Korzystając z tego, że drużyna miała wolny dzień udałam się do ośrodka treningowego. Z przyjemnością wsunęłam nogi w korki i ruszyłam na środek boiska. Porozciągałam się i sięgnęłam po piłkę.
Kopałam ją sobie spokojnie, nie myśląc o niczym szczególnym, gdy dobiegł mnie głos mojego chłopaka. Częściej mówiłam Lucas, zamiennie z Piazon, niż mój chłopak. Tak jakoś...
-I co? - spytał Lucas, który czytał list, który dostałam z ChelseaTV.
-Muszę jechać do Madrytu - westchnęłam i zaczęłam odbijać piłkę głową.
-Madrytu? - spojrzał na mnie uważnie.
-Tak - przerzuciłam ją na kolana. - Osobiście muszę prosić o wydłużenie stażu. Na uczelni muszę też ubłagać o darowanie mi nieobecności i zaliczenia wszystkiego w maju, kiedy będę kończyć naukę i zdawać egzaminy. Muszę też iść do RealMadridTV i złożyć podanie o dalszą edukację w Londynie.
-Skierowano cię tu z RealMadridTV, a nie uczelni? - zdziwił się.
-Tak jakoś wyszło - wzruszyłam ramionami. - Dowiadywałam się i chłopaki nie mogą tego zrobić za mnie - przestałam bawić się piłką i poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni bluzy.
Na wyświetlaczu migotał mi napis JESE.
-Tak? - odebrałam z lubością mówiąc w ojczystym języku. Z Lucasem rozmawiałam po angielsku, z Oriolem, Matą i Oskarem też, bo truli mi dupę, że muszą się dalej uczyć języka angoli.
~Torres! - zapiszczał Jese. - Nie uwierzysz!
-Już nie wierzę - zaśmiałam się i wróciłam do podbijania piłki.
~Robię swoje dziewiętnaste urodziny!
-Gratki, stary! Ale to chyba za jakiś tydzień, nie?
~26 lutego, ale uroczyście pragnę zaprosić cię na ową wzniosą celebrację. Benzema pożycza mi dom.
-Pod zastaw dajesz głowę? - wybuchłam śmiechem.
~Prawie. Błagam, przyjedz! Jak mu się coś nie spodoba to mnie chociaż nie zamorduje, bo będzie się jarał, że jesteś, że sobie razem mordy zapijecie i takie tam.
-Masz nieprawdopodobne szczęście, Rodriguez! Wpadam w następny weekend do Madrytu.
~Super! - zapiszczał.
-Mogę zabrać osobę towarzyszącą?
~Nie, to nie jest bal charytatywny. Szczegóły wyślę ci potem. Do zoba! - rozłączył się. Nawet mnie to nie zdziwiło. Cały Jese.
-Co się stało? - Lucas objął mnie w pasie.
-Jese Rodriguez zaprasza mnie na urodziny na 26 lutego. Benzema wypożycza mu dom - zachichotałam. - Czuję imprezę w starym, dobrym realowym stylu - uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Kiedy jedziesz?
-Jutro - cmoknęłam go w policzek i wyswobodziłam się z jego objęć.
Wystrojona iście realowo wysiadłam z samolotu. Głęboko wciągnęłam do płuc powietrze i odetchnęłam z ulgą. Madryt! Mój Madryt!
-Hej, maleńka! - powitał mnie Sergio Ramos, który został oddelegowany przez Fernando do odstawienia mnie do domu. Jakbym we własnym mieście nie potrafiła się poruszać!
-Ramos! - rzuciłam się mu na szyję.
-Ale wyrosłaś! - pocałował mnie w czubek nosa. - Zapowiada się tydzień chlania, co?
-Nie - pokręciłam głową. - Chcę się nacieszyć rodzicami, rodzeństwem, generalnie rodzinką i przyjaciółmi. Do tego mam zamiar prosić o przedłużenie stażu.
-Wracasz do Londynu?! - sapnął, a ja tylko pokiwałam głową. - Już ja zadbam o to, żebyś jednak nie wróciła - powiedział złowrogo.
-Ciekawe co takiego zrobisz? - zaśmiałam się.
-Nie doceniasz mnie, Torres. Twój brat też nie. Nie pozwolę na to, żeby kolejny oswojony przeze mnie Torres znikał gdzieś w Anglii. Nie ma mowy! Mówię ci to ja, Sergio Ramos! - pomachał mi palcem przed nosem.
Tydzień spędziłam dokładnie tak jak planowałam... Tylko nie mogłam się zebrać i iść na Bernabeu. Postanowiłam, że załatwię to w poniedziałek, po imprezie Jese.
Umówiłam się z Mesutem w jednej z kawiarenek w pobliżu Santiago Bernabeu. Ponoć piłkarze mieli w środku jakieś spotkanie z władzami, ale nie miałam zbyt wielu szczegółów.
Widziałam jak wychodzą niewielkimi grupkami. Cristiano wskoczył na Fabio i próbował go wdusić w asfalt podczas, gdy Marcelo z ożywieniem opowiadał coś Pepe. Za nimi szedł Ramos z Callejonem i pokazywał mu coś w telefonie. Iker wymachiwał rękami tłumacząc coś Adanowi i Xabiemu Alonso. Dopiero potem dostrzegłam Mesuta. Wlókł się z Karimem i jakimś brunetem w skórzanej kurtce. Na początku nie mogłam dopatrzyć kto to taki, bo miał czapkę z daszkiem na głowie, a potem jakby mnie piorun strzelił... Ally! Serce zaczęło mi walić jak szalone, w brzuchu obudziła się dzika banda motyli, która od Sylwestra nie okazywała żadnych oznak istnienia. Aż do teraz... Nie przeszło mi, a łudziłam się, że Morata to zakończony etap mojego życia! Miałam zacząć wszystko od nowa z Lucasem w Londynie. A tu proszę! Morata w Madrycie!
Mesut odłączył się od kumpli i przebiegł przez ulicę.
-Hej! - cmoknął mnie w policzki i usiadł.
-Co jest? - zainteresowałam się.
-Idziemy na zakupy! - zatarł ręce.
-Nie - jęknęłam.
-O, tak! - powiedział od drzwi Ronaldo i wiedziałam, że nie będzie dobrze.
Stroili mnie, przebierali, okręcali, mruczeli, krzyczeli... Aż w końcu zdecydowali.
-Teraz możesz iść na urodziny Jese - zacmokał z zadowoleniem Ronaldo pakując torby do bagażnika.
-Teraz możesz mnie zabić - sapnęłam i walnęłam się na tylne siedzenia jego wypasionego samochodu. Nawet nie ogarnęłam w co właściwie wsiadłam.
-Wieczorem przyjadę po ciebie i masz wyglądać bosko! - zapiał.
-Bo jak nie to sami naniesiemy poprawki - dodał Mesut.
-Boże - jęknęłam.
El Mago!
Bardzo ciekawy rozdział! Rozwalił mnie tekst z balem charytatywnym! Nic dziwnego, że Jese nie chce Lucasa, bo to ma być impreza typowo realowa! A wiadomo, że taki z Chelsea nie ogarnie systemu! Benzema ma bardzo dobre serce skoro pożycza dom Rodriguezowi. Już nie mogę się doczekać tego party!!! Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńZapowiada się niezła impreza ;)
OdpowiedzUsuńNo to teraz: Mo-ra-ta! Mo-ra-ta!! :D
OdpowiedzUsuńBłagam następny następny następny.! Kocham twoje opowiadania <3.!
OdpowiedzUsuń