Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

7. Komplikuje się.

Następnego dnia wlokłam się z zajęć na zajęcia niczym cień. Nie mogłam w nocy spać. Miałam koszmary, że Morata z Vazquezem się o mnie biją... Patologia. Na ostatnim wykładzie już prawie spałam z nosem na pulpicie, gdy dostałam smsa.

ALLY ;*** : Słonko, nie przyjadę po Cb, bo nie mogę. Trener ma sporo wątków do omówienia. Będziesz dziś w V.?
UNICE: Nie, mam przeprowadzić wywiad z Callejonem na Bernabeu, a potem zrobić reportaż z wycieczki jakiś turystów z którejś Ameryki ;/
ALLY ;*** : Jak wrócisz do domu?
UNICE: Sterroryzuje Jose to mnie zawiezie.


Wyszłam z uczelni i usiadłam na ławce. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam. Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły nałożyć bluzy, która smętnie zwisała mi z ramion. Dzięki czemu wszyscy, którzy mnie mijali mogli zobaczyć moją koszulkę Chelsea, którą dał mi w sobotę Nando.
Gdy dostałam smsa, zerknęłam na telefon bez zbędnych emocji. Morata się martwi czym pojadę na chatę. Nie ma chłopak problemów widać.


VAZQUEZ: Nie za zimno Ci w takim stroju?


Żesz, kurwa!
Rozejrzałam się, ale nic nie zobaczyłam.


UNICE: Gdzie jesteś, zboku jeden!?


-Tu - usłyszałam za sobą i na ramionach wylądowała mi ciepła bluza.
-Co tu robisz? - jęknęłam.
-A wiesz... - usiadł obok mnie i otoczył mnie ramieniem. Przekręciłam oczami i się odsunęłam. - Spotkałem dziś Jose Callejona, który oznajmił mi, że ma dziś wywiad w RealMadridTV, a przeprowadzi go z nim niejaka Unice Torres - uśmiechnął się. - Potem wypaplał mi gdzie studiujesz i jestem - uśmiechnął się.
-Podła gnida - burknęłam pod nosem. - Że też nigdy nie nauczył się trzymać języka za zębami.
-Czemu? Bardzo go lubię. Masz chwilę?
-Alvaro - jęknęłam.
-Tak wiem, ale chyba możemy się kolegować, co? - spojrzał na mnie spokojnie.
-Oczywiście, że możemy - pokiwałam głową. - Nie potrzebuję dodatkowego wroga. Mam ich tylu, że do zliczenia brakuje mi już palców - mruknęłam.
-Kawa? - wstał z ławki.
-Zdecydowanie! - pokiwałam głową i poszłam za jego śladem.
-Pasuje ci niebieski - powiedział, gdy szliśmy do pobliskiej knajpki.
-Dziękuję - uśmiechnęlam się.
-Uważam, że jesteś fajną laską - wypalił, gdy tylko usiedliśmy. - Serio - uśmiechnął się i poszedł po kawę.
-Dobrze się dziś czujesz? - spytałam, gdy wrócił.
-Doskonale, mogę zadać ci kilka pytań? - podał mi filiżankę.
-Dawaj, postawiłeś mi kawę - pokiwałam głową.
-W sumie nie musisz mi odpowiadać na głos, tylko pomyśl sobie odpowiedź - wyszczerzył zęby.
-OK - mruknęłam upijając łyk czarnego płynu.
-Kochasz Moratę? - wystrzelił.
-Tak.
-Kochasz, bo jest i jest ci z nim wygodnie, czy kochasz, bo nie umiesz bez niego żyć? - spojrzał na mnie uwaznie. Na to pytanie nie odpowiedziałam na głos. Bo jak ja kocham Moratę to moja prywatna sprawa! - Czy jak na niego patrzysz to skręca cię w środku? Myślisz sobie, że jest twój i nikt nie ma prawa ci go zabrać? Jesteś o niego zazdrosna? - zasypał mnie gradem słów. - Kiedy ostatni raz mu powiedziałaś, że go kochasz? - szepnął patrząc na mnie intensywnie.
-Do czego zmierzasz? - syknęłam.
-Do tego, że go nie kochasz tylko jesteś do niego przyzwyczajona - uśmiechnął się. - Gdyby nagle zniknął to bolałoby cię to, że nie wypełnia twojego życia pewna osoba, a nie konkretnie on.
-Oszalałeś, Vazquez! - warknęłam.
-Możliwe, ale to wszystko przez ciebie. Poza tym mam oczy i widzę jak na mnie reagujesz - przejechał palcem po mojej dłoni leżącej na stoliku. Wzdrygnęłam się, a na ręku momentalnie pojawiła się gęsia skórka. - Oszukujesz się, Unice - dodał.
-Zaraz cię tak strzelę, że z powrotem wylądujesz w Barcelonie! - zdenerwowałam się i wtedy przyszedł sms. Oboje spojrzeliśmy na wyświetlacz mojego telefonu, gdzie widniała tylko informacja kto jest nadawcą wiadomości.


CALLETI: Gdzie jesteś, łajzo?
UNICE: Piję kawę, paplo przebrzydła!
CALLETI: Zwolniłem się z treningu dla tego wywiadu, ofiaro! Przyłaź to albo dostaniesz w dupsko!
UNICE: Wal się, zaraz będę.

 
-Muszę iść - wstałam. - Dzięki za kawę i niezwykle przydatne rozważania - zadrwiłam.
-Rozważania? - chwycił mnie za łokieć. Mój oddech przyśpieszył, serce zaczęło łomotać w piersi.
-Alvaro - szepnęłam. - Ja... - próbowałam mu coś wytłumaczyć. - Myślisz, że jak masz takie niebieskie oczęta to możesz dzięki nim wszystko?! - odzyskałam nieco animuszu.
-Tak - odpowiedział spokojnie i pogłaskał mnie po policzku.
-Kocham Moratę, kocham Moratę - mruczałam pod nosem i przymknęłam oczy.
-Jeszcze - szepnął w moje usta i wyszedł puszczając mój łokieć.
-Niech cię szlag, Vazquez - oparłam się o ścianę i próbowałam uspokoić oddech. 


VAZQUEZ: Przyjdź dziś na mecz.


Na pewno nie!




Wróciłam do domu, gdy było już ciemno. W sumie dochodziła północ.
-Dziecko - westchnął tato, który siedział w salonie z Blanco i oglądał telewizję. W sumie psina spała na dywanie. Zamerdał tylko na mój widok i nawet się nie podniósł. Rozleniwiłam go.
-Błagam, nie komentuj - wzięłam z kuchni szklankę soku pomarańczowego, puszkę z ananasem i usiadłam obok niego.
-Ally dzwonił tu kilka razy - powiedział. Szybko wyjęłam z kieszeni telefon i cicho jęknęłam.
-Rozładował się - stwierdziłam.
-Smarku? - objął mnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
-Komplikuje się, tatku - szepnęłam.
-Z Moratą? - domyślił się.
-Tatku, a jak to nie ten? To co? - spojrzałam mu w oczy.
-Unice, chcesz mi coś powiedzieć? - patrzył na mnie poważnie.
-Nie - pokręciłam głową. - Poradzę sobie - pocałowałam go w policzek i poszłam do siebie. Położyłam się na łóżku i spojrzałam na sufit, gdzie dumnie spoglądał na mnie herb Realu.
Zdradziłam go. Zdradzam Moratę za każdym razem, gdy myślę o Vazquezie. Cztery lata poszło się jebać, gdy na mojej drodze stanął przeklęty Katalończyk!
Wstałam i podeszłam do ściany pełnej ramek. Na jednym ze zdjęć był szesnastoletni Ally. Dłuższe włosy opadały mu na czoło, brązowe oczy spoglądały na mnie niewinnie i spokojnie. Gdyby nie Sarabia nigdy by się ze mną nie umówił. Cichy, niewiele mówiący w moim towarzystwie (można rzecz, że niemowa, bo chodziliśmy razem do klasy i wszędzie ciągaliśmy się we troje), nie zwracałam na niego większej uwagi. Od zawsze mówiłam na niego Ally albo Morata. Nigdy Alvaro. Alvaro jest tylko jeden i jest nim Arbeloa!
Pierwszą randkę zapamiętam do końca życia. To było spotkanie pierwszych razy, bo nie dość, że pierwszy raz umówiłam się z chłopakiem to jeszcze pierwszy raz się z nim pocałowałam... I Fernando pierwszy raz był świadkiem tej sceny.



wrzesień 2008 rok, Madryt


Unice wyszła ze szkoły i spojrzała na swojego ciemnowłosego kolegę. Nerwowo podrapał się po głowie.
-I? - włożyła ręce do kieszeni swojej zielonej bluzy.
-Lody? - mruknął.
-Ziom! - szturchnęła go w żebra. - Nie bój się mnie, nie gryzę przecież!
-Nigdy nie byłem na randce - powiedział cicho.
-Ja też nie - pokiwała głową i uśmiechnęła się do niego delikatnie. - To będzie nasz pierwszy raz, co?
-Tak - też się uśmiechnął. - Zapraszam - poprowadził ją do pobliskiej lodziarni.
Rozmawiali o wszystkim, szkole, lekcjach, piłce, treningach. Unice czuła się przy nim swobodnie, ale inaczej niż przy innych kumplach. Nie chciała, żeby Alvaro był jej kolegą. Kolegów miała na pęczki, a koleżanek jak na lekarstwo.
-Morata? - spytała, gdy zjadła już wszystko co miała w pucharku.
-Mmm? - podniósł na nią wzrok.
-Brudny jesteś - szybko starła palcem lody z jego górnej wargi. - Już - powiedziała zadowolona.
-Chodź na spacer - wstał i chwycił ją za rękę. Unice uśmiechnęła się do niego delikatnie i poszli do parku. - Czemu nie chcesz już grać? - splótł jej palce ze swoimi, a ona uśmiechnęła się delikatnie. Trzymając go za rękę w ten sposób nagle poczuła się cudownie lekka i bezpieczna... Wyjątkowa.
-Bo zaczynam być od was słabsza - wzruszyła ramionami. - Biegacie szybciej, mocniej kopiecie i dłużej wytrzymujecie na treningu. Nie daję rady. Wolę się wycofać w glorii niż potem, żeby mnie sami wywalili - powiedziała szczerze.
-Unice... - zawahał się. W oddali było już widać jej dom.
-Tak?
-Dobra jesteś z geografii. Może byśmy się razem pouczyli na sprawdzian? Tylko we dwoje? - zaproponował.
-Pewnie. Z wielką chęcią - puściła mu oczko. - Dziękuję za dzisiaj - stanęła przed swoją furtką. - Wejdziesz?
-Nie mogę, muszę wracać do domu - zrobił smutną minę. - Jutro mam trening i tyle jest zadane.
-Racja - kiwnęła głową.
-Cieszę się, że się ze mną umówiłaś.
-Cieszę się, że to zaproponowałeś, Ally - uśmiechnęła się.
-To do jutra - powiedział, ale nie puścił jej ręki.
-Do zoba - oblizała wargi. Zaśmiał się pod nosem i przysunął do niej bliżej.
-Nigdy się nie całowałem - szepnął.
-Ja też nie, więc masz kolejny pierwszy raz - oczy błyszczały jej figlarnie.
-Naprawdę nigdy? - zdziwił się trochę.
-To, że obracam się w męskim gronie nie znaczy, że liżę się z każdym jak się da. Czekam na tego wyjątkowego - powiedziała poważnie.
-Patrz, to tak jak ja - chwycił ją za drugą dłoń i pocałował. Unice wyrwała ręce i oparła mu je na torsie. Morata otoczył ją ramionami w pasie i przyciągnął bliżej.
-UNICE ZIVA TORRES SANZ! - ryknęło coś za chłopakiem, a w tle wściekle zaczął ujadać pies. Podskoczył wystraszony i od razu ja puścił.
-Ciii... - syknęła i wzięła go za rękę. - Fernando! - warknęła na widok starszego brata, który wysiadał z samochodu, a na smyczy miał ślicznego, białego owczarka niemieckiego.
-Co to ma być? - wziął się pod boki.
-To co widziałeś. Jesteś dużym chłopcem, chyba nie muszę tłumaczyć, co? - odparowała. - Blanco, ty się nie odzywaj! - powiedziała do psa, który machnął łapą i otarł nią pysk.
-To jest...? - wskazał na Alvaro.
-Alvaro Borja Morata Martin - przedstawił się błyskawicznie.
-Ally - dodała Unice. - Mój kolega z klasy.
-Chyba ktoś jeszcze, co? - dociekał Nando.
-Nie twoja sprawa, mam już szesnaście lat i nie będziesz mi się rządził! - tupnęła nogą.
-Do domu, a "kolegę" żegnamy - otworzył furtkę. - Zobaczysz się z nim jutro.
-Do zoba - powiedziała i pocałowała go w policzek.
Weszła na podwórko, a Fernando szedł za nią. Wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer Alvaro.


UNICE: Nie przejmuj się Nando, wczuwa się w rolę starszego brata, a tak naprawdę nie ma o tym pojęcia.
MORATA: Chyba mnie nie polubił. Blanco chyba też nie, chociaż kiedyś był milszy.
UNICE: Blanco to mój pies i wspiera mnie zawsze, a Nando jakby Cię nie polubił nie siliłby się na jakikolwiek dialog. Jest spoko ;)
MORATA:  Skoro tak uważasz, to mam nadzieję, że tak jest.
UNICE: Jest. Nie mogę się doczekać jutra ;)
MORATA: Czemu?
UNICE:  Bo Cię zobaczę ;D


Szybko zmieniła podpis z "MORATA" na "ALLY". 


ALLY: Mogę powiedzieć to samo ;)
UNICE:  A dostanę jutro buziaka?
ALLY:  Podobało Ci się?
UNICE: Nawet nie wiesz jak bardzo... ;*

 
Fernando skakał nad nią, opowiadał coś rodzicom, ale ona miała go gdzieś. Chyba się zakochała...






ANIMO MARCELO
Tęsknię za Tobą! Wracaj szybko!



Obecnie tworzę odcinek numer 29 ;) Pokomplikowałam całkowicie, ale na koniec (o ile to będzie koniec i nic nie wymyślę dalej) Was zaskoczę!

3 komentarze:

  1. Sdjhfeniufh3uih Vazquez! Przez twoje opowiadanie co raz mniej go lubię! Ale ok, ok jeszcze jest im obojętny :D Zobaczymy zresztą pod koniec :P Pierwsza randka urocza, taki zawstydzony Ally *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo ciekawy rozdział. widać, że Uncie czuje jakieś wyrzuty sumienia dotyczące swojego zachowania w stosunku do Moraty. musze przyznać, że Vazquez to nieprzyjemny typ! lepiej, gdyby dziewczyna trzymała się od niego z daleka. albo porozmawiała poważnie z swoim chłopakiem o nowym znajomym. czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza randka była bardzo słodka :) Mam nadzieję, że Unice w końcu zrozumie swój błąd, skoro wyrzuty sumienia już ją dopadają.

    OdpowiedzUsuń