Opowiadanie o Królewskich dedykuję Królewskiej ;)

Tyśka, para Ti ;*

15. Nazwisko zobowiązuje.

W taksówce włączyłam telefon i szybko przejrzałam wiadomości, które dostałam.

CALLETI: Ale mamy wygodne łóżka! Można całą noc skakać i nic się nie stanie!
RAMOS: Wygramy jutro ten mecz, rozkurwimy Levante!
OZIL: Czemu ani Ty, ani Benzema nie odpisujecie?
OZIL: Unice!
OZIL: Czuję, że coś knujecie, oj pożałujecie, że mnie nie wtajemniczyliście!
CR7: Kasa jest na Twoim koncie, mam nadzieję, że polecasz swoje usługi na przyszłość ;)
RAMOS: Calleti mówi, że wytnie kawałek materaca i Ci przywiezie na próbkę.
CALLETI: Wziąłbym cały, ale Mister stwierdził, że sam będę płacił za nadbagaż.
NANDO ;* : Sis, jutro będę w Madrycie. Liczę na to, że jak rano wejdę do domu będziesz w swoim łóżku. Ile można błąkać się z Królewskimi?! 


Westchnęłam zrezygnowana i położyłam telefon na nodze. Materac, ale mi podnieta. Szkoda, że nie Ally.
Zabrzęczał telefon, ale nie dostałam wiadomośc od tego co chciałam.


CALLETI: Z której strony mam uciąć?


Wybrałam domowy numer Benzemy i czekałam aż łaskawie odbierze.
~Dom Karima Benzemy, słucham? - odebrał piskliwy głosik.
-To ja, skończ - burknęłam.
~Myślałem, że Ozil - odetchnął.
-Pisał do mnie, rzuciał się, że pożałujemy, że mu nie powiedzieliśmy.
~O czym? - zdziwił się.
-A skąd mam wiedzieć? Ty sie tłumaczysz. Zaraz będę - rozłączyłam się i wysiadłam wcześniej płacąc za przejazd.
Wpisałam kod i weszłam na teren okazałej willi. Drzwi otworzył mi pół nagi Benzema. Spojrzałam na niego od góry do dołu i poklepałam po klatce piersiowej.
-Stary, czemu ty mnie nie rozkochałeś w sobie trzy lata temu? - jęknęłam i wyciągnęłam z lodówki piwo.
-Po pierwsze byłaś za smarkata, a ja mam dość ciągania się po sądach za seks z gówniarami. Po drugie, nie wiedziałaś świata poza Moratą. A po trzecie i najważniejsze - uśmiechnął się głupkowato. - Pokochac zawsze się możemy.
-Ale ktoś ci w bańkę dziś przyjebał - przewróciłam oczami i rozwaliłam się na kanapie.
-Jak Vazquez? - rozsiadł się na drugiej.
-Spoko. Kino, czekolada i przyjechałam do ciebie. Celleti chce mi przywieźć kawałek materaca z Walencji - zachichotałam.
-Nie pierdol! - zarechotał.
-Serio. Moja mama jutro robi rodzinny obiad. Masz ochotę na furę domowego żarcia? - pociągnęłam spory łyk.
-Jedzenia Flori Sanz się nie odmawia! - krzyknął. - Pewnie.
-Nando będzie z Oli i dziećmi - dodałam, a z Karima zeszło powietrze.
-Przyszli recydywiści będą? - mruknął.
-Przecież cię nie dotykają, Benza! Taki duży, a boisz się maleńkich dzieci? - jęknęłam.
-Zobaczysz, jeszcze bedziecie przez nich płakać - stwierdził.
-Oni są dokładnie tacy jak my z Nando, Israelem czy Mari-Paz w ich wieku - westchnęłam. - U Torresów to genetyczne.
-Współczuje Moracie - opadł na poduszkę. - Chociaż może to się złagodzi, jego nazwisko będzie pierwsze.
-Czuje, że z Moratą to mój najwiekszy kryzys. Kto wie, może pierwszy i ostatni? - szepnęłam.
-Tak źle? - zmartwił się.
-Tragicznie - pokiwałam głową. - Napijmy się! Dziś się zmartwienia utopią.


 

Rano zaparkowałam karimowego Mercedesa pod domem. Dosłownie przede mną zatrzymał się Fernando. Rodzinkę pewnie zostawił w swojej willi, która jest na tym samym osiedlu co domiszcze Ronaldo.
-Mówiłem "nocuj w domu"? - syknął.
-Nie - zaprzeczyłam. - Nie parkuj tak blisko, bo obijesz! To nie moje! - fuknęłam.
-Domyślam się. Nawet Moraty nie stać na Mercedesa SL65. Benzema? - spytał.
-Tak, dostałam za upojną noc - uderzyłam w stary ton wypowiedzi.
-Unice - Nando pogroził mi palcem.
-Podobało mu się. Za kilka numerków kupi mi mieszkanie w centrum - weszłam do domu, a on za mną.
-Mamo, czy ona w ogóle nocuje w swoim łóżku?! - ryknął na wstępie.
-Tak, ale nigdy sama - puściłam mu oczko i śmiejąc się wesoło pobiegłam do siebie.

 

Po południu zjawił się Benzema. Standardowo rozwalił się na moim łóżku i włączył telewizor.
Stałam przed lustrem i zakładałam kolczyki "upiorne główki" jak mawiał na nie Morata.
-Co będzie do jedzenia? - zainteresował się Karim.
-Nie wiem, Mari-Paz pomaga mamie - otworzyłam drzwi. - Ruszaj dupę - zeszłam na dół, a on za mną. 

Na rodzinnym obiadku jak zwykle byli wszyscy. Moja najstarsza siostra Mari-Paz z mężem Casparem i dziesięcioletnią córką Palomą (spokojne dziecię, dlatego, że Torres to jej drugie nazwisko); mój najstarszy starszy brat Israel z żoną Margo, sześcioletnim Hugo i dwuletnią Seleną (dzieci rozbrykane, ale w miarę ogarnięte); no i Nando z Olallą, trzyletnią Norą i prawie dwuletnim Leo (diabły, inaczej się ich nie da scharakteryzować).
-Wcinajcie! - mama zaserwowała przepyszną zupę pomidorową. Benzema zajął się jedzeniem dzięki czemu nie gadał. Gadała za to siedząca obok mnie Nora.
-Czemu to czerwona woda? - spytała.
-Babcia nalała tu farby. Jak byłam mała to chciałam wypić ją nosem - powiedziałam do niej.
-Da się? - zdziwiła się i nim ktoś zdążył zareagować wsadziła twarz w talerz... Otworzyłam usta ze zdumienia, a młoda zaczęła się krztusić. Nando złapał ją za bluzkę na karku i pociągnął do góry. Poklepał po pleckach i wytarł usta.
-Ce! - krzyknął Leo i rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Najmłodsza duma Torresów chciała się napić wina z dziadkowego kieliszka, ale nie przemyślała jak się go trzyma.
Fernando wstał, pozbierał skorupki, wytarł Leo, zdjął mu mokrą bluzę i spojrzał groźnie.
Nikt oprócz Benzemy się nie przejął.
Podczas drugiego dania Hugo (syn Israela) stroił miny do Nory, która chciała zrobić z widelca katapultę dla oliwek, ale ciut jej nie wyszło i w kierunku smarkacza wystrzelił sam widelec. Nando złapał go w locie.
-Refleks, brat - pochwaliłam.
-Wprawa - uśmiechnął się, ale nie oddał go już Norze. Jadła palcami.
-Ce! - wrzasnął znowu Leo i wystartował na stół, ale tym razem Israel go powstrzymał.
-To boskie jedzenie jest tego warte - wyszeptał Benzema i z lękiem patrzył na Norę, która łyżeczką do kawy usiłowała zrobić dziurę w talerzu.
-Nora - skarciła ja Olalla, ale zdziałało to tyle, że Nora zaczęła budować zamek z ryżu... Na białym obrusie.
-Mogę? - spytała mnie i wzięła sobie kostkę po kurczaku, którą wbiła w środek konstrukcji.


 

Po obiedzie dziadek postanowił zabrać swoje wnuki do ogrodu. Rozsiadłam się z Benzemą przed telewizorem w salonie i włączyliśmy grę na konsoli. Z nami siedzieli moi bracia i szwagier. Do kuchni powędrowała mama, Mari-Paz i Olalla. Margo postanowiła wesprzeć teścia, bo bała się co jej dwójka może zdziałać, gdyby podjęli współpracę z pociechami Nando.
-Gorącej czekolady? - spytałam Karima i wstałam nie czekając na jego odpowiedź. Rzuciłam pada Fernando i poszłam.
-Co chcesz, kochanie? - spytała mama, która sączyła sobie kawę.
-Czekolady, ale spoko - zajęłam się przygotowaniem. - Sis - zwróciłam się do Mari-Paz patrząc w okno. - Twoja córka właśnie macha jakimś kijem.
-Oby nikt od niej nie dostał - zatroskała się mama.
-Oby nikt jej nie oddał - poprawiła Olalla, a ja wybuchłam śmiechem. - Gdzie Ally? - spytała mnie.
-W Walencji, mają dziś mecz - wyjęłam swoje dwa ulubione kubki.
-Benzema jest przerażony. Mesut już jakoś spokojniej reaguje na nasze dzieciaczki - uśmiechnęła się Mari-Paz.
-A Ramos z Callejonem nagrywają filmiki - westchnęła mama.
-Tylko Ally nie reaguje - zauważyła Olalla.
-Wprawia się - zachichotałam. - Patrzcie! - machnęłam ręką w kierunku okna. Nora jechała na brzuchu po trawie trzymając w rękach smycz. Blanco pędził co tchu za uciekającym Leo, który w ręku miał... kabanosa?
-Nando! - krzyknęła Oli.
-Gra - mruknęłam i wyszłam na taras. - Blanco, siad! - zawołałam, a biały owczarek niemiecki posłusznie wykonał polecenie. - Nora, puść smycz - poleciłam, a ona śmiejąc się przekręciła na plecy. Kiedyś niebieska koszulka teraz była zielona. - Blanco, noga! - pies podbiegł do mnie i wesoło zamerdał ogonem. - Mądra, bestia - pogłaskałam go po łbie.
-Oddaj mi go! - zapiszczała Nora.
-Twoja mama i tak ma w domu cyrk, po co jej kolejne zwierze? - zaśmiałam się i weszłam do domu prowadząc Blanco na smyczy.
-Siemka, sierściuch! - zawołał Benzema. - Unice, weź, bo Torres nie umie grać! - jęknął.
-Dawaj - odebrałam bratu pada, a Blanco rozsiadł się na dywanie obok mnie.
-LEO NA BOGA! - krzyknął tato z ogrodu. - FERNANDO!
-Co tym razem? Mały recydywista się topi? - szepnął Karim.
-LEO WPADŁ DO OCZKA WODNEGO! - dodał tato, a ja wybuchłam śmiechem.




Jeden z moich ulubionych odcinków :D
Gorąco pozdrawiam wszystkich studentów! Nie wiem jak Wy, ale ja od dwóch tygodni próbuje zaliczyć semestr ;) Litry kawy, tabletki magnezu i tabliczki czekolad liczone już w kilogramach... Nowości dodaje tylko dzięki swojemu zabezpieczeniu. Gdybym nie miała notek w zapasie nic nie napisałabym w obecnym czasie. Pomysły mam, czasu jakby mniej.

W następnym odcinku będzie już Ally!

4 komentarze:

  1. Hahaah, no nie moge z takimi dziecmi...ale Caletti z tym materacem... ma za to u mnie mistrza! Iiii daaawaj kolejny bo sie troche za Moratą stęskniłam ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHA!!! Ja myślałam że Callejona i jego materaca nikt nie pobije w tym odcinku, ale Leo z Norą ... brak mi słów bo się śmieje jak głupek do monitora! Skąd ty takie pomysły bierzesz :D

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny jest ten rozdział. na serio mi się podoba! rodzina Torresów to istne zło! zwłaszcza małe dzieci! biedny Karim! co on musiał tam przeżywać? a Calletti rozwalił mnie tym materacem! u nich też musi być niezła zabawa! czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  4. Młodzi Torresowie są zabójczy xD Kocham ich normalnie :D I ja chcę Allyego :D

    OdpowiedzUsuń