Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

24. Bolesna prawda.

Poczułem się... Normalnie jak w jakimś filmie, takiej durnowatej telenoweli, którą ogląda moja babcia!
Vazquez stał w progu i patrzył na nas z takim dziwnym błyskiem w oku. Satysfakcja, że wreszcie się dowiedziałem?
Miałem wrażenie, że się przesłyszałem, ale ciało Unice zaczęło wiotczeć, więc jednak nic mi się nie przyśniło.
Powoli analizowałem co powiedział Katalończyk.
"Całowałem się z twoją dziewczyną... I to nie raz."
Jego słowa obijały mi się w głowie niczym piłeczka do tenisa.
Miałem odpowiedź na dziwne zachowanie Unice. Kręciła, kombinowała, ale nie wiedziałem, nawet nie podejrzewałem, że wywinęła AŻ taki numer. Spodziewałem się wielu rzeczy, opcji do wyboru miałem mnóstwo. Tylko nie to...
Krew szybciej zaczęła krążyć z moich żyłach, mięśnie mi się napięły.
Zabiję tego skurwiela!
-Unice? - szepnąłem i uniosłem jej brodę, żeby patrzyła mi w oczy. - Czy to prawda?
W sumie nie musiałem pytać i nie musiałem czekać na odpowiedź, bo znałem ją doskonale.
Zaczęła płakać. Normalnie bym ją przytulił, pocałował i obiecał, że wszystko będzie dobrze. Nie, teraz nie będzie dobrze.
-OK - pokiwałem głową i ją puściłem. - OK - ruszyłem do drzwi. Miałem zamiar stąd wyjść, złapać chłopaków i się napić. Najebać się jak szmata i zapomnieć.
Jednak w połowie drogi uświadomiłem sobie, że Unice nie odwaliłaby czegoś takiego sama z siebie. Potrzebowała pomocy. Drugiej pary ust, ale też niezłego daru do podrywania. Tylu gwiazdom się nie udało jej złapać, a taki Katalończyk...
Bez namysłu chwyciłem Vazqueza za fraki i uderzyłem w twarz, aż cały zalał się krwią, bo celnie trafiłem w nos. Nie usłyszałem za sobą pisku czy jakiegokolwiek dźwięku wydanego przez Unice. Nie było jej go szkoda...
-Ostrzegałem, ale myślę, że w końcu dotarło i zrozumiesz czyją dziewczyną jest Unice - warknąłem do kolesia i wyszedłem.
Szybkim krokiem udałem się pod dom Unice, wsiadłem do auta i odjechałem.
Nie chciałem wybuchać przed Unice, nieważne co zrobiła. Przecież ją kocham! Cztery lata to nie jakiś pikuś! Wiem o niej wszystko, wiem co lubi, czego nie! Co mówi przez sen, jak uroczo wygląda, gdy budzi się rano. Jak lśnią jej oczy, gdy ogląda mecz...
Mam to wszystko zaprzepaścić, bo popełniła błąd? Tłumaczę ją... Bez sensu. Zdradziła mnie i nawet nie miała zamiaru o tym powiedzieć!
Zatrzymałem samochód przed domem Nacho i wszedłem do środka. Jese, Alex i Derik grali w coś na konsoli, a Nacho siedział na kanapie i czytał gazetę.
-Nie miałeś być u Unice? - mruknął, gdy usiadłem obok.
-Zdradziła mnie - szepnąłem.
-Czegoś jej widocznie brakowało - odezwał się Jese, który w wywalonym jęzorem próbował zmusić samochód Alexa do wylądowania na bandzie.
-Ostatnio nam nie szło, ale to nie powód, żeby od razu lecieć do Vazqueza! - warknąłem.
-Alvaro Vazqueza? - upewnił się Nacho.
-Lubi Alvarów - roześmiał się Derik i przybił z Alexem 'piątkę', bo to samochód Jese wylądował poza torem.
-Co teraz? - spytał Jese. - Wybaczysz czy kopniesz w dupę? Jak kopniesz to ja się zgłaszam na pocieszyciela - odłożył pada i spojrzał na mnie uważnie.
-Czyjego pocieszyciela? - dociekał Alex.
-Uni... - zaczął Jese, ale widząc miny przyjaciół momentalnie zmienił front. - Oczywiście Moraty! Mojego skarbeczka! - przytulił się do mojego kolana. Byłem tak wyczerpany, że mógł mnie nawet lizać po stopach i bym nie zareagował.
-Podstawowe pytanie: kochasz ją? - Nacho wpatrywał się we mnie uważnie.
-Tak - odpowiedziałem bez wahania.
-Wybaczysz jej? - dołączył Alex.
-Nie wiem. Jak ona mogła?! - jęknąłem.
-To baba, one nie myślą - pokręcił głową Jese.
W kieszeni zaczął wibrować mi telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Oprócz mnóstwa wiadomości i nieodebranych połączeń od Unice pojawił się sms od Benzemy.

BENZ: Żyjesz, młody?


Zastanowiłem się zanim odpisałem.
Przecież Benzema jest w ścisłej czołówce przyjaciół Unice. Stoi na podium tuż obok Mesuta, ciut niżej jest Callejon i Sarabia, a dalej Ramos z Ronaldo.

ALLY: Żyję.
BENZ: Uff :P myślałem, że się kopytami nakryłeś. Mocny cios dałeś?
ALLY: Zalał się krwią.


Uśmiechnąłem się na wspomnienie zakrwawionego Vazqueza i ulgi jaka mnie ogarnęła, gdy mu dowaliłem.

BENZ: Brawo, ziom! Klasa! Otarte łapy?

Spojrzałem na prawą dłoń i ze zdziwieniem zaobserwowałem, że skóra na kostkach jest zaczerwieniona i jak na zawołanie zaczęło mnie to piec.

ALLY: Trochę.
BENZ: Włóż w lód. Stary, jesteś klasa ziomal! Hala Madrid!
ALLY: Wiedziałeś?
BENZ: Nie powiem nic bez adwokata.
ALLY: Wiedziałeś.
BENZ: No, człowieku, Unice to mój kumpel. Miałem ją wystawić? Chciałbyś, żeby ciebie ktoś wystawił?
ALLY: Mogłeś mi dać jakiś znak!
BENZ: A po co jak sam wiedziałeś, że coś odjebała? Dogadaj się z nią, zdrowo wydymaj i w mig zapomni o innych!


Karim i jego złote rady. Wolę nie wiedzieć jakbym skończył, gdybym zaczął je stosować.

ALLY: Pomyślę nad tym.

-Co zrobisz? - dociekał Jese, który stracił pada na rzecz Nacho.
-Nie wiem - wzruszyłem ramionami. Ciśnienie ze mnie nieco zeszło, ale nie odjęło mi pamięci.
-Wybacz jej w akcie swojej miłości przeleć kilka razy, zobaczysz, że Vazquez przestanie ją interesować! - zacmokał. Popatrzyłem na niego zaskoczony.
-Gadałeś z Benzemą?
-Nie, czemu? - wsadził sobie do ust chrupka. Taki jest właśnie Jese Rodriguez. Jego mózg nadaje tylko na kilku falach: piłka, laski, żarcie. Koniec. Więcej nic nie ma. Na nim będę mógł popatrzeć jak działają rady Karima.
Unice słucha mądrości Benzemy, ja Rodrigueza.
-Pojadę do siebie - wstałem. - Muszę pomyśleć - uścisnąłem każdemu dłoń i wyszedłem.
Mam sporo do myślenia, oj sporo.




Niech Was nie dziwi zachowanie Moraty. Jego życiem rządzi rozsądek, a nie emocje. Czasem tylko to drugie bierze górę nad pierwszym, ale to typowo męskie zachowania ;)

23. Słodkie ananasy.

Rano miałam urwanie głowy z tą przedmeczową konferencją prasową. Jednak bardzo lubiłam pracować dla klubu Real Madryt, a nie tylko telewizji RealMadridTV... Chociaż to prawie to samo.
Na mecz wygrałam się z Sarabią. Usiedliśmy na swoich stałych miejscach i kibicowaliśmy ile tchu! Opłaciło się oczywiście, bo spotkanie z Athleticem Bilbao wygraliśmy 5:1 i nawet Ally mógł pobiegać.
Po spotkaniu cichaczem wkradliśmy się do szatni. Pablo zaraz po przekroczeniu progu zakrył mi oczy.
-Naprawdę nie chcesz tego widzieć - szepnął i prowadził mnie wśród piłkarzy, butelek, ciuchów, papierków, i sama nie wiem czego jeszcze.
-Ally! - uśmiechnęłam się, gdy dotarłam w końcu do swojego chłopaka.
-Hej - przytulił mnie do siebie i pocałował w policzek. - Trener urwie wam głowy jak was zobaczy - zaśmiał się.
-Do szafek ich! - zawołał Callejon.
-Calleti - warknęłam.
-Kochaniutka - zacmokał Ronaldo i zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu.
-O Boże! - zapiszczałam. - Cristiano Ronaldo! Podpiszesz mi się na cycku? - rozsunęłam bluzę i chciałam podnieść koszulkę, ale Morata w porę złapał mnie w pasie i przetransportował za siebie.
-Sorry, Cris - puścił mu oczko. - Ale ona ma już swojego bohatera.
-Mam? - udawałam zdziwienie.
-MNIE! - wydarł się na całą szatnię Benzema.
-Lecz się - popukałam się w czoło.
-Mnie - przedrzeźniał go Pepe.
-Może jednak złamiesz tradycje i pojedziesz ze mną i Sarabią? - szepnął Ally. - Jedziemy do Pablo, odprowadziłbym cię pod same drzwi, może został na noc? - kusił. - Sarabia mieszka przecież po przeciwnej stronie ulicy, grzechem byłoby nie skorzystać.
-Nie mogę - zrobiłam smutną minkę.
-Torres, Sarabia, żegnam - powiedział trener.
-Ups... - mruknęłam i szybko się ulotniliśmy.

BENZA: Czekaj na parkingu.
UNICE: Dasz prowadzić?
BEZNA: Dobrze się czujesz, ślimaku? :P
UNICE: Spadaj!


Usiedliśmy na ławce koło parkingu dla piłkarzy i zaczęliśmy opowiadać sobie głupie kawały.
-Może jednak do mnie? - spytał Morata. Sarabia tylko pokiwał głową.
-Do mnie? Jutro? Na obiad? - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Tak - pokiwał głową. - Bądź grzeczna - pochylił się i pocałował mnie w usta.
-Konsola, dziwki, seks i piwo! - śpiewał Benzema do sobie tylko znanej melodii.
-Unice? - Ally popatrzył na mnie uważnie.
-Karim? - zachichotałam. - Obiecuję - wstałam i pogłaskałam swoje ciacho po policzku.
-Do jutra - uśmiechnął się i odeszli z Pablo. Usadowiłam się z Benzą w jego Audi, a Mesut jechał tuż za nami. Zapowiada się kolejna noc spędzona na graniu na konsoli, piciu piwa i opowiadaniu niestworzonych historii.

 

W niedzielę czekałam na Moratę i, na jego szczęście, zjawił się punktualnie.
-Cześć - cmoknął mnie w policzek i opadł na łóżko. Zerknęłam na niego z boku, ale zakrył twarz dłońmi.
-Ally? - mruknęłam i usiadłam obok niego po turecku.
-Nacho prawił mi pół nocy jaka to jego dziewczyna jest wspaniała - jęknął. - Potem sterroryzował nas, żebyśmy poszli z nimi na spacer. W efekcie wróciłem do domu o piątej rano!
-I jak spacer z misską? - Położyłam się na nim i cmoknęłam go w szyję.
-Dobij mnie, dobij - sapnął, ale otoczył mnie rękami w pasie. - Wiesz...
-Dobrze się zastanów nim wypalisz z tekstem, że jestem ciężka - weszłam mu w słowo, a on się zaśmiał.
-Nie jesteś - przekręcił się na bok - Ale lubię być na górze - uśmiechnął się lubieżnie. - Co robiłaś wczoraj z chłopakami? - spytał i wsunął rękę pod moją bluzkę.
-Pieprzyłam się z Benzemą - odparowałam, a Morata w odpowiedzi jednym sprawnym ruchem rozpiął mi stanik. - Ally! - fuknęłam udając oburzenie.
-Tak - zachłannie wpił się w moje usta.
-Jesteś niewyżyty - burknęłam.
-Nienasycony - poprawił mnie i przeszedł na moją szyję.
-Moi rodzice jadą dziś wieczorem do jakiejś ciotki do Móstoles i wracają rano - wyszeptałam mu do ucha.
-Tak? - ucieszył się.
-Tak - wyciągnęłam rękę i wzięłam ze stolika talerz z pokrojonym ananasem.
-Unice - jęknął.
-Albo to zjesz albo fora ze dwora - warknęłam.
-Robię to tylko dla ciebie, wiesz? - przekręcił oczami i zajął się pochłanianiem owocu.
-Chyba dla siebie - wstałam z łóżka i poprawiłam ubranie.
-Dla ciebie, kociaku.
-Morata, to dla twojej przyjemności, nie mojej - wyprowadziłam go z błędu.
-Ale ty lubisz mi sprawiać przyjemność - stanął za mną i pocałował mnie w szyję, a ręce splótł na moim brzuchu.
-Bo cię lubię - uśmiechnęłam się słodko.
-Lubisz? - Odwrócił mnie twarzą do siebie.
-Lubię to i tak dużo - droczyłam się.
-Tak? - Pogłaskał mnie po policzku i chciał pocałować, ale nie zapomnijmy, gdzie ja mieszkam.
-Unice, Morata! Obiad! - załomotał do drzwi Israel. Fernando nie dojechał i kwitł w Londynie. Szkoda, że nie ma Benzemy, ucieszyłby się, że nie ma małych recydywistów.
-Zaczynam zbierać na mieszkanie - pokiwał głową Ally.
-A jeszcze nie zacząłeś?! Morata! Ja już zbieram od dwóch lat! - wyrwałam mu się i zeszłam na dół z szelmowskim uśmiechem.
-Zbieram! - wrzasnął za mną.

 

Wieczorem wyszłam z domu ciągnąc za sobą naburmuszonego Moratę.
-Mieliśmy zostać w domu? - burknął, gdy wyszliśmy na chodnik.
-Zostaniemy, kociaku, zostaniemy - przeszłam przez ulicę i udałam się do domu Pablo Sarabii, który od wielu lat mieszkał obok mnie. Jak przyjaźń to pełną gębą, nie?
Wparowaliśmy do środka i jak zwykle bez pukania wkroczyłam do jego pokoju.
-Pab... - urwałam w pół słowa i zamarłam z otwartą buzią.
-Cześć - uśmiechnął się do mnie Vazquez. Siedział sobie na łóżku Sarabii i razem z właścicielem grał na konsoli.
O fuck.
Zrobiłam błyskawiczny obrót o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzałam na Moratę. Wpatrywał się w Vazqueza morderczym wzrokiem.
Chciałam uciekać, gdzie pieprz rośnie, ale co ja mu miałam powiedzieć? Ally, chodźmy stąd, bo się z nim całowałam i teraz go nie chcę oglądać?
Zabije mnie na miejscu!
W sumie zasłużyłam.
-Sorry, że przeszkodziliśmy, już wychodzimy - powiedział i otoczył mnie ręką w pasie.
-Nie, zostańcie - odezwał się Vazquez.
-Może zagracie z nami? - dodał Pablo i rzucił Moracie pada. Ten wykazał się niezwykłym refleksem i złapał go w locie.
-OK - skinął głową. Trzymając mnie za rękę usiadł na łóżku i posadził sobie na kolanach. W jego zachowaniu było tyle... wrogości? Sama nie wiem jak to nazwać, ale Ally nigdy się tak nie zachowywał. Owszem, siadałam mu na kolanach w towarzystwie naszych znajomych, ale dziś zrobił to tak władczo, jakby oznajmiał "moje, won!".
-Będę stąd widziała czy pojechali - szepnęłam mu na ucho. W odpowiedzi cmoknął mnie w policzek i zaczęli grać w jakąś strzelankę.
-Chodziliście razem do klasy? - spytał Vazquez.
-No! - zaśmiał się Pablo. - Chociaż Unice znam dłużej. Ally dołączył do nas w liceum.
-Badalona, jak ci idzie szukanie dziewczyny? - odezwał się Morata z taką ironią w głosie, że aż się przestraszyłam. Mój słodki i grzeczny Ally z ironią na ustach?!
-Dobrze. Wybrałem i teraz muszę tylko ją w sobie rozkochać - odparował Vazquez.
-Sarabia, nie masz w domu jakiś ananasów? - wtrąciłam szybko.
-Znowu mam to jeść? - jęknął Ally i spojrzał na mnie przerażeniem. Wrócił mu dawny ton wypowiedzi.
-To dla mnie - mruknęłam, a on w odpowiedzi puścił mi oczko.
-Pewnie mam - stwierdził Sarabia i wcisnął mi pada. - Zaraz wracam tylko ocal moje życia! - warknął i wyszedł.
-Ananas - Vazquez uśmiechnął się do mnie znacząco.
-Mam dość - szepnęłam w szyję swojego chłopaka. - Mam już serdecznie dość - objęłam go ramionami za szyję.
-Unice - wystraszył się i objął mnie obiema rękami. - Słońce? - pogłaskał mnie po głowie.
-Wiesz - wstałam szybko. - Pierdol się, Vazquez - warknęłam.
-Ale... - rozłożył ręce. - O co ci chodzi?
-Ally, idź po te cholerne ananasy - syknęłam przez zęby. - Poradzę sobie - dodałam. Podniósł się z wahaniem i wyszedł, ale drzwi za sobą nie zamknął.
-Alvarito - kucnęłam obok Katalończyka i powiedziałam bardzo cicho. - Kocham go, chcę, żeby był moim mężem i ojcem moich dzieci. Daj już spokój, dobra? Jest sensem mojego życia!
-Szkoda, że wcześniej o tym nie pamiętałaś - dodał szeptem.
-Nie chcesz we mnie wroga, Vazquez - mruknęłam, a groźba zawisła w powietrzu.
-Torres, a co ty możesz mi zrobić? Jak na razie to twój los jest w moich rękach, a raczej słowach - uśmiechnął się wrednie.
-Nigdy ci tego nie wybaczę - wyprostowałam się. - Nigdy. Alvarito, jeśli zależy ci na mnie chociaż troszkę to odpuść - poprosiłam. - Zostaw nas - odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
-Pojechali już - zakomunikował mi Ally, gdy tylko weszłam do kuchni. Opierał się o szafkę i opychał ananasem.
-To dobrze - objęłam go rękami w pasie i położyłam głowę na piersi. - Dobrze - westchnęłam ciężko.
Chyba poradziłam sobie z Vazquezem.
-Morata? - usłyszałam za sobą. - Całowałem się z twoją dziewczyną... I to nie raz - wypalił Katalończyk. Poczułam jak mięśnie Moraty się napinają, a mnie robi się słabo.
O kurwa!



I się wydało! Kłamstwo ma krótkie nogi.
Gif da Wam do myślenia co będzie w następnym odcinku. Tyśka, zacieraj już rączki :D

22. Głupi upór.

Następnego dnia miałam na sobie nowiutki dres Realu i siedziałam na trybunach jednego z boisk treningowych w Valdebebas. Notowałam swoje przemyślenia w zeszyciku i generalnie nie kontaktowałam co dzieje się wokoło. Myślałam o nowym materiale.
-Unice?! - krzyknął ktoś. Podniosłam głowę i spojrzałam na piłkarzy.
-Tak? - przetarłam oczy.
-Unice, czy my się przyjaźnimy? - spytał Benzema i położył sobie ręce na biodrach.
-Tak - pokiwałam głową.
-Wiesz, że przyjaciel jest jak stanik. Zawsze blisko i podtrzymuje jak trzeba. Mogę potrzymać? - wypalił, ja wszyscy wybuchli śmiechem.
-Stary, jeśli ktoś ma coś trzymać to wyłącznie ja - odpowiedział mu Morata i złapał go za szyję.
-Czemu ty? Nie za dobrze ci? - jęknął Karim i zaczęli się dusić.
-Farcik - zachichotał Ally.
Zeszłam do nich i stanęłam sobie obok Mourinho.
-Coś jesteś niewyraźna, Torres - mruknął. - Morata źle trzyma? - uśmiechnął się delikatnie.
-Mister - jęknęłam. - Bo się zaczerwienię!
-Tak, jasne - przytaknął. - Bo znamy się od wczoraj. Już ja wiem kiedy ty się robisz czerwona i na pewno nie z zażenowania - puścił mi oczko. - Tak mu dogadzasz, że bryka jak młody źrebak!
-Ma dwadzieścia lat, niby jak ma brykać? - spytałam.
-Varane ma dziewiętnaście i nie ma w nim takiego polotu jak w Moracie.
-A to moja wina, Mister? - założyłam ręce na piersi.
-A skąd mam wiedzieć czyja? Do łóżek wam zaglądam? - prychnął. - Stwierdzam co następuje, bałamucisz mi zawodnika.
-Przykro mi - przekręciłam oczami.
-Kto w niedziele ma pomeczowe wywiady? - zmienił temat.
-Nie wiem, ja dostałam obsługę konferencji prasowej.
-Dobrze - poklepał mnie po plecach. - Uważaj na niego - szepnął.
-Czemu? - uważnie spojrzałam na Moratę.
-Ally jest mi teraz bardzo potrzebny, nie mam napastników... - zamyślił się. - Poza tym nie będzie grał zawsze wtedy gdy zechce.
-Mister, doskonale wiem, że młodego zawodnika trzeba nauczyć pokory.
-Dobrze, Torres - uśmiechnął się do mnie.
-Soreczki - mruknęłam, bo mój telefon zawibrował.

SARABIA: Unice!!! ;*** ;)))
UNICE: Czego?
SARABIA: Kawusia? ;)))
UNICE: Kawusia.
SARABIA: U Ciebie??? :DD
UNICE: I co? Może mam po Ciebie jeszcze przyjechać na trening?!
SARABIA: Przyjaciółeczko, ziomeczku, słoneczko ;)))
UNICE: Zamów taksówkę.
SARABIA: Dawno się nie widzieliśmy!
UNICE: Ostatnio jak mnie upiłeś :P Równo tydzień temu!
SARABIA: To czekam ;)))
UNICE: Ale Ty stawiasz!
SARABIA: Ale przyjedź z Moratą, bo jeszcze nie jechałem jego nowym Audi ;)))
UNICE: Niemożliwe!



Po treningu pojechaliśmy po Sarabię. Niech mu będzie.
Siedziałam na miejscu pasażera i bębniłam palcami o siedzenie.
-Przestań - ziewnął Ally. Sarabia się spóźniał. Standard.
-Gdzie on jest? - jęknęłam i odpięłam pas.
-Nie wiem - wzruszył ramionami. Przysunęłam się do niego bliżej i cmoknęłam go w policzek. - A to za co? - uśmiechnął się.
-Jejku, już nie mogę cmoknąć swojego własnego chłopaka? - fuknęłam.
-Możesz - objął mnie w pasie i zaczął całować moją szyję. - Plany na wieczór?
-Będziemy się kochać jak szaleńcy! - zachichotałam.
-Kusząca propozycja. U mnie? - poruszył zabawnie brwiami.
-Oczywiście, a twoja mama będzie stała pod drzwiami monitorując sytuację licząc ile pchnięć wykonałeś i po ilu powinieneś się wycofać, żeby był bezpieczny seks - zironizowałam. - Czekaj... - mruknęłam i wyjęłam telefon z kieszeni.

RAMOS: Sraczku-robaczku, imprezka wieczorkiem?
UNICE: Grrr... Coś więcej? ;*

-Impreza z Ramosem? - jęknął Ally.
-Czemu nie? - wzruszyłam ramionami.

RAMOS: Jakiś klubik?

-Unice - skrzywił się mój książę.
-Wcale nie musisz iść.

UNICE: O której?
RAMOS: Będę u Cb o 20.
UNICE: Ok.


-Nie zgadzam się - syknął.
-Kochanie, albo ze mną idziesz albo nie. Decyzja należy wyłącznie do ciebie - wkurzyłam się.
-Bo ty pójdziesz, tak?
-Tak - usiadłam na swoim miejscu i zapięłam się pasem.
-Nie pójdziesz.
-Pójdę - powiedziałam z przekonaniem.
-Zobaczymy - prychnął.
-To zobaczymy.


Wieczorem ubrałam się w pożyczoną sukienkę od Mari-Paz i czekałam na Ramosa. Tato patrzył na mnie dziwnie. Nie dziwię się, miałam na nogach kremowe szpilki, które kupił mi Mesut.
-Kochanie, czekasz na Moratę? - spytał w końcu.
-Nie, na Ramosa - warknęłam.
-A Ally?
-W tej chwili ten osobnik może się bujać - burknęłam. Nagle drzwi wejściowe się otworzyły i stanął w nich oczywiście Morata. - Nie! - tupnęłam nogą.
-Nie? - zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu. - Torres - syknął aż mi dreszcz przeszedł po plecach.
-Nie! - uciekłam do jadalni i stanęłam po przeciwnej stronie stołu niż on.
-Chodź tu w tej chwili - dopiero teraz zarejestrowałam fakt, że miał na sobie czarną marynarkę, niebieską koszulę i jeansy.
-Gdzie się wybierasz tak wystrojony? - spytałam.
-Na randkę - odpowiedział. Z wrażenia aż przystanęłam.
-Ty szujo jedna! Z kim?! - krzyknęłam. Wykorzystał tę chwilę nieuwagi i mnie złapał. Próbowałam się wyrwać, ale był dla mnie za silny.
-Z tobą - uśmiechnął się delikatnie, a ze mnie zeszła złość.
-Naprawdę? - zrobiłam słodką minkę.
-Naprawdę - pokiwał głową i mnie pocałował. - Odwołałem Ramosa, ok?
-Tak - przytuliłam się do niego kiwając głową. - Ale fajnie, idziemy na randkę! - ucieszyłam się.
-Chodź - roześmiał się i wziął mnie za rękę.
-Tato, wychodzę! - zakomunikowałam.
-Widzę - westchnął ciężko.


Wysiadłam z moratowego Audi i nie czekając na bruneta udałam się pod dom. Oparłam się plecami o ścianę i przygryzłam wargę. Zamknął samochód i poszedł do mnie. Oparł się ręką o drzwi i pochylił do mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on zrobił to samo.
-Czuję się jak gówniara - szepnęłam.
-A ja tak jakbyś znowu była zakazanym owocem - odpowiedział.
-Zakazanym? - przyciągnęłam go bliżej za klapę marynarki. - Jak to? - potarłam swoim nosem o jego.
-Jak za każdym rogiem czaił się na mnie jakiś Torres. A to Nando otwierał mi drzwi, a to to twój tato czeka wieczorem na twój powrót, albo Israel niby przypadkiem wpada na nas w bramce zanim zdążymy się przywitać... - uśmiechnął się do wspomnień. Oczy błyszczały mu wesoło w świetle ulicznych latarni. Pod domem światło się nie świeciło. Zgasiłam je nim wyszłam i jak widać nikogo nie tknęło, żeby włączyć. Ale to dobrze, nikt nic nie widzi.
-Sam się kiedyś będziesz czaił, Morata - mruknęłam wodząc palcem po jego szyi.
-Planujemy córkę? - wyszczerzył zęby.
-Nawet nie pochwaliłeś mojej sukieneczki i bucików, więc co ja mam z tobą planować? - udałam, że się obrażam.
-Przepraszam, ale co mam chwalić? Gust Mesuta co do butów czy Mari-Paz w sprawie kiecki? - poruszył sugestywnie brwiami.
-To, że tak ślicznie wyglądam? - zrobiłam smutną minkę.
-Kociaczku, dla mnie zawsze wyglądasz najpiękniej - pocałował mnie. Objął mnie jedną ręką w pasie, a druga zawędrowała na mój pośladek. Zrobiło mi się strasznie gorąco i poczułam, że nogi zaczynają zmieniać się w watę. O tej hordzie motyli w brzuchu nie muszę wspominać, nie?
Niewinny pocałunek zmienił się w coś znacznie poważniejszego, a mnie powili zaczynało brakować powietrza i miałam ochotę na coś więcej.
Nagle światło na ganku się zapaliło.
-Wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale chyba potrzebuje swojej sukienki - odezwał się głos Mari-Paz zza drzwi.
-Mogę ją zdjąć - zaoferował się Ally mając w oczach diabelskie błyski.
-Teraz jej potrzebujesz? - warknęłam. - Akurat, kurwa, teraz?! - zdenerwowałam się.
-Nie przeklinaj - upomniał mnie po raz miliardowy.
-Teraz to naprawdę czuję się jak siedemnastka - szepnęłam w jego usta.
-Ale wtedy nas pilnowano. Nie róbcie głupot! - naśladował głos Nando.
-A teraz mamy podróż w czasie - westchnęłam.
-Unice? - Mari-Paz zastukała w drzwi.
-Do jutra? - spytał, a ja pokiwałam głową. Cmoknął mnie w usta i ruszył do furtki.
-Ally? - zatrzymałam się z ręką na klamce.
-Tak? - odwrócił się.
-Kocham cię - puściłam mu oczko i weszłam do domu.



Kocham ich wszystkich ;) to już nie jest zwykła fascynacja przystojnymi piłkarzami, ja ich kocham i traktuję jak rodzinę! Są moi! 
HALA MADRID!

A co do notki... To moja ulubiona ;)

21. Peace, ludzie peace.

Wieczorem leżałam na łóżku, oglądałam telewizję i głaskałam Blanco. Wymasowany Morata zwiał do domu i nie wspomniał już o truskawkach. Czy kogoś to dziwi?
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich uśmiechnięty od ucha do ucha Ally.
-Wygrałeś w lotka? - mruknęłam.
-Nie gram w lotka, dostarczasz mi niezbędnej dawki adrenaliny - wyszczerzył się i klasnął w dłonie. - Ubieraj się, idziemy na spacer.
-A co? Goła jestem? - spojrzałam na granatowe spodenki i reprezentacyjną koszulkę Nando.
-Nie, chociaż Bóg jeden wie jak bym chciał żebyś była - oblizał się lubieżnie i nadal sterczał przy tych drzwiach.
-Bóg nie jest zadowolony z twoich myśli i seksu przed ślubem - przewróciłam oczami.
-Dostałaś okresu? - popatrzył na mnie uważnie.
-Nie, czemu? - zdziwiłam się.
-Bo tak leżysz... - machnął ręką.
-No, skoro ty stoisz to ja leżę - fuknęłam.
-Jak położę się obok to nie pójdziemy na spacer, a musimy na niego iść! Musimy! - zaakcentował.
-Czemu? - nawet nie drgnęłam.
-Bo tak! - tupnął nogą. - Unice, wstawaj!
-Bo tak to nie jest argument - powtórzyłam jego własne słowa, którymi mnie raczy odkąd go znam.
-Kociaczku - jęknął i klęknął przy łóżku. - Błagam.
-Ally? - usiadłam i przyłożyłam dłoń do jego czoła. - Nie masz gorączki, co jest? - warknęłam.
-Nacho chce nam przedstawić dziewczynę! - zapiszczał i zrobił komiczną minę.
-Za tydzień mu się zmieni - westchnęłam i wstałam.
-Powiedział, że to coś na stałe - położył się na łóżku i zaczął głaskać Blanco.
-Tak samo mówił z poprzednią - otworzyłam szafę.
-Tak? Nie pamiętam - wzruszył ramionami.
-Zimno jest na dworze? - zerknęłam przez okno.
-Włóż grubą bluzę albo ciepłą kurtkę - odparł.
-Nie dasz mi swojej? - uśmiechnęłam się do niego zalotnie.
-Dam, ale jak potem zachoruję to będziesz mnie musiała leczyć - odparował cwanie.
-Tylko nie to - sapnęłam. Jak Morata jest chory to jest koniec świata. Serio.
Popatrzyłam na jego wytarte jeansy, czarną bluzę z kapturem i granatowe adidasy. Czyli mam się ubrać na luzie, bo jak nałożę płaszcz to się będzie sapał, że za elegancko i wygląda przy mnie jak pajac.
-Weź granatową z moim nazwiskiem - powiedział cicho i zrobił maślane oczka. Zrobiłam o co prosił. Do tego nałożyłam jeansy, biało-granatową bluzę, czarne adidasy i czerwoną kurtkę. - Słodko - zacmokał i wstał. - Na górze jesteś Hiszpanką - poklepał herb na mojej piersi. - Ale w sercu masz Real - odsłonił herb na bluzie.
-Chodź - wzięłam go za rękę.
-Blanco! - zawołał psa i wziął go na smycz. - No co? - popatrzył na mnie zdziwiony.
-Nic - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.



Myślę, że Ally też nie wiedział z kim przyjdzie Nacho. Bo, gdy spostrzegł z kim idzie jego kumpel niepewnie zerknął na mnie.
Zrobiłam poker face i uśmiechnęłam się sztucznie do nadchodzących.
Jedynie Blanco postanowił być sobą i warknął groźnie aż Nacho podskoczył.
-Morata, po co przyprowadziłeś tę bestię?! - syknął.
-Bo chciał - odpowiedział. - Cześć, Carla - uśmiechnął się delikatnie. - To moja dziewczyna - wskazał na mnie.
-Unice - powiedziałam, ale nawet nie drgnęłam.
-Carla - powiedziała i przytuliła się do ramienia Nacho. Miała na sobie kusą sukienkę i szpilki, a na górze jakąś kurteczkę. Nogi miała zajebiste, Morata miał niestety rację.
-Gdzie się poznaliście? - spytałam grzecznie i ruszyliśmy alejką.
-Po meczu poprosiła o autograf - wyszczerzył się Nacho.
-A wy? - zainteresowała się Carla.
-W szkole - odpowiedział Ally. - Chodziłem z Unice do jednej klasy - puścił mi oczko.
-Jesteśmy razem ponad cztery lata - dodałam.
-Rozstaliście się kiedyś? - spytała.
-Nie - pokręcił głową Ally. - Nigdy.
-I nie zamierzamy tego robić - mruknęłam. Gadka się nie kleiła, ale Nacho bynajmniej się tym nie przejął. Ba!, nawet tego nie zauważył.
-A ślub planujecie? - prowadziła dalsze dochodzenie.
-Nie, mam zamiar żyć z nim na kocią łapę. Ślub tylko ogranicza. Myślę, że nawet mieszkać będziemy oddzielnie, bo po co się tłamsić, nie? - odparowałam. Ally ścisnął mnie mocnej za rękę, ale było ciut za późno. - A ty? Chcesz być z Nacho na poważnie czy tylko chwilowy kaprys? Bez urazy, ziom - uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Jeszcze nie wiem - pogłaskała go po policzku.
-Ciekawe, bo ja po pierwszej randce wiedziałam, że Ally to nie zabawka. Myślałam, że jak się z kimś spotyka to chociaż ma się jakiś zarys, czy coś - wzruszyłam ramionami.
-Unice - szepnął prawie nie dosłyszalnie Morata.
-A w konkursach piękności i wyborach na misski to sprawdza się coś jeszcze czy tylko ciało? Mierzą inteligencję czy te puste gadki o pokoju na świecie i pomocy biednym afrykańskim dzieciom to na pamięć macie wykute? - zaatakowałam.
-To nie są puste gadki - warknęła.
-Nie? A niby jak wątła dziewczyna, która jedyne to ma to idealne ciało ma pomóc rozwiązać jakiś konflikt zbrojny? Stanie między i powie "peace, ludzie, peace"? - zakpiłam. - Pokazy piękności to jedynie dowód jak obecne społeczeństwo jest głupie i puste. Kanon piękna dla każdego jest inny i nie możemy się zamykać w czymś co mamy od górnie narzucone! Może odniesiesz się jakoś do tego?
-A piłkarze niby jak pomagają, co? - odgarnęła włosy na plecy.
-Mecze charytatywne, masa przedmiotów wystawionych na akcjach, są medialni i samą swoją obecnością przyciągają sponsorów - wyliczałam na palcach. - A misski? Wiesz, rozmowa nie ma dalszego sensu. Może do niej wrócimy jak uzupełnisz edukację, ewentualnie kupisz trochę IQ. Nara i przepraszam Nacho, że pozbawiłam się złudzeń - dodałam i puściłam Moratę. Zabrałam mu smycz i ruszyłam w przeciwną stronę niż oni.
-Unice! - pobiegł za mną i chwycił mnie za rękę.
-Co?! - wyrwałam ją.
-Jesteś niemożliwa - przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Przegięłam? - jęknęłam.
-Czy ja wiem? Na pewno powiedziałaś prawdę - uśmiechnął się.
-Nacho się wkurzył? - szepnęłam.
-Nacho się śmiał. Chodź - wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. - Odprowadzę cię i wracam do siebie.
-Nie zostaniesz? - zrobiłam słodkie oczka.
-Rano mam trening, a nie chcę się spóźnić - cmoknął mnie w policzek. - Przyjadę po ciebie na uczelnię, co?
-Jutro będę na Bernabeu, możliwe i Valdebebas - westchnęłam.
-Super! - ucieszył się. - A Nacho się nie przejmuj... - pogłaskał mnie po policzku.
-Bo i tak będzie za nią latał? - skrzywiłam się.
-Bo zrobi co zechce, kociaku. Jest dorosły i starszy od nas.
-Ale mi argument! - prychnęłam. - To, że starszy nie znaczy, że mądrzejszy!
-Unice - uśmiechnął się. - Ale ma swój rozum.
-Od kiedy piłkarze mają rozum? - spytałam, ale jego spojrzenie powiedziało mi, że przegięłam.
-Mają - mruknął i zaczął mnie łaskotać.
-Morata! - piszczałam i próbowałam się wyrwać. - Ally! - Nie mogłam nic zrobić, bo jego ramiona były niczym ze stali. - Kocham cię! - wypaliłam i momentalnie przestał. - I wcale nie musisz mieć rozumu - dodałam, a on się roześmiał.



Marcelito dusi Moratkę <3
 
Moniika sprawiła, że postanowiłam napisać z nią drugą część amor-capricho.
Oto mini zapowiedź ;)

MILA: ciekawe... Twoja Barcelona jest jakaś dziwna. Wujek Cristiano może by i kazał Juniorowi się żenić, ale cisza. No, ale Luca to FCB 
ROSE: Nie obrażaj Barcelony! Dobrze wiesz, że kocham to miasto, klub.. WSZYSTKO! Ale Luca? Wolę, aby siedział cicho.. Teraz sie wścieka, bo do klubu przyszedł nowy talent i po Nim!
MILA: talent? Nie pomyliło Ci się z Espanyolem? czyżby któryś z moich genialnych braci postanowił was reprezentować? to graniczy z cudem, bo obaj uciekali mało nóg nie połamali

bohaterowie -> http://amor-capricho.blogspot.com/p/bohaterowie_16.html 

20. Jesteś zazdrosna!

Z Susaną Martin za ścianą raczej z Moratą w nocy się nie bawiłam tylko przykładnie spałam. W sumie kto wie czy nie wylądowałabym na kanapie w salonie, gdyby nie gwałtowny sprzeciw jego babci. "Młodzi są i powinni spać razem póki chcą!"
Teraz siedziałam na zajęciach i byłam niemal w stanie agonalnym. Nudziło mi się, wykład był praktycznie o niczym... Bo czego mogę się nauczyć na wykładzie, gdzie profesor omawia jak wygląda praca w telewizji, skoro wiem to od kilku lat?
Wyjęłam telefon i napisałam do Moraty.

UNICE: Umieram!
ALLY ;*** :Przecież sama chciałaś iść na studia :P
UNICE: Dziękuję za wsparcie, mój rycerzu!
ALLY ;*** : Kociaczku, muszę iść na masaż. Jest spora szansa, że zagram z Athleticem :D
UNICE: Jest spora szansa, że tu wykituję i wywiozą mnie nogami do przodu.
ALLY ;*** : Wieczorem u mnie? Kupiłem dziś truskawki ^^
UNICE: Wieczorem? A co będziesz robił do tego czasu?
ALLY ;*** : Masaż.
UNICE: Oszalałeś? Chcesz, żeby przez kilka godzin ugniatał Cię jakiś facet?
ALLY ;*** : A może kobietka? :D
UNICE: Morata, zaraz Ci dam kobietkę, zbereźniku jeden!
ALLY ;*** : Jesteś zazdrosna? :)
UNICE: O Ciebie? Nigdy! NIGDY!
ALLY ;*** : To idę na ten masaż ;*
UNICE: Jestem! Wracaj!


Co za ofiara!
Zdenerwował mnie, menda jedna! Ja mu dam kobietkę!
Po zajęciach wyszłam z uczelni i odetchnęłam  z ulgą. Stojąc na słońcu zrobiło mi się nawet ciepło, więc rozsunęłam swoją niebieską bluzę i poklepałam po brzuchu. Może by tak coś wszamać?
-Hej - usłyszałam za sobą. Podskoczyłam przestraszona i zerknęłam na osobnika za sobą.
-Vazquez - westchnęłam. Chłopak uśmiechał się do mnie bezczelnie i trzymał ręce w kieszeniach jasnych jeansów. - Co tu robisz?
-Zapraszam cię na obiad? - wypalił. Kurczaki.
Podrapałam się po nosie i nic nie odpowiedziałam.
-Co? Nie gryzę przecież. Sama się o tym przekonałaś w sobotę. Było miło i nie musiałaś się na mnie złościć - powiedział. Racja, nie wkurzył mnie niczym.
-Nie mogę, bo mam nagranie - zmyśliłam na poczekaniu. Wpatrywał się we mnie uważnie przez chwilę...
-Kłamiesz - pokręcił głową. - Unice, pyszny obiadek, dobre towarzystwo? - kusił.
-A co dajesz na ten obiadek? - uśmiechnęłam się.
-Co zechcesz i gdzie zechcesz - zatoczył dłonią w koło. - Ty wybierasz, a ja stawiam. Może być?
-Może? - pokiwałam głową.
-Nie może - dobiegł do moich uszu znajomy głos i aż mnie zmroziło. - Vazquez, znajdź sobie wolną dziewczynę. Madryt to stolica Hiszpanii, ogromne miasto, pełno tu lasek - powiedział spokojnie Morata. Stał za mną i wpatrywał się w Katalończyka.
-Już wybrałem tą, która mi się podoba - odpowiedział bezczelnie.
-Tylko mnie nie odpowiada twój wybór - warknął Ally i postąpił krok do przodu.
-Wiesz... - Vazquez zrobił minę jakby nad czymś intensywnie myślał. - Tylko mnie nie obchodzi twoje zdanie!
-Zaraz cię będzie obchodzić - syknął Morata i mnie minął.
-Ej! - złapałam go za bluzę z tyłu i przytuliłam się do jego ramienia. - Ally - szepnęłam tuląc twarz do jego piersi.
-Unice - powiedział bardzo cicho.
-Morata! - spojrzałam na niego, oczy mu pociemniały ze złości.
-Nie chcę cię tu więcej widzieć! - zwrócił się do Vazqueza i wziął mnie za rękę. - Nigdy! To moja dziewczyna i jak ciężko ci to pojąc to z łatwością pomogę ci tą wiedzę przyswoić- dodał i odszedł ciągnąc mnie za sobą. Otworzył drzwi do Audi, poczekał aż wsiądę i zapiął mi pas. Po chwili sam zajął miejsce kierowcy. - Nie teraz - uniósł dłoń, gdy chciałam coś powiedzieć. Odpalił i udał się wprost do mnie do domu. Poczekał aż otworzę, przywitał się z Blanco i skierował się do mojego pokoju. Idąc za nim po schodach spostrzegłam, że dostałam SMSa.

VAZQUEZ: Nie chciałem, żeby się wściekł.
UNICE: Wal się!


-Unice - Morata usiadł na łóżku i przejechał dłonią po twarzy.
-Sam przylazł! Nie wiedziałam o tym! - wyrzuciłam z siebie z prędkością światła.
-Uświadom go, że jestem od niego większy i silniejszy. Tak łatwo nie oddam czegoś co należy do mnie! - warknął.
-Do ciebie? - uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam mu na kolanach. Nie czepiajmy się słów jakich użył, liczy się sens. To piłkarz i facet. Do tego wykształcenie średnie zdobył dzięki mnie i nauczycielom, którzy dawali mu fory.
-Do mnie, Unice! - popatrzył mi w oczy. - Jesteś moja, możesz mu to napisać - dodał łaskawie.
-Myślę, że jasno mu to zakomunikowałeś - pogłaskałam go po policzku. - Nie denerwuj się - ucałowałam go w czubek nosa.
-Ale mi się ciśnienie podniosło - sapnął i oparł głowę na moich piersiach. - A myślałem, że najgorsze już za mną.
-Jak to? - zaśmiałam się.
-Jak przeszedł do nas Benzema. Latałaś za nim wszędzie niczym mały piesek. Wpatrywałaś się jak w obrazek, świergotałaś po francusku i tłumaczyłaś hiszpański...
-Myślałeś, że podoba mi się Benzema?! - jęknęłam.
-No wiesz... Dziany gość, piłkarz pierwszego składu, Francuz... A wiadomo, że to najlepsi kochankowie. Dygałem się, że mnie dla niego zostawisz. Mieliśmy tylko siedemnaście lat i niecały roczny staż...
-Ally - zachichotałam w jego szyję. - Ja i Benzema? Błagam cię! Ja już mam najlepszego kochanka - poruszyłam sugestywnie brwiami. - I bynajmniej nie jest to Francuz. Jestem Hiszpanką i gustuje jedynie w Hiszpanach - delikatnie ugryzłam go w ucho.
-A Katalończyk? - spytał podchwytliwie.
-Hiszpan, Madryt na zawsze, nawet w łóżku - puściłam mu oczko.
-Zawsze? - zaczął mnie łaskotać.
-Zawsze! - wyrwałam się i oparłam o ścianę. - A masażystka?
-Nie było masażu - wzruszył ramionami i wstał. Ściągnął górna cześć ubrania i położył się na łóżku. - Calleti wypaplał, że świetnie masujesz. Ciekawych rzeczy się można dowiedzieć, gdy Callejon traci rachubę, że ze mną chodzisz i nawija coś do Ramosa...
-Bura szmata - syknęłam pod nosem i błyskawicznie wyjęłam telefon. Dobrze, że powiedziałam o Vazquezie tylko Mesutowi i Karimowi. Strach myśleć o zacny Jose mógłby jeszcze powiedzieć.

UNICE: Ty pizda jesteś! Jak mogłeś się wygadać Moracie o masażu?!
CALLETI: No, jak powiedziałem to załapałem, że on nie wie :D
UNICE: Nie będziesz miał już masowanka!
CALLETI: Jak to, czemu?
UNICE: Bo Morata wskakuje na Twoje miejsce w grafiku!


-Chodzę z tobą ponad cztery lata i o tym nie wiem - mruczał z niedowierzaniem.
-To miała być niespodzianka na noc poślubna - palnęłam i sięgnęłam po oliwkę.
-Jasne - przekręcił oczami. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam go masować. - Cóż za rączki - zacmokał z zadowoleniem. - Jak wstanę to się policzymy, że tego nie powiedziałaś - zamruczał.
-Tak - zaśmiałam się. - Czemu mnie oszukałeś, że masz mieć masaż i przyjechałeś na uczelnie? Przeczucie?
-Nie, kazałaś mi wracać - roześmiał się. - Posłuchałem.
-Kto by pomyślał, że ty taki posłuszny jesteś - burknęłam.
-Już bym ci pokazał jak bardzo jestem, ale masz szczęście, że na mnie siedzisz - mruknął.
-Nie gadaj, odprężaj się!
-Gdzie się tego nauczyłaś? - dociekał.
-Tegoroczny wakacyjny obóz braci Callejonów. Robiłam reportaż i podłapałam to i owo - wyjaśniłam.
-A już myślałem, że jakiś sekretny kochanek-masażysta - zażartował, ale mnie jakoś to nie śmieszyło. Kochanek-masażysta? A może kochanek-piłkarz Getafe?





 



Kocham ich z całego serca!
Dziś pokażemy kto jest Królem!
Hala Madrid! <3 

Z mniej radosnych nowin... To jedno z moich ostatnich opowiadań. Mam nadzieję, że w moim życiu zajdą odpowiednie zmiany i nie będę potrzebowała wyżywania w zmyślonych historiach. Jeśli kiedyś wrócę z książką mojego autorstwa to pamiętajcie... Natalia Domańska! :D Obecnie piszę dla magazynu Politechniki Warszawskiej I.PEWU, jakby ktoś był z Warszawy i miał dostęp :)  

19. Rodzinna siła.

Wtorek miał być spokojnym dniem. Rano byłam na uczelni, potem zmontowałam materiał, a wieczorem planowałam się pouczyć. Morata zapowiedział, że zamierza poćwiczyć na siłowni, a ja miałam średnią ochotę, żeby się pocić.
Obejrzałam z tatą, Israelem i Blanco jak nasza reprezentacja U-21 gromi U-21 Włochów i poszłam spać. Wcześniej pobiłam się z Israelem o ostatnią butelkę Pepsi... Norma.
Myślałam, a raczej łudziłam się, że środa będzie taka sama. Luzik i muchy w nosie. Mój błąd. Przeczucie Fernando, że w coś się wpakuję sprawdziło się rano, gdy pałaszowałam śniadanie.
Mari-Paz siedziała z mamą, popijała kawę i obgadywała swojego męża. Mama odwdzięczała się jej tym samym. Boże, czy ja kiedyś do nich dołączę?... Straszna perspektywa.
-Unice? - siostra zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. - Gdzie się teraz wybierasz?
-Na uczelnię, a potem do Valdebebas. Mam jechać z Moratą do Callejona oglądać mecz - przekręciłam oczami i wskazałam na swój strój. Cała byłam narodowa! Dziś nasza reprezentacja gra z Paragwajem, trzeba wspierać swoich, nie?
-Fakt - mruknęła. - Israel wydzwania do mojego Caspara od rana - skrzywiła się.
-Też powinnaś wspierać młodszego brata! - fuknęłam i zerknęłam na telefon, który zawibrował.


ALLY ;*** : Ty! Ale jazda!
UNICE: Na "ty" to się tramwaj zatrzymuje.
ALLY ;*** : Nie możemy iść dziś do Callejona. Moja babcia ma imieniny ;/
UNICE: Przepraszam, ale co ja mam do imienin Twojej babci?
ALLY ;*** : Nie chcesz mi powiedzieć, że zostawisz mnie tam samego, co? Zjedzą mnie żywcem!
UNICE: Kto jak kto, ale ja wiem, że jesteś całkiem smaczny ;*
ALLY ;*** : To nie jest zabawne!
UNICE: Jest :) Wiesz jak dziś fajnie wyglądam? A ty chcesz mi odebrać przyjemność oglądania brata w akcji? :(
ALLY ;*** : Oglądałaś go w akcji przez całe Euro i to na żywo!
UNICE: O której?
ALLY ;*** : 19! KC!
UNICE: JCN!
ALLY ;*** : Co?
UNICE: Przyjedź po mnie po zajęciach.
ALLY ;*** : To nie jest ten skrót!
UNICE: Muszę zakładać coś elegantszego?
ALLY ;*** : Ja Ciebie Nie?! O nie! Policzymy się za to!
UNICE: Morata, gamoniu! Trampki czy balerinki?
ALLY ;*** : Szpilki, czarna sukienka i mała torebeczka.
UNICE: Wrrr...
ALLY ;*** : To zostaw na noc ;)
UNICE: Noc? A masz zamiar pobawić się z dmuchaną lalką? Wątpię, żeby ona warczała, pajacu.


-Morata - powiedziała Mari-Paz.
-Pajac - syknęłam pod nosem i czekałam na jego odpowiedź.
-Unice? - zachichotała nie wiadomo z czego mama.
-Szpilki? I co jeszcze? - furczałam sama do siebie.
-Jaśnie panienko, limuzyna czeka! - usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam do góry. Oparty o drzwi kuchenne stał Ally.
-Gnida! - warknęłam.
-Oczywiście - pokiwał głową i puścił mi oczko.
-Nie jadę z tobą - założyłam ręce na piersi.
-Tak - pokiwał głową. Wziął z podłogi moją torbę, przewiesił ją przez ramię i po chwili trzymał mnie na rękach. - Tak, kociaku - szepnął mi do ucha.
-Mamo, on mnie bałamuci na twoich oczach - burknęłam.
-I pod moim dachem - westchnęła teatralnie. - Ally, jest twoja - machnęła ręką.
-Mamo! - oburzyłam się.
-Bierz i nie musisz oddawać - uśmiechnęła się Mari-Paz.
-Skandal, co za rodzina?! - krzyknęłam. - TATO! - zawyłam, gdy moja ostatnia deska ratunku wkroczyła do kuchni. - Morata mnie chce porwać!
-Oddam za darmo, więc to nie porwanie - zachichotał.
-Dziękuję, ale myślę, że zwrócę za jakiś czas - odpowiedział Ally. Spojrzałam na niego oburzona.
-Ja ci dam oddać! - syknęłam.
-Do widzenia! - roześmiał się i wyszedł. Zaniósł mnie do samochodu, posadził na miejscu pasażera, zapiął pasem i... wrócił do domu.
-Super! - sapnęłam.
Przyszedł po jakimś czasie z czarnym pokrowcem i jakąś reklamówką.
-Co tam masz? - zainteresowałam się.
-Twoje ciuchy na wieczór - położył to wszystko i usiadł za kierownicą.
-Jestem obrażona - zakomunikowałam i odwróciłam głowę w stronę okna.
-Unice! W tej chwili się uspokój - usiadł za kierownicą i ruszył. Patrzyłam na niego z boku jak prowadzi i aż mnie korciło, żeby go przytulić. Kochałam go najmocniej na świecie, ale czasem strzelałam bezsensownego focha, żeby potem go przeprosić i się połasić. Miał chłopak cierpliwość, nikt takiej nie miał. Benzema kiedyś w furii zamknął mnie w szafce w Valdebebas, a Marcelo chodził po ośrodku i rozpowiadał wszystkim, że pojechałam już do domu. Gdyby nie zmysł Ozila do naszych chorych akcji spędziłabym w owej szafce noc. Niestety, mój chłopak miał wtedy wyjazdowy mecz Castilli i nie posiada telepatycznych zdolności, żeby wpaść na to, że coś się ze mną dzieje.
-Przyjechać po zajęciach? - zatrzymał się pod Uniwersytetem i odpiął mi pas.
-Ally - przysunęłam się do niego i cmoknęłam go w policzek.
-Kiedyś gorzko tego wszystkiego pożałujesz - pokręcił głową.
-Tak, jak twoi synowie będą przyprawiać mnie o siwe włosy - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Dokładnie wtedy! - ujął mnie pod brodę i pocałował. - Będziesz mi płakać w rękaw, żebym coś im powiedział, a ja się nawet nie ruszę - dodał z satysfakcją.
-Wyślę ich do szkoły wojskowej - zmarszczyłam nos.
-Nie wyślesz, bo tam nie zostaną piłkarzami Realu - zachichotał i zdjął mi szali z szyi.
-Odwieziesz mnie po tej imprezie do domu?
-Nie.
-Twoja mam będzie wściekła - mruknęłam.
-Unice... - otoczył mnie ręką w pasie. - Kocham was obie, ale to ty dasz mi synów, nie? - pochylił głowę i zaczął całować moją szyję.
-Nie szarżuj, bo ona będzie się nimi zajmować - zaśmiałam się.
-Wolę, żeby o to zatroszczyła się twoja mama - spojrzał mi w oczy. - Jakby nie było, na drugie nazwisko będą mieć "Torres", a oboje wiemy na co stać Torresów.
-Coś sugerujesz, Morata? - syknęłam.
-Nic - wpił się w moje usta.


 

Wieczorem wbiłam się w czarną sukienkę, sandałki, płaszczyk i w ręku trzymałam torebeczkę. Przebrałam się u Moraty, ale potem okazało się, że muszę na chwilę skoczyć na Bernabeu i stąd ten płaszcz.
-Umrzemy - szepnął Ally, który ubrany był w czarny garnitur i białą koszulę.
-Wyglądasz zacnie - uśmiechnęłam się, a on przyklepał swoje niesforne włosy.
-Ally! Unice! - zapiszczała na nasz widok jego babcia i wycałowała najpierw jego, a potem mnie. - Kochanie, jak ty się ślicznie prezentujesz - poklepała go po policzku. - Złotko, czy ty schudłaś? - zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. - Jak będziesz za chuda to będziesz miała problemy z zajściem w ciążę, wiesz? - zmartwiła się, a Morata drgnął jak rażony prądem.
-Ciążę? - szepnął.
-Och, pewnie, że nie teraz - machnęła ręką. - Ale tak myślę na zapas. Mam nadzieję, że zrobiliście jak kazałam i nie przynieśliście żadnego głupiego prezentu, co? - spojrzała groźnie na wnuka.
-A czekolada? - wyciągnął zza pleców ogromną tabliczkę.
-Jak ty mnie znasz. - Starsza pani zacmokała z uciechy. - Susana! - zawołała nagle. - Czemu ty to kroisz?! - popędziła do kuchni.
-Matko - sapnął i objął mnie w pasie.
-Ally, zjadłeś dziś śniadanie? - szepnęłam. - Bo jak nie to będziesz miał za słabą spermę i nie zajdę w ciążę - przekręciłam oczami. - Ale ja tak myślę na zapas - zachichotałam.
-Boki zrywać - skrzywił się.
-To kiedy będę ciocią? - spytała Marta i przytuliła mnie serdecznie.
-Nie prędko - mruknął Ally.
-Mały, co ty taki spięty jesteś? - szturchnęła go. - Jak mój siostrzeniec? - pogłaskała mnie po brzuchu. - Rośnie? - poruszyła zabawnie brwiami.
-Kopie jak szalony! - westchnęłam teatralnie. - Będzie miał na imię Alvaro Junior - dodałam.
-Cudownie! - zachwyciła się.
-Jesteście chore - syknął i poszedł do ojca. Roześmiałyśmy się wesoło i puściłyśmy oczko. Kocham ją.



 Tęsknię za takim widokiem ;)
ale nie za włosami Mesuta...


Wybaczcie, że ostatnio prawie nic nie publikuje, ale mam ferie i jakoś nie mam ochoty na siedzenie przed komputerem. O wiele bardziej interesujące jest czytanie książek, gadanie z rodzinką czy wariowanie ze znajomymi ;)