Wzięłam ze sobą Blanco, który wydawał się bardzo zadowolony z wycieczki. Rzadko brałam go gdziekolwiek ze sobą. Nie chciałam go ciągać bez potrzeby, ale dziś potrzeba jest! Ogromna!
Jak zobaczyłam, że Sami obejmuje Lenę... Serce mi zadrżało i mocniej ścisnęłam w dłoni smycz. Muszę być twarda, twarda.
-WYGRAMY! - zaryczał Benzema i rzucił mi piwo. Blanco warknął cicho i położył się na kanapie. Usiadłam obok niego po turecku, ale piwo schowałam za poduszką. Wzięłam sobie Pepsi, a psu na szyi zawiązałam szalik Realu. Musi do mnie pasować.
-Wiecie... - mruknęłam patrząc na ogromny telewizor. - Nawierzchnia jest do dupy. Bardziej potrzebują płetw niż kor... KURWA! - wrzasnęłam. Na moich oczach Ronaldo został sfaulowany, a z rozciętego łuku brwiowego chlusnęła krew.
-Sami! - jęknęła Lena i schowała twarz w szyi narzeczonego. A gdzie mój?
-Zawilgotniał mu ten gwizdek czy jak?! - bulwersował się po chwili Benzema. - Złe podanie! Złe!
-Faul! - przekrzykiwał go Khedira i tak do momentu aż Cristiano strzelił gola. Potem wybuchła euforia. Nawet Blanco szczekał i wył.
W przerwie wybraliśmy numer Ozila.
~Kurwa, czego? - wysapał się na wstępie. - Ja tu gram!
-To graj lepiej, łajzo! - warknął Karim.
-Podajesz jak cipa! - zawtórował mu Sami.
-Zepnij parszywe dupsko! - dodałam.
~Jak się nie zamkniesz to dostaniesz na własność koszulkę, którą przed chwilą z siebie zdjęłam. Jest mokra, cała w błocie i śmierdząca. Zainteresowana, Unice? - syknął.
-To Karim! - powiedziałam szybko i się rozłączyłam.
Z lodówki wzięłam puszkę z ananasami i wróciłam do salonu. Jadłam je od trzech lat i traktowałam bardziej jak przyzwyczajenie niż przysmak.
Druga połowa była nie mniej interesująca.
-Unice? - szepnęła Lena.
-Co? - mruknęłam patrząc w telewizor.
-Nie jest ci ich szkoda?
-Niby czemu? - zdziwiłam się, ale na nią nie spojrzałam.
-Mokrzy, brudni i zmęczeni - pogłaskała Samiego po policzku.
-I co z tego? Sama tak grałam. Wybrali to na własne życzenie. FAUL! - podskoczyłam jak oparzona.- Kurwa, gol - opadłam na kanapę, bo zrobił się remis. - Zaraz robota Ronaldo pójdzie się jebać - sapnęłam.
-Remis to nie czas dla Moraty - mruknął Benzema.
-Mesut się opierdala! Chłopaki, powiedźcie mu coś telepatycznie! - warknęłam.
-Kaka za Arbeloe... - powiedział Sami i umilkł.
-Będę się do niego modlić jak pomoże - szepnęłam, a Benzema zarechotał z uciechy. - Calleti! - zapiszczałam, gdy sędzia odgwizdał jedenastkę. - Idziemy na piwo! PIWO!!!
Tak sobie komentowaliśmy, a Lena słuchała w milczeniu.
-Ale są uroczy, tacy rozczochrani - szepnęła do mnie.
-Kto? - zaczęłam obgryzać paznokcie.
-Chłopcy na boisku, nie?
-Nie! - powiedziałam głośno i pochyliłam się w jej stronę. - Taki Ally doprowadza mnie do obłędu - wyszeptałam, żeby Karim i Sami nie słyszeli. - Brałby - puściłam jej oczko.
-Albiol, ofiaro - jęknął Khedira.
-Mou nie wypuści Moraty, bo nie da ra... - zaczął Karim. - Unice, patrz! Patrz! - ryknął. - Nie wpierdalaj tych pazurów jak twój fagas wchodzi!!! - wpatrywałam się w telewizor z otwartą buzią. Schodził Mesut a na jego miejsce wskakiwał Ally.
Trzy minuty później patrzyłam jak śmiga przez boisko, bo właśnie strzelił swojego pierwszego gola w Realu Madryt. A mnie tam nie ma!
Cieszyłam się razem z nim, byłam bardzo dumna, ale chciałam po meczu być z nim jako pierwsza!
Szybko wyjęłam z kieszeni dresów telefon i napisałam mu wiadomość.
UNICE: Jesteś najlepszy! Kocham Cię ;* gratuluję, mój cracku ;)
Po meczu nie dałam się przekonać na imprezę (która bez wątpienia odbędzie się zaraz po powrocie piłkarzy z Walencji), tylko pojechałam do domu.
Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.
-Morata, czemu kłócimy się jak głupie bahory? - spytałam samą siebie i spojrzałam na nasze zdjęcie z wakacji, które wisiało na ścianie w jednej z granatowych ramek.
Jak mam odzyskać to szczęście?
Wzięłam prysznic i włożyłam swoje gatki z Elmo. Na górę wyjęłam z szafy bluzkę Moraty. Mówiąc szczerze, jedna trzecia tego co mam to jego ciuchy.
Wróciłam do łóżka i nakryłam się kołdrą. Nie doczekałam się od niego odpowiedz na smsa...
Śniło mi się, że Ally wchodzi do pokoju i delikatnie się zatacza. Impreza z kumplami, nie?
Ściąga klubową bluzę, koszulkę, rzuca w kąt torbę, siada na brzegu łóżka i z mozołem zdejmuje z siebie buty, skarpetki i spodnie. W samych bokserkach kładzie się obok mnie. Przytula do moich pleców, wsuwa mi ręce pod koszulkę, całuje w szyję i zasypia. Drapie mnie jego zarost, dłonie otaczają moje piersi, ale jest mi tak dobrze, że nie protestuje.
Fajny sen.
Obudziłam się, bo coś strasznie uwierało mnie w udo. Było gorące i jakby pulsowało?
Sapnęłam cicho i przekręciłam się na plecy. Udo było wolne. Podrapałam się po nosie i stwierdziłam, że coś jest nie tak. Tylko co?
Nie otwierałam oczu, ale podświadomie czułam, że coś w moim pokoju nie jest takie jak powinno. Zapach? Nie, był taki sam, może trącił czymś wilgotnym, ale to pewnie Blanco biegał po rosie, a teraz gnieździ się na podłodze. Wyraźnie czułam też pomarańcze, ale na to rozwiązanie było proste. Na wezgłowiu łóżka wisiała bluza Moraty, lubiłam się budzić i czuć jego zapach.
Otworzyłam oczy i aż się przeraziłam. Czy przez moje królestwo przeszedł jakiś kataklizm? Na biurku leżały granatowe dresy, w kącie jakaś torba, na podłodze coś białego i skarpety... Bynajmniej nie moje.
-Co jest? - usiadłam i wtedy spostrzegłam, że nie jestem w łóżku sama. Morata spał na brzuchu, głowę miał odwróconą w drugą stronę. Wiem co mnie uwierało w udo. Leżałam pod jego nogą, a on jak każdy facet rano miał... No miał TO. - Ally? - szturchnęłam go ramię.
-Kociaku, ciut, ciut - jęknął. - Nie mam treningu.
-Morata, co ty tu robisz? W ogóle jak się tu dostałeś? - szarpnęłam go porządnie.
-Potem - schował głowę pod poduszką.
-Teraz! - zabrałam mu ją i klęknęłam siadając na nogach. - Morata! - zaczęłam go łaskotać.
-Dobra! - podskoczył i złapał mnie w pasie. Położył na łóżku i wtulił twarz w moją szyję. - Twój tato mnie wpuścił, bo akurat wychodził do warsztatu.
-Morata! - sapnęłam ze złości. - Czy ty wyobrażasz sobie, żebym wpadła pijana do twojego domu, i żeby twój tato mnie wpuszczał?!
-Nie, bo ty jak się nawalisz to lądujesz u Benzemy - odparował. - A Benzema się cieszy, bo go rozśmieszasz.
-Ty jesteś jeszcze pijany - stwierdziłam.
-Tak - poruszył zabawnie brwiami. - Musiałem właściwie uczcić swój wczorajszy sukces, nie? - podciągnął moją bluzkę w górę. - A do ciebie przyszedłem po nagrodę. Chcę gole za gola.
-Nagrodę? Gole? - objęłam go za szyję i wsunęłam dłonie we włosy.
-Tak - pocałował mnie.
-Morata, weź - odsunęłam się. - Walisz wódką - przewróciłam oczami.
-Mam umyć zęby? - jęknął.
-Nie - wstałam. - Zaraz wracam - powiedziałam i zeszłam na dół. W kuchni obrałam pomarańczę, pokroiłam na kawałki i wróciłam na górę.
-Co masz? - mruknął i prawie spał.
-Otwórz buzię - poprosiłam i usiadłam mu na brzuchu. Posłusznie zrobił o co prosiłam i zjadł kawałek.
-Dobre - mlasnął. - W końcu jakiś inny owoc niż ananasy. Daj jeszcze.
-Proszę - podałam mu talerzyk i sama też zjadłam odrobinkę.
-Dobra, teraz jesteś moja! - zawołał i znów położył mnie obok siebie. - Chcę nagrodę! - uśmiechnął się lubieżnie.
-Znając życie zaraz ktoś nam przeszkodzi - mruknęłam i pozwoliłam mu zdjąć z siebie bluzkę.
-To się skończy jak ze mną zamieszkasz, a potem będziesz moją żoną i urodzisz mi ślicznych chłopczyków - powiedział z przekonaniem. Pogłaskałam go czule po policzku, zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Mój kochany.
-Może poczekasz z tą nagrodą aż wytrzeźwiejesz, co?
-Nie - pokręcił głową. - Alkohol nie psuje mi czucia, poza tym jak wytrzeźwieje to chce jeszcze raz - pocałował mnie.
Jego dłonie krążyły wokół moich piersi.
-Obiecaj mi coś - szepnął ujmując w palce moje brodawki i delikatnie je skręcając. Jęknęłam mimowolnie i przymknęłam oczy.
-Co? - sapnęłam i uniosłam głowę, żeby go pocałować, ale się odsunął.
-Nie umówisz się już z Vazquezem - powiedział i znowu skręcił brodawki. Zagryzłam wargę, żar w moim podbrzuszu wybuchł ze zdwojoną siłą.
-Musimy o tym gadać teraz? - sapnęłam, bo czułam, że zaraz eksploduję.
-Tak - zaczął kąsać jedną pierś, a wolna ręka ześliznęła się między moje nogi.
-Ally, błagam - wiłam się pod nim.
-Dostaniesz co zechcesz, ale obiecaj, że się z nim nie umówisz - powtórzył.
-Jesteś... - zaczęłam, ale urwałam, bo poczułam jak świat mi wiruje. - Obiecuje, obiecuje, obiecuje - jęknęłam.
-Grzeczna dziewczynka - uśmiechnął się zadowolony i wpił w moje usta.
ANIMO IKER!
Ciężki sezon, ale my się nie poddamy! Los Blancos się nie poddają!
!HALA MADRID!
Notka dla Tyśki! Zdrowiej!
Patrz, tylko Ty potrafisz sobie zażyczyć notki i trafia się akurat TAKA!
Świetny rozdział! Tym bardziej, że Ally i Unice się pogodzili! Ciekawe, czy dziewczyna dotrzyma obietnicy. Takie komentowanie meczu to mi się podoba! Nie ma to, jak wyzywanie kolegów za złe granie! Czekam na kolejny z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuń" ... a psu na szyi zawiązałam szalik Realu. Musi do mnie pasować." awwwwwwwwwwwwwww *_*
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH OMG!!! Ja bym nie wyrobiła ze śmiechu, jakbym miała z nimi ten mecz oglądać. Biedna Lena (piękna Lena *_*) taka skołowana, ale myśli ma akurat normalne hihi. Madre ten nieszczęsny, ale szczęśliwy mecz mi się przypomniał ... ach.
A Unice z Allym to zbereźniki małe dwa, ale nie dziwne jak sam Benzema ich demoralizuje całe życie. Ale dobrze, że się chociaż pogodzili :D
Ach i to dla mnie? *_* Ja tylko grzecznie poprosiłam bo miałam ochotę poczytać czegoś ciekawego, a jak ciekawego to wiadome że twojego :D
Jejjj!! Pogodzili się :D No w końcu ! Uwielbiam ich razem, są tacy słodcy i wgl. Rozdział genialny i jeszcze ten nawalony Ally hahah <3 Genialne :D Uwielbiam twoje opowiadanie i czekam na więcej, więcej i więcej :D
OdpowiedzUsuńKocham to <3 Pozdrawiam cieplutko <3 :**
http://zahipnotyzowanaja.blogspot.com/