Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

5. Chcę cię.

Zatrzymałam samochód przed strzeżonym osiedlem. Wysiadłam i podeszłam do furtki. Nacisnęłam przycisk i niemal za chwilę bramka się otworzyła. Z wahaniem weszłam do środka i skierowałam się do jednego z budynków. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i zapukałam do drzwi. Serce waliło mi jak młotem... 
Unice, debilu, co ty do cholery wyprawiasz!?
-Cześć! - Vazquez otworzył zanim uciekłam.
-Hej - mruknęłam.
-Wej - wpuścił mnie do środka. 

Mieszkanie było duże, przestronne i nowocześnie urządzone. Salon był w odcieniach karmelu, bardzo ciepły i przyjemny. 
Zdjęłam kurtkę i usiadłam na czekoladowej kanapie.
-To co? Wymiana? - Stanął przede mną z moim szalikiem w ręku.
-Tak - pokiwałam głową i podeszłam do okna. Był z niego fantastyczny widok na miasto. Mieszkał strasznie wysoko!
-Bardzo ładnie pachniesz - stanął za mną. Przez ciało przeszedł mi dreszcz, chociaż wiedziałam, że nadal w ręku trzyma szalik i to o nim właśnie mówi. - Truskawki?
-Tak, dziękuję - szepnęłam i wtedy... poczułam na szyi jego usta. Zadrżałam. Otoczył mnie dłonią w pasie i przyciągnął do siebie. Oparłam się plecami o jego twardy brzuch i westchnęłam cicho.
-Jesteś piękna - powiedział wprost do mojego ucha i rozsunął mi bluzę. Zagryzłam wargę i odchyliłam głowę, żeby mógł mnie pocałować w szyję. Było mi tak gorąco! Serce waliło jak szalone, oddech miałam przyśpieszony i każda komórka ciała reagowała na jego dotyk.
Nagle zadźwięczał mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni odruchowo i spojrzałam na wyświetlacz. Sms.


ALLY ;*** : Przepraszam, Unice. Poprawię się. KC ;*


Zmroziło mnie. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odzyskałam zdolność myślenia! Pojebało mnie! Do reszty!
Odepchnęłam Vazqueza, wyrwałam mu z ręki szalik i ruszyłam do drzwi. Wrócił mi rozsądek. W porę i w czas.
-Gdzie? - złapał mnie za rękę. - Odwiozę cię, bo chcę odzyskać samochód - mruknął i spojrzał mi w oczy. Były takie łagodne, przepraszające.
-OK - podałam mu kluczyki i ruszyliśmy do windy. Przez całą drogę się nie odzywaliśmy. Podałam mu tylko adres i na tym konwersacja jednocześnie się zaczęła i skończyła.
Zatrzymał się pod moim domem, gdy dochodziła piąta rano.
-Dzięki. - Chciałam wyjść, ale nie odblokował drzwi. Popatrzyłam na niego zniecierpliwiona, ale wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Przepraszam - odezwał się w końcu.
-Za co? - nie zrozumiałam.
-Za swoje zachowanie. Nigdy się tak nie zachowuję względem dziewczyn - pochylił się do mnie. - Zawróciłaś mi w głowie - uśmiechnął się delikatnie. - Jesteś niesamowita, nietuzinkowa i cudowna. Jeśli tylko mi pozwolisz, będę o ciebie walczył.
-Co? - drgnęłam gwałtownie. - Jakie walczył, Vazquez?! Mam chłopaka!
-Ni mnie to chłodzi ni grzeje - przekręcił oczami. - Unice - wziął mnie za rękę. - Chcę cię - szepnął, a mnie zabrakło tchu. - Nie na raz, nie dwa, ale na zawsze - dodał.
-Mam chłopaka, Vazquez - powtórzyłam z uporem maniaka. Szkoda, że wcześniej jakoś się tym nie przejmowałam...
-Wiem - zbliżył się do mnie i nasze twarze dzieliły centymetry. - Ale nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia - wyszeptał. Znowu ta mięta w oddechu! - Gdyby był dla ciebie najważniejszy na świecie nie siedziałabyś tu teraz ze mną - pocałował mnie w kącik ust.
-Niech cię diabli wezmą, Vazquez! - warknęłam. - Nie zdradziłam go przez cztery lata! Nawet na nikogo nie spojrzałam aż pojawiłeś się ty! Morata będzie moim mężem! - wysyczałam.
-Niedoczekanie moje - ujął moją twarz w dłonie. - Nigdy nie chciałem komukolwiek odbijać dziewczyny, ale dla ciebie zrobię wyjątek.
-Bujaj się! - fuknęłam.
-Oczywiście - uśmiechnął się bezczelnie i mnie pocałował.
-Debil! - oderwałam się od niego i wysiadłam. Weszłam do domu i dostałam smsa.


VAZQUEZ: Piękna złośnica ;)
UNICE: Idź do diabła!



W niedzielę czekałam na Moratę. Doskonale wiedziałam, że ma mecz o dwunastej, ale nie raczył mnie o tym poinformować. Moje ciśnienie znacznie przekraczało dopuszczalne normy.
-Słonko? - Do pokoju zajrzała mama. Leżałam na plecach i spoglądałam w sufit. Blanco leżał obok mnie z głową na moim brzuchu. Na widok mamy, nawet nie podniósł łba tylko postawił uszy.
-Tak? - szepnęłam.
-Ally ma mecz, czekać na niego z obiadem? - spytała. Zgrzytnęłam ze złości zębami.
-Jak uważasz, nie jestem głodna - wysiliłam się na spokój.
-Piętnasta pasuje?
-Nie wiem, mamo. Może najlepiej zadzwoń do niego i sama to ustal - fuknęłam.
-Ale to twój chłopiec - powiedziała łagodnie.
-Ale twój niedoszły zięć! - warknęłam.
-Chyba przyszły - szepnęła.
-To się jeszcze okaże! - burknęłam i wyszła.
Punktualnie o piętnastej zjawił się Morata. Teraz to jest punktualnie, ale żeby głupią wiadomość napisać to czasu nie miał! Drzwi prawdopodobnie otworzył mu tato, pogadał chwilę i puścił wolno. Gdy Ally wszedł do mojego pokoju siedziałam po turecku na łóżku i oglądałam telewizję.
-Cześć - cmoknął mnie w policzek. - Cześć, Blanco - podał dłoń psu, który odwdzięczył mu się swoją łapą. - Mógłbyś? - wskazał mu drzwi. Pies posłusznie wstał i wyszedł, a Morata zamknął za nim i położył się obok mnie.
-Hej - burknęłam i nawet nie drgnęłam.
-Co jest? - Podwinął mi jeansową koszulę i pocałował w nagie plecy.
-Weź te łapska! - fuknęłam i odsunęłam się. Tak, miałam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że zrobiłam źle, cholernie bałam się konsekwencji, ale nie potrafiłam zachowywać się wobec Moraty jak przedtem... Chciało mi się płakać nad moją własną głupotą. Dodatkowo wkurzył mnie tym meczem.
-Unice! - Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Ma tak silne łapska, że wyrywanie nic mi nie daje! Mówiąc szczerze lubiłam się z nim siłować, czuć jego mięśnie, które, nie ukrywajmy, dają mi ogromne poczucie bezpieczeństwa.
Ułożył obok, oparł się na łokciu i uważnie spojrzał w oczy.
-Morata - warknęłam.
-Co się stało? - pogłaskał mnie po policzku.
-Nic - założyłam ręce na piersi.
-Ech - pokręcił głową z uśmiechem. Pochylił się i złożył na moich ustach słodki pocałunek. Słodziutki, pomarańczowy, taki jak tylko on potrafi...
Wyrwałam mu się, błyskawicznie popchnęłam go na łóżko i usiadłam mu na brzuchu okrakiem. Wpatrywałam się w jego brązowe tęczówki i uparcie szukałam spokoju, który zawsze tam znajdowałam.
-Co? - położył dłonie na moich udach. - Maleńka? - zataczał kółka kciukiem na morskim materiale moich spodni.
-Ally? - szepnęłam.
-Tak? - uśmiechnął się, a ja się pochyliłam. Potarłam swoim nosem o jego i delikatnie go pocałowałam. Przeturlał się na bok tak, że znowu byłam na dole. Zaczął całować moją szyję wsuwając dłoń pod koszulę i błądząc nią po brzuchu. Objęłam go ramionami za szyję i wciągnęłam do nosa pomarańczowy zapach szamponu do włosów. - Przepraszam za wczoraj - odsunął się trochę i spojrzał mi w oczy.
-Ja też - mruknęłam, ale nie sprecyzowałam za co dokładnie. Nie mam pojęcia co by zrobił jakby się dowiedział... Na pewno nie byłby szczęśliwy.
-To zgoda? - poruszył zabawnie brwiami.
-Jak mecz? - spytałam, a uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy. - Mogłeś mi powiedzieć, wiesz? - uderzyłam go pięścią w pierś. - Czekam tu jak idiotka tyle czasu! - warknęłam.
-Sądziłem, że jesteś zmęczona po wczorajszym dniu, a jak rano dzwoniłem to twój tato powiedział, że wróciłaś koło piątej.
-Nie myśl za dużo, bo ci to nie służy! Może chciałam ci pokibicować? Cztery lata stałam na Estadio Alfredo Di Stefano i jakoś żyłam! Przecież wiesz, że dla mnie to bez różnicy, gdzie grasz. Grunt, żebyś był szczęśliwy. - Pod koniec mojej wypowiedzi spuściłam z tonu.
-Unice! Ally! - Fernando załomotał w drzwi. - Obiad!
-Jak zwykle ma wyczucie czasu! - warknęłam i wstałam. Poprawiłam ubranie, przeczesałam włosy i spojrzałam na Moratę. Siedział na łóżku i uśmiechał się do mnie. I jak głupia chciałam go zamienić na jakiegoś tam Vazqueza? Frajerka. - Chodź - wyciągnęłam rękę.
Wstał, ujął ją i pocałował mnie we włosy.
-Kocham cię, Unice - szepnął i otworzył drzwi. - Przepraszam na dziś, za wczoraj i za wszystko. Dziękuję, że mi mówisz.
-Jakbym nie mówiła to chyba bym cię prędzej zabiła niż byś się sam domyślił - westchnęłam.
-Racja - zaśmiał się - Głodny jestem jak wilk! Jeść!
On mnie kocha, a ja go zdr... Nie, nie powiem tego. Kocham go, kocham.




Znalazłam to dosłownie przed chwilą i nie mogłam się opanować, żeby tego nie wstawić!
W wielkim sekrecie powiem, że Benza kiedyś będzie miał córkę... ;D

Czekam na głosy oburzenia jaka to Unice jest głupia ;) jest i sama zdaje sobie z tego sprawę ;D
Napisałam już prawie 20 notek i ciut zmądrzała ;D
Zastanawiam się co miałam jeszcze napisać, ale nic nie przychodzi mi do głowy ;)
Mam nadzieję, że się podobało i życzę udanego weekendu! Mój będzie cudowny, wspaniały i mam nadzieję, że niepowtarzalny... Będę kuć na kolokwium z Mickiewicza, dlatego chcę, żeby to było przeżycie niepowtarzalne ;) Raz i dobrze!

4 komentarze:

  1. Widzę, że tobie weekend się cudnie zapowiada jak mi :P Ale do rzeczy! Unice nam zmądrzała, więc brawo! Ja wiem, wiem to chwilowe zapewne, przynajmniej jeśli chodzi o chwile obecną, ale ważne że są przebłyski. I ważne że zrozumiała, że Morata lepszy niż Vazquez. Ja to od razu wiedziałam, a jej trzeba tłuc do łba! :D Głupia nie jest, bo jakby była głupia to by jej Ally nie chciał przecież prawda? Vazquez niech taki pewny siebie nie będzie bo nikt go na męża tutaj nie chce! hahahahahaha :D Brakuje mi tu jedynie Benzemy ale jakoś przeżyje :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem w szoku! myślałam, że dziewczyna zdradzi Moratę, ale powstrzymała się. i dobrze! postać Vazqueza mnie przeraża! widać, że nie odpuści Unice! chociaż pod względem charakterów to by do siebie pasowali. bardzo podoba mi się ten rozdział i czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Łohoho. Dobrze, że dostała tego smsa od Ally'ego. Jak na razie zmieniam front. Kibicuję Moracie. Stwierdzam, że Vasquez to idiota, żeby celowo podrywać czyjąś dziewczynę? Niedobry, oj, niedobry. Tak więc mam nadzieję, że nie będzie się za bardzo wtrącał, choć wiem że to niemożliwe. A Fernando - świetne wyczucie czasu. ;) Czekam na następny odcinek. Zastanawia mnie, czy planujesz konfrontację Alvarów. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. serdecznie zapraszam na nowy rozdział na http://sick-feeling.blogspot.com/ oraz http://the-one-lie.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń