Miałam wisielczy humor, a bluza z radosnym SpangBobem tylko kontrastowała.
Zmieniłam buty i zaczęłam kopać piłkę.
Było mi źle. Czułam się strasznie rozbita. Może to moja pokuta za Vazqueza?
Gdy zaczął dzwonić mój telefon miałam przebłysk kobiecej intuicji, że coś się wydarzy.
Westchnęłam i odebrałam.
-Tak, Benza? - usiadłam na murawie.
~Dokładniej śródstopiem - powiedział. Rozejrzałam się i zobaczyłam go na ławce.
-Dzięki za radę - rozłączyłam się i podszedł do mnie. Rozsiadł się obok i uśmiechnął.
-Zacna bluza - pociągnął za rękaw. - Pożyczysz?
-Nie powinieneś ćwiczyć?
-Ile można? Dobra - położył się. - Jestem facetem, wytrzymam wszystko. Dawaj, ślimak - zamknął oczy. Zerknęłam na niego, ale skoro sam na to pozwolił...
-Wkurwia mnie! - warknęłam i wstałam. - Wkurwia, że ja pierdole! - zaczęłam robić wokół niego kółka. -Co on sobie myśli? Kocham go, kocham najmocniej na świecie! Chce być z nim do końca świata, ale niech pogra tak dalej to pożałuje! Poszedł sobie z Carlą! Jakąś głupią miss! Założę się, że nawet jej nie powiedział, że jestem jego dziewczyną, bo patrzyła na mnie jak na psa! Wiesz... - zatrzymałam się gwałtownie. - Muszę się odegrać! Podniosę mu ciśnienie i wtedy zobaczy, gnida jedna! - wyciągnęłam telefon z kieszeni i błyskawicznie wystukałam smsa.
UNICE: Przepraszam za tamto. Może mogłabym się jakoś zrehabilitować?
-Co chcesz zrobić? - uniósł się na łokciu.
-Patrz - usiadłam przy nim i pokazałam mu telefon. Właśnie przyszła odpowiedz.
VAZQUEZ: Może byś mogła ;) Kino?
UNICE: Przyjedź po mnie o 20.
-Mesut mnie zabije, zabije jak psa za to, że na to pozwoliłem - sapnął i zakrył twarz dłońmi.
-Powiem, że cię wykorzystałam i nie ogarnąłeś akcji, co?
-OK. Tak czy siak zwalę na ciebie.
Wieczorem (dzięki chłopakom) miałam się w co ubrać. To jest straszne, ale ja nie mam eleganckich ciuchów! Wszystko jest sportowe.
Wystrojona czekałam w salonie na mojego... kolegę?
-Ally pojechał do Walencji? - spytał tato, który oglądał spotkanie Espanyolu z Osasuaną. Oczywiście Espanyol przegrywał.
-Jeśli teraz przegrają to już strefa spadkowa - spojrzałam na telewizor i się przysiadłam.
-Real od Levante różni ile oczek?
-Trzy - odpowiedziałam i wstałam.
-Gdzie się wybierasz? - zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. - Morata i reszta twoich znajomych jest w Walencji.
-Benza został - mruknęłam wyglądając przez okno.
-Jakbyś czekała na Karima to nie byłabyś tak wystrojona. Wasze spotkania to dresy i konsola. Ewentualnie jakiś alkohol. Unice? - syknął a w głosie miał jakąś ostrzegawczą nutę.
-Idę ze znajomym do kina. Czy to jakaś zbrodnia?
-Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
-Tak, Ally jest w Walencji - westchnęłam. - Pokłóciliśmy się - przysiadłam obok niego. - Ostatnio nie robimy nic innego tylko się kłócimy i przepraszamy - szepnęłam.
-Każdy związek ma kryzysy - powiedział i zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Ale nie każdy z nich wychodzi - mruknęłam i szybko poszłam otworzyć.
-Unice! - krzyknął za mną, ale już wyszłam.
-Cześć - uśmiechnął sie Vazquez. - Co tak uciekasz? Goni cię ktoś?
-Nie, nie - pokręciłam głową. - To chodźmy do tego kina - udałam się do znanego mi już BMW i usadowiłam się na miejscu pasażera. Zapięłam pas i czekałam aż ruszy. Nie zapinanie pasów jest zabawne tylko z Moratą.
-Masz jakieś życzenia? - spytał, gdy mknęliśmy ulicami Madrytu. Kierowała nas oczywiście nawigacja. Ally nie potrzebował pomocy. Oboje doskonale znamy swoje miasto.
-Nowy Bond? Nie miałam czasu zobaczyć.
-Swietnie, bo ja też nie - puścił mi oczko. - Jest jakiś powód dla którego postanowiłaś się ze mną umowić?
-Mówiłam ci, że mam więcej wrogów niż palców. Nie potrzebuję kolejnego - wzruszyłam ramionami i poczułam jak telefon wibruje mi w torebce.
BENZA: Ozil jeszcze nie wie. Wyłączę telefon, Tobie radzę zrobić to samo, bo wiesz... Ma ten swój super zmysł, który wyczuwa, gdy coś zmajstrujemy.
UNICE: OK. Jutro u Cb czy u mnie oglądamy mecz?
BENZA: U mnie. Khedira przyjdzie.
UNICE: Do zoba.
Wyłączyłam telefon i schowałam. Karim pisał prawdę, Mesut miał taki dziwny dryg, że zawsze wiedział, gdy coś zrobiliśmy. A, że czas spędzony z Benzemą zaburza moje poczucie właściwego zachowania często dostajemy burę od Ozila, który wcale nie jest od nas lepszy! Tylko my go nie ochrzaniamy.
-Morata? - Vazquez wskazał na mój telefon.
-Benzema. Ally jest w Walencji z chłopakami. Dziś trener zagoni ich wcześniej spać, a tak naprawdę będą siedzieć u kogoś i grać na konsoli - westchnęłam.
-Doskonale znasz piłkarzy - zaśmiał się.
-Bo ci to akurat moi piłkarze - odwzajemniłam uśmiech. - Wychowałam się przy nich, przy niektórych, jak Iker, dorosłam.
-Ciekawe czy mnie ktoś tak zna w Espanyolu - zamyślił się.
-Bankowo - pokiwałam głową i wysiadłam z samochodu, bo właśnie dojechaliśmy pod kino.
Film okazał się fajny, a nie dobierający się do mnie Vazquez bardzo sympatyczny.
-Jesteś dziś bardzo grzeczny. Chcesz koleżeński bonus? - poruszyłam zabawnie brwiami.
-Pewnie! - oczy mu zalśniły.
-Zrobię ci prawdziwą wycieczkę po Madrycie, chcesz? - wyjęłam mu kluczyki z ręki. - Wsiadaj.
-Ale... - zaząkał się.
-Prowadziłam już owo autko, nic nie bój - usiadłam za kierownicą i ruszyłam w miasto. Moje miasto.
Pół godziny później byliśmy na Plaza de Santa Ana, jednym z moich ulubionych miejsc w Madrycie.
-To jest prawdziwy Madryt - szepnęłam. - Zabrałabym cię do jednej z najwspanialszych knajpek, ale miejscówka zarezerwowana przez Moratę - rozłożyłam ręce. - Czekolada! Stawiam - złapałam go za rękę i pociągnęłam do niewielkiego lokalu. Złożyłam zamówienie i usiedliśmy na zewnątrz.
-Pycha - zachwycił się pijąc z ogromnego kubka gorący płyn.
-Wiem - uśmiechnęłam się. - To jest moje miasto, kocham je równie mocno jak rodzinę i klub - upiłam łyk. - To takie hiszpańskie, klub i rodzina - zaśmiałam się.
-Masz jakieś sprecyzowane plany na przyszłość? Oprócz Moraty - dodał, a ja się roześmiałam.
-Morata nie jest moim sprecyzowanym planem, to raczej moje marzenie - uśmiechnęłam się delikatnie. - Plan mam jedynie taki, że chcę skończyć studia, pracować w RMTV, może przenieść się do czegoś większego, ale chciałabym nadal współpracować z Realem.
-Inne miasto nie wchodzi w grę?
-Nie myślę o tym, ale Fernando odkąd zamieszkał w Londynie proponuje mi Chelsea TV. Tylko to nie wchodzi w grę ze względu na pracę w Madrycie.
-Chciałabyś? - popatrzył mi w oczy.
-Alvarito - oparłam się o oparcie i spojrzałam do góry. - Wszystko w Anglii jest inne. Nawet na niebie nie ma moich ulubionych gwiazd - mruknęłam.
-Gwiazdy na boisku też są inne - zauważył.
-Te przede wszystkim - puściłam mu oczko. - Twój Madryt jest inny niż mój, ale kocham go nade wszystko - spojrzałam na zegarek, a on zrobił to samo.
-Śpieszysz się? - spytał. Dochodziła północ.
-Nie. Nikt mnie w domu nie wygląda. Nawet nie wiem kiedy dostałam tak ogromną swobodę - zachichotałam. - Od liceum robię co chcę i wracam kiedy chcę. Rodzice się nie martwią, że nie nocuję w domu. Zazwyczaj śpię u któregoś piłkarza, albo szlajam się z nimi po mieście. Napiłabym się piwa - zmieniłam temat.
-Chodź do mnie. Napijemy się, przenocujesz a jak dojdziemy do siebie to cię odwiozę - wypalił.
-Alvaro - roześmiałam się wesoło.
-Jak radzisz sobie z tym, że z Moratą mamy to samo imię?
-Bardziej Arbeloa mi się może mylić. To wychowanek, znam go od bardzo dawna i to on zawsze był Alvaro. Jak poznałam Moratę to zaczął egzystować jako Morata, a potem jak spojrzałam na niego inaczej zaczęłam mówić do niego Ally i tak zostało. Jako Alvaro Morata istnieje jedynie oficjalnie. A doskonale wiem, że do ciebie mówią Alvarito. Nie pytaj skąd wiem, jestem dziennikarką, nie? - wyszczerzyłam zęby.
-Sądziłem, że z powodu imienia będę drugim Alvaro, ale po Moracie, a nie Arbeloi - pokręcił głową.
-Moje królewskie skojarzenia nie są takie proste jak sądzisz - zachichotałam.
-To co z tym piwem? - pochylił się do mnie.
-Nic. Odwiozę się twoim samochodem do domu i nara - pomachałam mu kluczykami do BMW.
-Zawsze jesteś taka niemożliwa?
-Zawsze - zajrzałam do torebki, ale przypomniałam sobie, że musiałam wyłączyć telefon. Może Ally coś napisał?
-Teraz będziemy przyjaciółmi? - spytał.
-Nie, Alvarito. Na razie znajomymi. Moi przyjaciele to niewielka i niezwykle hermetyczna grupa. Wiesz - spojrzałam na zegarek. - Czas na mnie - wstałam.
-Już? - miał zawiedzioną minę.
-Już - pokiwałam głową.
-A spotkasz się ze mną jeszcze?
-Może, na razie jesteś wzorowym ziomem - ruszyłam ulicą.
-Dziękuję - cmoknął mnie w policzek.
-Wiesz co... - zatrzymałam się nagle. - Dzięki za super wypad - podałam mu kluczyki. - Do zoba - machnęłam na taksówkę.
-Unice! - zbaraniał. - Odwiozę cię!
-Do Benzemy? Sama trafię. Pa! - pomachałam mu i wsiadłam. Jakoś nie chciałam, żeby mnie odwoził. Gdy wrócę rano autem Karima, albo z Karimem tato nic nie powie. Uzna, że kolega z którym pojechałam wieczorem jest faktycznie tylko kolegą. Bo jest kolegą, którego kilka razy całowałam zdradzając tym samym własnego chłopaka. Fuck.
Lew <3
Popisał się na 1/4 CdR, więc ląduje na gifie :D
Mam nadzieję, że się nie gniewacie, że notki pojawiają się tak często? :P
dodawaj jak najczęściej! :)
OdpowiedzUsuńjestem dumna z Vazqueza, że się tak grzecznie zachowywał. Ciągle to jemu kibicuje :D
Gniewamy się???? Hahhahaha, my to tu skakamy ze szczęścia!! Każda kolejna notka jest jeszcze lepsza, dawaj mi tu kolejną :)
OdpowiedzUsuńNasz Ally to się chyba troszkę zdenerwuje, ale niech i tak będzie. Nie tylko on będzie niesprawiedliwy dla Unice, niech też się pomęczy, chociaż wyczuwam kolejną kłótnię i chyba nie będzie wesoło. Ale nadal liczę na naszą parę Unice Ally :)
Pozdrawiam i czekam na kolejną równie szybko się pojawiającą notkę <3 :**
http://zahipnotyzowanaja.blogspot.com/
podoba mi się ten rozdział. Unica jest wredna! wie, jak wkurzyć swojego chłopaka. na szczęście nie popełniła żadnego głupstwa. też chciałabym mieć tak wspaniałego przyjaciela, jak Karim! czekam na kolejny z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńKuuuuuuurde, dawaj następny a nie *o* opowiadanie wspaniałe, jak kazde z resztą
OdpowiedzUsuń