Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

8. Pożałujesz tego.

Kolejnego dnia wstałam z łóżka ledwo żywa. Położyłam się koło drugiej, a obudzić się musiałam o szóstej.
Wzięłam prysznic, ubrałam się w jeansy, wyjazdową koszulkę Realu, bluzę Moraty, trampki, na rękę założyłam zegarek, do torby wrzuciłam telefon i zeszłam na dół.
Blanco powitał mnie z pyskiem umorusanym na czarno. Mama się wścieknie, że znowu polował na kreta w ogrodzie.
Zjadłam płatki na mleku, kilka plastrów ananasa, wypiłam kawę i wyszłam. Autobus, metro i jestem na Bernabeu.
-Dobry wywiad z Callejonem - pochwalił mnie szef, gdy weszłam do jego biura. - To robota na ten tydzień - podał mi teczkę. - Chcesz pracować na meczu?
-Wywiady pomeczowe? - sprecyzowałam.
-Chyba, że wolisz wspierać kumpli. Decyduj... Co masz na koszulce? - zmienił temat, gdy zobaczył moją bluzkę.
-To co zawsze "Morata" - westchnęłam. - Nie chcę tych wywiadów. Do zoba - machnęłam teczką i wyszłam. Postanowiłam olać zajęcia na uczelni i pojechałam do Valdebebas.
Piłkarze z racji meczu mieli dziś lekkie zajęcia i odprawę. Siedzieli na murawie, a Mou coś im tłumaczył. Na mój widok się wyprostował i przestał gestykulować.
-Trening jest zamknięty dla prasy - powiedział spokojnie.
-Jestem prywatnie - podeszłam bliżej.
-Żony i dziewczyny piłkarzy są mile widziani na stadionie, a nie tu. Rozpraszasz ich.
-Mister! - fuknęłam.
-Żartuję, Torres - uśmiechnął się. - Tylko żadnego seksu - pogroził mi palcem.
-No, wie pan co? - wzięłam się pod boki.
-Nie za duża ta bluza? - spojrzał na moje wdzianko.
-To Moraty - wyjaśniłam i zerknęłam na swojego chłopaka.
-Zauważyłem - puścił mi oczko. - Chłopaki! - klasnął w dłonie. - Spiąć dupska i wygramy! Do szatni, prysznic, autobus, hotel i koncentracja! Pobudź go - szepnął do mnie i sobie poszedł.
-Hej - Ally cmoknął mnie w policzek i wziął mnie za rękę. - Wyglądasz na zmęczoną.
-Nie tylko ty pracujesz przed meczem.
-Pojedziesz z nami do hotelu? - spytał. Zerknęłam na Mourinho, który rozmawiał z Karanką i kiwnęłam głową.
-Zaraz wrócę - powiedział i pobiegł do szatni. Poszłam do autobusu i usiadłam na jednym z miejsc przy oknie. Wyjęłam telefon z torby i jęknęłam, bo na wyświetlaczu widniała informacja, że dostałam wiadomość od Vazqueza.


VAZQUEZ: Myślisz, że powinienem życzyć Twojemu chłopakowi powiedzenia na meczu?
UNICE: Myślę, że powinieneś spadać.
VAZQUEZ: Umów się ze mną.
UNICE: Nie.
VAZQUEZ: Umów. Co Ci szkoda? Zjem Cię? Nie zrobię niczego czego nie zechcesz. Jesteśmy przecież kumplami, nie? Odmówiłabyś Benzemie czy Ozilowi? Poza tym nie znam zbytnio Madrytu, mogłabyś polecić mi dobre knajpki i takie tam.


Westchnęłam ciężko, podszedł mnie. Lubiłam spędzać z nim czas, ale uwielbiałam pomagać nowym piłkarzom w aklimatyzowaniu się w Madrycie. Benzemy nie odstępowałam na krok przecież.

 
UNICE: OK, kiedy?
VAZQUEZ: Dziś? Po meczu?
UNICE: Zobaczę.
VAZQUEZ: ;)


-Jestem - Ally usadowił się obok mnie. - Słonko, co jest? - spojrzał mi w oczy. - Zachowujesz się jakoś dziwnie. Wszystko w porządku?
-Tak, to tylko zmęczenie - odwróciłam wzrok i wyjrzałam przez okno.
-Jakby się cos działo to byś mi powiedziała, prawda? - szepnął.
-Prawda - warknęłam.
-Unice? - wziął mnie za rękę i splótł nasze palce. Uwielbiałam, gdy to robił. Robiło mi się wtedy tak lekko na duszy, problemy znikały i czułam się taka bezpieczna. Oparłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam ciężko.
-Tak? - szepnęłam i popatrzyłam mu w oczy.
-Buzi, buzi, buzi!!! - zawył nad nami Marcelo. Tak oto siedział w domu i leczył kontuzję! Proszę bardzo!
-Wal się! - podskoczyłam i strzeliłam go ręką w środek czupryny.
-O, nie! - zawył. - Wojna, Torres! - rzucił we mnie czyjąś bluzą.
-Szmacairzu niegodziwy! - wyrwałam Pepe butelke i rzuciłam w Marcelo. Brazylijski kmiot się uchylił, Ronaldo akurat się przesunął, ale Arbeloa nie... Dostał w środek czoła. Boże, Mourinho mnie zabije! Ledwo wyleczył kontuzje nogi, a teraz ja go załatwiłam!
-TORRES! - zapiszczał.
-O fuck! - usiadłam i przytuliłam sie do ramienia Moraty, który śmiał się w najlepsze. - Fuck, fuck, fuck - szeptałam.
-Maleńka - chichotał Ally.
-Torres! Ta zniewaga krwi wymaga! - przed nami pojawił się Arbeloa. Z wrażenia zapomniałam jak się oddycha.
-Przepraszam to miało być w Marcelo! - powiedziałam szybko.
-Arbeloa, bo powiem twojej żonie, że latasz za inną! - zarechotał Ramos.
-Nie latam! - zaprotestował Alvaro.
-Latasz i prześladujesz! O to się ucieszy!
-Ramos! - oburzony Arbeloa poszedł wyjasnić sprawę, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Kocham cię - Ally cmoknął mnie w usta. - Wariatka. Zobaczymy się po meczu? O ile wiem sabaty z Benzemą obowiązują jedynie po meczach ligowych, a dziś Liga Mistrzów.
-Eee... - zająknęłam się. - Właściwie to...
-Morata! Po meczu widzimy sie u mnie! - krzyknął Ronaldo. - Wybacz, Torres, ale spotkanie wyłącznie w męskim gronie.
-OK! - zawołałam. - Już masz plany - wzruszyłam ramionami.
-Jutro? - drążył.
-Nie wiem, bo mam teczkę materiałów i muszę to zrobić do końca tygodnia.
-Przenocujesz u mnie - wyszeptał mi wprost do ucha i delikatnie je przygryzł. Jęknęłam cicho i wsunęłam dłoń w jego włosy.
-Torres! Do mnie! - zawołał Mourinho.
-Ally - odsunęłam go niechętnie i wstałam. - Tak, Mister? - stanęłam przed Mou.
-Siadaj - wskazał miejsce obok siebie. - Zabiję cię jak psa jak jeszcze raz rzucisz czymś w któregoś piłkarza to po pierwsze - powiedział, ale w oczach miał szelmowskie błyski czyli nic mi nie grozi.
-Spoko. To o co mam nie pytać piłkarzy podczas wywiadów? - uśmiechnęłam się.
-Ech, Torres... Aniele... Patrz - wskazał mi na kartkę.


Usiadłam na ławce pod blokiem Vazqueza i założyłam kaptur na głowę. Wszystko sobie przemyślałam.
-Unice? - usiadł obok mnie. - Czemu nie chcesz wejść na górę?
-Bo tak - syknęłam i wstałam. - Koniec tego cyrku, Vazquez - warknęłam. - Mam chłopaka i od tej chwili masz mi dać święty spokój, czaisz baze? Kocham go i nie chcę go krzwdzić.
-Unice - też wstał i złapał mnie za ramiona. - A co ze mną?
-A co mnie to obchodzi? - wyrwałam się. - Zgłupiałam, ale tylko na chwilę. Koniec z tym!
-Nie poddam się tak łatwo - syknął i zbliżył się. Ja zrobiłam krok do tyłu w efekcie oparłam sie plecami o ścianę.
-Nie chcę cię! - powiedziałam z mocą.
-Ale ja ciebie tak - ujął moją twarz w dłonie.
-Pożałujesz tego - ostrzegłam.
-Tak? - poruszył brwiami.
-Tak! - Bez wahania kopnęłam go w czuły punkt. Zaklął i się skulił, a w efekcie mnie puścił. - Wal się, cwelu! - warknęłam i odeszłam.
Wsiadłam w taksówkę, ale nadal cała drżałam.


VAZQUEZ: Nie powinnaś tego robić, Torres.
UNICE: Spierdalaj.
VAZQUEZ: Nie ładnie, nie ładnie... Zobaczymy kto tu będzie żałował.


Skasowalam od niego wszystkie wiadomości i cicho westchnełam. Mogę żałować, zwłaszcza jak powie Moracie. Szybko wystukałam smsa do swojego chłopaka.


UNICE: Przyjedz do mnie na noc. Proszę.
ALLY ;*** : Będę za godzinę ;)
UNICE: ;*



Gdy tylko weszłam do domu skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, nałożyłam swoja piżamę czyli po prostu śmieszne bokserki i koszulkę Moraty, którą kiedyś zostawił, a ja mu jej nie oddałam. Narzuciłam na grzbiet jego bluzę i czekałam.


ALLY ;*** : Jestem, otwórz, bo Blanco drapie w drzwi!


Zeszłam szybko na dół i złapałam psa za łeb.
-Cicho, uciekaj stąd - poklepałam go delikatnie po grzbiecie i posłusznie odbiegł na swoje ledowisko do kuchni, a ja otworzyłam.
-Hej - Ally pocałował mnie czule. Bez słowa mocno sie do niego przytuliłam. Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Położył na łóżku i szybko zdjął buty, spodnie i skarpety. Mocował się chwilę z bluzą, ale i ona wylądowała na fotelu. - Unice? - szepnął i położył się obok mnnie. Przygarnął mnie do siebie i cmoknął w czoło.
-To też - mruknęłam i pozbawiłam go bluzki. - Przepraszam - pocałowałam go w szyję.
-Za co? - zdziwił się.
-Ally - pociągnęłam nosem.
-Kochanie? - wystraszył się.
-Przytul mnie, po prostu - przylgnęłam do niego i zamknęłam oczy. - Kocham cię, kocham - pogłaskałam go po nagim torsie.
-Ja ciebie też, słonko - uśmiechnął się.
-Dziękuję, że przyjechałeś... - zamknęłam oczy i położyłam dłoń na jego brzuchu, a stamtąd zjechałam na prawą stronę podbrzusza pod materiał bokserek. Delikatnie przejechałam palcem po skórze i uśmiechnęłam się. Znajdował się tam tatuaż, jedyny jaki posiadał, chociaż o jego istneniu wiedziałam tylko ja, bo litery układały się w jedno słowo: Unice. Miałam prawie identyczny, w dokładnie tym samym miejscu, ale mój zawierał napis: Ally. Zrobiliśmy je w dniu jego osiemnastych urodzin. Nie wiem jak potoczy mi się życie, ale nigdy nie zmieni się fakt, że Ally był pierwszym chłopakiem, któremu oddałam serce i nie tylko to.
-Na twój rozkaz, o pani - pocałował mnie w czubek nosa. - Dobranoc?
-Tak - mruknęłam i wtulona w jego bezpieczne ramiona powoli zapadałam w sen. Jak mogłam w ogóle zbliżyć się do innego mając tak wspaniałego chłopaka? Najgorsze jest to, że mam świadomość, że moja znajomość z Vazquezem i tak się wyda. Tylko kwestia czasu kiedy. 






Chyba mogę się pochwalić, że skończyłam to opowiadanie ;) Zostało mi kilka notek do napisania, ale mam już gotowy plan, więc to jedynie kwestia przestukania wszystkiego do komputera.
Jeśli jesteście ciekawi co będzie dalej zapraszam >> tu <<  
W Święta dodam odcinek, ale i tak życzę wszystkim Wesołych Świąt!

A tak jeszcze wyjaśnię pewną kwestię. Jeśli kiedyś gdzieś napisałam, że nie wyobrażam sobie życia bez piłki nożnej i podałam do tego nazwy klubów i w wyliczance pojawił się Real Madryt i FC Barcelona to wcale nie wycofuję się z tego co powiedziałam. Pragnę podkreślić to na co zawsze zwracałam uwagę: lubię piłkarzy FCB pod warunkiem, że są Hiszpanami i grają w reprezentacji. Zaczęłam swoją pisarsko-piłkarską przygodę przez reprezentację Hiszpanii, dopiero potem przyszła miłość do Realu Madryt. Kocham swój klub, ale nie zapominam o reprezentacji. Co prawda moja miłość do la Furia Roja podczas sezonu jest znikoma, to podczas międzynarodowych turniejów kibicuję właśnie im. Nie zapominajmy też o tym, że gdyby nie było FCB nie byłoby też takiego Realu Madryt. 

HALA MADRID!

2 komentarze:

  1. Papa Mou jak zawsze rozwalił system :D Ale Alvarito za to poturbowany! :( On to zawsze musi się znaleźć na linIi ognia! W sumie dobrze, że to nie Pepe rzucał, bo mógłby z tego nie wyjść :D Agrr nie podoba mi się Vazquez, w tym opowiadaniu. Za bardzo pewny siebie głąb jeden. Jeszcze go to zmyli! Oby! A Ally to Ally <3
    N'awwwwwwwwwwwwww Cris :D Pocieszny on jest :D

    WESOŁYCH ŚWIĄT!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. biedny Alvaro! przyszła taka jedna panna i rzuca go butelką! podoba mi się postać Mou! wyluzowany trener, który powala na kolana. końcówka była bardzo ostra! mam nadzieję, że Vazquez tego nie rozwali! czekam na kolejny!
    wesołych świąt! :D

    OdpowiedzUsuń