Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

17. Braterskie przeczucie.

Leżałam wtulona w ramiona Moraty, który nakręcał sobie na palec pukiel moich włosów i oglądał jakiś program w telewizji. Dochodziła czternasta, byliśmy już po kilku "nagrodach", do tego byłam kompletnie wyczerpana i nawet nie chciało mi się odczytywać smsów, które przychodziły na mój telefon.
-Pamiętaj co mi obiecałaś - mruknął.
-Pamiętam - westchnęłam. - Nie wiem tylko skąd ten pomysł.
-Moja mama cię widziała, narobiła rabanu, że mnie zdradzasz, bo nie byłaś z żadnym znanym jej piłkarzem - wyjaśnił. - Nie trudno było się domyślić, że to Vazquez.
-Ally... - szepnęłam i nagle nabrałam strasznej ochoty, żeby mu wszystko powiedzieć.
-Mam coś dla ciebie - zerwał się i wyciągnął coś z torby.
-Co to? - skrzywiłam się widząc biało-burą szmatę.
-Koszulka w której strzeliłem wczoraj gola. Przepraszam, że jest w takim stanie, ale masz przynajmniej pewność, że to oryginał - powiedział zadowolony. Wstałam i wzięłam ją do ręki.
-Dziękuję - szepnęłam i delikatnie go pocałowałam. - Ale wybacz, że nie zachowam jej w stanie nienaruszonym - wzruszyłam ramionami. Zgarnęłam wszystkie rzeczy z podłogi, biurka i fotela. - Wrzucę to do pralki - puściłam mu oczko i zeszłam na dół. Nastawiłam pranie i wróciłam do pokoju. Położyłam się obok niego i straciłam ochotę na szczerość. Dał mi koszulkę, w której strzelił pierwszego gola i to tak ważnego, a ja chcę mu wyskoczyć z czymś takim?
-Masz - podał mi telefon. Na wyświetlaczu pysznił się napis: "NANDO ;*". Tylko jego mi brakowało.
-Słucham? - burknęłam.
~ChelseaTV cie chce - zakomunikował na wstępie.
-Nando, ale ja nie mam zamiaru ruszać się z Madrytu. Dobrze o tym wiesz.
~Dają ci dwa razy więcej niż RealMadridTV.
-Nie chodzi o kwestie finansowe - zajęłam się oglądaniem swoich paznokci.
~Miałbym cię obok.
-Jakbyś nie poleciał do Liverpoolu to nadal byś miał. Nie będę zmieniać wszystkiego, żebyś ty miał mnie obok. Madryt to moje miasto, które kocham i są tu ludzie, który wypełniają moje życie - uśmiechnęłam się do Moraty, który uważnie przysłuchiwał się naszej wymianie zdań.
~Unice, czemu jesteś taka uparta? - warknął.
-Nando, o co ci chodzi? - westchnęłam. - Widujemy się prawie co tydzień.
~Moja braterska krew przeczuwa, że się w coś wpakujesz. Nie mów, że to bzdury, bo jak skasowałaś z Benzemą samochód to też mówiłem wcześniej, że się coś stanie!
-Brat, jest mi przykro. Najwyraźniej minąłeś się z powołaniem - zakpiłam. - Trzeba było zostać wróżką.
~Romeu jęczy, że mogłabyś pojechać z nimi na mecz towarzyski z Włochami. Reprezentacja U21.
-Wiem, gdzie gra Oriol - fuknęłam. - Pomyślę o tym, ale nic mu nie obiecuje.
~Pamiętaj o moim przeczuciu - ostrzegł.
-Lecz się - przekręciłam oczami i się rozłączyłam. - Ty też nic nie mów - syknęłam do bruneta, który tylko się roześmiał.
-Musisz mnie zawieźć do domu, tam się ogarnę i na mecz. Castilla gra - zrobił słodką minkę.
-Zamów taksówkę, namów kolegę, nie mam ochoty - westchnęłam teatralnie.
-Kociaku - zamruczał mi do ucha. - Pamiętaj o tym, że masz na sobie tylko koszulkę, a ja doskonale o tym wiem - szepnął, a przez ciało przeszedł mi dreszcz. - I dam ci Audi - dodał. Ten argument sprawił, że błyskawicznie wyskoczyłam z łóżka.
-Ubieraj się! - wyciągnęłam z szafy jakieś jego dresy. - Szybko!
-Jesteś niereformowalna - roześmiał się i wciągnął je na tyłek.
-Jakie jest prawdopodobieństwo, że spotkamy twoją mamę? - zawahałam się z ręką na bluzie.
-Ogromne - pokiwał głową.


Zawsze, gdy wchodziłam do domu Moraty podnosiło mi się ciśnienie. Zawsze.
-Cześć, Unice! - zawołał jego tato Alfonso, który w salonie na kanapie czytał gazetę.
-Witam, witam - ucałowałam go w dwa policzki. - Co tam? - zagadałam.
-Chyba tyle, że nas bohater dopiero wraca do domu - odezwał się mój najukochańszy głos. - Ciekawe gdzie się szlajałeś? - syknęła Susana Martin.
-Byłem u Unice - odpowiedział Ally i zaplątał sobie na szyi mój szalik. Nadal miał w czubie, co oczywiście nie mogło ujść uwadze jego mamusi.
-Piłeś! - warknęła.
-Świętowałem, mamo! - oburzył się.
-Alvaro, co ja mówiłam?! - wzięła się pod boki.
-Gdzie kluczyki do Audi? - olał ją i zaczął grzebać w szufladach komody w przedpokoju.
-Nie dostaniesz ich - założyła ręce na piersi.
-Mamusiu, mam kierowcę - wskazał na mnie.
-Nie możecie posiedzieć w domu? Obejrzeć filmu? Zjeść z nami obiadu? - spuściła nieco z tonu.
-Jest mecz Castilli - jęknął. - Mam swoje potrzeby! - zamachał łapami niczym wiatrak.
-Picie po meczach?! - warknęła. - A potem nocowanie nie wiadomo gdzie?
-Wiadomo, bo to logiczne, że taki duży chłopak potrzebuje dziewczyny - wtrąciłam.
-Masz jakieś problemy z moją wielkością? - wypalił Morata, a ja razem z jego ojcem wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Jak widać jego myśli dziś krążą wokół jednej kwestii.
-Ally! - oburzyła się Susana. Rzadko mówiła tak do swojego ukochanego syneczka. Zawsze to był Alvaro, a ja go zbałamuciłam i przechrzciłam inaczej! Szkoda tylko, że wszyscy mówią do niego Ally. Chociaż ostatnimi czasy zauważam, że częściej mówi po mojemu.  - Najpierw weźmiesz prysznic, zjecie obiad i dopiero możecie jechać - zarządziła i ku podała mi kluczyki. - Pilnuj go! - warknęła i zniknęła w kuchni.
-Jak do psa - szepnęłam. - Nie dość, że noszę koszulki z twoim nazwiskiem niczym breloczki u psiej obroży to jeszcze to! - przekręciłam oczami.
Poszliśmy do pokoju Moraty, znaczy się poszłam tam sama, bo mój chłopak udał się do łazienki.
Usiadłam na łóżku i odpaliłam konsolę.
Nie przepadałam za Susaną, zresztą z wzajemnością. Jednak rozumiałam ją. Kierowała nią zwykła troska o jedynego syna. Nie była moją mamą, zahartowaną w bojach. Moje rodzeństwo dało jej nieźle w kość, ja jestem tylko potwierdzeniem, że każdy Torres to niezłe ziółko. U Moraty tak nie jest. Ally jest... spokojny. Brzmi to strasznie, ale taka prawda. Udowadniam, że przeciwieństwa się przyciągają. Mam nasrane pod kopułą, bardzo często nie myślę (przykładem może być Vazquez), a Ally łagodzi mój wariacki charakter i gorącą głowę. Są chwilę kiedy to on jest chodzącym wulkanem, ale zazwyczaj jednak rolę tej temperamentnej odgrywam ja.
Myślę, że z Susaną dogadam się... nigdy. Zawsze będzie coś co nie będzie jej odpowiadać. Zdarza się nam zgadzać, szczególnie, gdy Ally postanawia dać czasu (na szczęście rzadko) i obie się o niego martwimy.
Za to Alfonso... Człowiek złoto! Można z nim pogadać, pożartować. Zupełnie jak z Martą. Jest starsza od swojego brata, ale uśmiech nie schodzi z jej ślicznej buzi. Uwielbiam ją.

 

Na mecz tak na prawdę poszłam nie po to, żeby obejrzeć Castillę... Szczerze mówiąc oglądam ich bardzo często, przez pierwsze lata pracy w RealMadridTV (czyli od sezonu 2009/2010) biegałam właśnie za drugą drużyną. Do pierwszej przesunięto mnie dopiero od sezonu 2010/2011 (długo przed Moratą za co czasem miał focha).
Weszłam do studia komentatorskiego i ucałowałam kumpla.
-Unice! - ucieszył się i wskazał miejsce obok siebie. - Co sprowadza cię na stare śmieci?
-Ally chciał iść na mecz, więc przyszłam z nim - wskazałam mu na jednym z ekranów monitorujących co dzieje się na trybunach.
-I pewnie jest jeszcze ciut wczorajszy? - domyślił się.
-Ciut - zachichotałam. - Może pobawię się z tobą? - zerknęłam w jego notatki.
-Zapraszam - ucieszył się.


Po meczu, gdy Morata już wyhasał się z kolegami, pogadał z trenerem,narobił zdjęć z fanami i nadzwonił do mnie podczas spotkania (opowiadał mi jakieś głupoty, a ja się tak śmiałam, że nie byłam w stanie nic zrobić) usiadł obok mnie na trybunach. Spokojnie patrzyliśmy jak ekipa zaczyna ogarniać murawę, a ostatni kibice opuszczają stadion.
-Unice? - Ally położył mi rękę na kolanie. - Pojedziesz na zgrupowanie U21? - spytał.
-Nie, wolę zostać w Madrycie zwłaszcza, że niewiele osób jedzie na reprezentacje. Czemu nagle ci się przypomniało? - zainteresowałam się.
-Vazquez jedzie - powiedział cicho.
-Ally - złapałam go za rękę. - Obiecałam, że się z nim nie spotkam, tak? - spojrzałam mu w oczy. - Doskonale wiesz, że dotrzymuje słowa.
-Ty obiecałaś, ale on nie...






Ach, moje rozrabiaki ;D


O 12:00 czeka mnie meczyk z Getafe (mam nadzieję, że Vazquez zagra, po cichu liczę też na Sarabię), o 17:00 z Barceloną B (tyle ciach, tyle ciach!!!). 
Dostałam na urodziny najnowszą książkę o Jose Mourinho... Stwierdzam, że jestem nie tylko madridistą, ale też mourinistą. Gdzie Mister tam i ja ;)
Dostałam też szalik Realu :D mało nie umarłam ze szczęścia, ponoć zrobiłam się czerwona i nie mogłam złapać oddechu jak po kilku mandarynkach (jestem uczulona), ale radość była.

Co do Moraty i Unice... Pocieszcie się tym szczęściem, pocieszcie, bo ja nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa hue, hue XD

2 komentarze:

  1. Tylko pozazdrościć takich prezentów. Co do rozdziału to muszę przyznać, że jest super! Mam nadzieję, że przeczucie Torresa się nie spełni! Czekam na kolejny z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww miałaś urodziny *_* Wszystkiego Królewsko Los Blancowo Realowo Najlepszego :*:*:*:* A do moich jeszcze trochę :( Ale zarządziłam że mają się mi zżucić na koszulkę Dobra, ale może ja wrócę do rozdziału ... a więc! Mamuśka zapatrzona w synusia, ale nie dziwne bo mamusie zapatrzone w synków (mam jeden taki przypadek w domu, więc ja wiem co mówię ... really) ale niech się przyzwyczai do Unice bo Vazquez jej nie odbierze, bo ja na to nie pozwolę :D

    OdpowiedzUsuń