Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

28. Żyć dalej.

Pierwsze dni w nowej pracy nie były takie straszne, powiedziałabym, że znośne. Jeśli nie liczyć szwendającego się za mną Fernando jęczącego, że powinnam zamieszkać z nim.
-Nando! - warknęłam, gdy wyszłam już ze stadionu.
-Tak? - spojrzał mi w oczy.
-Wyprowadziłeś się z domu, gdy miałam piętnaście lat! Moją największą życiową aspiracją wtedy było wypicie kilku litrów coli, zjedzenie kilku kilogramów żelek i jak największa ilość gol strzelonych Ikerowi. Jest o pięć lat za późno na wspólne dzielenie domu, brat - wysiliłam się na spokój. - Teraz w litrach to ja piję alkohol, w kilogramach pożeram ananasy, a gole strzela mi chłopak - warknęłam i poczułam ogromny ból w sercu. - Strzelał - poprawiłam szeptem. - Nie wytrzymam patrząc na ciebie i Oli.
-Spróbuj o nim zapomnieć, co? - otoczył mnie ramieniem.
-Spróbuj, spróbuj... - syknęłam.
-Spałaś dziś coś? Masz straszne oczy - przyjrzał mi się uważnie.
-To nie jest najlepszy okres w moim życiu i jakoś sen nie jest moim najlepszym przyjacielem - wysiliłam się na zabawny ton, ale wyszedł żałosny.
-To minie - pogłaskał mnie po plecach.
-Skąd wiesz? Ciebie nigdy nikt nie rzucił - burknęłam. - Dam sobie radę - machnęłam na taksówkę i wsiadłam do pierwszej, która się zatrzymała.
Miałam dość zatroskanej miny Nando, dzikiego spojrzenia Oriola czy tych przenikliwych oczu Maty. Jedynie Oscar nie wyrażał swojego zdania... I Lucas.
Lucas. Patrząc na niego chwilami widziałam Moratę. Gdy ból niemal rozrywał mi wnętrzności miałam wrażenie, że patrzy na mnie Ally. To nic, że mówił po angielsku z portugalskim akcentem.
Piazon był mniejszą, chuderlawszą i bardziej pryszczatą wersją mojego chłopaka, byłego chłopaka.
Wysiadłam pod naszym blokiem i skierowałam się w kierunku wejścia.
-Hej! - nagle przede mną pojawił się Lucas, a ja prawie dostałam zawału.
-Czemu mnie straszysz? - szepnęłam i otarłam pot z czoła. Tak, miałam głupią nadzieję, że to Ally.
-Zapraszam na obiad! - uśmiechnął się.
-Nie jestem głodna, ale jak chcesz to zapraszam na górę - wskazałam mu drzwi. - Skoro ty tu jesteś chłopcy tez powinni już być.
-Chętnie - pokiwał głową. - A co zjemy? - ruszył za mną. Zjemy... Tak prozaiczne czynności jak jedzenie, spanie czy nawet mruganie wydawało mi się nieistotne. Wszystko mi się zawaliło, a ten mi o jedzeniu?
-Co zechcesz, a raczej co mają w lodówce - mruknęłam i weszliśmy na górę.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg okazało się, że w mieszkaniu jest jedynie Oscar.
-Mam coś dla ciebie - zwrócił się do mnie. - Zabijacz myśli - powiedział cicho, ale zrozumiałam od razu.
-Co to? - zainteresowałam się po raz pierwszy od tej nieszczęsnej środy.
-Horrory - wskazał na ławę w salonie. Leżało tam kilka płyt. - Oderwiesz się.
-Dawaj - westchnęłam i wskoczyłam na kanapę. Zrobię wszystko, żeby zapomnieć chociaż na chwilę, wszystko.



Moje dni w Londynie były do siebie podobne. Rano do pracy, czasem na trening pierwszego zespołu, potem do domu i horror. Książka albo film. Oscar siedział wiernie obok mnie. Czasem oglądał czasem spał. Moim nieodzownym towarzyszem stał się też Lucas. Chodził za mną wszędzie. Olewałam go, ale chyba nie był tym zrażony.
Nie mogłam powiedzieć, że żyję, bo nie żyłam, egzystowałam. Z minuty na minutę, z godziny na godzinę, z dnia na dzień... Aż minął miesiąc.
Święta.
Co roku spędzałam je z Moratą. Zjeżdżała się cała rodzina. Jeden dzień siedzieliśmy u mnie, drugi i niego.
W tym roku miało być inaczej, przede wszystkim miało nie być Madrytu. Ubłagałam rodziców i rodzeństwo, żeby przyjechali do Londynu i... zgodzili się. Nie wiem ile w tym zasługi Fernando, ale udało się.
Z dala od ukochanego miasta byłam inna, ale zaczynałam budzić się do życia. Żartowałam, śmiałam się, wygłupiałam z dzieciakami, a nawet standardowo pokłóciłam z Israelem o Pepsi.
-Unice, pod domem masz gościa - oznajmił mi Nando, gdy siedziałam z mamą i opowiadałam jej o tym jak to z Oriolem ubieraliśmy choinkę w naszym mieszkaniu. W sumie to były zielone butelki po piwie, a za pseudo czubek robiła butelka po wódce. Na to zawinęliśmy światełka i cieszyliśmy się jak debile.
-Ja? - zdziwiłam się, ale wyszłam. Z racji, że było już po świętach, kilka dni przed Sylwestrem, mogłam ubrać się jak chciałam, czyli w dres Realu. Pod spodem miałam czerwoną koszulkę z poprzedniego sezonu (osobista własność Karima Benzemy) i białą klubową kurtkę. Kilku rzeczy nie potrafiłam zostawić w domu. Byłam Los Blancos do śmierci.
-Cześć, Unice - powitał mnie Lucas Piazon. On w przeciwieństwie do mnie miał na sobie jeansy, zielony szalik i czarną kurtkę.
-Hej - uśmiechnęłam się. - Co tam? Nie powinieneś być w Brazylii?
-Rodzina zjawiła się w Londynie, ale tak mnie cisnęli, że dopiero dziś dałem radę wpaść do ciebie - wypalił. Trochę zbił mnie z tropu.
-Wejdziesz? Mamy pyszne ciasto! - zachwaliłam wypiek Mari-Paz.
-Dziękuję, ale nie. Mam coś dla ciebie - wyjął z kieszeni maleńkie pudełeczko. Serce załomotało mi w piersi. Ostatnio śniło mi się podobne z pierścionkiem w środku... I klęczącym przede mną Moratą. Muszę zrobić coś, żeby o nim zapomnieć!
-Ale ja nic nie mam... - jęknęłam.
-Nie trzeba, Unice - otworzył je, a moim oczom ukazała się śliczna zawieszka w kształcie piłki nożnej.
-Lucas - sapnęłam i wzięłam ja do ręki. - Dziękuję - szybko przypięłam ją do zegarka. - Dzięki - objęłam go za szyję i cmoknęłam w policzek. Gdy chciałam się odsunąć jego ramiona mocnej zacisnęły się na moich plecach. Patrzyłam mu w oczy z odległości kilku centymetrów.
-To ja dziękuję - szepnął i delikatnie mnie pocałował. Gdzieś z tyłu głowy odbiły mi się słowa Israela, które powtarzał mi całe święta: klin klinem, czym zachorowałaś tym się lecz. Chłopak za chłopaka...
Oddałam pocałunek i uśmiechnęłam się słabo.
-Trochę się boję - mruknęłam patrząc mu w oczy.
-Sprawię, że przestaniesz i zapomnisz - pogłaskał mnie po policzku. - Pozwolisz mi na to?
-Tak - pokiwałam głową. - Wejdziesz? - odsunęłam się i chwyciłam go za rękę.
Spróbuję, muszę żyć dalej. Dwudziestego pierwszego listopada świat się nie zatrzymał.


Leżałam na łóżku w koronkowej bieliźnie. Jednym światłem w ciemnym pokoju były zapalone świece. Wokół mnie roztaczał się cudowny pomarańczowy aromat.
Przeciągnęłam się leniwie i uśmiechnęłam szelmowsko. Czułam w podbrzuszu żar podniecenia.
Przy ścianie stał odwrócony do mnie chłopak i majstrował coś przy odtwarzaczu płyt. Szerokie barki, wąskie biodra i te mięśnie. Brązowe włosy w tym świetle były hebanowe.
Na stoliku obok mnie leżały niewielkie kawałki ananasa. Zachichotałam cicho.
Chłopak się odwrócił i błyskawicznie znalazł się obok mnie. Zaczął całować mnie po szyi, dekolcie, rozpiął stanik i zajął się piersiami. Jęczałam cicho błądząc rękami po jego nagim torsie.
-Jesteś niesamowita - powiedział, a ja roześmiałam się radośnie.
-Wzajemnie - pocałowałam go namiętnie. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, co nie umknęło jego uwadze.
-Chciałbym spędzić z tobą całą wieczność - zsunął trochę materiał moich stringów i przejechał palcem po tatuażu.
-Nie wzbraniam się przed tym - spojrzałam mu w oczy. Głęboka czekolada, tylko moja.
-Wyjdziesz za mnie? - szepnął.
-Tak - pokiwałam głową. - Oczywiście, Ally.


 

Usiadłam na łóżku cała zlana potem.
Znowu śnił mi się Morata! Czy ja nie mogę pójść spokojnie spać, żeby o nim nie myśleć?!





Słodziak ;) i ma włosy.

W następnym odcinku... KARIM i MESUT powracają! :D

3 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się ten rozdział. Współczuję Unice. Teraz dopiero widać, jak bardzo dziewczyna kocha Moratę. Ciekawe, co on czuje! Nie wiem, czy związek z Lucasem to dobry pomysł. Piłkarzowi bardzo zależy na dziewczynie, ale czy ona jest w stanie poświęcić się mu całkowicie? Tym bardziej, że nie może zapomnieć o swoim byłym. Czekam z niecierpliwością na następnym, ponieważ pojawią się Karim i Mesut

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że Unice pracuje w moim ulubionym angielskim zespole bo przynajmniej nie muszę się denerwować, że się szlaja daleko od Madrytu.
    Hahahahahahahaha ta ich choinka hahahahahahaha o dżizas! :D Czyli jak w domu (czyt. z Benzą). Ale kurde ... Ally się zmienił na Oscara. Ok przeżyjemy to :)
    Ta już! Ta już musiała dać aluzje z włosami hahaha :D Ale owszem to słodziak ... i jaka ładna koszulka :) Chociaż najważniejsze że Benza z Ozilkiem wracają bo tęskno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde... Szkoda mi Lucasa, bo Unice nigdy go nie pokocha i zawsze będzie kochała Alvaro, i mam nadzieję, że do siebie wrócą, a Piazon jest tak słodki i uroczy, i kochany...

    OdpowiedzUsuń