-Jestem w to najlepszy - powiedział Ally i zaczął zawiązywać buty.
-Chciałbyś - prychnął Jese. Usiadłam na kanapie i przyglądałam się im z uśmiechem. Nacho próbował włożył buty bez zawiązywania, ale jego brat nadepnął mu na sznurówki i runął jak długi.
-Alex, zdrajco! - fuknął.
-Zaczynam! - zdecydował błyskawicznie Sarabia i wpisał swoje imię jako pierwsze.
-Przynieś mi szczęście - szepnął Ally i cmoknął mnie w usta.
-Czekaj! - złapałam go za sznurek od bluzy. - Czemu mam ci przynieść szczęście?
-Bo założyłem się o twoją cnotę, że wygram - odparował.
-Zabawne, Morata! - prychnęłam i założyłam ręce na piersi.
-Bardzo - pochylił się i pocałował mnie czule. - Akurat to wygrałem już dawno temu - dodał.
-Wcale tak dawno to nie było, nie rób z nas takich starych dziadów - przekręciłam oczami.
-A kto jeszcze nie tak dawno mi wypominał, że jest ode mnie starszy aż o pół roku? - uniósł brwi do góry.
-Chciałam kierować - zaczęłam bawić się suwakiem od jego bluzy.
-Kierowałaś pół roku zanim zrobiłem prawko.
-Czym kierowałam?! Chyba ruchem na chodniku - fuknęłam. - Nikt nie miał samochodu, a ci którzy mieli nie chcieli mi swojego dać!
-Jesteś niesamowita, wiesz? - zaśmiał się i usiadł obok obejmując mnie ramieniem. - Wspaniała - odgarnął mi włosy z ramienia i zaczął całować po szyi.
-Wiesz co jest najgorsze? - szepnęłam i pogłaskałam go po policzku.
-Co? - spojrzał mi w oczy.
-Nikt poza tobą ze mną nie wytrzyma? Kumple to kumple, jak mają mnie dość to mają na mnie swoje sposoby, a ty...
-...akceptuję cię w całości, tak - powiedział bardzo zadowolony. - Myślę, że sekret tkwi w tym, że znaliśmy się i kolegowaliśmy zanim zostaliśmy parą. Cztery lata i to w okresie dojrzewania, kiedy się zmieniasz to bardzo dużo.
-Zaczęłam chodzić z Moratą równym ze mną, a teraz mam Moratę wyższego o głowę - wyszczerzyłam się.
-Magia - cmoknął mnie w usta i położył dłoń na moim udzie. - Wiesz, niedługo dostaniemy nowe auta z Audi...
-Wiem i co? - pogłaskałam go po policzku.
-Trzeba będzie go ochrzcić... A raczej zrobić mu chrzest - szepnął mi do ucha, a przez ciało przeszedł mi dreszcz.
-Ally - jęknęłam cichutko.
-Mniam - wpił się w moje usta.
-Wszystko! - zapiał Sarabia. - Zbiłem wszystko!
-Cholera! - syknął i tyle widziałam własnego chłopaka.
-I tak wygram ja, nie wiem czemu się tak sracie - westchnął Denis.
-Cheryshev, naiwniaku - Jese spojrzał na niego z politowaniem. - Jest spora różnica między tym co chcesz a co się stanie - wyszczerzył zęby.
-Dokładnie! To nie boisko, gdzie mnie sfaulujesz i zrobisz co zechcesz - dodał Nacho.
-Wygram ja i koniec dyskusji! - wrzasnął Alex.
Nie odzywałam się, bo pozbawione to było jakiegokolwiek sensu. Każdy miał wygrać, tyle załapałam.
BENZA: U mnie? W nocy?
UNICE: Jestem zajęta.
BENZA: Przecież nie mówię, że teraz tylko, że w nocy! Unice, czy Ty wiesz co to jest noc? Taka pora dnia, kiedy masz bara-bara z Moratą albo szlajasz się z nami! W nocy się nie śpi, szkoda czasu, ślimaku.
UNICE: Zaraz będziesz miał ślimaka, ty żabojadzie jeden! Która?
BENZA: 3? 4?
UNICE: Coś koło tego będę, tylko nie zaśnij, bo w nocy się nie śpi!
BENZA: Ozil też będzie.
UNICE: Dzięki Bogu.
BENZA: Będzie bara-bara? :P trójkącik i te sprawy? Nie powiem Moracie ;>
UNICE: Uspokój się, pacanie :P Muszę z Tobą pogadać.
BENZA: To po co Mesut?
UNICE: Jest mi niezbędny do życia.
BENZA: A ja? :)
UNICE: Też?
BENZA: Wahanie! O nie! Dostaniesz!
-Przegrywam - Ally opadł na kanapę obok mnie. Zerknął na wyświetlacz mojego telefonu, ale widząc, że piszę z Benzemą nie skomentował w ogóle. Benza to żadne zagrożenie.
-Jeszcze im pokażesz - pogłaskałam go po policzku i schowałam telefon do torebki.
-Wiem - objął mnie w pasie i pocałował w szyję.
-Piwo po wszystkim? - spytał Sarabia.
-Nie mogę - skrzywił się Ally. - Mama się przysapała, że ciągle się gdzieś szlajam, no i nie nocowałem w domu, a to przecież zbrodnia - warknął. - Mam obowiązkową rodzinną kolację, nawet Martę sterroryzowała i przyleci z Londynu.
-Współczuję - powiedziałam jednocześnie z Pablo. Aż nazbyt dobrze była nam znana postać Susany Martinez, która za nami nie przepadała. Według niej Ally powinien poświecić się piłce bez szaleństw z kolesiami czy na nie wiadomo co z dziewczyną. Czasem bywała sympatyczna, ale na ogół wolałam jej unikać.
-Sarabia, ale my pójdziemy - puściłam oczko do kumpla.
-Jasne - uśmiechnął się.
U Benzemy zjawiłam się w stanie wskazującym na spore spożycie alkoholu. W sumie zaczęłam mieć już czarne plamy i czasem nie wiedziałam czemu jestem w danym miejscu skoro przed chwilą byłam w innym.
Mesut spojrzał na mnie z politowaniem, a Benzema uśmiechnął się radośnie.
-Będzie wesoło - zatarł ręce.
-Po pierwsze - syknęłam. - Nie patrz na mnie jak na piłkę, z tym zboczonym błyskiem w oku, bo nigdzie nie mam odpowiedniego miejsca do kopnięcia! Chciałam też zaznaczyć, że zaszczyciłam was swoją obecnością nie bez przyczyny - pokiwałam głową.
-Albo walimy ja w wyrko albo dzwonimy po Moratę niech ją zabierze i walnie w wyrko - powiedział Mesut.
-Oj nie! - skrzywił się Francuz. - Pośmiejmy się z niej! Co chciałaś mi powiedzieć? - zwrócił się do mnie.
-Nie zasługujesz na krztę mojej uwagi, przebiegła francuska żabo! - machnęłam ręką. - Chciałam ci powiedzieć, że nastał dzień kiedy niestety moje słowa wcieliły się w czyn. Sądziłam, że żartowanie z tych spraw to dobry żart, denerwujący otoczenie, ale w tym przypadku będę się śmiać baranim głosem...Nie dosłownie, ale jednak i na tym teraz chwilę poubolewajmy. Proponuję minutę ciszy, żeby uczcić ten straszny incydent, a w sumie incydenty.
-Unice, bo zaraz wsadzę ci łeb pod zimny prysznic - zagroził Ozil.
-Niemcu, zamilcz! - położyłam palec na ustach.
-Co zrobiłaś? - dociekał Karim po minucie.
-Całowałam się z Alvaro - westchnęłam.
-Straszna zbrodnia! - złapał się za głowę.
-Vazquezem - dodałam, a Benzema zamarł.
-Moratą - powiedział i pokręcił głową.
-Vazquezem.
-Moratą.
-Vazquezem.
-Moratą!
-Vazquezem! Chyba wiem lepiej komu pchałam jęzor do gardła, co? - warknęłam, a Mesut się odwrócił i zaczął trząść. - Alvaro Vazquez, to nie mój Ally Morata. Nie ma ciemnych oczków, ciemnych włosków pachnących pomarańczkami, tylko ma woń mięty i niebieskie oka.
-A Morata? - Karim patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Kocham go - sapnęłam.
-Widział?!
-No, nie widział - pokręciłam głową.
-Wie?
-Pewnie, że nie! Pojebało cię?! - prychnęłam. - Jeszcze mi tego brakowało.
-I co teraz?
-Benzema, głuchy jesteś jak mój dziadek - przekręciłam oczami. - Ally nie wie i się nie dowie. Nigdy. Kopnęłam go w jaja i koniec.
-Kogo? - wystraszył się.
-Vazqueza.
-Ufff... - odetchnął.
-I teraz się boi, że Vazquez może coś od niej chcieć - przyszedł mi z pomocą Mesut.
-Tak - pokiwałam głową.
-To mu się wpierdoli i zamknie jadaczkę - stwierdził Karim i dumnie wypiął pierś, bo właśnie rozwiązał problem.
-Kochany jesteś! - przytuliłam się do niego i zaraz szybko odsunęłam. - Ale nie wyobrażaj sobie za wiele. Morata to mój chłopak i sens mojego życia. Zbłądziłam, bije się w piersi! - Z całej siły rąbnęłam się w klatkę piersiową aż zaparło mi dech.
-Unice! - Mesut błyskawicznie znalazł się przy mnie. - Wariatko, ty - fuknął.
-Nic mi nie jest - sapnęłam i zaniosłam się kaszlem. - Dzięki - oparłam głowę na ramieniu Ozila i... zasnęłam.
Nauczona doświadczeniem apeluję: nie próbujmy zrozumieć o co chodzi na powyższych gifach ;)
to je Real, tego nie pokapujesz :P
to je Real, tego nie pokapujesz :P
ich się kocha :D