcia niczym cień. Nie mogłam w nocy spać. Miałam koszmary, że Morata z Vazquezem się o mnie biją... Patologia. Na ostatnim wykładzie już prawie spałam z nosem na pulpicie, gdy dostałam smsa.

ALLY ;*** : Słonko, nie przyjadę po Cb, bo nie mogę. Trener ma sporo wątków do omówienia. Będziesz dziś w V.?
UNICE: Nie, mam przeprowadzić wywiad z Callejonem na Bernabeu, a potem zrobić reportaż z wycieczki jakiś turystów z którejś Ameryki ;/
ALLY ;*** : Jak wrócisz do domu?
UNICE: Sterroryzuje Jose to mnie zawiezie.


Wyszłam z uczelni i usiadłam na ławce. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam. Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły nałożyć bluzy, która smętnie zwisała mi z ramion. Dzięki czemu wszyscy, którzy mnie mijali mogli zobaczyć moją koszulkę Chelsea, którą dał mi w sobotę Nando.
Gdy dostałam smsa, zerknęłam na telefon bez zbędnych emocji. Morata się martwi czym pojadę na chatę. Nie ma chłopak problemów widać.


VAZQUEZ: Nie za zimno Ci w takim stroju?


Żesz, kurwa!
Rozejrzałam się, ale nic nie zobaczyłam.


UNICE: Gdzie jesteś, zboku jeden!?


-Tu - usłyszałam za sobą i na ramionach wylądowała mi ciepła bluza.
-Co tu robisz? - jęknęłam.
-A wiesz... - usiadł obok mnie i otoczył mnie ramieniem. Przekręciłam oczami i się odsunęłam. - Spotkałem dziś Jose Callejona, który oznajmił mi, że ma dziś wywiad w RealMadridTV, a przeprowadzi go z nim niejaka Unice Torres - uśmiechnął się. - Potem wypaplał mi gdzie studiujesz i jestem - uśmiechnął się.
-Podła gnida - burknęłam pod nosem. - Że też nigdy nie nauczył się trzymać języka za zębami.
-Czemu? Bardzo go lubię. Masz chwilę?
-Alvaro - jęknęłam.
-Tak wiem, ale chyba możemy się kolegować, co? - spojrzał na mnie spokojnie.
-Oczywiście, że możemy - pokiwałam głową. - Nie potrzebuję dodatkowego wroga. Mam ich tylu, że do zliczenia brakuje mi już palców - mruknęłam.
-Kawa? - wstał z ławki.
-Zdecydowanie! - pokiwałam głową i poszłam za jego śladem.
-Pasuje ci niebieski - powiedział, gdy szliśmy do pobliskiej knajpki.
-Dziękuję - uśmiechnęlam się.
-Uważam, że jesteś fajną laską - wypalił, gdy tylko usiedliśmy. - Serio - uśmiechnął się i poszedł po kawę.
-Dobrze się dziś czujesz? - spytałam, gdy wrócił.
-Doskonale, mogę zadać ci kilka pytań? - podał mi filiżankę.
-Dawaj, postawiłeś mi kawę - pokiwałam głową.
-W sumie nie musisz mi odpowiadać na głos, tylko pomyśl sobie odpowiedź - wyszczerzył zęby.
-OK - mruknęłam upijając łyk czarnego płynu.
-Kochasz Moratę? - wystrzelił.
-Tak.
-Kochasz, bo jest i jest ci z nim wygodnie, czy kochasz, bo nie umiesz bez niego żyć? - spojrzał na mnie uwaznie. Na to pytanie nie odpowiedziałam na głos. Bo jak ja kocham Moratę to moja prywatna sprawa! - Czy jak na niego patrzysz to skręca cię w środku? Myślisz sobie, że jest twój i nikt nie ma prawa ci go zabrać? Jesteś o niego zazdrosna? - zasypał mnie gradem słów. - Kiedy ostatni raz mu powiedziałaś, że go kochasz? - szepnął patrząc na mnie intensywnie.
-Do czego zmierzasz? - syknęłam.
-Do tego, że go nie kochasz tylko jesteś do niego przyzwyczajona - uśmiechnął się. - Gdyby nagle zniknął to bolałoby cię to, że nie wypełnia twojego życia pewna osoba, a nie konkretnie on.
-Oszalałeś, Vazquez! - warknęłam.
-Możliwe, ale to wszystko przez ciebie. Poza tym mam oczy i widzę jak na mnie reagujesz - przejechał palcem po mojej dłoni leżącej na stoliku. Wzdrygnęłam się, a na ręku momentalnie pojawiła się gęsia skórka. - Oszukujesz się, Unice - dodał.
-Zaraz cię tak strzelę, że z powrotem wylądujesz w Barcelonie! - zdenerwowałam się i wtedy przyszedł sms. Oboje spojrzeliśmy na wyświetlacz mojego telefonu, gdzie widniała tylko informacja kto jest nadawcą wiadomości.


CALLETI: Gdzie jesteś, łajzo?
UNICE: Piję kawę, paplo przebrzydła!
CALLETI: Zwolniłem się z treningu dla tego wywiadu, ofiaro! Przyłaź to albo dostaniesz w dupsko!
UNICE: Wal się, zaraz będę.

 
-Muszę iść - wstałam. - Dzięki za kawę i niezwykle przydatne rozważania - zadrwiłam.
-Rozważania? - chwycił mnie za łokieć. Mój oddech przyśpieszył, serce zaczęło łomotać w piersi.
-Alvaro - szepnęłam. - Ja... - próbowałam mu coś wytłumaczyć. - Myślisz, że jak masz takie niebieskie oczęta to możesz dzięki nim wszystko?! - odzyskałam nieco animuszu.
-Tak - odpowiedział spokojnie i pogłaskał mnie po policzku.
-Kocham Moratę, kocham Moratę - mruczałam pod nosem i przymknęłam oczy.
-Jeszcze - szepnął w moje usta i wyszedł puszczając mój łokieć.
-Niech cię szlag, Vazquez - oparłam się o ścianę i próbowałam uspokoić oddech. 


VAZQUEZ: Przyjdź dziś na mecz.


Na pewno nie!




Wróciłam do domu, gdy było już ciemno. W sumie dochodziła północ.
-Dziecko - westchnął tato, który siedział w salonie z Blanco i oglądał telewizję. W sumie psina spała na dywanie. Zamerdał tylko na mój widok i nawet się nie podniósł. Rozleniwiłam go.
-Błagam, nie komentuj - wzięłam z kuchni szklankę soku pomarańczowego, puszkę z ananasem i usiadłam obok niego.
-Ally dzwonił tu kilka razy - powiedział. Szybko wyjęłam z kieszeni telefon i cicho jęknęłam.
-Rozładował się - stwierdziłam.
-Smarku? - objął mnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
-Komplikuje się, tatku - szepnęłam.
-Z Moratą? - domyślił się.
-Tatku, a jak to nie ten? To co? - spojrzałam mu w oczy.
-Unice, chcesz mi coś powiedzieć? - patrzył na mnie poważnie.
-Nie - pokręciłam głową. - Poradzę sobie - pocałowałam go w policzek i poszłam do siebie. Położyłam się na łóżku i spojrzałam na sufit, gdzie dumnie spoglądał na mnie herb Realu.
Zdradziłam go. Zdradzam Moratę za każdym razem, gdy myślę o Vazquezie. Cztery lata poszło się jebać, gdy na mojej drodze stanął przeklęty Katalończyk!
Wstałam i podeszłam do ściany pełnej ramek. Na jednym ze zdjęć był szesnastoletni Ally. Dłuższe włosy opadały mu na czoło, brązowe oczy spoglądały na mnie niewinnie i spokojnie. Gdyby nie Sarabia nigdy by się ze mną nie umówił. Cichy, niewiele mówiący w moim towarzystwie (można rzecz, że niemowa, bo chodziliśmy razem do klasy i wszędzie ciągaliśmy się we troje), nie zwracałam na niego większej uwagi. Od zawsze mówiłam na niego Ally albo Morata. Nigdy Alvaro. Alvaro jest tylko jeden i jest nim Arbeloa!
Pierwszą randkę zapamiętam do końca życia. To było spotkanie pierwszych razy, bo nie dość, że pierwszy raz umówiłam się z chłopakiem to jeszcze pierwszy raz się z nim pocałowałam... I Fernando pierwszy raz był świadkiem tej sceny.



wrzesień 2008 rok, Madryt


Unice wyszła ze szkoły i spojrzała na swojego ciemnowłosego kolegę. Nerwowo podrapał się po głowie.
-I? - włożyła ręce do kieszeni swojej zielonej bluzy.
-Lody? - mruknął.
-Ziom! - szturchnęła go w żebra. - Nie bój się mnie, nie gryzę przecież!
-Nigdy nie byłem na randce - powiedział cicho.
-Ja też nie - pokiwała głową i uśmiechnęła się do niego delikatnie. - To będzie nasz pierwszy raz, co?
-Tak - też się uśmiechnął. - Zapraszam - poprowadził ją do pobliskiej lodziarni.
Rozmawiali o wszystkim, szkole, lekcjach, piłce, treningach. Unice czuła się przy nim swobodnie, ale inaczej niż przy innych kumplach. Nie chciała, żeby Alvaro był jej kolegą. Kolegów miała na pęczki, a koleżanek jak na lekarstwo.
-Morata? - spytała, gdy zjadła już wszystko co miała w pucharku.
-Mmm? - podniósł na nią wzrok.
-Brudny jesteś - szybko starła palcem lody z jego górnej wargi. - Już - powiedziała zadowolona.
-Chodź na spacer - wstał i chwycił ją za rękę. Unice uśmiechnęła się do niego delikatnie i poszli do parku. - Czemu nie chcesz już grać? - splótł jej palce ze swoimi, a ona uśmiechnęła się delikatnie. Trzymając go za rękę w ten sposób nagle poczuła się cudownie lekka i bezpieczna... Wyjątkowa.
-Bo zaczynam być od was słabsza - wzruszyła ramionami. - Biegacie szybciej, mocniej kopiecie i dłużej wytrzymujecie na treningu. Nie daję rady. Wolę się wycofać w glorii niż potem, żeby mnie sami wywalili - powiedziała szczerze.
-Unice... - zawahał się. W oddali było już widać jej dom.
-Tak?
-Dobra jesteś z geografii. Może byśmy się razem pouczyli na sprawdzian? Tylko we dwoje? - zaproponował.
-Pewnie. Z wielką chęcią - puściła mu oczko. - Dziękuję za dzisiaj - stanęła przed swoją furtką. - Wejdziesz?
-Nie mogę, muszę wracać do domu - zrobił smutną minę. - Jutro mam trening i tyle jest zadane.
-Racja - kiwnęła głową.
-Cieszę się, że się ze mną umówiłaś.
-Cieszę się, że to zaproponowałeś, Ally - uśmiechnęła się.
-To do jutra - powiedział, ale nie puścił jej ręki.
-Do zoba - oblizała wargi. Zaśmiał się pod nosem i przysunął do niej bliżej.
-Nigdy się nie całowałem - szepnął.
-Ja też nie, więc masz kolejny pierwszy raz - oczy błyszczały jej figlarnie.
-Naprawdę nigdy? - zdziwił się trochę.
-To, że obracam się w męskim gronie nie znaczy, że liżę się z każdym jak się da. Czekam na tego wyjątkowego - powiedziała poważnie.
-Patrz, to tak jak ja - chwycił ją za drugą dłoń i pocałował. Unice wyrwała ręce i oparła mu je na torsie. Morata otoczył ją ramionami w pasie i przyciągnął bliżej.
-UNICE ZIVA TORRES SANZ! - ryknęło coś za chłopakiem, a w tle wściekle zaczął ujadać pies. Podskoczył wystraszony i od razu ja puścił.
-Ciii... - syknęła i wzięła go za rękę. - Fernando! - warknęła na widok starszego brata, który wysiadał z samochodu, a na smyczy miał ślicznego, białego owczarka niemieckiego.
-Co to ma być? - wziął się pod boki.
-To co widziałeś. Jesteś dużym chłopcem, chyba nie muszę tłumaczyć, co? - odparowała. - Blanco, ty się nie odzywaj! - powiedziała do psa, który machnął łapą i otarł nią pysk.
-To jest...? - wskazał na Alvaro.
-Alvaro Borja Morata Martin - przedstawił się błyskawicznie.
-Ally - dodała Unice. - Mój kolega z klasy.
-Chyba ktoś jeszcze, co? - dociekał Nando.
-Nie twoja sprawa, mam już szesnaście lat i nie będziesz mi się rządził! - tupnęła nogą.
-Do domu, a "kolegę" żegnamy - otworzył furtkę. - Zobaczysz się z nim jutro.
-Do zoba - powiedziała i pocałowała go w policzek.
Weszła na podwórko, a Fernando szedł za nią. Wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer Alvaro.


UNICE: Nie przejmuj się Nando, wczuwa się w rolę starszego brata, a tak naprawdę nie ma o tym pojęcia.
MORATA: Chyba mnie nie polubił. Blanco chyba też nie, chociaż kiedyś był milszy.
UNICE: Blanco to mój pies i wspiera mnie zawsze, a Nando jakby Cię nie polubił nie siliłby się na jakikolwiek dialog. Jest spoko ;)
MORATA:  Skoro tak uważasz, to mam nadzieję, że tak jest.
UNICE: Jest. Nie mogę się doczekać jutra ;)
MORATA: Czemu?
UNICE:  Bo Cię zobaczę ;D


Szybko zmieniła podpis z "MORATA" na "ALLY". 


ALLY: Mogę powiedzieć to samo ;)
UNICE:  A dostanę jutro buziaka?
ALLY:  Podobało Ci się?
UNICE: Nawet nie wiesz jak bardzo... ;*

 
Fernando skakał nad nią, opowiadał coś rodzicom, ale ona miała go gdzieś. Chyba się zakochała...






ANIMO MARCELO
Tęsknię za Tobą! Wracaj szybko!



Obecnie tworzę odcinek numer 29 ;) Pokomplikowałam całkowicie, ale na koniec (o ile to będzie koniec i nic nie wymyślę dalej) Was zaskoczę!

6. Już nie wpadną.

Wróciłem od Unice, gdy dochodziła północ. Zostałbym znacznie dłużej, ale następnego dnia musiałem być wcześnie w Valdebebas... Mister miał nam przedstawić swoją wizję meczu z Borussią i podać nazwiska powołanych.
Wszedłem do domu i rzuciłem klucze na komodę w przedpokoju.
-Ustaw buty! - zawołała mama z kuchni. - Nie mam zamiaru zawsze wszystkiego po tobie poprawiać jakbyś miał dwa latka - dodała.
Zrobiłem o co prosiła i usiadłem obok ojca na kanapie. Telewizor grał w najlepsze, ale tato czytał jakąś książkę. Jestem pewien, że nawet nie zarejestrował, że wróciłem.
-Głodny? - Marta rzuciła mi batona.
-Miałaś być w Londynie - popatrzyłem na nią nieco zdziwiony. Zgubiłem się już w tym kiedy wraca do domu, a kiedy jest w Anglii. Miała tam... coś tam, nie pamiętam bardzo. - Zjadłem z Unice czekoladę przed wyjściem - położyłem Snikersa na ławie.
-Jak moja bratowa? - poruszyła zabawnie brwiami i założyła nogę na nogę.
-Dobrze - chwyciłem pilota i przełączyłem na mecz. Akurat transmitowali spotkanie Levante z Sevillą.
-Tylko? - skrzywiła się.
-A co mam ci jeszcze powiedzieć? - wzruszyłem ramionami. - Unice jak Unice, coś kręci, ale jeszcze nie wiem co. Podejrzewam, że coś zrobiła i boi mi się do tego przyznać. Norma.
-Skąd wiesz? - pochyliła się do mnie zaciekawiona. Westchnąłem zrezygnowany. Mogłem trzymać język za zębami i dałaby mi obejrzeć mecz, ale sam chlapnąłem i mam...
-Znam ją jak samego siebie i to widzę. Zapomniałem jej powiedzieć, że mam mecz i spóźniłem się do niej trzy godziny. Trochę pomarudziła, ale jakiejś wielkiej wojny nie było. Stąd wiem, że coś zrobiła. Przytula się do mnie w taki specyficzny sposób. Marta, po prostu wiem, że coś zrobiła albo chce coś zrobić i nie wie jak mnie o tym poinformować.
-Wiesz o co może chodzić?
-Podejrzewam, że Nando mógł jej coś nagadać o stażu w ChelseaTV. Może chciałaby spróbować? Nie mam pojęcia, ale z tego co słyszałem od chłopaków The Blues chcieliby ją u siebie. Patrz... - zamyśliłem się i wyciągnąłem nogi przed siebie. - Zaczynała w RealMadridTV dzięki protekcji Ramosa, a teraz biją się o nią stacje. Akurat w przypadku Chelsea to sprawka Torresa, ale widziałem u niej na biurku propozycję od Canal+ i Cuatro.
-Fiu, fiu - zagwizdała. - Może o to jej chodzi?
-Nie - pokręcił z uśmiechem głową. - Coś co spędza jej sen z powiek leży raczej pod łóżkiem, dobrze schowanie, a nie na biurku, gdzie każdy może to zobaczyć.
-A może... - zaczęła Marta, ale jej przerwałem.
-Sis, jeśli to będzie coś wielkiego to mi powie, a jeśli to coś nie zbudza jej zainteresowania i nie jest dla niej ważne... Nie jest też dla mnie ważne, więc się nie dowiem - wstałem i cmoknąłem ją w czoło. - Dobranoc.



Gdy Ally poszedł na górę Marta udała się do kuchni. Usiadła przy stole, gdzie jej matka czytała gazetę i piła herbatę.
-Dobrze, że dziś w ogóle wrócił do domu - mruknęła Susana.
-Ciesz się, że wiesz, gdzie jest jak go nie ma - uśmiechnęła się.
-Wolałabym, żeby był z kolegami niż z nią! - skrzywiła się.
-Mamuś - zachichotała Marta. - Skoro nie wpadli do tej pory to już nie wpadną - powiedziała z błyskiem w oku.
-Uważaj sobie! - obruszyła się.
-On tylko wygląda tak niewinnie - popatrzyła na zdjęcie brata umieszczone w jednej z ramek na ścianie. - Tak naprawdę to normalny chłopak. Ma dziewczynę i robi z nią to co się robi z dziewczyną. Ma kumpli i też robi to co robi się z kumplami. A tak przy okazji gra dla Realu Madryt - dodała lekceważącym tonem.
-On dopiero skończył dwadzieścia lat, Marta! Na Boga! - oburzyła się.
-Wiesz... - mruknęła. - Lepiej za bardzo na nią nie narzekaj - powiedziała poważnie. - Unice Torres może nie jest twoim ideałem, ale Ally ją kocha. Jakby ci było tego mało, to dziewczyna, która doskonale rozumie jego potrzeby. Siedzi w piłce od dziecka, potrafi rozmasować bolące mięśnie, dba o dietę, nie pali...
-...szlaja się z piłkarzami po nocach - weszła jej w słowo.
-Wszystkich znasz, a Ally im ufa. Mamo, nie znajdzie sobie lepszej! - jęknęła. - Wolałabyś jakąś miss Hiszpanii? Wytapetowaną dziunię w piętnastocentymetrowych szpilkach? 90-60-90? Która nie rozumie co to znaczy mieć trening i potem być bez życia? Która nie wie ile kosztuje go mecz? Jaki to wysiłek fizyczny i psychiczny?
-Mówiąc między nami... - Susana spojrzała na swoje paznokcie, by nie patrzeć na córkę. - Unice też ma wymiary miss - powiedziała bardzo cicho, a Marta wybuchła śmiechem.
-Narzekaj sobie, marudź, ale nie przeginaj. Dobranoc - ucałowała ją w policzek i poszła do siebie.


Położyłem się na łóżku i zastanowiłem nad tym co powiedziałem Marcie... Unice coś kręci. Ma wiele za uszami, ale teraz to coś grubszego.
Przekręciłem się na plecy i podrapałem po torsie.
Zakochałem się w tej szalonej dziewczynie właśnie dlatego, że była inna niż wszystkie koleżanki ze szkoły. Potrafiła przyjść i bez zażenowania powiedzieć, że ma okres i leci z niej jak ze świni. Na początku mnie to krępowało, ale z czasem się przyzwyczaiłem, ba!, nawet wiedziałem jakich tamponów i podpasek używa. Straszne, wiem...
Kocham ją, każdą częścią swojego ciała i duszy. Unice jest moim uzupełnieniem. Wie o mnie wszystko, nawet to czego nie chciałbym, żeby wiedziała.
Ostatnio nam nie idzie. Nie wiem czemu, ale zdaję sobie sprawę, że też mam sporo na sumieniu. Zatraciłem się w pędzie do pierwszej drużyny Realu Madryt, a teraz dążę do częstszych występów. Zaniedbuję ją, nie chcę chodzić po imprezach. Unice nie jest typem balangowym, nie chce codziennie być w klubie, zabawę do białego rana zapewniają jej piłkarze, których znam i wiem, że jej pilnują jak oka w głowie. Muszę się ogarnąć, bo ją stracę...

A babcia tyle razy mi powtarzała, że zdobyć kobietę to żadna sztuka. Sztuką jest utrzymać ją przy sobie. Zawłaszcza taką osobowość jak Unice.
Sięgnąłem po telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Na pulpicie było zdjęcie Unice w mojej koszulce. Miała na sobie tylko bluzkę i to założoną tył na przód, w efekcie moje nazwisko znajdowało się na jej piersiach. Uśmiechała się wielce zadowolona, a w oczach miała figlarny błysk.
Nie wyobrażam sobie bez niej życia, chociaż wiem, że nasza miłość nie jest i nie będzie łatwa. Nie przejmuję się tym, wręcz mnie to pociąga. Ta niepewność, jej zwariowany charakter, jej wybuchowy temperament. Mój osobisty sport ekstremalny. Doskonale rozumiem Olallę, Margo i Caspra - bratowe i szwagra Unice. Kochali Torresów, a z nimi nie dało się nudzić.

ALLY: Wiesz co?
UNICE <3 : Co? Umieram z ciekawości.
ALLY: Zgadnij :P
UNICE <3 : Mogę pozgadywać jutro? Leo skacze mi po brzuchu jakby to była trampolina, a Nora ujeżdża Blanco. Nie mogę wstać i uratować mojego ukochanego psa!
ALLY: A gdzie Nando i Oli? Nie mogą ci pomóc?
UNICE <3 : Morata, proszę. Zapomniałeś, że Nando rusza dupę dopiero jak jego potomek zagraża czyjemuś życiu? Najwyraźniej uznał, że mojemu nic nie zagraża!
ALLY: Zaraz będę i cię uratuję :P
UNICE <3 : Jesteś kochany ;* Tylko obecnie Twoja pomoc jest zbędna. Torres zabrał swoje bachory, lub jak nazywa ich Benz "małych recydywistów" do swojego domu. Zawsze możesz wpaść i pomóc mi się rozebrać, umyć a potem mnie uspać ;***
ALLY: Nie kuś ;)
UNICE <3 : Nie śmiem! To co?
ALLY: Przepraszam, ale nie dam rady. Zobaczymy się jutro?
UNICE <3 : Już się nie mogę doczekać ;***
ALLY: Przyjadę po Cb na uczelnię. Kocham Cię ;*
UNICE <3 : Ja mocniej Cię kocham! ;****




 Ally <3


Dziś trochę inaczej ;)
Z perspektywy Moraty. Planuję, że co sześć odcinków będzie pojawiać się notka, gdzie narratorem będą osoby trzecie, niekoniecznie Ally.
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.

Pozdrawiam!  

edit: a tu taki szybki bonus :d

  

5. Chcę cię.

Zatrzymałam samochód przed strzeżonym osiedlem. Wysiadłam i podeszłam do furtki. Nacisnęłam przycisk i niemal za chwilę bramka się otworzyła. Z wahaniem weszłam do środka i skierowałam się do jednego z budynków. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i zapukałam do drzwi. Serce waliło mi jak młotem... 
Unice, debilu, co ty do cholery wyprawiasz!?
-Cześć! - Vazquez otworzył zanim uciekłam.
-Hej - mruknęłam.
-Wej - wpuścił mnie do środka. 

Mieszkanie było duże, przestronne i nowocześnie urządzone. Salon był w odcieniach karmelu, bardzo ciepły i przyjemny. 
Zdjęłam kurtkę i usiadłam na czekoladowej kanapie.
-To co? Wymiana? - Stanął przede mną z moim szalikiem w ręku.
-Tak - pokiwałam głową i podeszłam do okna. Był z niego fantastyczny widok na miasto. Mieszkał strasznie wysoko!
-Bardzo ładnie pachniesz - stanął za mną. Przez ciało przeszedł mi dreszcz, chociaż wiedziałam, że nadal w ręku trzyma szalik i to o nim właśnie mówi. - Truskawki?
-Tak, dziękuję - szepnęłam i wtedy... poczułam na szyi jego usta. Zadrżałam. Otoczył mnie dłonią w pasie i przyciągnął do siebie. Oparłam się plecami o jego twardy brzuch i westchnęłam cicho.
-Jesteś piękna - powiedział wprost do mojego ucha i rozsunął mi bluzę. Zagryzłam wargę i odchyliłam głowę, żeby mógł mnie pocałować w szyję. Było mi tak gorąco! Serce waliło jak szalone, oddech miałam przyśpieszony i każda komórka ciała reagowała na jego dotyk.
Nagle zadźwięczał mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni odruchowo i spojrzałam na wyświetlacz. Sms.


ALLY ;*** : Przepraszam, Unice. Poprawię się. KC ;*


Zmroziło mnie. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odzyskałam zdolność myślenia! Pojebało mnie! Do reszty!
Odepchnęłam Vazqueza, wyrwałam mu z ręki szalik i ruszyłam do drzwi. Wrócił mi rozsądek. W porę i w czas.
-Gdzie? - złapał mnie za rękę. - Odwiozę cię, bo chcę odzyskać samochód - mruknął i spojrzał mi w oczy. Były takie łagodne, przepraszające.
-OK - podałam mu kluczyki i ruszyliśmy do windy. Przez całą drogę się nie odzywaliśmy. Podałam mu tylko adres i na tym konwersacja jednocześnie się zaczęła i skończyła.
Zatrzymał się pod moim domem, gdy dochodziła piąta rano.
-Dzięki. - Chciałam wyjść, ale nie odblokował drzwi. Popatrzyłam na niego zniecierpliwiona, ale wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Przepraszam - odezwał się w końcu.
-Za co? - nie zrozumiałam.
-Za swoje zachowanie. Nigdy się tak nie zachowuję względem dziewczyn - pochylił się do mnie. - Zawróciłaś mi w głowie - uśmiechnął się delikatnie. - Jesteś niesamowita, nietuzinkowa i cudowna. Jeśli tylko mi pozwolisz, będę o ciebie walczył.
-Co? - drgnęłam gwałtownie. - Jakie walczył, Vazquez?! Mam chłopaka!
-Ni mnie to chłodzi ni grzeje - przekręcił oczami. - Unice - wziął mnie za rękę. - Chcę cię - szepnął, a mnie zabrakło tchu. - Nie na raz, nie dwa, ale na zawsze - dodał.
-Mam chłopaka, Vazquez - powtórzyłam z uporem maniaka. Szkoda, że wcześniej jakoś się tym nie przejmowałam...
-Wiem - zbliżył się do mnie i nasze twarze dzieliły centymetry. - Ale nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia - wyszeptał. Znowu ta mięta w oddechu! - Gdyby był dla ciebie najważniejszy na świecie nie siedziałabyś tu teraz ze mną - pocałował mnie w kącik ust.
-Niech cię diabli wezmą, Vazquez! - warknęłam. - Nie zdradziłam go przez cztery lata! Nawet na nikogo nie spojrzałam aż pojawiłeś się ty! Morata będzie moim mężem! - wysyczałam.
-Niedoczekanie moje - ujął moją twarz w dłonie. - Nigdy nie chciałem komukolwiek odbijać dziewczyny, ale dla ciebie zrobię wyjątek.
-Bujaj się! - fuknęłam.
-Oczywiście - uśmiechnął się bezczelnie i mnie pocałował.
-Debil! - oderwałam się od niego i wysiadłam. Weszłam do domu i dostałam smsa.


VAZQUEZ: Piękna złośnica ;)
UNICE: Idź do diabła!



W niedzielę czekałam na Moratę. Doskonale wiedziałam, że ma mecz o dwunastej, ale nie raczył mnie o tym poinformować. Moje ciśnienie znacznie przekraczało dopuszczalne normy.
-Słonko? - Do pokoju zajrzała mama. Leżałam na plecach i spoglądałam w sufit. Blanco leżał obok mnie z głową na moim brzuchu. Na widok mamy, nawet nie podniósł łba tylko postawił uszy.
-Tak? - szepnęłam.
-Ally ma mecz, czekać na niego z obiadem? - spytała. Zgrzytnęłam ze złości zębami.
-Jak uważasz, nie jestem głodna - wysiliłam się na spokój.
-Piętnasta pasuje?
-Nie wiem, mamo. Może najlepiej zadzwoń do niego i sama to ustal - fuknęłam.
-Ale to twój chłopiec - powiedziała łagodnie.
-Ale twój niedoszły zięć! - warknęłam.
-Chyba przyszły - szepnęła.
-To się jeszcze okaże! - burknęłam i wyszła.
Punktualnie o piętnastej zjawił się Morata. Teraz to jest punktualnie, ale żeby głupią wiadomość napisać to czasu nie miał! Drzwi prawdopodobnie otworzył mu tato, pogadał chwilę i puścił wolno. Gdy Ally wszedł do mojego pokoju siedziałam po turecku na łóżku i oglądałam telewizję.
-Cześć - cmoknął mnie w policzek. - Cześć, Blanco - podał dłoń psu, który odwdzięczył mu się swoją łapą. - Mógłbyś? - wskazał mu drzwi. Pies posłusznie wstał i wyszedł, a Morata zamknął za nim i położył się obok mnie.
-Hej - burknęłam i nawet nie drgnęłam.
-Co jest? - Podwinął mi jeansową koszulę i pocałował w nagie plecy.
-Weź te łapska! - fuknęłam i odsunęłam się. Tak, miałam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że zrobiłam źle, cholernie bałam się konsekwencji, ale nie potrafiłam zachowywać się wobec Moraty jak przedtem... Chciało mi się płakać nad moją własną głupotą. Dodatkowo wkurzył mnie tym meczem.
-Unice! - Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Ma tak silne łapska, że wyrywanie nic mi nie daje! Mówiąc szczerze lubiłam się z nim siłować, czuć jego mięśnie, które, nie ukrywajmy, dają mi ogromne poczucie bezpieczeństwa.
Ułożył obok, oparł się na łokciu i uważnie spojrzał w oczy.
-Morata - warknęłam.
-Co się stało? - pogłaskał mnie po policzku.
-Nic - założyłam ręce na piersi.
-Ech - pokręcił głową z uśmiechem. Pochylił się i złożył na moich ustach słodki pocałunek. Słodziutki, pomarańczowy, taki jak tylko on potrafi...
Wyrwałam mu się, błyskawicznie popchnęłam go na łóżko i usiadłam mu na brzuchu okrakiem. Wpatrywałam się w jego brązowe tęczówki i uparcie szukałam spokoju, który zawsze tam znajdowałam.
-Co? - położył dłonie na moich udach. - Maleńka? - zataczał kółka kciukiem na morskim materiale moich spodni.
-Ally? - szepnęłam.
-Tak? - uśmiechnął się, a ja się pochyliłam. Potarłam swoim nosem o jego i delikatnie go pocałowałam. Przeturlał się na bok tak, że znowu byłam na dole. Zaczął całować moją szyję wsuwając dłoń pod koszulę i błądząc nią po brzuchu. Objęłam go ramionami za szyję i wciągnęłam do nosa pomarańczowy zapach szamponu do włosów. - Przepraszam za wczoraj - odsunął się trochę i spojrzał mi w oczy.
-Ja też - mruknęłam, ale nie sprecyzowałam za co dokładnie. Nie mam pojęcia co by zrobił jakby się dowiedział... Na pewno nie byłby szczęśliwy.
-To zgoda? - poruszył zabawnie brwiami.
-Jak mecz? - spytałam, a uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy. - Mogłeś mi powiedzieć, wiesz? - uderzyłam go pięścią w pierś. - Czekam tu jak idiotka tyle czasu! - warknęłam.
-Sądziłem, że jesteś zmęczona po wczorajszym dniu, a jak rano dzwoniłem to twój tato powiedział, że wróciłaś koło piątej.
-Nie myśl za dużo, bo ci to nie służy! Może chciałam ci pokibicować? Cztery lata stałam na Estadio Alfredo Di Stefano i jakoś żyłam! Przecież wiesz, że dla mnie to bez różnicy, gdzie grasz. Grunt, żebyś był szczęśliwy. - Pod koniec mojej wypowiedzi spuściłam z tonu.
-Unice! Ally! - Fernando załomotał w drzwi. - Obiad!
-Jak zwykle ma wyczucie czasu! - warknęłam i wstałam. Poprawiłam ubranie, przeczesałam włosy i spojrzałam na Moratę. Siedział na łóżku i uśmiechał się do mnie. I jak głupia chciałam go zamienić na jakiegoś tam Vazqueza? Frajerka. - Chodź - wyciągnęłam rękę.
Wstał, ujął ją i pocałował mnie we włosy.
-Kocham cię, Unice - szepnął i otworzył drzwi. - Przepraszam na dziś, za wczoraj i za wszystko. Dziękuję, że mi mówisz.
-Jakbym nie mówiła to chyba bym cię prędzej zabiła niż byś się sam domyślił - westchnęłam.
-Racja - zaśmiał się - Głodny jestem jak wilk! Jeść!
On mnie kocha, a ja go zdr... Nie, nie powiem tego. Kocham go, kocham.




Znalazłam to dosłownie przed chwilą i nie mogłam się opanować, żeby tego nie wstawić!
W wielkim sekrecie powiem, że Benza kiedyś będzie miał córkę... ;D

Czekam na głosy oburzenia jaka to Unice jest głupia ;) jest i sama zdaje sobie z tego sprawę ;D
Napisałam już prawie 20 notek i ciut zmądrzała ;D
Zastanawiam się co miałam jeszcze napisać, ale nic nie przychodzi mi do głowy ;)
Mam nadzieję, że się podobało i życzę udanego weekendu! Mój będzie cudowny, wspaniały i mam nadzieję, że niepowtarzalny... Będę kuć na kolokwium z Mickiewicza, dlatego chcę, żeby to było przeżycie niepowtarzalne ;) Raz i dobrze!

4. Flirtowałaś z nim.

Zaparkowałam pod domem samochód Ozila i nikt tego nie skomentował. Przyzwyczajono się, że sama nie posiadam auta, ale jeżdżę różnymi.
Fernando właśnie zajadał maminy obiad i rozprawiał o czymś z tatą.
-Ktoś idzie z nami na mecz? - spytał mnie.
-Sarabia - westchnęłam cicho.
-Fajnie, dawno go nie widziałem - wyszczerzył zęby. - A Morata?
-Co Morata? - warknęłam
-Nie idzie z nami? Nie został powołany - powiedział patrząc na mnie uważnie.
-Niech sobie robi co chce! Chuj mnie to obchodzi! - wysyczałam.
-Pierwszy poważny kryzys? Nie pamiętam, żebyście się kiedyś kłócili tak często.
-Ja też nie - mruknęłam i usiadłam na krześle. Blanco usiadł obok mnie, pogłaskałam go bezwiednie, a on położył głowę na moich kolanach. Czuł, że coś jest nie tak. Też tak czułam. Vazquez namieszał mi w głowie, źle się czułam z tym co zrobiłam, ale Ally doprowadzał mnie do szału chwilami! W sumie Vazquez wykorzystał najkrytyczniejszy moment w naszym czteroletnim związku...
Zjadłam trochę obiadu i smętne wpatrywałam się w krzak za oknem. Moje życie jest zajebiste, ale ostatnio, a raczej od wczoraj moja zajebistość zaczyna się walić! Kurwa, kurwa, kurwa!
Wstałam i udałam się do swojego pokoju. Przebrałam w czarne spodnie z Adidasa, klubową koszulkę Realu z napisem "Morata" i numerem 29 na plecach, klubową bluzę, conversy, zawiązałam na szyi szalik i wzięłam do reki kurtkę.
Zbiegłam na dół i zajrzałam do kuchni.
-Podrzucę chłopaków na odprawę i pojadę po Sarabię - zakomunikowałam i wsiadłam do mesutowego Audi.
Z racji, że miałam masę czasu udałam się najpierw po Pablo... Akurat miał trening w ośrodku szkoleniowym Getafe. Dochodząc po nitce do kłębka liczyłam, że spotkam tam zacnego Alvaro Vazqueza. Odbiło mi, kolejny dowód.
Wysiadłam z auta i skierowałam się do wejścia. Miły ochroniarz przepuścił mnie bez problemu (zna mnie od dwóch lat, odkąd Pablo zmienił barwy). Zeszłam do szatni, a stamtąd na boisko.
Piłkarze trenowali, ale Sarabia dostrzegł mnie bardzo szybko. W końcu nie każdy śmiga tu w szaliku i ciuchach Realu.
-Cześć, Unice! - cmoknął mnie w dwa policzki. - Już skończyliśmy. Ogarnę się i możemy jechać - uśmiechnął się.
-Poczekam na zewnątrz - odwzajemniłam gest i wyszłam. Usiadłam na ławce obok samochodu i bawiłam się kluczykami. Sarabia... Mój ziomek od podstawówki, sprawca miłości do Realu i poniekąd do Moraty. Razem trenowali i zaczęli się razem ciągać. Potem Ally przyszedł do naszej klasy i jakoś poszło. A teraz? Idzie piąty rok związku i nagle kryzys...
-A gdzie mój wózek? - usłyszałam za sobą i nawet nie musiałam się odwracać.
-Sprzedałam - odpowiedziałam bez zająknięcia.
-Dobrze poszedł? - Vazquez przysiadł obok, a mnie owiał jego cudowny zapach.
-Mógł lepiej, ale miał przebijane numery - zacmokałam. - Wisisz mi za to kilka patyków, bo jestem stratna - zerknęłam na niego.
-Unice - uśmiechnął się szelmowsko i ujął w palce rąbek mojego szalika. - Unice Torres...
-Domyślam się, że wiesz jak się nazywam, bo nie omieszkałeś zostawić kartki z moim imieniem na swoim samochodzie - powiedziałam. - Skąd wiesz?
-Występujesz w RealMadridTV, wiedziałem, że skądś cię kojarzę - odpowiedział zadowolony.
-Celnie - pokiwałam głową. - Alvaro Vazquez, nowy nabytek Getafe CF, przejście nieco kontrowersyjne. Jeśli uciekałeś z tonącego statku o imieniu RCD Espanyol to trafiłeś na nieco dziurawą szalupę - dodałam.
-Ale płynie - zauważył.
-Ledwo, chociaż ładne zwycięstwo z Athleticem Bilbao - pochwaliłam.
-Znasz się. - W jego głosie słychać było podziw.
-Praca zobowiązuje - szepnęłam. - Świetny gol - dodałam.
-Może chcesz zobaczyć kolejny? - podał mi bilet. Popatrzyłam na niego zaskoczona. Poniedziałkowe spotkanie Getafe, miejsce tuż za ławką rezerwowych.
-Może? - uśmiechnęłam się tajemniczo. - Dobre miejsce.
-Żebym cię widział - przejechał palcem po moim udzie. Momentalnie zrobiło mi się gorąco.
-Mam chłopaka - powiedziałam poważnie.
-Wiem, ale nie ma takiego wagonu, którego nie da się odczepić - pociągnął mnie za szalik, ja mimowolnie schyliłam głowę i mnie pocałował. To było zaskakujące, ale bardzo przyjemne.
-Twój kolega z kadry - dodałam.
-Dobrze zauważyłaś "kolega" - zaakcentował. - Nie spędzam z Moratą zbyt wiele czasu. Ot kumpel, który był z nami raz w reprezentacji. Jest ode mnie prawie dwa lata młodszy, więc prędko się nie spotkamy. Chyba, że w dorosłej drużynie.
-Skąd pewność, że tam trafisz? - zmarszczyłam czoło.
-Pomożesz mi w tym - uśmiechnął się bezczelnie.
-Niedoczekanie moje! - prychnęłam.
-Jestem - powiedział Sarabia i spojrzał na nas dziwnie. - Poznaliście się?
-Tak - pokiwałam głową, wstałam i zdjęłam z szyi szalik, który Alvaro ciągle trzymał za jeden róg. - Na pamiątkę - puściłam mu oczko.
-A może na wymianę? - też wstał.
-Może? - zaśmiałam się. - Wsiadaj - zwróciłam się do Pablo i zajęłam miejsce za kierownicą czarnego osobowego Audi.
-Czyj? - Vazquez oparł się o drzwi.
-Ozila - odpowiedziałam i odsunęłam szybę.
-Na wypożyczenie czy... - urwał i spojrzał na mnie intensywnie. Rozpływałam się od jego błękitnych oczu. Chciałam, żeby na mnie patrzył, patrzył i nie przestawał... Ogłupiał mnie! - Dasz mi swój numer?
-Nie - pokręciłam głową, zasunęłam szybę i odjechałam.
-Co to miało być? - syknął Pablo.
-Co? - udałam głupa.
-Z Vazquezem? - warknął.
-Nie wiem o co ci chodzi - wzruszyłam ramionami.
-Pokłóciłaś się z Moratą? - drążył.
-Nie, czemu? Ally to nadal mój ukochany chłopak - uśmiechnęłam się debilnie. - Nie drąż tematu, Sarabia - warknęłam.
-Flirtowałaś z nim - syknął.
-Nie, bo nie wiem jak to się robi. Po prostu się polubiliśmy. Opowiadaj jak trening - zmieniłam temat.

 

Po meczu wsiadłam z Ozilem i Benzemą do samochodu tego pierwszego i pojechaliśmy do domu tego drugiego.
Po drodze kupiliśmy odpowiednią ilość trunków i mogliśmy zacząć imprezę.
-Unice, nie zaprosiłaś Moraty? - spytał Karim, gdy wkładałam piwo do lodówki.
-Oczywiście, że nie. Skąd ten pomysł? - zdziwiłam się. - Przecież nigdy go nie zapraszałam.
-A nic, tak mnie naszła taka straszna myśl - uśmiechnął się głupkowato i podrzucił paczkę chipsów. - W co gramy?
-W kosza - powiedział szybko Mesut i był pierwszy z odpowiedzą.
Kilka piw później przegrywałam z kretesem. Nie umiem grać w koszykówkę! Nawet na konsoli!
-Morata jest ostatnio dziwny - zamruczał Benzema wsadzając jęzor do otworu w puszcze.
-Czemu? - mruknął Ozil przygryzając wargę, żeby znowu wsadzić piłkę do mojego kosza!
-Bo on kocha Unice bo jest Unice, a Unice ostatnio kocha go bo jest w Realu - czknął, a ja spojrzałam na niego zdumiona. Mesut zaprzestał gry i też wlepił wzrok w pijanego Francuza.
-Co ty pierdolisz? - warknął.
-Kocha go bo jest piłkarzem Królewskich. Czemu nie mogłaś sobie wziąć kogoś z nas? Nawet Calleti by się nadał - wymamrotał do puszki.
-Wygadujesz bzdury, Benza. Kocham Moratę i już. To nie jest kwestia dyskusyjna - odparłam.
-To czemu dziś nawet na ciebie nie spojrzał? Siedział tuż za ławką rezerwowych! Jako socio masz zajebistą miejscówkę, mogę do ciebie krzyczeć jak do trenera, słyszysz mnie tak samo, ale znacznie lepiej widzisz. I co? - pokazał mi język.
-Trochę się pokłóciliśmy, ale to nie twoja sprawa, patałachu - westchnęłam i wtedy na dywanie zaczął wirować mój telefon. Na szczęście była tylko wibra, więc Karim nic nie zobaczył, a Ozil był tak pochłonięty grą, że nawet na mnie nie spojrzał. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od jakiegoś nieznanego numeru.


498290529: Unice T., kiedy wymienimy Twój szalik za mój samochód? - przeczytałam i mimowolnie się uśmiechnęłam.
UNICE: Szalik ważna rzecz, muszę go koniecznie odzyskać. - odpisałam i podpisałam numer jako "VAZQUEZ".
VAZQUEZ: Sama zaproponujesz miejsce czy ja mam to zrobić?
UNICE: Gdzie jesteś? Przyjadę do Ciebie.
VAZQUEZ: W swoim mieszkaniu.
UNICE: Daj adres.
VAZQUEZ: Już chcesz adres? A nie zgwałcisz mnie? ;)
UNICE: Przestań, mam od tego ludzi :P
VAZQUEZ: Czekam na Ciebie, piękna ;)

 
Wysłał mi adres i wstałam.
-Dokąd? - zainteresował się Karim.
-Spadam - spojrzałam na zegarek, który wskazywał trzecią w nocy... albo na ranem, jak kto woli.
-Jedź ostrożnie - Mesut zmierzył mnie spojrzeniem, a gdy dostarło do niego, że piłam dziś tylko Pepsi nie miał żadnych zastrzeżeń.
-Do zoba - ucałowałam każdego i wyszłam. Wsiadłam do terenowego BMW i udałam się pod wskazany adres. Czułam, że to co robię to totalna głupota, ale miałam ogromną ochotę na coś nieodpowiedzialnego. Zgrywam wariata, ale w rzeczywistości rodzice, rodzeństwo i Real poukładła mi w głowie jak trzeba. Czas na szaleństwo!
Stawiam na szali chwilę przyjemności, dreszczyku niepewności, czegoś nieznanego naprzeciwko bezpieczeństwa, miłości i spokoju... Jeden Alvaro kontra drugi Alvaro.





Dziś przez opowiadanie o Moracie (autorstwa Tyśki) zaspałam na uczelnię! Nie poszłam na moje ukochane zajęcia i jest mi z tego powodu ogromnie źle :P
Co do Unice... Piszę 17 odcinek i chyba nie jest już taka głupia :) zaczęłam pisać opowiadanie, gdy miała kryzys z Moratą, więc nikt nie wie jak wcześniej wyglądał ich związek.


Pepe <3
  

3. Stanęliśmy w miejscu.

Rano, gdy otworzyłam oczy pierwsze co zobaczyłam to te nieszczęsne kluczyki.
Blanco, mój piękny pies, biały owczarek niemiecki położył się na kołdrze obok i spokojnie wpatrywał się we mnie swoimi mądrymi oczami.
-Co ja mam z nimi teraz zrobić? Nie wiem nawet jak on ma na imię! - powiedziałam do niego, ale w odpowiedzi zamerdał tylko ogonem.
Pogłaskałam go i westchnęłam.
Dostałam go w 2005 roku, dokładnie tego samego dnia, gdy zostałam socio Realu. Sprezentował mi go Israel z Nando. Dodatek do urodzin. Tak więc, dziś moja bestia ma siedem lat.
Wyskoczyłam szybko z łóżka, założyłam jeansy, bluzkę, bluzę, złapałam torbę, adidasy, kurtkę i wyleciałam z pokoju. W kuchni chwyciłam jabłko i wyszłam z domu. Dochodziła dziewiąta rano, ale było dziwnie zimo. Taka nie madrycka pogoda!
Wsiadłam w autobus, metro i dotarłam do klubu, gdzie się wczoraj bawiliśmy... Rozejrzałam się po parkingu i dostrzegłam tylko jedno BMW. Czarne, terenowe. Podeszłam z wahaniem i naciągnęłam kaptur na głowę.
Za wycieraczką była kartka.
"UNICE T.!" przeczytałam i aż mi się słabo zrobiło. Skąd on wie jak ja się nazywam?
Kliknęłam przycisk i wyłączyłam alarm. Wsiadłam do środka i ruszyłam. Pojechałam do Valdebebas, ale zaparkowałam z dala od aut piłkarzy. Wysiadłam i skierowałam się na boiska treningowe.
-Zagrasz? - zawołał na mój widok Ramos i kopnął do mnie piłkę. Odbiłam ją kilka razy i mu ją oddałam.
-Jak samopoczucie przed meczem, Mister? - zagadnęłam trenera.
-Moje dobrze - pokiwał głową i spojrzał na mnie. - Torres, aż tak ci zimno? - roześmiał się. - Kurtka?
-Zimno - burknęłam.
-Morata coś się nie spisuje - zachichotał. - Powinnaś byś rozgrzana! Gorąca hiszpańska dziewczyna! - zawołał.
-Mister - popukałam się w czoło.
-Dziesięć minut dla was! - zawołał do piłkarzy. - Aitor? - zwrócił się do swojego zastępcy i pokazał mu coś na swoim tablecie.
-Cześć, słonko - powitał mnie Morata i cmoknął w policzek.
-Hej - mruknęłam i złapałam go za rękę. Pociągnęłam w dół za koszulkę i zmusiłam do pocałunku w usta. Uśmiechnął się, ale ja nie. Nie poczułam tego co wczoraj z tamtym kolesiem. Przede mną był mój ukochany Ally, a nie tajemniczy nieznajomy, który sprawił, że przestałam myśleć!
-Unice? - złapał mnie za brodę i zmusił, żebym spojrzała mu w oczy.
-Czego? - burknęłam.
-Dostanę lepszego buziaka? - szepnął mi na ucho.
-Nie przy nich. Nie mam zamiaru potem słuchać komentarzy - fuknęłam i odeszłam od niego. Zostawiłam kurtkę i torbę na ławce. Skorzystałam z tego, że piłkarze zajęli się gadaniem sięgnęłam po piłkę i zaczęłam ją podbijać. Może i mój chłopak nie sprawiał, że miałam orgazm od samego spojrzenia, ale zawsze lubiłam jego pocałunki.
-Co tam? - obok mnie wyrósł Ozil.
-Nic - burknęłam.
-Zabrałaś BMW spod klubu? - spytał cicho i wziął drugą piłkę do zabawy.
-Tak - szepnęłam. - Czy ty... - urwałam i przestałam podbijać.
-Nikomu nie powiem, Unice - mruknął.
-Dzięki - westchnęłam.
-Alvaro Vazquez - dodał, a ja znieruchomiałam. - Napastnik Getafe, przeszedł w sierpniu z Espanyolu.
-Czułam, że skądś go znam - zacisnęłam pięść.
-Torres - powiedział.
-Co? - spojrzałam na niego.
-Nie ty, Fernando - wskazał za mną.
-Cholera - zaklęłam i odwróciłam się na pięcie. - Nando! - zawołałam radośnie do brata, który szedł w moją stronę.
-Cześć, Unice! - cmoknął mnie w policzek i objął ramieniem za szyję. - Proszę. - Podał mi szarą torbę. Zajrzałam do środka i wyjęłam niebieską koszulkę Chelsea FC z ogromną dziewiątką na plecach i nazwiskiem "Torres".
-Dzięki - uśmiechnęłam się.
-Fernando! - krzyknął trener. - Cóż cię do nas sprowadza?
-Mecz i siostra - odpowiedział i podeszliśmy bliżej. - A raczej rodzina i mecz - sprostował. - Długo jeszcze będziecie ćwiczyć?
-Nie, właściwie jesteście już wolni - powiedział do piłkarzy. - Widzimy się o piętnastej na odprawie, tak? - spojrzał na nich groźnie. Zerknęłam na telefon, dochodziła dziesiąta.
-To co, Unice? Jedziemy do domu? - Nando spojrzał na mnie.
-Eee... - zająknęłam się i mój wzrok spoczął na Ozilu, który właśnie puszczał mi oczko za oczkiem. Jeszcze trochę to te wytrzeszczone patrzały by mu wyleciały. - Pojadę z Ozilem, a potem zabiorę jego wóz i będę na chacie - wypaliłam.
-Ej! - zawył ktoś z boku. Podskoczyłam przestraszona i spojrzałam na Benzemę. - A ja? - wziął się pod boki.
-Jejku, ciebie też potem się podwiezie na odprawę, żabo - fuknęłam i oczami kazałam mu się zamknąć.
-A mnie? - uśmiechnął się do mnie Morata. Serce podeszło mi do gardła.
-Spadaj! - fuknął Karim. - Dziś jest nasza - złapał mnie za kaptur i przyciągnął do siebie. - Do zoba na odprawie! - zawołał, przełożył mnie sobie przez ramię i powędrował do szatni.
-Śmierdzisz - mruknęłam, gdy mnie niósł przez boisko. Nogi dyndały mi w górze, a ręce w dole.
-Bywa - zaśmiał się. - Przed meczem przyjedziesz po nas na odprawę, a po meczu jedziemy do mnie i pogramy na konsoli, dobra?
-Tak, żabuniu - jęknęłam. Postawił mnie na posadzce w szatni i poszedł pod prysznic.
-Masz - Ozil wcisnął mi swoje kluczyki, a ja mu do zacnego BMW. - Poczekaj na mnie to wyjdziemy razem - mruknął.
-Spoko - pokiwałam głową i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na trybunach i spojrzałam na boisko. Real Madryt... Sens mojego życia. Może nie chciałam być piłkarką, ani trenerem, ale ten klub był ważnym elementem mojej egzystencji. Nie było dnia, żebym nie miała styczności z czymś z Los Blancos. I nie mam tu ma myśli ubrań czy psa.
-Unice? - obok mnie wyłonił się Morata. - Skarbie? - objął mnie ramieniem.
-Śmierdzisz - skrzywiłam się. Nie wiem co jest, ale nie potrafiłam z nim obcować tak samo jak jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu! Gdzieś z tyłu głowy przebijały mi się inne oczy, zajebiście błękitne, inny zapach, cudownie miętowy i inny styl bycia. Cholerna jasna! Mam wyrzuty sumienia. Unice, ty frajerko, coś ty narobiła?
-Trening - uśmiechnął się. - Tak sobie pomyślałem, że może spotkamy się dziś po meczu?
-Umówiłam się z Benzemą i Ozilem, mamy grać na konsoli - odparłam.
-Cristiano mówił, że większą grupą moglibyśmy wpaść do niego - zachęcał.
-Nie sądzę, żeby Ronaldo robił jakoś większą bibę skoro dwóch czołowych imprezowiczów Królewskich się tam nie wybiera - mruknęłam.
-Narzekasz, że tak mało spędzamy razem czasu, a teraz nie chcesz ze mną iść - burknął.
-Nie powiedziałam, że nie chcę, ale mam inne plany. Zawsze po meczu idę gdzieś z nimi. To taka moja tradycją z Benzemą odkąd jest w Realu! Ty po meczu odpoczywasz, a on się bawi, co kto lubi - wzruszyłam ramionami.
-Myślałam, że chcesz pobyć ze mną - naburmuszył się.
-Chcę, przyjdź jutro na obiad. Jak co niedziela - założyłam ręce na piersi.
-Popadamy w rutynę...
-I co? Może to moja wina? - spojrzałam na niego wyzywająco. - Rozejrzyj się, wokół ciebie sami piłkarze i tylko ty się tak nad sobą trzęsiesz. Rozumiem, że kariera jest ważna, a Mou ma oczy wokół głowy, ale jak czasem wpadniesz do mnie ponad to co masz w planie to świat się nie zawali.
-Rozumiesz? Nic nie rozumiesz, Unice! - warknął.
-Możliwe - pokiwałam głową i popatrzyłam przed siebie. - Bo nie mam brata piłkarza, nie wychowałam się w piłkarskim domu, nie mam najlepszych kumpli piłkarzy, nie chodziłam do sportowej szkoły, nie wypruwałam sobie żył na tych boiskach, nie wiem jak to jest ciężko i trudno - wyliczyłam. - Nie znam się i nie rozumiem, Morata. Sam chciałeś mieć taką dziewczynę jak ja, udowadniam ci na każdym zasranym kroku, że nie jestem taka jak inne. Inne może by nie pojęły twoich iście egzystencjalnych problemów, ale mnie nie mów, że cię nie rozumiem - wysyczałam. - Nie mnie, Morata.
-Nie wyrabiam, Unice - powiedział cicho. - Chciałbym tylko twojego wsparcia.
-Próbuję ci go dać najwięcej jak się da, ale mi w tym nie pomagasz. Zlewaj mnie dalej to dostaniesz w chuj wsparcia! Nie jesteś dla mnie Benzemą, Ozilem czy Callejonem, który daje mi trochę swojego cennego czasu i jest git. Ich nie kocham jak ciebie i przy nich minuty liczą się inaczej niż przy tobie! Stanęliśmy w miejscu. Nie podoba mi się to, Ally - szepnęłam. - Nando w moim wieku przebąkiwał o zamieszkaniu z Olallą, a my? Nie potrafimy spędzić ze sobą więcej niż kilku godzin w niedzielę albo sobotę w zależności od tego kiedy masz mecz.
-Przecież wiesz, że cię kocham - popatrzył mi oczy.
-Wiem i co? Nic. Przeżywałeś ten mecz od tygodnia i dupa. Mou nawet cię nie powołał - wbiłam ostatnią szpilę i wstałam, bo Mesut właśnie wyszedł z szatni i do mnie machał. - Do jutra - cmoknęłam go w policzek i poszłam.



Witam!
Notka dzień wcześniej z prostego powodu... Powinnam się uczyć, a średnio mi się chce ;)
Posłusznie informuję, że jestem w trakcie pisania odcinka trzynastego, gdzie ród Torresów doprowadza biednego Karima do obłędu ;) ale w przypadku Francuza głód wygrywa z rozsądkiem hihi :D

Wrzucam Wam filmik, który dostałam od Tyśki ;* DEDYKUJE CI OWY ODCINEK :) Pierwszy, ale i nie ostatni, obiecuje :D