Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

5. Chcę cię.

Zatrzymałam samochód przed strzeżonym osiedlem. Wysiadłam i podeszłam do furtki. Nacisnęłam przycisk i niemal za chwilę bramka się otworzyła. Z wahaniem weszłam do środka i skierowałam się do jednego z budynków. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i zapukałam do drzwi. Serce waliło mi jak młotem... 
Unice, debilu, co ty do cholery wyprawiasz!?
-Cześć! - Vazquez otworzył zanim uciekłam.
-Hej - mruknęłam.
-Wej - wpuścił mnie do środka. 

Mieszkanie było duże, przestronne i nowocześnie urządzone. Salon był w odcieniach karmelu, bardzo ciepły i przyjemny. 
Zdjęłam kurtkę i usiadłam na czekoladowej kanapie.
-To co? Wymiana? - Stanął przede mną z moim szalikiem w ręku.
-Tak - pokiwałam głową i podeszłam do okna. Był z niego fantastyczny widok na miasto. Mieszkał strasznie wysoko!
-Bardzo ładnie pachniesz - stanął za mną. Przez ciało przeszedł mi dreszcz, chociaż wiedziałam, że nadal w ręku trzyma szalik i to o nim właśnie mówi. - Truskawki?
-Tak, dziękuję - szepnęłam i wtedy... poczułam na szyi jego usta. Zadrżałam. Otoczył mnie dłonią w pasie i przyciągnął do siebie. Oparłam się plecami o jego twardy brzuch i westchnęłam cicho.
-Jesteś piękna - powiedział wprost do mojego ucha i rozsunął mi bluzę. Zagryzłam wargę i odchyliłam głowę, żeby mógł mnie pocałować w szyję. Było mi tak gorąco! Serce waliło jak szalone, oddech miałam przyśpieszony i każda komórka ciała reagowała na jego dotyk.
Nagle zadźwięczał mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni odruchowo i spojrzałam na wyświetlacz. Sms.


ALLY ;*** : Przepraszam, Unice. Poprawię się. KC ;*


Zmroziło mnie. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odzyskałam zdolność myślenia! Pojebało mnie! Do reszty!
Odepchnęłam Vazqueza, wyrwałam mu z ręki szalik i ruszyłam do drzwi. Wrócił mi rozsądek. W porę i w czas.
-Gdzie? - złapał mnie za rękę. - Odwiozę cię, bo chcę odzyskać samochód - mruknął i spojrzał mi w oczy. Były takie łagodne, przepraszające.
-OK - podałam mu kluczyki i ruszyliśmy do windy. Przez całą drogę się nie odzywaliśmy. Podałam mu tylko adres i na tym konwersacja jednocześnie się zaczęła i skończyła.
Zatrzymał się pod moim domem, gdy dochodziła piąta rano.
-Dzięki. - Chciałam wyjść, ale nie odblokował drzwi. Popatrzyłam na niego zniecierpliwiona, ale wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Przepraszam - odezwał się w końcu.
-Za co? - nie zrozumiałam.
-Za swoje zachowanie. Nigdy się tak nie zachowuję względem dziewczyn - pochylił się do mnie. - Zawróciłaś mi w głowie - uśmiechnął się delikatnie. - Jesteś niesamowita, nietuzinkowa i cudowna. Jeśli tylko mi pozwolisz, będę o ciebie walczył.
-Co? - drgnęłam gwałtownie. - Jakie walczył, Vazquez?! Mam chłopaka!
-Ni mnie to chłodzi ni grzeje - przekręcił oczami. - Unice - wziął mnie za rękę. - Chcę cię - szepnął, a mnie zabrakło tchu. - Nie na raz, nie dwa, ale na zawsze - dodał.
-Mam chłopaka, Vazquez - powtórzyłam z uporem maniaka. Szkoda, że wcześniej jakoś się tym nie przejmowałam...
-Wiem - zbliżył się do mnie i nasze twarze dzieliły centymetry. - Ale nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia - wyszeptał. Znowu ta mięta w oddechu! - Gdyby był dla ciebie najważniejszy na świecie nie siedziałabyś tu teraz ze mną - pocałował mnie w kącik ust.
-Niech cię diabli wezmą, Vazquez! - warknęłam. - Nie zdradziłam go przez cztery lata! Nawet na nikogo nie spojrzałam aż pojawiłeś się ty! Morata będzie moim mężem! - wysyczałam.
-Niedoczekanie moje - ujął moją twarz w dłonie. - Nigdy nie chciałem komukolwiek odbijać dziewczyny, ale dla ciebie zrobię wyjątek.
-Bujaj się! - fuknęłam.
-Oczywiście - uśmiechnął się bezczelnie i mnie pocałował.
-Debil! - oderwałam się od niego i wysiadłam. Weszłam do domu i dostałam smsa.


VAZQUEZ: Piękna złośnica ;)
UNICE: Idź do diabła!



W niedzielę czekałam na Moratę. Doskonale wiedziałam, że ma mecz o dwunastej, ale nie raczył mnie o tym poinformować. Moje ciśnienie znacznie przekraczało dopuszczalne normy.
-Słonko? - Do pokoju zajrzała mama. Leżałam na plecach i spoglądałam w sufit. Blanco leżał obok mnie z głową na moim brzuchu. Na widok mamy, nawet nie podniósł łba tylko postawił uszy.
-Tak? - szepnęłam.
-Ally ma mecz, czekać na niego z obiadem? - spytała. Zgrzytnęłam ze złości zębami.
-Jak uważasz, nie jestem głodna - wysiliłam się na spokój.
-Piętnasta pasuje?
-Nie wiem, mamo. Może najlepiej zadzwoń do niego i sama to ustal - fuknęłam.
-Ale to twój chłopiec - powiedziała łagodnie.
-Ale twój niedoszły zięć! - warknęłam.
-Chyba przyszły - szepnęła.
-To się jeszcze okaże! - burknęłam i wyszła.
Punktualnie o piętnastej zjawił się Morata. Teraz to jest punktualnie, ale żeby głupią wiadomość napisać to czasu nie miał! Drzwi prawdopodobnie otworzył mu tato, pogadał chwilę i puścił wolno. Gdy Ally wszedł do mojego pokoju siedziałam po turecku na łóżku i oglądałam telewizję.
-Cześć - cmoknął mnie w policzek. - Cześć, Blanco - podał dłoń psu, który odwdzięczył mu się swoją łapą. - Mógłbyś? - wskazał mu drzwi. Pies posłusznie wstał i wyszedł, a Morata zamknął za nim i położył się obok mnie.
-Hej - burknęłam i nawet nie drgnęłam.
-Co jest? - Podwinął mi jeansową koszulę i pocałował w nagie plecy.
-Weź te łapska! - fuknęłam i odsunęłam się. Tak, miałam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że zrobiłam źle, cholernie bałam się konsekwencji, ale nie potrafiłam zachowywać się wobec Moraty jak przedtem... Chciało mi się płakać nad moją własną głupotą. Dodatkowo wkurzył mnie tym meczem.
-Unice! - Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Ma tak silne łapska, że wyrywanie nic mi nie daje! Mówiąc szczerze lubiłam się z nim siłować, czuć jego mięśnie, które, nie ukrywajmy, dają mi ogromne poczucie bezpieczeństwa.
Ułożył obok, oparł się na łokciu i uważnie spojrzał w oczy.
-Morata - warknęłam.
-Co się stało? - pogłaskał mnie po policzku.
-Nic - założyłam ręce na piersi.
-Ech - pokręcił głową z uśmiechem. Pochylił się i złożył na moich ustach słodki pocałunek. Słodziutki, pomarańczowy, taki jak tylko on potrafi...
Wyrwałam mu się, błyskawicznie popchnęłam go na łóżko i usiadłam mu na brzuchu okrakiem. Wpatrywałam się w jego brązowe tęczówki i uparcie szukałam spokoju, który zawsze tam znajdowałam.
-Co? - położył dłonie na moich udach. - Maleńka? - zataczał kółka kciukiem na morskim materiale moich spodni.
-Ally? - szepnęłam.
-Tak? - uśmiechnął się, a ja się pochyliłam. Potarłam swoim nosem o jego i delikatnie go pocałowałam. Przeturlał się na bok tak, że znowu byłam na dole. Zaczął całować moją szyję wsuwając dłoń pod koszulę i błądząc nią po brzuchu. Objęłam go ramionami za szyję i wciągnęłam do nosa pomarańczowy zapach szamponu do włosów. - Przepraszam za wczoraj - odsunął się trochę i spojrzał mi w oczy.
-Ja też - mruknęłam, ale nie sprecyzowałam za co dokładnie. Nie mam pojęcia co by zrobił jakby się dowiedział... Na pewno nie byłby szczęśliwy.
-To zgoda? - poruszył zabawnie brwiami.
-Jak mecz? - spytałam, a uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy. - Mogłeś mi powiedzieć, wiesz? - uderzyłam go pięścią w pierś. - Czekam tu jak idiotka tyle czasu! - warknęłam.
-Sądziłem, że jesteś zmęczona po wczorajszym dniu, a jak rano dzwoniłem to twój tato powiedział, że wróciłaś koło piątej.
-Nie myśl za dużo, bo ci to nie służy! Może chciałam ci pokibicować? Cztery lata stałam na Estadio Alfredo Di Stefano i jakoś żyłam! Przecież wiesz, że dla mnie to bez różnicy, gdzie grasz. Grunt, żebyś był szczęśliwy. - Pod koniec mojej wypowiedzi spuściłam z tonu.
-Unice! Ally! - Fernando załomotał w drzwi. - Obiad!
-Jak zwykle ma wyczucie czasu! - warknęłam i wstałam. Poprawiłam ubranie, przeczesałam włosy i spojrzałam na Moratę. Siedział na łóżku i uśmiechał się do mnie. I jak głupia chciałam go zamienić na jakiegoś tam Vazqueza? Frajerka. - Chodź - wyciągnęłam rękę.
Wstał, ujął ją i pocałował mnie we włosy.
-Kocham cię, Unice - szepnął i otworzył drzwi. - Przepraszam na dziś, za wczoraj i za wszystko. Dziękuję, że mi mówisz.
-Jakbym nie mówiła to chyba bym cię prędzej zabiła niż byś się sam domyślił - westchnęłam.
-Racja - zaśmiał się - Głodny jestem jak wilk! Jeść!
On mnie kocha, a ja go zdr... Nie, nie powiem tego. Kocham go, kocham.




Znalazłam to dosłownie przed chwilą i nie mogłam się opanować, żeby tego nie wstawić!
W wielkim sekrecie powiem, że Benza kiedyś będzie miał córkę... ;D

Czekam na głosy oburzenia jaka to Unice jest głupia ;) jest i sama zdaje sobie z tego sprawę ;D
Napisałam już prawie 20 notek i ciut zmądrzała ;D
Zastanawiam się co miałam jeszcze napisać, ale nic nie przychodzi mi do głowy ;)
Mam nadzieję, że się podobało i życzę udanego weekendu! Mój będzie cudowny, wspaniały i mam nadzieję, że niepowtarzalny... Będę kuć na kolokwium z Mickiewicza, dlatego chcę, żeby to było przeżycie niepowtarzalne ;) Raz i dobrze!

4. Flirtowałaś z nim.

Zaparkowałam pod domem samochód Ozila i nikt tego nie skomentował. Przyzwyczajono się, że sama nie posiadam auta, ale jeżdżę różnymi.
Fernando właśnie zajadał maminy obiad i rozprawiał o czymś z tatą.
-Ktoś idzie z nami na mecz? - spytał mnie.
-Sarabia - westchnęłam cicho.
-Fajnie, dawno go nie widziałem - wyszczerzył zęby. - A Morata?
-Co Morata? - warknęłam
-Nie idzie z nami? Nie został powołany - powiedział patrząc na mnie uważnie.
-Niech sobie robi co chce! Chuj mnie to obchodzi! - wysyczałam.
-Pierwszy poważny kryzys? Nie pamiętam, żebyście się kiedyś kłócili tak często.
-Ja też nie - mruknęłam i usiadłam na krześle. Blanco usiadł obok mnie, pogłaskałam go bezwiednie, a on położył głowę na moich kolanach. Czuł, że coś jest nie tak. Też tak czułam. Vazquez namieszał mi w głowie, źle się czułam z tym co zrobiłam, ale Ally doprowadzał mnie do szału chwilami! W sumie Vazquez wykorzystał najkrytyczniejszy moment w naszym czteroletnim związku...
Zjadłam trochę obiadu i smętne wpatrywałam się w krzak za oknem. Moje życie jest zajebiste, ale ostatnio, a raczej od wczoraj moja zajebistość zaczyna się walić! Kurwa, kurwa, kurwa!
Wstałam i udałam się do swojego pokoju. Przebrałam w czarne spodnie z Adidasa, klubową koszulkę Realu z napisem "Morata" i numerem 29 na plecach, klubową bluzę, conversy, zawiązałam na szyi szalik i wzięłam do reki kurtkę.
Zbiegłam na dół i zajrzałam do kuchni.
-Podrzucę chłopaków na odprawę i pojadę po Sarabię - zakomunikowałam i wsiadłam do mesutowego Audi.
Z racji, że miałam masę czasu udałam się najpierw po Pablo... Akurat miał trening w ośrodku szkoleniowym Getafe. Dochodząc po nitce do kłębka liczyłam, że spotkam tam zacnego Alvaro Vazqueza. Odbiło mi, kolejny dowód.
Wysiadłam z auta i skierowałam się do wejścia. Miły ochroniarz przepuścił mnie bez problemu (zna mnie od dwóch lat, odkąd Pablo zmienił barwy). Zeszłam do szatni, a stamtąd na boisko.
Piłkarze trenowali, ale Sarabia dostrzegł mnie bardzo szybko. W końcu nie każdy śmiga tu w szaliku i ciuchach Realu.
-Cześć, Unice! - cmoknął mnie w dwa policzki. - Już skończyliśmy. Ogarnę się i możemy jechać - uśmiechnął się.
-Poczekam na zewnątrz - odwzajemniłam gest i wyszłam. Usiadłam na ławce obok samochodu i bawiłam się kluczykami. Sarabia... Mój ziomek od podstawówki, sprawca miłości do Realu i poniekąd do Moraty. Razem trenowali i zaczęli się razem ciągać. Potem Ally przyszedł do naszej klasy i jakoś poszło. A teraz? Idzie piąty rok związku i nagle kryzys...
-A gdzie mój wózek? - usłyszałam za sobą i nawet nie musiałam się odwracać.
-Sprzedałam - odpowiedziałam bez zająknięcia.
-Dobrze poszedł? - Vazquez przysiadł obok, a mnie owiał jego cudowny zapach.
-Mógł lepiej, ale miał przebijane numery - zacmokałam. - Wisisz mi za to kilka patyków, bo jestem stratna - zerknęłam na niego.
-Unice - uśmiechnął się szelmowsko i ujął w palce rąbek mojego szalika. - Unice Torres...
-Domyślam się, że wiesz jak się nazywam, bo nie omieszkałeś zostawić kartki z moim imieniem na swoim samochodzie - powiedziałam. - Skąd wiesz?
-Występujesz w RealMadridTV, wiedziałem, że skądś cię kojarzę - odpowiedział zadowolony.
-Celnie - pokiwałam głową. - Alvaro Vazquez, nowy nabytek Getafe CF, przejście nieco kontrowersyjne. Jeśli uciekałeś z tonącego statku o imieniu RCD Espanyol to trafiłeś na nieco dziurawą szalupę - dodałam.
-Ale płynie - zauważył.
-Ledwo, chociaż ładne zwycięstwo z Athleticem Bilbao - pochwaliłam.
-Znasz się. - W jego głosie słychać było podziw.
-Praca zobowiązuje - szepnęłam. - Świetny gol - dodałam.
-Może chcesz zobaczyć kolejny? - podał mi bilet. Popatrzyłam na niego zaskoczona. Poniedziałkowe spotkanie Getafe, miejsce tuż za ławką rezerwowych.
-Może? - uśmiechnęłam się tajemniczo. - Dobre miejsce.
-Żebym cię widział - przejechał palcem po moim udzie. Momentalnie zrobiło mi się gorąco.
-Mam chłopaka - powiedziałam poważnie.
-Wiem, ale nie ma takiego wagonu, którego nie da się odczepić - pociągnął mnie za szalik, ja mimowolnie schyliłam głowę i mnie pocałował. To było zaskakujące, ale bardzo przyjemne.
-Twój kolega z kadry - dodałam.
-Dobrze zauważyłaś "kolega" - zaakcentował. - Nie spędzam z Moratą zbyt wiele czasu. Ot kumpel, który był z nami raz w reprezentacji. Jest ode mnie prawie dwa lata młodszy, więc prędko się nie spotkamy. Chyba, że w dorosłej drużynie.
-Skąd pewność, że tam trafisz? - zmarszczyłam czoło.
-Pomożesz mi w tym - uśmiechnął się bezczelnie.
-Niedoczekanie moje! - prychnęłam.
-Jestem - powiedział Sarabia i spojrzał na nas dziwnie. - Poznaliście się?
-Tak - pokiwałam głową, wstałam i zdjęłam z szyi szalik, który Alvaro ciągle trzymał za jeden róg. - Na pamiątkę - puściłam mu oczko.
-A może na wymianę? - też wstał.
-Może? - zaśmiałam się. - Wsiadaj - zwróciłam się do Pablo i zajęłam miejsce za kierownicą czarnego osobowego Audi.
-Czyj? - Vazquez oparł się o drzwi.
-Ozila - odpowiedziałam i odsunęłam szybę.
-Na wypożyczenie czy... - urwał i spojrzał na mnie intensywnie. Rozpływałam się od jego błękitnych oczu. Chciałam, żeby na mnie patrzył, patrzył i nie przestawał... Ogłupiał mnie! - Dasz mi swój numer?
-Nie - pokręciłam głową, zasunęłam szybę i odjechałam.
-Co to miało być? - syknął Pablo.
-Co? - udałam głupa.
-Z Vazquezem? - warknął.
-Nie wiem o co ci chodzi - wzruszyłam ramionami.
-Pokłóciłaś się z Moratą? - drążył.
-Nie, czemu? Ally to nadal mój ukochany chłopak - uśmiechnęłam się debilnie. - Nie drąż tematu, Sarabia - warknęłam.
-Flirtowałaś z nim - syknął.
-Nie, bo nie wiem jak to się robi. Po prostu się polubiliśmy. Opowiadaj jak trening - zmieniłam temat.

 

Po meczu wsiadłam z Ozilem i Benzemą do samochodu tego pierwszego i pojechaliśmy do domu tego drugiego.
Po drodze kupiliśmy odpowiednią ilość trunków i mogliśmy zacząć imprezę.
-Unice, nie zaprosiłaś Moraty? - spytał Karim, gdy wkładałam piwo do lodówki.
-Oczywiście, że nie. Skąd ten pomysł? - zdziwiłam się. - Przecież nigdy go nie zapraszałam.
-A nic, tak mnie naszła taka straszna myśl - uśmiechnął się głupkowato i podrzucił paczkę chipsów. - W co gramy?
-W kosza - powiedział szybko Mesut i był pierwszy z odpowiedzą.
Kilka piw później przegrywałam z kretesem. Nie umiem grać w koszykówkę! Nawet na konsoli!
-Morata jest ostatnio dziwny - zamruczał Benzema wsadzając jęzor do otworu w puszcze.
-Czemu? - mruknął Ozil przygryzając wargę, żeby znowu wsadzić piłkę do mojego kosza!
-Bo on kocha Unice bo jest Unice, a Unice ostatnio kocha go bo jest w Realu - czknął, a ja spojrzałam na niego zdumiona. Mesut zaprzestał gry i też wlepił wzrok w pijanego Francuza.
-Co ty pierdolisz? - warknął.
-Kocha go bo jest piłkarzem Królewskich. Czemu nie mogłaś sobie wziąć kogoś z nas? Nawet Calleti by się nadał - wymamrotał do puszki.
-Wygadujesz bzdury, Benza. Kocham Moratę i już. To nie jest kwestia dyskusyjna - odparłam.
-To czemu dziś nawet na ciebie nie spojrzał? Siedział tuż za ławką rezerwowych! Jako socio masz zajebistą miejscówkę, mogę do ciebie krzyczeć jak do trenera, słyszysz mnie tak samo, ale znacznie lepiej widzisz. I co? - pokazał mi język.
-Trochę się pokłóciliśmy, ale to nie twoja sprawa, patałachu - westchnęłam i wtedy na dywanie zaczął wirować mój telefon. Na szczęście była tylko wibra, więc Karim nic nie zobaczył, a Ozil był tak pochłonięty grą, że nawet na mnie nie spojrzał. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od jakiegoś nieznanego numeru.


498290529: Unice T., kiedy wymienimy Twój szalik za mój samochód? - przeczytałam i mimowolnie się uśmiechnęłam.
UNICE: Szalik ważna rzecz, muszę go koniecznie odzyskać. - odpisałam i podpisałam numer jako "VAZQUEZ".
VAZQUEZ: Sama zaproponujesz miejsce czy ja mam to zrobić?
UNICE: Gdzie jesteś? Przyjadę do Ciebie.
VAZQUEZ: W swoim mieszkaniu.
UNICE: Daj adres.
VAZQUEZ: Już chcesz adres? A nie zgwałcisz mnie? ;)
UNICE: Przestań, mam od tego ludzi :P
VAZQUEZ: Czekam na Ciebie, piękna ;)

 
Wysłał mi adres i wstałam.
-Dokąd? - zainteresował się Karim.
-Spadam - spojrzałam na zegarek, który wskazywał trzecią w nocy... albo na ranem, jak kto woli.
-Jedź ostrożnie - Mesut zmierzył mnie spojrzeniem, a gdy dostarło do niego, że piłam dziś tylko Pepsi nie miał żadnych zastrzeżeń.
-Do zoba - ucałowałam każdego i wyszłam. Wsiadłam do terenowego BMW i udałam się pod wskazany adres. Czułam, że to co robię to totalna głupota, ale miałam ogromną ochotę na coś nieodpowiedzialnego. Zgrywam wariata, ale w rzeczywistości rodzice, rodzeństwo i Real poukładła mi w głowie jak trzeba. Czas na szaleństwo!
Stawiam na szali chwilę przyjemności, dreszczyku niepewności, czegoś nieznanego naprzeciwko bezpieczeństwa, miłości i spokoju... Jeden Alvaro kontra drugi Alvaro.





Dziś przez opowiadanie o Moracie (autorstwa Tyśki) zaspałam na uczelnię! Nie poszłam na moje ukochane zajęcia i jest mi z tego powodu ogromnie źle :P
Co do Unice... Piszę 17 odcinek i chyba nie jest już taka głupia :) zaczęłam pisać opowiadanie, gdy miała kryzys z Moratą, więc nikt nie wie jak wcześniej wyglądał ich związek.


Pepe <3
  

3. Stanęliśmy w miejscu.

Rano, gdy otworzyłam oczy pierwsze co zobaczyłam to te nieszczęsne kluczyki.
Blanco, mój piękny pies, biały owczarek niemiecki położył się na kołdrze obok i spokojnie wpatrywał się we mnie swoimi mądrymi oczami.
-Co ja mam z nimi teraz zrobić? Nie wiem nawet jak on ma na imię! - powiedziałam do niego, ale w odpowiedzi zamerdał tylko ogonem.
Pogłaskałam go i westchnęłam.
Dostałam go w 2005 roku, dokładnie tego samego dnia, gdy zostałam socio Realu. Sprezentował mi go Israel z Nando. Dodatek do urodzin. Tak więc, dziś moja bestia ma siedem lat.
Wyskoczyłam szybko z łóżka, założyłam jeansy, bluzkę, bluzę, złapałam torbę, adidasy, kurtkę i wyleciałam z pokoju. W kuchni chwyciłam jabłko i wyszłam z domu. Dochodziła dziewiąta rano, ale było dziwnie zimo. Taka nie madrycka pogoda!
Wsiadłam w autobus, metro i dotarłam do klubu, gdzie się wczoraj bawiliśmy... Rozejrzałam się po parkingu i dostrzegłam tylko jedno BMW. Czarne, terenowe. Podeszłam z wahaniem i naciągnęłam kaptur na głowę.
Za wycieraczką była kartka.
"UNICE T.!" przeczytałam i aż mi się słabo zrobiło. Skąd on wie jak ja się nazywam?
Kliknęłam przycisk i wyłączyłam alarm. Wsiadłam do środka i ruszyłam. Pojechałam do Valdebebas, ale zaparkowałam z dala od aut piłkarzy. Wysiadłam i skierowałam się na boiska treningowe.
-Zagrasz? - zawołał na mój widok Ramos i kopnął do mnie piłkę. Odbiłam ją kilka razy i mu ją oddałam.
-Jak samopoczucie przed meczem, Mister? - zagadnęłam trenera.
-Moje dobrze - pokiwał głową i spojrzał na mnie. - Torres, aż tak ci zimno? - roześmiał się. - Kurtka?
-Zimno - burknęłam.
-Morata coś się nie spisuje - zachichotał. - Powinnaś byś rozgrzana! Gorąca hiszpańska dziewczyna! - zawołał.
-Mister - popukałam się w czoło.
-Dziesięć minut dla was! - zawołał do piłkarzy. - Aitor? - zwrócił się do swojego zastępcy i pokazał mu coś na swoim tablecie.
-Cześć, słonko - powitał mnie Morata i cmoknął w policzek.
-Hej - mruknęłam i złapałam go za rękę. Pociągnęłam w dół za koszulkę i zmusiłam do pocałunku w usta. Uśmiechnął się, ale ja nie. Nie poczułam tego co wczoraj z tamtym kolesiem. Przede mną był mój ukochany Ally, a nie tajemniczy nieznajomy, który sprawił, że przestałam myśleć!
-Unice? - złapał mnie za brodę i zmusił, żebym spojrzała mu w oczy.
-Czego? - burknęłam.
-Dostanę lepszego buziaka? - szepnął mi na ucho.
-Nie przy nich. Nie mam zamiaru potem słuchać komentarzy - fuknęłam i odeszłam od niego. Zostawiłam kurtkę i torbę na ławce. Skorzystałam z tego, że piłkarze zajęli się gadaniem sięgnęłam po piłkę i zaczęłam ją podbijać. Może i mój chłopak nie sprawiał, że miałam orgazm od samego spojrzenia, ale zawsze lubiłam jego pocałunki.
-Co tam? - obok mnie wyrósł Ozil.
-Nic - burknęłam.
-Zabrałaś BMW spod klubu? - spytał cicho i wziął drugą piłkę do zabawy.
-Tak - szepnęłam. - Czy ty... - urwałam i przestałam podbijać.
-Nikomu nie powiem, Unice - mruknął.
-Dzięki - westchnęłam.
-Alvaro Vazquez - dodał, a ja znieruchomiałam. - Napastnik Getafe, przeszedł w sierpniu z Espanyolu.
-Czułam, że skądś go znam - zacisnęłam pięść.
-Torres - powiedział.
-Co? - spojrzałam na niego.
-Nie ty, Fernando - wskazał za mną.
-Cholera - zaklęłam i odwróciłam się na pięcie. - Nando! - zawołałam radośnie do brata, który szedł w moją stronę.
-Cześć, Unice! - cmoknął mnie w policzek i objął ramieniem za szyję. - Proszę. - Podał mi szarą torbę. Zajrzałam do środka i wyjęłam niebieską koszulkę Chelsea FC z ogromną dziewiątką na plecach i nazwiskiem "Torres".
-Dzięki - uśmiechnęłam się.
-Fernando! - krzyknął trener. - Cóż cię do nas sprowadza?
-Mecz i siostra - odpowiedział i podeszliśmy bliżej. - A raczej rodzina i mecz - sprostował. - Długo jeszcze będziecie ćwiczyć?
-Nie, właściwie jesteście już wolni - powiedział do piłkarzy. - Widzimy się o piętnastej na odprawie, tak? - spojrzał na nich groźnie. Zerknęłam na telefon, dochodziła dziesiąta.
-To co, Unice? Jedziemy do domu? - Nando spojrzał na mnie.
-Eee... - zająknęłam się i mój wzrok spoczął na Ozilu, który właśnie puszczał mi oczko za oczkiem. Jeszcze trochę to te wytrzeszczone patrzały by mu wyleciały. - Pojadę z Ozilem, a potem zabiorę jego wóz i będę na chacie - wypaliłam.
-Ej! - zawył ktoś z boku. Podskoczyłam przestraszona i spojrzałam na Benzemę. - A ja? - wziął się pod boki.
-Jejku, ciebie też potem się podwiezie na odprawę, żabo - fuknęłam i oczami kazałam mu się zamknąć.
-A mnie? - uśmiechnął się do mnie Morata. Serce podeszło mi do gardła.
-Spadaj! - fuknął Karim. - Dziś jest nasza - złapał mnie za kaptur i przyciągnął do siebie. - Do zoba na odprawie! - zawołał, przełożył mnie sobie przez ramię i powędrował do szatni.
-Śmierdzisz - mruknęłam, gdy mnie niósł przez boisko. Nogi dyndały mi w górze, a ręce w dole.
-Bywa - zaśmiał się. - Przed meczem przyjedziesz po nas na odprawę, a po meczu jedziemy do mnie i pogramy na konsoli, dobra?
-Tak, żabuniu - jęknęłam. Postawił mnie na posadzce w szatni i poszedł pod prysznic.
-Masz - Ozil wcisnął mi swoje kluczyki, a ja mu do zacnego BMW. - Poczekaj na mnie to wyjdziemy razem - mruknął.
-Spoko - pokiwałam głową i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na trybunach i spojrzałam na boisko. Real Madryt... Sens mojego życia. Może nie chciałam być piłkarką, ani trenerem, ale ten klub był ważnym elementem mojej egzystencji. Nie było dnia, żebym nie miała styczności z czymś z Los Blancos. I nie mam tu ma myśli ubrań czy psa.
-Unice? - obok mnie wyłonił się Morata. - Skarbie? - objął mnie ramieniem.
-Śmierdzisz - skrzywiłam się. Nie wiem co jest, ale nie potrafiłam z nim obcować tak samo jak jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu! Gdzieś z tyłu głowy przebijały mi się inne oczy, zajebiście błękitne, inny zapach, cudownie miętowy i inny styl bycia. Cholerna jasna! Mam wyrzuty sumienia. Unice, ty frajerko, coś ty narobiła?
-Trening - uśmiechnął się. - Tak sobie pomyślałem, że może spotkamy się dziś po meczu?
-Umówiłam się z Benzemą i Ozilem, mamy grać na konsoli - odparłam.
-Cristiano mówił, że większą grupą moglibyśmy wpaść do niego - zachęcał.
-Nie sądzę, żeby Ronaldo robił jakoś większą bibę skoro dwóch czołowych imprezowiczów Królewskich się tam nie wybiera - mruknęłam.
-Narzekasz, że tak mało spędzamy razem czasu, a teraz nie chcesz ze mną iść - burknął.
-Nie powiedziałam, że nie chcę, ale mam inne plany. Zawsze po meczu idę gdzieś z nimi. To taka moja tradycją z Benzemą odkąd jest w Realu! Ty po meczu odpoczywasz, a on się bawi, co kto lubi - wzruszyłam ramionami.
-Myślałam, że chcesz pobyć ze mną - naburmuszył się.
-Chcę, przyjdź jutro na obiad. Jak co niedziela - założyłam ręce na piersi.
-Popadamy w rutynę...
-I co? Może to moja wina? - spojrzałam na niego wyzywająco. - Rozejrzyj się, wokół ciebie sami piłkarze i tylko ty się tak nad sobą trzęsiesz. Rozumiem, że kariera jest ważna, a Mou ma oczy wokół głowy, ale jak czasem wpadniesz do mnie ponad to co masz w planie to świat się nie zawali.
-Rozumiesz? Nic nie rozumiesz, Unice! - warknął.
-Możliwe - pokiwałam głową i popatrzyłam przed siebie. - Bo nie mam brata piłkarza, nie wychowałam się w piłkarskim domu, nie mam najlepszych kumpli piłkarzy, nie chodziłam do sportowej szkoły, nie wypruwałam sobie żył na tych boiskach, nie wiem jak to jest ciężko i trudno - wyliczyłam. - Nie znam się i nie rozumiem, Morata. Sam chciałeś mieć taką dziewczynę jak ja, udowadniam ci na każdym zasranym kroku, że nie jestem taka jak inne. Inne może by nie pojęły twoich iście egzystencjalnych problemów, ale mnie nie mów, że cię nie rozumiem - wysyczałam. - Nie mnie, Morata.
-Nie wyrabiam, Unice - powiedział cicho. - Chciałbym tylko twojego wsparcia.
-Próbuję ci go dać najwięcej jak się da, ale mi w tym nie pomagasz. Zlewaj mnie dalej to dostaniesz w chuj wsparcia! Nie jesteś dla mnie Benzemą, Ozilem czy Callejonem, który daje mi trochę swojego cennego czasu i jest git. Ich nie kocham jak ciebie i przy nich minuty liczą się inaczej niż przy tobie! Stanęliśmy w miejscu. Nie podoba mi się to, Ally - szepnęłam. - Nando w moim wieku przebąkiwał o zamieszkaniu z Olallą, a my? Nie potrafimy spędzić ze sobą więcej niż kilku godzin w niedzielę albo sobotę w zależności od tego kiedy masz mecz.
-Przecież wiesz, że cię kocham - popatrzył mi oczy.
-Wiem i co? Nic. Przeżywałeś ten mecz od tygodnia i dupa. Mou nawet cię nie powołał - wbiłam ostatnią szpilę i wstałam, bo Mesut właśnie wyszedł z szatni i do mnie machał. - Do jutra - cmoknęłam go w policzek i poszłam.



Witam!
Notka dzień wcześniej z prostego powodu... Powinnam się uczyć, a średnio mi się chce ;)
Posłusznie informuję, że jestem w trakcie pisania odcinka trzynastego, gdzie ród Torresów doprowadza biednego Karima do obłędu ;) ale w przypadku Francuza głód wygrywa z rozsądkiem hihi :D

Wrzucam Wam filmik, który dostałam od Tyśki ;* DEDYKUJE CI OWY ODCINEK :) Pierwszy, ale i nie ostatni, obiecuje :D 

2. Zaskocz mnie.

Gdy weszłam do domu na zewnątrz było już ciemno.
-Cześć, kochanie. - Tato pocałował mnie w czoło, gdy usiadłam obok niego na kanapie. - Jak minął dzień?
-Burzliwie - oparłam głowę na jego ramieniu.
-Dla ciebie czy dla innych?
-Dla mnie - mruknęłam.
-Reszta żyje? - zaśmiał się.
-Ledwo. Coś do żarcia jest? - wstałam i ruszyłam do kuchni.
-Jesteś kumulacją wszystkich najgorszych cech tej rodziny - westchnęła mama siedząca przy stole i podała mi talerz ze spaghetti. - Sądziłam, że Nando zaserwował mi wszystko.
-Ciesz się, że nie masz więcej dzieci - zabrałam się za jedzenie. - Wychodzę, wrócę pewnie nad ranem.
-Z kim idziesz? - zerknęła na mnie zza książki, którą czytała.
-Nie wiem. Coś się znajdzie.
-Nie rób głupstw - poprosiła, ale w moim przypadku to jak mówienie do ściany.
-Taaa - mruknęłam. Pożyczyłam od sąsiadki spódnicę i bluzkę, bo ja nie posiadam takich rzeczy. Moje ciuchy to głównie ubrania sportowe, zazwyczaj sygnowane godłem Realu. Chodziłam wiele lat do realowej szkoły, więc weszło mi to w krew. Na uczelni nikt nie dziwi się na mój widok.
Wsunęłam na nogi szpilki (jedyne jakie mam), płaszczyk (cholernie ładny i drogi, ale dostałam go od Nando). Spryskałam się perfumami i wyszłam z domu. Czekał na mnie już Ozil i Calleti.
-Joł, ziom - wsiadłam z tyłu i uśmiechnęłam się szeroko.
-Pasy - mruknął Mesut i ruszył. - Aleś się wystroiła.
-Wyrwę dziś jakiegoś ogiera i przelecę go na miliard sposobów - odparowałam zapinając się.
-Jasne - zarechotał Callejon.
-Moment... - mruknęłam i wyjęłam telefon, który wydzwaniał jak wściekły. - Żesz... - syknęłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę. - Tak, Nando? - spytałam i uśmiechnęłam się słodko. Jose roześmiał się wesoło, a Mesut uśmiechnął się pod nosem.
~Co robisz? - spytał inteligentnie mój brat.
-Po co pytasz jak już zapewne gadałeś z mamą i doskonale wiesz? - fuknęłam zła.
~Zachowuj się, co? - syknął.
-Torres! - warknęłam. - A co myślisz, że dziś dla odmiany pójdę do łóżka z pierwszym lepszym? Za kogo ty mnie masz?!
~Unice, nie wrzeszcz tak. Chcę, żebyś nie narobiła przypału.
-Chuj cię obchodzi czy narobię czy nie! Zajmij się czymś pożytecznym, a nie tylko mi ciśnienie podnosisz - burknęłam.
~Będę jutro w Madrycie. Kupić ci coś?
-Wiesz jak nienawidzę gdy mnie sponsorujesz - jęknęłam. - Jestem duża i sama zarabiam!

~Albo pozwalasz, żeby Morata za ciebie płacił - wtrącił.
-Ally to co innego. Zawsze będzie tak, że jako piłkarz będzie zarabiał więcej niż ja. Poza tym, mój kochany bracie, sam odkąd pamiętam płaciłeś za wszystko Olalli!
~Unice, ja nie mówię, że to źle. Wręcz przeciwnie, podoba mi się to, że Morata myśli jak ja i od samego początku pokazuje kto będzie zarabiał na dom i piękną żonę.
-Już mi tu oczu słodkościami nie mydl!  
~Koszulkę z nowego sezonu, Torres?
-Może być, Torres - mruknęłam.
~Domową czy wyjazdówkę? - roześmiał się wesoło.
-Domową, dzięki - uśmiechnęłam się pod nosem.
~Do jutra, sis.
-Pójdziesz ze mną na mecz? - poprosiłam cicho.
~Ally gra?
-Nie wiem, ale prognozy są takie, że zagra.
~Więc, z chęcią, mała. Pa - rozłączył się.
-Bez zbędnych komentarzy, trutnie - warknęłam do dwóch piłkarzy, a oni zarechotali radośnie.



W klubie jak zwykle było ciemno, duszno i głośno. Na powitanie chlapnęłam setkę i bez oglądania się na towarzystwo ruszyłam na parkiet. Zostawiłam Ozilowi swoje rzeczy i miałam w nosie czy Calleti pójdzie za mną. Zakręciłam się kilka razy i wróciłam do stolika.
-Nic - zacmokałam zniesmaczona.
-Bo ogiera zostawiłaś w domu - zauważył Mesut.
-Przecież pełno tu facetów - zdziwił się Callejon.
-Ale nie Moratów - rozłożyłam ręce.
-Idę na łowy - zdecydował Jose i sobie poszedł.
-Do mnie same przyjdą - szepnął Ozil patrząc na ponętną blondynkę, która patrzyła na niego zalotnie. - Sio! - machnął ręką.
-Będę przy barze pić na twój rachunek - poinformowałam go i odeszłam. Usiadłam na stołku, zamówiłam drinka i sączyłam go przez słomkę. Myślałam sobie o niebieskich migdałach, gdy nagle poczułam się bardzo nieswojo. Nie wiem jak to możliwe, bo byłam w tym klubie praktycznie co tydzień i zawsze czułam się tu swobodnie, niemal jak w domu. Rozejrzałam się, ale na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam nic nadzwyczajnego. Drugie luknięcie nieco mnie otrzeźwiło... Niedaleko stał chłopak, był oparty o ścianę i wpatrywał się we mnie intensywnie. Wzdrygnęłam się, ale po chwili spojrzałam na niego wyzywająco. Uśmiechnął się delikatnie i włożył ręce do kieszeni... Wyglądał tak nonszalancko i... pociągająco?! Pierwszy koleś od czterech lat, który zrobił na mnie wrażenie! Nawet Ronaldo się to nie udało!
Nagle oderwał się od ściany i ruszył w moją stronę. Udałam, że nic mnie to nie obchodzi i spokojnie sączyłam swojego drinka.
-Cześć - powiedział i usiadł obok mnie. - Nie przeszkadzam?
-Może? - mruknęłam i zerknęłam na niego zza swoich zajebiście długich rzęs. Jak dobrze, że je wyjątkowo podmalowałam!
-Co mam zrobić, żeby nie przeszkadzać? - pochylił się nieco, a do moich nozdrzy dotarł jego męski zapach. Wciągnęłam go głęboko do płuc, zaciągając się niczym papierosem.
-Zaskocz mnie - założyłam za ucho kosmyk włosów.
-Lubisz niespodzianki? - szepnął i się uśmiechnął.
-A kto nie lubi? - odparłam przechylając głowę na bok. Włosy spłynęły na lewe ramię odsłaniając mi szyję.
-Nie mam pojęcia, nie znam nikogo takiego - podsunął się jeszcze bliżej. - Co robisz tu sama?
-Czekam na bogatego frajera, który zapłaci mi za seks - odparowałam bez zastanowienia.
-I jak ci idzie? - oczy mu zalśniły.
-Siedzisz tu - wyszczerzyłam zęby.
-Ile sobie liczysz? - oparł głowę na łokciu.
-Za cienki jesteś, robaczku - zacmokałam.
-Wyglądasz znajomo - zmarszczył czoło.
-Występuję w filmach dla dorosłych, to pewnie stąd - przygryzłam wargę.
-Możliwe, wiesz? - pokiwał głową. - Często tu bywasz?
-Pierwszy raz, dziś tu wysłał mnie mój alfons. Jutro mogę być wszędzie. Jeśli liczyłeś na szybki numerek to raczej cię rozczaruję, ale nie stać cię, już to mówiłam.
-A buziak ile kosztuje? - położył rękę na moim kolanie. Zerknęłam w dół i nawet nie drgnęłam.
-Dużo. Jak masz dobre auto możesz mi oddać kluczyki - sięgnęłam do jego kieszeni i błyskawicznie wyjęłam klucze. - BMW - zacmokałam. - Styknie - schowałam je w ręku.
-Cieszę się - przysunął się jeszcze bliżej. Serce zaczęło łomotać mi w piersi, a żołądku coś zawirowało. Zabawa zabawą, ale on tu był naprawdę! - Cmok czy mogę dłużej? - szepnął, a ja poczułam jego gorący oddech na swojej twarzy. Pachniał miętą, skąd on wie, że lubię miętę?!
-Zaryzykuj... - podrapałam go paznokciem po szyi.
-Lubię ryzyko - mruknął i nasze usta się złączyły... Zrobiło mi się cholernie gorąco, chłopak otoczył mnie ręką w pasie, a ja niewiele myśląc wsunęłam mu dłonie we włosy. Zanim zdążyłam dobrze się skupić na tym co wyprawiam... Jego język zaczął wyjątkowy taniec z moim... Odleciałam! Straciłam poczucie czasu, miejsca i w ogóle! Gorąca dłoń błądziła po moich plecach, mój mózg wziął sobie wolne, otrzeźwił mnie dopiero ogień, który wybuchł w moim podbrzuszu.
Odsunęłam od siebie absztyfikanta, ale nie wyszłam z roli. Najgorsze jest to, że wszystkie moje żartobliwe tekściki, które nigdy nie miały dla mnie większego znaczenia teraz zaczęły być całkiem prawdziwe. Miałam ochotę przespać się z tym kolesiem! Tu, w kiblu, samochodzie, gdziekolwiek!
-Samochód jest mój - powiedziałam i zanim zdążył zareagować zeskoczyłam ze stołka, dotarłam do swojego stolika, chwyciłam Ozila za rękę i wyszliśmy.
-Unice, dobrze się czujesz? - zmartwił się, gdy wsiadałam do jego auta. - Masz wypieki jakbyś miała gorączkę - zatroskał się.
-Nie - skłamałam i mocniej zacisnęłam uda. Na samą myśl o tamtym chłopaku nogi robiły mi się jak z waty. - Nie - powtórzyłam patrząc na kluczyki w ręku. BMW.



Morata się dziś nie pojawił, ale za to był Vazquez. Mam nadzieję, że się podobało ;) Mam już napisanych 9 notek ;) idę jak burza! Dawno tak świetnie mi się nie pisało!
Nowe odcinki co PIĄTEK! w godzinach popołudniowo-wieczornych ;)
Pod nagłówkiem znajdziecie odpowiednie odnośniki, jak już mówiłam o nowościach informuję na twitterze i gg.
Mam jeszcze małą informację dotyczącą opowiadania. Pierwotnie Unice miała być bohaterką historii, którą miałam tworzyć z Moniiką. Przemyślałam jednak sprawę i doszłam do wniosku, że nijak nie komponuje mi się tu Villa i bardzo ciężko byłoby pogodzić wątek madrycki i wątek barceloński czasowo.
Obecnie z Moniiką piszę tylko jedno opowiadanie -> http://amor-capricho.blogspot.com/ 

A tu coś na odprężenie ;) Kocham ich!


1. Robaczku-sraczku.

Wyszłam z uczelni i jak zwykle czekał już na mnie mój chłopak. Przecudowny, idealny, zawsze punktualny, nigdy nie zawodzący - Alvaro Morata!
Zasunęłam niebieską bluzę i poprawiłam torbę na ramieniu.
-Ally - jęknęłam i objęłam go rękami w pasie. - Ally - uniosłam głowę i wciągnęłam do płuc jego boski zapach. Pomarańcze! - Ally - wyszczerzyłam zęby.
-Cześć, kociaku - pocałował mnie w policzek.
-Więcej - zamruczałam i oblizałam wargi. Zaśmiał się i mnie pocałował.
-Nie ma u ciebie mojej granatowej bluzy z Adidasa? - pogłaskał mnie po policzku i założył mi kosmyk włosów za ucho.
-Jeśli nie masz jej w domu, ani nie znalazłeś jej w szatni to zapewne jest. Chyba, że masz jakąś kurwę to mnie nie pytaj - odpowiedziałam słodkim głosem.
-Jesteś niemożliwa - pokręcił głową ze śmiechem.
-Mam na ciebie ochotę - zagryzłam wargę i przejechałam dłonią po jego szyi. - Zjadłabym cię! - stanęłam na palcach, pociągnęłam go za koszulkę i zmusiłam, żeby się schylił. Gdy już tego dokonałam złożyłam na jego ustach soczystego buziaka.
-Wsiadaj, łobuzie - otworzył drzwi do swojego Golfa. - Jak minął dzień?
-Świetnie - skrzywiłam się, a po chwili wysiliłam się na uśmiech. - Szczerze? - spojrzałam mu w oczy, gdy zajął miejsce za kierownicą.
-Jak zawsze tak - pokiwał głową i zapiął mi pas, bo oczywiście zapomniałam. Tak na serio nie lubię się zapinać, wolę jak on to robi, bo wtedy mogę go powąchać. Kocham jego pomarańczowy zapach!

-Zabij mnie, albo ja wybije pół tej kurewskiej uczelni! - warknęłam.
-Nie przeklinaj - upomniał mnie zapinając swój pas i ruszył. - Wiesz, że tego nie lubię.
-Wiem - westchnęłam. - Jestem zmęczona i mam wszystkiego dość.
-Zawiozę cię do domu, przygotuję kąpiel, zrobię gorącą herbatę truskawkową i będzie super, c0? - pogłaskał mnie po policzku.
-Tak - uśmiechnęłam się błogo. - Zostaniesz na noc?
-Nie, muszę wracać do domu, z rana mam trening. Przy tobie ciężko mi wstać, a nie lubię się spóźniać - powiedział łagodnie.
-Morata - spojrzałam na niego z kpiną. - Ty się nigdy nie spóźniasz.
-Wiem - dumnie wypiął pierś.
-Pójdziemy jutro do klubu? Jest weekend! - zawyłam i popatrzyłam na niego błagalnie.
-Słoneczko, wiesz, że jutro mam mecz i nie mogę dziś nigdzie iść... - mruknął, a mnie momentalnie przewróciły się wszystkie flaki.
-Następnym razem niech ci mecz da dupy. Zatrzymaj się! - zażądałam.
-Unice, nie rób scen - syknął.
-Zatrzymuj się do cholery, bo zaraz ci zrobię scenę! - warknęłam.
-Zawsze to samo! - zjechał na pobocze. - Zawsze! Nie zachowuj się jak dziecko, które nie dostało zabawki, Unice! - fuknął. - Dziś nie mogę, pójdziemy innego dnia!
-Morata, weź się pierdol! - odpięłam pas. - Chcę spędzić czas z chłopakiem! Ciągle masz coś do zrobienia i zamydlasz mi oczy tym przyjeżdżaniem po mnie na uczelnie! Potem masz doskonałą wymówkę, że jednak o mnie dbasz! Mam brata piłkarza, kumpli piłkarzy i jakoś każdy z nich żyje! Nando potrafił wracać z imprez z Olallą nad ranem, brać prysznic i biec na trening! Kurwa, ogarnij się, pajacu! - wyrzuciłam z siebie wszystko i wysiadłam. Zabije go kiedyś!



Gdy tylko weszłam do domu natknęłam się na najstarszego brata. Zajebiście! Jeszcze tego mi brakowało! Co on nie ma swojego domu? Niech się żoną zajmie, dzieci bawi, a nie mnie nęka!
-Coś taka czerwona? Udane spotkanie z Moratą? - poruszył brwiami i uśmiechnął się bezczelnie.
-Bujaj się, Israel - warknęłam i popchnęłam go, ale przesunął się kilka kroków i roześmiał wesoło.
-Unice, obiad! Gdzie Ally? - spytała mama.
-Na treningu, a gdzie może być mój boski i cudowny Ally?! Łajza pierdolona!
-Czemu tak brzydko na niego mówisz? - wystraszyła się patrząc to na mnie to na Israela.
-Nie na niego! Na piłkę! - zgrzytnęłam zębami. - A miało być tak fajnie! Mam ziomów piłkarzy, brata piłkarza, ogarniam ten durny świat, a tu taki Morata wszystko mi burzy!
-Stało się coś, kochanie? - spytała z troską.
-Nic, tylko życie, nie jestem głodna - cmoknęłam ją w policzek i pobiegłam po schodach na górę prosto do swojego pokoju. Opadłam na łóżko i przekręciłam się na plecy. Spojrzałam na sufit na którym miałam namalowany przepiękny herb Realu Madryt. Generalnie mój pokój był w klubowych barwach. Białe łóżko i meble, błękitne ściany, żółte zasłony, granatowe dodatki, między innymi ramki ze zdjęciami na ścianach. W swoim domu jestem fenomenem i przy każdej rodzinnej imprezie szuka się przyczyn mojego wypaczenia. Bo jak to możliwe, że wszyscy kibicują Atletico Madryt, a ja sprzedałabym duszę za Real? Kto popełnił błąd? Kiedy? Może wtedy, gdy posłano mnie do sportowej podstawówki, a ja poznałam tam Pablo Sarabię? Gdy postanowił przenieść się do szkoły przy Realu Madryt, żeby trenować w La Fabrica poszłam za nim? Nie mogłam stracić kumpla! Rodzice się zgodzili, bo co mieli zrobić? Osobiście uważam, że tu jest pies pogrzebany. Od tamtej pory chodziłam z Sarabią na treningi, ćwiczyłam z nim i nawet do pewnego czasu grałam w królewskich młodzieżówkach. Potem mi przeszło, wolałam kibicować, pisać do szkolnej gazetki. W liceum coś sprawiło, że inaczej spojrzałam na Moratę. Od tamtej pory minęło cztery lata. Cztery lata z nim chodzę... Mój brat w wieku dwudziestu lat planował zamieszkać z Olallą. A my? Jasne, mieszkać. Chyba w Valdebebas albo na Bernabeu.
Poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz.


RAMOS: Robaczku-sraczku, trening?
UNICE: Daj mi 5 minut.
RAMOS: Czekam pod domem. Spinaj chude dupsko!
UNICE: Zainteresuj się smalcem na swoich pośladach, a nie moim chudym dupskiem!
RAMOS: Grrr... Tygrysku :P

 
Zeskoczyłam z łóżka, zrzuciłam z siebie ubrania, naciągnęłam spodenki, koszulkę, bluzę i buty. Do torby zapakowałam korki i wrzuciłam telefon.
-Wychodzę! - zawołałam, gdy byłam już przy drzwiach i szybko wpakowałam się do samochodu Ramosa. - Szybko! Gazu! - ponagliłam go.
-Goni nas ktoś? - wystraszył się i ruszył z piskiem opon. - Twoja mama nas ściga?
-Nie, nikt nas nie ściga. Jaja sobie robiłam - zaśmiałam się, a zaraz potem dostałam śmierdzącą skarpetą w nos.
-Jesteś tak samo głupia jak każdy Torres! - burknął.
-A ty naiwny jak każdy Ramos - pokazałam mu język.
-Skoczymy dziś do klubu? Czy chłopak ci nie pozwala? - zachichotał z uciechy. Tak, doskonały żart!
-Skoczymy! Będę się bawić zajebiście i bez jego oddechu na karku!
-Pokłóciłaś się z nim?
-Bujaj dupę i tak ci nie powiem! - założyłam ręce na piersi.
-Tak, to oczywiste. Na ten trening przyjedzie też Morata, normalnie by cię zabrał. Jest piątek! - przypomniał mi.
-Spierdalaj, Ramos - fuknęłam z obrażoną miną... Ale po chwili opowiadaliśmy sobie zboczone kawały i po ostrej sprzeczce nie było śladu. Za to właśnie kocham Sergio Ramosa.




W Valdebebas szybko zmieniłam buty i ruszyłam na murawę. Na wstępie pokazałam język Benzemie, na co on od razu pomachał mi pięścią. Uwielbiam go, mój miś.
Casillas podzielił nas na drużyny (to nie był oficjalny trening, tylko taka zabawa przed prawdziwym treningiem, na odprężenie), na szczęście nie byłam z Moratą w jednej drużynie.
Trochę poodbijałam piłkę, ale szybko usiadłam na ławce, bo Ronaldo ciągle łapał mnie za bluzkę na karku i podniosł do góry niczym małego szczeniaczka! A wtedy dobiegał Calleti i związywał mi buty! Na supeł!
Po jakimś czasie Morata też spauzował i usiadł, ale daleko ode mnie. Wkurzył mnie, byłam zła, wyżyłam się na nim...
Przesiadłam się bliżej niego i wyciągnęłam nogi obute w białe conversy. Korki już dawno leżały w torbie. W domu muszę rozciąć sznurowadła i wciągnąć nowe...
-Ally... - mruknęłam.
-Tak? - ciągle patrzył na boisko.
-Przepraszam - szepnęłam.
-Spoko - poklepał mnie po kolanie. Zmrużyłam gniewnie oczy i na jego szczęście akurat na mnie zerknął. - Nie gniewam się - położył dłoń na moim udzie i cmoknął mnie w policzek.
-Przyjedziesz do mnie w niedzielę? - spytałam.
-Przyjdziesz w sobotę na mecz? - odbił piłeczkę.
-Ale dziś idę do klubu na imprezę - powiedziałam.
-Czuję się jak na negocjacjach - westchnął.
-To widzimy się jutro na meczu, a potem w niedzielę u mnie - uśmiechnęłam się zadowolona.
-A co będziesz robić jutro skoro mamy się zobaczyć w niedzielę? - zainteresował się.
-Zerżnę kilka razy Ramosa - odpowiedziałam.
-Unice - syknął i pochylił się do mnie.
-Bedę grać z Ozilem i Benzemą na konsoli, jak zawsze - szepnęłam ugodowo. - Kociaku - przekręciłam oczami.
-Uważaj sobie - pocałował mnie krótko.
-Chcę jeszcze - pociągnęłam go za przód koszulki.
-W niedzielę.
-Dziś - zamruczałam i oblizałam wargi.
-Trener - zerwał się, a ja burknęłam cicho pod nosem. Zawrócił się w pół kroku i złożył na moich ustach słodki pocałunek. - Nie krzyw się, kociaku - puścił mi oczko i wrócił na środek boiska.
Westchnęłam i wstałam. Przełożyłam torbę przez ramię i wyszłam.





Mam nadzieję, że wypali. Miałam już Moratę jako bohatera zarówno w opowiadaniu o Anie i Sergio jak Rezie i Vazquezie, ale nigdy nie miał TAKIEJ roli.
Historia będzie skomplikowana, inna niż zawsze. Unice nie będzie zdradzana... Unice będzie zdradzać.
Zachęcam do obejrzenia zakładki OBSADA
O nowych notkach mogę informować na gg, zostawcie tylko swój numer (mój - 144866) albo na twitterze. Nigdy nie używałam go do kontaktowania, służył mi raczej do śledzenia poczynań moich ulubieńców w sieci. Znajdziecie mnie TU 
Chętnie odpowiem na wszelkie pytania. Oto mój wywiader

Pozdrawiam serdecznie,
Vinga